Recenzję ograniczam do pierwszego opowiadania:
Nieudaczna amatorszczyzna, nudna, styl pokrętny, a co to miało być, humoreska czy kryminał, nie wiadomo. Fabuła: czterech bankrutów, jeden się obs..ł, drugi go obszczał, a barmanka weszła przez okno do męskiego WC i pierwszego zabiła. Nie uśmiechnąłem się ani razu. 3/10
Sunday, 25 February 2018
Saturday, 24 February 2018
A. J. KAZINSKI - "Sen i śmierć"
A. J. KAZINSKI - "Sen i śmierć"
Kazinski to pseudonim dwóch duńskich pisarzy (Wikipedia):
„Anders Rønnow Klarlund born 1971, is a Danish author, director and screenwriter. Together with the Danish author Jacob Weinreich born 1972, he is also known as A. J. Kazinski. Together they have published 'The Last Good Man' and 'The Sleep and The Death'...”
Filozofowanie o tajemnicy przekraczania progu pomiędzy życiem a śmiercią... Niestety, temat mnie nie leży, bo dwa razy tam bylem, a co zobaczyłem zostawiam dla siebie. Większość religii mami, że tam jest „coś”, bo lepsze „coś” niż „nic”, tylko że „nadzieja matką głupich”.
Może i byłby niezły kryminał, lecz te pseudo – filozoficzne rozważania o życiu i śmierci wkurzają, a byłyby one niewątpliwie bardziej wiarygodne, gdyby autorzy doświadczyli przejścia na tamtą stronę.. Więc, do dzieła, panowie, do dzieła, a jak powrócicie, to następnemu waszemu dziełu dam więcej niż 5 gwiazdek.
Kazinski to pseudonim dwóch duńskich pisarzy (Wikipedia):
„Anders Rønnow Klarlund born 1971, is a Danish author, director and screenwriter. Together with the Danish author Jacob Weinreich born 1972, he is also known as A. J. Kazinski. Together they have published 'The Last Good Man' and 'The Sleep and The Death'...”
Filozofowanie o tajemnicy przekraczania progu pomiędzy życiem a śmiercią... Niestety, temat mnie nie leży, bo dwa razy tam bylem, a co zobaczyłem zostawiam dla siebie. Większość religii mami, że tam jest „coś”, bo lepsze „coś” niż „nic”, tylko że „nadzieja matką głupich”.
Może i byłby niezły kryminał, lecz te pseudo – filozoficzne rozważania o życiu i śmierci wkurzają, a byłyby one niewątpliwie bardziej wiarygodne, gdyby autorzy doświadczyli przejścia na tamtą stronę.. Więc, do dzieła, panowie, do dzieła, a jak powrócicie, to następnemu waszemu dziełu dam więcej niż 5 gwiazdek.
Thursday, 22 February 2018
Terry PRATCHETT - "Eryk"
Terry PRATCHETT - "Eryk"
Na podstawie Wikipedii:
Terry Pratchett (1948 – 2015) – brytyjski pisarz fantasy i science fiction, najbardziej znany jako autor cyklu 'Świat Dysku'... ...Cykl opisuje nasz realny świat w krzywym zwierciadle, w zabawny i ironiczny sposób komentując różne aspekty życia ludzkiego (czyli satyryczne fantasy)... ....Humorystyczna powieść fantasy 'Eryk' to dziewiąta część długiego cyklu,.. .. zaliczana do podcyklu Rincewindzie.."
Chociaż jestem stary, to dalej ulegam kobietom, dzisiaj "Jowicie" z LC, która nakłoniła mnie do ponownej próby z Pratchettem. Pierwsza nie udała się ("Blask fantastyczny" - PAŁA!!). Wybrałem "Eryka", bo z posiadanych przeze mnie - najcieńszy (203 s e-book). Podkreślam, że nastawiony jestem entuzjastycznie; no i zaczynam ! Jeszcze przed lekturą treść z Wikipedii:
„...Książka opowiada o młodym demonologu Eryku, który próbując wezwać demona, wzywa Rincewinda. Ten ma za zadanie spełnić jego trzy, standardowe życzenia - żyć wiecznie, panować nad światem i spotkać najpiękniejszą kobietę w historii. W rezultacie zjawiają się w nietypowych miejscach i czasach, między innymi na plaży podczas stworzenia świata, a także w piekle, którego mieszkańcy są także ważnymi postaciami w powieści..."
A Rincewind to:
"... Tchórzliwy i nieudolny mag, który nie ukończył Niewidocznego Uniwersytetu, choć formalnie pełni w nim funkcję nieopłacanego profesora Okrutnej i Niezwykłej Geografii... ….Rincewind zostaje przeniesiony do Piekielnych Wymiarów – obszaru pomiędzy rzeczywistościami.
Z Piekielnych Wymiarów ratuje go Eryk... – nastoletni demonolog, który bierze go za demona mającego spełnić trzy życzenia....."
To było konieczne, jako że nie znam poprzednich tomów, a teraz wio!
"Pszczoły Śmierci są wielkie i czarne...", a Śmierć jest rodzaju męskiego. To jest dziewiąty tom więc zrozumiałe, że trudno mnie będzie wejść w konwencję, lecz porównanie "gęsty jak grzech" na pewno mnie nie leży. Ciężko się czyta, bo nieczasowy jestem, więc szukam po internecie i tak:
„seks tantryczny” to wg http://kobieta.dlastudenta.pl/artykul/seks-tantryczny,7556.html
„Seks tantryczny jest aktem duchowego i cielesnego zespolenia. Pozwala odkryć duchową stronę zbliżenia, a praktykujący go, nabywają także umiejętności przedłużania aktu oraz silniejszego przeżywania orgazmu..."
"grimoire" wg Wikipedii:
"...księga wiedzy magicznej, szczególnie bardzo stara. Najczęściej przez grimoire rozumie się księgi magiczne pisane od średniowiecza do XVIII wieku włącznie, dla nowszych dzieł okultystycznych nazwę tę stosuje się raczej przenośnie, dla starszych raczej błędnie..."
