No i doczekałem się nowej
książki mojej idolki, kupiłem w Publio, i nie jem, nie
piję, tylko pochłaniam e-booka. Warto było czekać !!
Początek, jak u Irka
Iredyńskiego, gdzie skacowanemu bohaterowi wszystko z rana
śmierdziało; tylko epoka, a więc i język - inne. I
ten język trzeba podkreślić, bo Masłowska ma wyjątkowe
ucho, a jeszcze większy talent, by balansować na granicy
jego przyswajalności, szydząc z niego, lecz bez przesadnej
karykatury. Ten język jest wiarygodny nawet dla mnie
przebywającego poza Polską od 30 lat.
Towarzyszymy Kamilowi w
trzydniowej wędrówce po Warszawie odkrywając jej atmosferę,
poznając jej mieszkańców, ale pozornie, bo faktycznie to
poznajemy bezlitosną prawdę o sobie. W galerii statystów
każdy czytelnik odnajdzie siebie, a więc każdego dosięgnie
bezlitosne obnażenie i wyśmianie.
Dominuje ironia, której
najlepszy przykładem jest tatuaż napakowanego łysielca
(s.17,8):
„....Kątem
oka widzi czaszkę zgoloną gładko, chodzące pod skórą mięśnie,
bliznę sporą na twarzy i duży tatuaż z Małym Powstańcem na
żylastej ręce...”
A więc znowu ubieranie się
w bogoojczyźniane patriotyczne szaty !! Normalni ludzie mają
już po dziurki w nosie patriotyczno – wspomnieniowej
retoryki, przeto....(s.53,7):
„.....Warszawskie
Powstanie, ciekawe być może, ale ciekawsze, czy jest jeszcze metro
o tej porze?..”
Poziom
bezmózgowca Kamila określa jedyne jego skojarzenie(54,4):
„...Ribbentrop-Mołotow?
Bue he he, kumpel raz rzucił w «Zapiekanki» Mołotowem..”
Masłowska
kpi ze wszystkiego, więc i lesbijkom nie popuszcza (s.57,7):
„.....najczęściej
są to kobiety, co nie podobają się facetom, i przez to jedna z
drugą tak sobie to tłumaczą, że są lesbą. A tak naprawdę nikt
im dobrze kominka nie przeczyścił, bue he he he”.
Każdą
scenkę komentują przeróżni ludzie, co składa się na
folklor ulicy, nie - raczej miasta, nie - to obraz naszego
kołtuństwa. Do tego autorka serwuje rymowanki jak (s.63,3):
„..Staro
wygląda. Staro się czuje. W dłoniach po kawie kubek
kompresuje. Gdzie ona się, do chuja, snuje?..”
Niesamowita
ta Masłowska. Przypominam, że jej talent zauważyła prof.
Maria Janion już w „Niesamowitej Słowiańszczyznie”. Do
tego fikuśne ilustracje Macieja Chorążego.
Czas
na wizerunek Polaków (s.103,9):
„...Chamstwo
wypisane na twarzach. Do gardeł rzuciliby się sobie, gdyby mogli...
..Okropne twarze, okropne wyglądy, bez gustu, nawet jak mają
pieniądze, i tak wyglądają jak manekiny z lumpexu, żywe kostiumy
na Halloween po ulicy błądzące...”
Pierwszy
raz słyszę piękne określenie rozstania z kobietą
(s.112,9):
„....Początkowo
się łudził, że odtuli ją humanitarnie, na stopniowo...”
To
nie jest recenzja, to pierwsza moja impresja wsparta paroma
cytatami. Może kiedyś napiszę, lecz teraz nie mogę, bo
euforia to uniemożliwia. Rozpalony mogę tylko jeszcze raz
powiedzieć, że Masłowska jest genialna, a każda jej
książka jest wielkim dla mnie przeżyciem. 10/10