Z kolejnymi kliknięciami Rincewinda, na polecenie Eryka, przenosimy się w przestrzeni i czasie aż do strony 66, kiedy to zmorzyła mnie drzemka. Po godzinie z uporem brnę dalej. I wreszcie zostałem nagrodzony gadką, po której pierwszy raz się uśmiechnąłem (s.79):
„ - Zawsze twierdziłem – oznajmił da Quirm – że we wszystkim należy szukać dobrych stron.
Rincewind, przywiązany do sąsiedniego kamiennego bloku, z trudnością odwrócił głowę
- A gdzież one są w tej konkretnej sytuacji? – zapytał.
Da Quirm spojrzał ponad bagnem i koronami drzew w dżungli.
- No... Na przykład mamy stąd wspaniały widok....”
Ha, ha!! Czytam dalej. Na tej samej stronie cytat z Horacego: „Nil desperandum” - przypisu nie ma, bo wszyscy wiedzą, że to znaczy „nie należy rozpaczać”. O rozpaczy mowa, bo bohaterowie czekają na egzekucję, ale fajnie jest, bo ich rozmowa to pure nonsense (s.82):
„- Poskarżę się, demonie – jęczał Eryk. – Poczekaj, niech tylko mama się dowie. Moi rodzice mają wpływy...
- Dobrze – zgodził się słabym głosem Rincewind. – Może wytłumaczysz kapłanowi, że jeśli wytnie ci serce, jutro rano mama przybiegnie do szkoły i złoży skargę....”
Ha, ha! Czytam dalej. Kolega Bagaż wchłonął boga Tezumenów, co oznaczało dla Eryka i Rincewinda wolność, po czym Rincewind palcami pstryknął i przenieśliśmy się na pola Wojny Trojańskiej, przepraszam - Tsortiańskiej. Niestety humor żenujący i głupi, bo co za przyjemność dla eunucha (s.110):
„- Chciałbym zostać eunuchem, sir. – dodał Eryk.
- Dlaczego? – spytał zdumiony, a oczywista odpowiedź przyszła mu w tej samej chwili, gdy Eryk jej udzielił:
- Żeby całymi dniami pracować w haremie!...”
Nie jestem też przekonany, by przeciętny czytelnik (a szczególnie amerykański) znał dostatecznie przygody Odyseusza i zrozumiał kwestie związane z Lavaeolusem, a próba rozśmieszenia powrotem Odysa – Lavaeoulusa żałosna (s. 116,7):
„...- Kiedy już wrócił, walczył z zalotnikami swojej żony i w ogóle, a jego ukochany stary pies rozpoznał go i zdechł.
- Przez piętnaście lat nosił w pysku jego kapcie. To go zabiło...”
No i doczekałem się gwoździa do trumny autora czyli pomysł go kompromitujący (s. 119,5):
„..- Moglibyśmy opowiedzieć mu o przyszłości. – szepnął Eryk.
-Spotkały go... to znaczy spotkają...najprzeróżniejsze przygody. Katastrofy morskie, czary, cala jego załoga zamieniona w zwierzęta i takie rzeczy.
- Owszem. Możemy mu zaproponować, żeby wracał piechotą...”
Podróże w czasie to oklepany temat, ponadto klasyka, lecz jednej zasady się nie łamie: nienaruszalności „przyszłości – przeszłości”. Czytam dalej bo głupkowaty Rincewind znowu pstryka palcami, a pan autor ciężko myśli gdzie mają się znaleźć, ale ja już nie będę podawał szczegółów, tylko konsekwentnie dobrnę do końca.
Dobrnąłem, a następnie cofnąłem się, by zacytować bełkot ze strony 143:
„.. Wielu uczonych sądzi, że powinien to być atom wodoru, co przeczy jednak obserwowanym faktom. Każdy, kto odkrył nieznaną wcześniej trzepaczkę do piany, blokującą niewinną szufladę w kuchennej szafce, wie dobrze, że pierwotna materia bezustannie dopływa do wszechświata w pewnych określonych postaciach. Pojawia się normalnie w popielniczkach, wazonach i skrytkach na rękawiczki. Wybiera formę, mającą odwrócić podejrzenia; typowe jej manifestacje to spinacze biurowe, szpilki z opakowań koszul, gałki do kaloryfera, szklane kulki, kawałki kredek, tajemnicze elementy urządzeń kuchennych i stare albumy Kate Bush. Dlaczego materia tak postępuje, nie zostało dotąd wytłumaczone. Wydaje się wszakże pewne, że materia ma Plany.
Jest także jasne, że jako sposób konstrukcji wszechświatów stwórcy preferują czasem Wielki Wybuch, kiedy indziej zaś wybierają łagodniejszą metodę Ciągłej Kreacji. Zgodne jest to z badaniami kosmoterapeutów, którzy wykryli, że gwałtowny Wielki Wybuch może w starszym wieku wywołać u wszechświata poważne problemy psychiczne....”
Wprawdzie Pratchett był ode mnie młodszy o 5 lat, lecz nie każdemu udaje się nadążać za postępem w nauce, i jak widać nie tylko nie czytał ks. prof. Michała Hellera, lecz również współczesnej fantasy i sci-fi. Wskutek czego stał się nieciekawy i anachroniczny, lecz jeśli kogoś bawi, to niech go czyta: „Your choice!”.
Jeszcze finał: wszyscy są szczęśliwi, a najbardziej autor, bo powiększył stan konta.
Ze względu na ilość wielbicieli, jak i wspomnianą „Jowitę” daję, dla świętego spokoju, gwiazdek 5
Na podstawie Wikipedii:
Terry Pratchett (1948 – 2015) – brytyjski pisarz fantasy i science fiction, najbardziej znany jako autor cyklu 'Świat Dysku'... ...Cykl opisuje nasz realny świat w krzywym zwierciadle, w zabawny i ironiczny sposób komentując różne aspekty życia ludzkiego (czyli satyryczne fantasy)... ....Humorystyczna powieść fantasy 'Eryk' to dziewiąta część długiego cyklu,.. .. zaliczana do podcyklu Rincewindzie.."
Chociaż jestem stary, to dalej ulegam kobietom, dzisiaj "Jowicie" z LC, która nakłoniła mnie do ponownej próby z Pratchettem. Pierwsza nie udała się ("Blask fantastyczny" - PAŁA!!). Wybrałem "Eryka", bo z posiadanych przeze mnie - najcieńszy (203 s e-book). Podkreślam, że nastawiony jestem entuzjastycznie; no i zaczynam ! Jeszcze przed lekturą treść z Wikipedii:
„...Książka opowiada o młodym demonologu Eryku, który próbując wezwać demona, wzywa Rincewinda. Ten ma za zadanie spełnić jego trzy, standardowe życzenia - żyć wiecznie, panować nad światem i spotkać najpiękniejszą kobietę w historii. W rezultacie zjawiają się w nietypowych miejscach i czasach, między innymi na plaży podczas stworzenia świata, a także w piekle, którego mieszkańcy są także ważnymi postaciami w powieści..."
A Rincewind to:
"... Tchórzliwy i nieudolny mag, który nie ukończył Niewidocznego Uniwersytetu, choć formalnie pełni w nim funkcję nieopłacanego profesora Okrutnej i Niezwykłej Geografii... ….Rincewind zostaje przeniesiony do Piekielnych Wymiarów – obszaru pomiędzy rzeczywistościami.
Z Piekielnych Wymiarów ratuje go Eryk... – nastoletni demonolog, który bierze go za demona mającego spełnić trzy życzenia....."
To było konieczne, jako że nie znam poprzednich tomów, a teraz wio!
"Pszczoły Śmierci są wielkie i czarne...", a Śmierć jest rodzaju męskiego. To jest dziewiąty tom więc zrozumiałe, że trudno mnie będzie wejść w konwencję, lecz porównanie "gęsty jak grzech" na pewno mnie nie leży. Ciężko się czyta, bo nieczasowy jestem, więc szukam po internecie i tak:
„seks tantryczny” to wg http://kobieta.dlastudenta.pl/artykul/seks-tantryczny,7556.html
„Seks tantryczny jest aktem duchowego i cielesnego zespolenia. Pozwala odkryć duchową stronę zbliżenia, a praktykujący go, nabywają także umiejętności przedłużania aktu oraz silniejszego przeżywania orgazmu..."
"grimoire" wg Wikipedii:
"...księga wiedzy magicznej, szczególnie bardzo stara. Najczęściej przez grimoire rozumie się księgi magiczne pisane od średniowiecza do XVIII wieku włącznie, dla nowszych dzieł okultystycznych nazwę tę stosuje się raczej przenośnie, dla starszych raczej błędnie..."
Z kolejnymi kliknięciami Rincewinda, na polecenie Eryka, przenosimy się w przestrzeni i czasie aż do strony 66, kiedy to zmorzyła mnie drzemka. Po godzinie z uporem brnę dalej. I wreszcie zostałem nagrodzony gadką, po której pierwszy raz się uśmiechnąłem (s.79):
„ - Zawsze twierdziłem – oznajmił da Quirm – że we wszystkim należy szukać dobrych stron.
Rincewind, przywiązany do sąsiedniego kamiennego bloku, z trudnością odwrócił głowę
- A gdzież one są w tej konkretnej sytuacji? – zapytał.
Da Quirm spojrzał ponad bagnem i koronami drzew w dżungli.
- No... Na przykład mamy stąd wspaniały widok....”
Ha, ha!! Czytam dalej. Na tej samej stronie cytat z Horacego: „Nil desperandum” - przypisu nie ma, bo wszyscy wiedzą, że to znaczy „nie należy rozpaczać”. O rozpaczy mowa, bo bohaterowie czekają na egzekucję, ale fajnie jest, bo ich rozmowa to pure nonsense (s.82):
„- Poskarżę się, demonie – jęczał Eryk. – Poczekaj, niech tylko mama się dowie. Moi rodzice mają wpływy...
- Dobrze – zgodził się słabym głosem Rincewind. – Może wytłumaczysz kapłanowi, że jeśli wytnie ci serce, jutro rano mama przybiegnie do szkoły i złoży skargę....”
Ha, ha! Czytam dalej. Kolega Bagaż wchłonął boga Tezumenów, co oznaczało dla Eryka i Rincewinda wolność, po czym Rincewind palcami pstryknął i przenieśliśmy się na pola Wojny Trojańskiej, przepraszam - Tsortiańskiej. Niestety humor żenujący i głupi, bo co za przyjemność dla eunucha (s.110):
„- Chciałbym zostać eunuchem, sir. – dodał Eryk.
- Dlaczego? – spytał zdumiony, a oczywista odpowiedź przyszła mu w tej samej chwili, gdy Eryk jej udzielił:
- Żeby całymi dniami pracować w haremie!...”
Nie jestem też przekonany, by przeciętny czytelnik (a szczególnie amerykański) znał dostatecznie przygody Odyseusza i zrozumiał kwestie związane z Lavaeolusem, a próba rozśmieszenia powrotem Odysa – Lavaeoulusa żałosna (s. 116,7):
„...- Kiedy już wrócił, walczył z zalotnikami swojej żony i w ogóle, a jego ukochany stary pies rozpoznał go i zdechł.
- Przez piętnaście lat nosił w pysku jego kapcie. To go zabiło...”
No i doczekałem się gwoździa do trumny autora czyli pomysł go kompromitujący (s. 119,5):
„..- Moglibyśmy opowiedzieć mu o przyszłości. – szepnął Eryk.
-Spotkały go... to znaczy spotkają...najprzeróżniejsze przygody. Katastrofy morskie, czary, cala jego załoga zamieniona w zwierzęta i takie rzeczy.
- Owszem. Możemy mu zaproponować, żeby wracał piechotą...”
Podróże w czasie to oklepany temat, ponadto klasyka, lecz jednej zasady się nie łamie: nienaruszalności „przyszłości – przeszłości”. Czytam dalej bo głupkowaty Rincewind znowu pstryka palcami, a pan autor ciężko myśli gdzie mają się znaleźć, ale ja już nie będę podawał szczegółów, tylko konsekwentnie dobrnę do końca.
Dobrnąłem, a następnie cofnąłem się, by zacytować bełkot ze strony 143:
„.. Wielu uczonych sądzi, że powinien to być atom wodoru, co przeczy jednak obserwowanym faktom. Każdy, kto odkrył nieznaną wcześniej trzepaczkę do piany, blokującą niewinną szufladę w kuchennej szafce, wie dobrze, że pierwotna materia bezustannie dopływa do wszechświata w pewnych określonych postaciach. Pojawia się normalnie w popielniczkach, wazonach i skrytkach na rękawiczki. Wybiera formę, mającą odwrócić podejrzenia; typowe jej manifestacje to spinacze biurowe, szpilki z opakowań koszul, gałki do kaloryfera, szklane kulki, kawałki kredek, tajemnicze elementy urządzeń kuchennych i stare albumy Kate Bush. Dlaczego materia tak postępuje, nie zostało dotąd wytłumaczone. Wydaje się wszakże pewne, że materia ma Plany.
Jest także jasne, że jako sposób konstrukcji wszechświatów stwórcy preferują czasem Wielki Wybuch, kiedy indziej zaś wybierają łagodniejszą metodę Ciągłej Kreacji. Zgodne jest to z badaniami kosmoterapeutów, którzy wykryli, że gwałtowny Wielki Wybuch może w starszym wieku wywołać u wszechświata poważne problemy psychiczne....”
Wprawdzie Pratchett był ode mnie młodszy o 5 lat, lecz nie każdemu udaje się nadążać za postępem w nauce, i jak widać nie tylko nie czytał ks. prof. Michała Hellera, lecz również współczesnej fantasy i sci-fi. Wskutek czego stał się nieciekawy i anachroniczny, lecz jeśli kogoś bawi, to niech go czyta: „Your choice!”.
Jeszcze finał: wszyscy są szczęśliwi, a najbardziej autor, bo powiększył stan konta.
Ze względu na ilość wielbicieli, jak i wspomnianą „Jowitę” daję, dla świętego spokoju, gwiazdek 5
Karl GJELLERUP - "Młyn na wzgórzu"
Karl GJELLERUP - "Młyn na wzgórzu"
„WOLNE LEKTURY” REWELACYJNIE WYWIĄZUJĄ SIĘ Z EDUKACYJNEJ MISJI. DZIĘKUJĘ!
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/mlyn-na-wzgorzu/
Notka redakcyjna:
"Owdowiały młynarz Jakub darzy Lizę gorącym uczuciem, więc gdy dowiaduje się o jej gorącym romansie z parobkiem Jorgenem, dochodzi do mrożonej krew w żyłach tragedii, dla której scenerię tworzy najwyższe piętro żarnowe w starym młynie."
Na LC 6,65 (71 ocen i 11 opinii). Książka jest z 2002 roku, więc wynik nie oszołamia. Ale, ale sześć najciekawszych recenzji daje średnią 8,67 !!! i o tym pamiętajmy.
Mam do powiedzenia niewiele, tyle, że to jedna z ciekawszych wersji 'la femme fatale', chcę natomiast podzielić się z Państwem „znaleziskami”, których szukałem dzięki wzbudzenia we mnie zainteresowania nieznanym mnie noblistą przez „Wolne Lektury” (Brawo !!!).
Na podstawie Wikipedii:
„.Karl Adolph Gjellerup. ps. Epigonos (1857 – 1919) - dunski poeta, dramaturg i powieściopisarz, piszący w języku dunskim, jak i niemieckim. Przedstawiciel tzw. przełomu modernistycznego.. naturalista, dekadent oraz autor przesiąkniętych pesymizmem i filozofią Schopenhauera powieści psychologicznych, znany zwłaszcza dzięki książce 'Młyn na wzgórzu'. Laureat Nagrody Nobla (1917)....
…..Fascynacji życiem wsi i duńskim folklorem (zwłaszcza ludności wyspy) najpełniejszy wyraz dał Gjellerup w swojej powieści 'Młyn na wzgórzu' (1896).... ...Trzon powieści stanowi kreacja femme fatale; typowa dla prozy przełomu modernistycznego postać kobiety skłonnej do zła, występku i zbrodni, która mocą swojej seksualności pociąga osoby płci przeciwnej do moralnego upadku, sprytnie wykorzystując to do swoich osobistych materialnych korzyści.
Pod warstwą naturalizmu Gjellerup sygnalizuje jednak obecność rzeczywistości metafizycznej czy wręcz mistycznej, która co prawda pociąga do odpowiedzialności, lecz jednocześnie skazuje osoby, których wina wydaje się niejednoznaczna czy wręcz wątpliwa. Światem (zarówno doczesnym, jak i jego eschatologicznym kresem) w powieści rządzi zatem „mrok” fatalizm i cierpienie. Pesymistyczna wizja zawarta w 'Młynie na wzgórzu' zakończyła okres naturalistyczno-dekadencki w twórczości Gjellerupa, skłaniając autora do poszukiwań ukojenia w buddyzmie......"
I jeszcze przyczyna niedocenienia w 1917, czyli w czasie wojny i w konsekwencji również później:
".....Odznaczenie Nagrodą Nobla Gjellerupa nie wywołało szczególnego entuzjazmu w Danii; przez długi czas Gjellerup był tam uważany za pisarza niemieckiego...."
Nie sądzę, że lektura skłoni Państwa na wzór autora, "do poszukiwania ukojenia w buddyzmie", lecz niewątpliwie dostarczy mocnych wrażeń. Książka i autor warci popularyzacji, więc gorąco polecam 9/10
„WOLNE LEKTURY” REWELACYJNIE WYWIĄZUJĄ SIĘ Z EDUKACYJNEJ MISJI. DZIĘKUJĘ!
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/mlyn-na-wzgorzu/
Notka redakcyjna:
"Owdowiały młynarz Jakub darzy Lizę gorącym uczuciem, więc gdy dowiaduje się o jej gorącym romansie z parobkiem Jorgenem, dochodzi do mrożonej krew w żyłach tragedii, dla której scenerię tworzy najwyższe piętro żarnowe w starym młynie."
Na LC 6,65 (71 ocen i 11 opinii). Książka jest z 2002 roku, więc wynik nie oszołamia. Ale, ale sześć najciekawszych recenzji daje średnią 8,67 !!! i o tym pamiętajmy.
Mam do powiedzenia niewiele, tyle, że to jedna z ciekawszych wersji 'la femme fatale', chcę natomiast podzielić się z Państwem „znaleziskami”, których szukałem dzięki wzbudzenia we mnie zainteresowania nieznanym mnie noblistą przez „Wolne Lektury” (Brawo !!!).
Na podstawie Wikipedii:
„.Karl Adolph Gjellerup. ps. Epigonos (1857 – 1919) - dunski poeta, dramaturg i powieściopisarz, piszący w języku dunskim, jak i niemieckim. Przedstawiciel tzw. przełomu modernistycznego.. naturalista, dekadent oraz autor przesiąkniętych pesymizmem i filozofią Schopenhauera powieści psychologicznych, znany zwłaszcza dzięki książce 'Młyn na wzgórzu'. Laureat Nagrody Nobla (1917)....
…..Fascynacji życiem wsi i duńskim folklorem (zwłaszcza ludności wyspy) najpełniejszy wyraz dał Gjellerup w swojej powieści 'Młyn na wzgórzu' (1896).... ...Trzon powieści stanowi kreacja femme fatale; typowa dla prozy przełomu modernistycznego postać kobiety skłonnej do zła, występku i zbrodni, która mocą swojej seksualności pociąga osoby płci przeciwnej do moralnego upadku, sprytnie wykorzystując to do swoich osobistych materialnych korzyści.
Pod warstwą naturalizmu Gjellerup sygnalizuje jednak obecność rzeczywistości metafizycznej czy wręcz mistycznej, która co prawda pociąga do odpowiedzialności, lecz jednocześnie skazuje osoby, których wina wydaje się niejednoznaczna czy wręcz wątpliwa. Światem (zarówno doczesnym, jak i jego eschatologicznym kresem) w powieści rządzi zatem „mrok” fatalizm i cierpienie. Pesymistyczna wizja zawarta w 'Młynie na wzgórzu' zakończyła okres naturalistyczno-dekadencki w twórczości Gjellerupa, skłaniając autora do poszukiwań ukojenia w buddyzmie......"
I jeszcze przyczyna niedocenienia w 1917, czyli w czasie wojny i w konsekwencji również później:
".....Odznaczenie Nagrodą Nobla Gjellerupa nie wywołało szczególnego entuzjazmu w Danii; przez długi czas Gjellerup był tam uważany za pisarza niemieckiego...."
Nie sądzę, że lektura skłoni Państwa na wzór autora, "do poszukiwania ukojenia w buddyzmie", lecz niewątpliwie dostarczy mocnych wrażeń. Książka i autor warci popularyzacji, więc gorąco polecam 9/10
Tuesday, 20 February 2018
Edith NESBIT - "Poszukiwacze skarbu"
„WOLNE LEKTURY” REWELACYJNIE WYWIĄZUJĄ SIĘ Z EDUKACYJNEJ MISJI. DZIĘKUJĘ!
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/nesbit-poszukiwacze-skarbu/
Edith Nesbit (1858 – 1924) - poetka i pisarka, głównie dla dzieci, zadebiutowała w 1885, ale dla dzieci - w 1899, tym właśnie pierwszym tomem opowieści o rodzinie Bastablów. Mimo polskiego wydania w 1925, mam okazję ją poznać dopiero teraz. Dopiero a może już, bo nie jestem pewien co do stopnia mojego starczego zdziecinnienia. Wyłowiłem z Wikipedii ciekawe zdanie:
„....'The Story of the Treasure Seekers' was the first novel for children by Nesbit; it and her later novels exerted considerable influence on subsequent English children's literature, most notably Arthur Ransome's books and C. S. Lewis 'The Chronicles of Narnia'..."
Ta książka ma na LC 6,36 (104 ocen i 8 opinii), a więc niezbyt rewelacyjnie i dlatego postanowiłem sławę autorki zweryfikować.
Sześcioro rodzeństwa, samotnie wychowywanych przez wdowca postanawia zdobyć skarb by pomóc ojcu. Dobrze, że sześcioro a nie dwanaścioro, bo czytelnik by padł. Opisujący wydarzenia Oswald obiecuje że się nie przedstawi, po czym dwukrotnie daje możliwość identyfikacji. Dzieci wykopały dziurę w ziemi, która przysypała sąsiada, ale twardy jestem i brnę dalej,,,
A jednak nie dobrnąłem do końca, bo wychowałem się na młodszym koledze Nesbit - Hughu Loftingu (1886 -1947) i do dzisiaj wracam do dr Dolitle i jego zwierząt. Do tego dochodził Grabowski z „Puc, Bursztyn i goście”, nie mówiąc o Korczaku, Leśmianie, Brzechwie, Tuwimie. Mając starszą siostrę, czytałem cały cykl o Ani z Avonlea, jak i Alicję z Krainy Czarów i Kubusia Puchatka. Cieszę się, że nie poznałem dyrdymał pani Nesbit i niech tak pozostanie. Nie wszystko co zagraniczne to się świeci. Chyba to Korczak nauczał, że dzieci należy traktować poważnie i że pisanie dla nich jest największą sztuką.
Nie polecam, bo i współczesnej literatury dla dzieci jest dużo i z niej można wybrać ciekawe pozycje. Misję „Wolnych Lektur” w tym przypadku doceniam jako archiwistyczną i dlatego daję aż 5 gwiazdek
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/nesbit-poszukiwacze-skarbu/
Edith Nesbit (1858 – 1924) - poetka i pisarka, głównie dla dzieci, zadebiutowała w 1885, ale dla dzieci - w 1899, tym właśnie pierwszym tomem opowieści o rodzinie Bastablów. Mimo polskiego wydania w 1925, mam okazję ją poznać dopiero teraz. Dopiero a może już, bo nie jestem pewien co do stopnia mojego starczego zdziecinnienia. Wyłowiłem z Wikipedii ciekawe zdanie:
„....'The Story of the Treasure Seekers' was the first novel for children by Nesbit; it and her later novels exerted considerable influence on subsequent English children's literature, most notably Arthur Ransome's books and C. S. Lewis 'The Chronicles of Narnia'..."
Ta książka ma na LC 6,36 (104 ocen i 8 opinii), a więc niezbyt rewelacyjnie i dlatego postanowiłem sławę autorki zweryfikować.
Sześcioro rodzeństwa, samotnie wychowywanych przez wdowca postanawia zdobyć skarb by pomóc ojcu. Dobrze, że sześcioro a nie dwanaścioro, bo czytelnik by padł. Opisujący wydarzenia Oswald obiecuje że się nie przedstawi, po czym dwukrotnie daje możliwość identyfikacji. Dzieci wykopały dziurę w ziemi, która przysypała sąsiada, ale twardy jestem i brnę dalej,,,
A jednak nie dobrnąłem do końca, bo wychowałem się na młodszym koledze Nesbit - Hughu Loftingu (1886 -1947) i do dzisiaj wracam do dr Dolitle i jego zwierząt. Do tego dochodził Grabowski z „Puc, Bursztyn i goście”, nie mówiąc o Korczaku, Leśmianie, Brzechwie, Tuwimie. Mając starszą siostrę, czytałem cały cykl o Ani z Avonlea, jak i Alicję z Krainy Czarów i Kubusia Puchatka. Cieszę się, że nie poznałem dyrdymał pani Nesbit i niech tak pozostanie. Nie wszystko co zagraniczne to się świeci. Chyba to Korczak nauczał, że dzieci należy traktować poważnie i że pisanie dla nich jest największą sztuką.
Nie polecam, bo i współczesnej literatury dla dzieci jest dużo i z niej można wybrać ciekawe pozycje. Misję „Wolnych Lektur” w tym przypadku doceniam jako archiwistyczną i dlatego daję aż 5 gwiazdek
Monday, 19 February 2018
Władysław ORKAN - "Płanety"
„WOLNE LEKTURY” REWELACYJNIE WYWIĄZUJĄ SIĘ Z EDUKACYJNEJ MISJI. DZIĘKUJĘ!
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/planety/
Władysław Orkan właśc. Franciszek Ksawery Szmaciarz, później Smreczyński (1875 – 1930) - mimo, że tworzył w okresie Młodej Polski, to do nurtu modernistycznego nie należał. "Płanety" to zbiór naturalistycznych opowiadań z życia górali.
1. "Nad urwiskiem" I - niepokój chłopa z powodu ewentualnego podziału gospodarstwa między dzieci;
2. "Wilija" - przygotowania do Wigilii i Wigilia, a najlepsze karpiele z mlekiem;
3. "Gody" - Święta Bożego Narodzenia czyli „Godnie Święta”, a przy tej okazji złota myśl:
"Człek żyje, aby jadł - i Panu Bogu się podobał"
Potem śpiewanie kolęd i podsumowanie (s.33):
"...Raz do roku kółka rodzinne jakieś swojskie, miłe, zgodne, jedną myślą parte do „szopy”, gdzieby każdy „z duszy rad służyć Maleńkiemu”...
Drugi dzień to święto św. Szczepana (ukamienowanego w 36 r), a Wikcia czeka na Jędrusia. I się doczekała.
4. "Bazie" - opis Niedzieli Palmowej;
5. "Wesoły Dzień" - Obchody Wielkiego Piątku, Wielkiej Soboty, święconki, i nadchodzi Niedziela;
6. "Piekiełko" - obrazek obyczajowy;
7. "Niedowiarek" - Jak to Cyrek nienawiść w uznanie czterema litrami gorzały zamienił, a i piękna mądrość ludowa (s.74);
".— Najgorzej pierwszą biedę przeczekać, to się już do następnych człowiek wezwyczai..."
8. "Płanety" - ironiczna opowieść o "dbałości" o chłopa i o relacji chłopa z Bogiem (s. 101):
"...Ogółem stosunek chłopa do Boga jest bardzo prosty. „Ja Ci zmówię tyle a tyle pacierzy, a Ty mi dasz to, o co Cię proszę”.
9. "Przekleństwo" - ponure i pogardliwe o bezmyślności ludzkiego stada;
10. "Po omacku" - pesymistyczne o kondycji ludzkiej;
11. "Jasna polana" - jak wyżej
12. "Nad urwiskiem" II - jak wyżej
Orkan snuje folklorystyczną opowieść ze znawstwem i miłością, jeno cztery ostatnie psują nastrój, bo autora dorwał pesymizm okrutny. Ale w ogóle przepiękne i co za gwara !!! 10/10
PS Znowu brak spisu treści, a opowiadań naliczyłem 12 zamiast 13. Przypuszczam, że Wydawca jako 13 policzył wiersz zaczynający zbiór.
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/planety/
Władysław Orkan właśc. Franciszek Ksawery Szmaciarz, później Smreczyński (1875 – 1930) - mimo, że tworzył w okresie Młodej Polski, to do nurtu modernistycznego nie należał. "Płanety" to zbiór naturalistycznych opowiadań z życia górali.
1. "Nad urwiskiem" I - niepokój chłopa z powodu ewentualnego podziału gospodarstwa między dzieci;
2. "Wilija" - przygotowania do Wigilii i Wigilia, a najlepsze karpiele z mlekiem;
3. "Gody" - Święta Bożego Narodzenia czyli „Godnie Święta”, a przy tej okazji złota myśl:
"Człek żyje, aby jadł - i Panu Bogu się podobał"
Potem śpiewanie kolęd i podsumowanie (s.33):
"...Raz do roku kółka rodzinne jakieś swojskie, miłe, zgodne, jedną myślą parte do „szopy”, gdzieby każdy „z duszy rad służyć Maleńkiemu”...
Drugi dzień to święto św. Szczepana (ukamienowanego w 36 r), a Wikcia czeka na Jędrusia. I się doczekała.
4. "Bazie" - opis Niedzieli Palmowej;
5. "Wesoły Dzień" - Obchody Wielkiego Piątku, Wielkiej Soboty, święconki, i nadchodzi Niedziela;
6. "Piekiełko" - obrazek obyczajowy;
7. "Niedowiarek" - Jak to Cyrek nienawiść w uznanie czterema litrami gorzały zamienił, a i piękna mądrość ludowa (s.74);
".— Najgorzej pierwszą biedę przeczekać, to się już do następnych człowiek wezwyczai..."
8. "Płanety" - ironiczna opowieść o "dbałości" o chłopa i o relacji chłopa z Bogiem (s. 101):
"...Ogółem stosunek chłopa do Boga jest bardzo prosty. „Ja Ci zmówię tyle a tyle pacierzy, a Ty mi dasz to, o co Cię proszę”.
9. "Przekleństwo" - ponure i pogardliwe o bezmyślności ludzkiego stada;
10. "Po omacku" - pesymistyczne o kondycji ludzkiej;
11. "Jasna polana" - jak wyżej
12. "Nad urwiskiem" II - jak wyżej
Orkan snuje folklorystyczną opowieść ze znawstwem i miłością, jeno cztery ostatnie psują nastrój, bo autora dorwał pesymizm okrutny. Ale w ogóle przepiękne i co za gwara !!! 10/10
PS Znowu brak spisu treści, a opowiadań naliczyłem 12 zamiast 13. Przypuszczam, że Wydawca jako 13 policzył wiersz zaczynający zbiór.
Sunday, 18 February 2018
Stanisław JACHOWICZ, Józef Ignacy KRASZEWSKI - "Bajki i powiastki"
PAŁA nie dla autorów, a dla Wydawnictwa
„WOLNE LEKTURY” REWELACYJNIE WYWIĄZUJĄ SIĘ Z EDUKACYJNEJ MISJI. DZIĘKUJĘ!
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/bajki-i-powiastki/
Niestety, powyższa laurka jest w tym przypadku nieaktualna, a zostawiam ją bo wpadka każdemu może się zdarzyć.
Już przy pozycji Boya pt "Słowa cienkie i grube" sygnalizowałem niedopatrzenie wydawnictwa polegające na braku spisu treści. Teraz sprawa jest o wiele poważniejsza, bo autorów winno być trzech i brak spisu treści uniemożliwia ustalenie autorstwa. Wprawdzie w „Bajeczce wstępnej” (s.204) wzmiankuje się o panu Kraszewskim, lecz kto to pisze nie wiadomo. Na LC czytam:
"Bajki i powiastki Stanisława Jachowicza i Ignacego Kraszewskiego z 10-ma rycinami.
Wydany w roku 1916 obszerny wybór utworów dla dzieci, w którym znalazły się popularne wierszyki Stanisława Jachowicza oraz proza Władysława Bełzy i Józefa Ignacego Kraszewskiego. Klasyka dziecięcia z górnej półki, klasyka, która do dziś nie straciła uroku i atrakcyjności. Zgrabne rymowanki Stanisława Jachowicza (1796--1857) znają i pamiętają wszystkie pokolenia Polaków (np. "Chory kotek", "Przestroga"). Mimo ich mocno moralizatorskiego charakteru, wspominamy je z sentymentem i uśmiechem na ustach. Z kolei opowieści prozą autorstwa Władysława Bełzy (1847--1913) i Józefa Ignacego Kraszewskiego (1812--1887) przenoszą nas w zaczarowany świat młodej wrażliwości oraz baśniowy klimat dzieciństwa."
Tylko, że rycin nie ma, wierszyki są do strony 203 (e-book), na str. 307 i 308, a proza s. 204 -306.
A więc niewypał ! Z przykrością PAŁA!!!!
„WOLNE LEKTURY” REWELACYJNIE WYWIĄZUJĄ SIĘ Z EDUKACYJNEJ MISJI. DZIĘKUJĘ!
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/bajki-i-powiastki/
Niestety, powyższa laurka jest w tym przypadku nieaktualna, a zostawiam ją bo wpadka każdemu może się zdarzyć.
Już przy pozycji Boya pt "Słowa cienkie i grube" sygnalizowałem niedopatrzenie wydawnictwa polegające na braku spisu treści. Teraz sprawa jest o wiele poważniejsza, bo autorów winno być trzech i brak spisu treści uniemożliwia ustalenie autorstwa. Wprawdzie w „Bajeczce wstępnej” (s.204) wzmiankuje się o panu Kraszewskim, lecz kto to pisze nie wiadomo. Na LC czytam:
"Bajki i powiastki Stanisława Jachowicza i Ignacego Kraszewskiego z 10-ma rycinami.
Wydany w roku 1916 obszerny wybór utworów dla dzieci, w którym znalazły się popularne wierszyki Stanisława Jachowicza oraz proza Władysława Bełzy i Józefa Ignacego Kraszewskiego. Klasyka dziecięcia z górnej półki, klasyka, która do dziś nie straciła uroku i atrakcyjności. Zgrabne rymowanki Stanisława Jachowicza (1796--1857) znają i pamiętają wszystkie pokolenia Polaków (np. "Chory kotek", "Przestroga"). Mimo ich mocno moralizatorskiego charakteru, wspominamy je z sentymentem i uśmiechem na ustach. Z kolei opowieści prozą autorstwa Władysława Bełzy (1847--1913) i Józefa Ignacego Kraszewskiego (1812--1887) przenoszą nas w zaczarowany świat młodej wrażliwości oraz baśniowy klimat dzieciństwa."
Tylko, że rycin nie ma, wierszyki są do strony 203 (e-book), na str. 307 i 308, a proza s. 204 -306.
A więc niewypał ! Z przykrością PAŁA!!!!
Carole MATTHEWS - "Dieta miłośniczek czekolady"
Carole Matthews (Wikipedia):
".......is a successful and popular British author, famous for her sense of humour and her romantic comedy novels. Her books have sold over 4.8 million books worldwide and have been published in more than countries. In 2011, Matthews was inducted into the Festival of Romance Hall of Fame for her outstanding contribution to romance writing...."
Wiek ukrywa, napisała 31 książek (debiut w 1997), a obie książki o "miłośniczkach czekolady" opublikowała w 2007. W Google podają na:
https://books.google.ca/books/about/The_Chocolate_Lovers_Diet.html?id=9Xu1GAAACAAJ&redir_esc=y&hl=en
„Lucy Lombard thought her 'Happily Ever After' was all sorted when her gorgeous boss finally declared his love for her, but when she catches him in bed with another woman it's time to call an emergency meeting of The Chocolate Lovers' Club. Inevitably, she's not the only member with problems - Autumn, Nadia and Chantal all find themselves with dilemmas to face - the question is how much chocolate will it take to make it better...”
Szkoda gadać! SUPER CZYTADŁO!!! A właśnie w tej kategorii najtrudniej wejść na wierzchołek.
Szczęśliwie mam zapas czekolady, a Państwu gorąco POLECAM !!! 10/10
".......is a successful and popular British author, famous for her sense of humour and her romantic comedy novels. Her books have sold over 4.8 million books worldwide and have been published in more than countries. In 2011, Matthews was inducted into the Festival of Romance Hall of Fame for her outstanding contribution to romance writing...."
Wiek ukrywa, napisała 31 książek (debiut w 1997), a obie książki o "miłośniczkach czekolady" opublikowała w 2007. W Google podają na:
https://books.google.ca/books/about/The_Chocolate_Lovers_Diet.html?id=9Xu1GAAACAAJ&redir_esc=y&hl=en
„Lucy Lombard thought her 'Happily Ever After' was all sorted when her gorgeous boss finally declared his love for her, but when she catches him in bed with another woman it's time to call an emergency meeting of The Chocolate Lovers' Club. Inevitably, she's not the only member with problems - Autumn, Nadia and Chantal all find themselves with dilemmas to face - the question is how much chocolate will it take to make it better...”
Szkoda gadać! SUPER CZYTADŁO!!! A właśnie w tej kategorii najtrudniej wejść na wierzchołek.
Szczęśliwie mam zapas czekolady, a Państwu gorąco POLECAM !!! 10/10
Saturday, 17 February 2018
Monika ORŁOWSKA - "Kłamstewka i klamstwa"
Monika ORŁOWSKA - "Kłamstewka i kłamstwa"
Z ZASOBÓW BIBLIOTEKI TORONTO
Mam pecha, a raczej go ma Biblioteka w Toronto, że z 5 książek na LC, o ocenach: 7,38; 6,58; 6.55; 6,54; i 4,71, ma tylko tę najgorszą, a w niej krakowskie osiedle, grajdołek - pomniejszona Polska. Codzienność Polaków w miniaturze. Realizm peryferyjny, osiedlowy. Kłania się Marek Nowakowski.
Pomysł jak pomysł, ale jaka koncepcja ? Czy to miał być realizm, satyra czy humoreska ? Co wyszło widać po średniej. Ma dwie zalety: czyta się szybko i liczy tylko 228 stron. Z polskimi pisarkami nie zadzieram, więc śpiewam z innymi i daję 5/10
Z ZASOBÓW BIBLIOTEKI TORONTO
Mam pecha, a raczej go ma Biblioteka w Toronto, że z 5 książek na LC, o ocenach: 7,38; 6,58; 6.55; 6,54; i 4,71, ma tylko tę najgorszą, a w niej krakowskie osiedle, grajdołek - pomniejszona Polska. Codzienność Polaków w miniaturze. Realizm peryferyjny, osiedlowy. Kłania się Marek Nowakowski.
Pomysł jak pomysł, ale jaka koncepcja ? Czy to miał być realizm, satyra czy humoreska ? Co wyszło widać po średniej. Ma dwie zalety: czyta się szybko i liczy tylko 228 stron. Z polskimi pisarkami nie zadzieram, więc śpiewam z innymi i daję 5/10
Kristin HANNAH - "Wyśnione szczęście"
Kristin HANNAH - "Wyśnione szczęście"
Z ZASOBÓW BIBLIOTEKI W TORONTO
Panie i Panowie odpowiedzialni w Polsce za kontakty z Polonią ! Jestem w stanie zrozumieć że podsyłacie najgorsze szmiry i chały polskiego chowu, bo przecież trudno od Was wymagać rozeznania co wartościowe, a co nie, ale do jasnego gwintu, nie wpychajcie nam bezwartościowych książek zagranicznych autorów, bo takich mamy aż nadto w "zagranicznych" językach.
Takiej Hannah (ur. 1960) nawet nie macie w polskojęzycznej Wikipedii, zresztą w anglojęzycznej ma trzy i pół linijki. Już raz z Biblioteki się naciąłem na jej książkę {"Magiczna chwila") i dałem dla świętego spokoju 5 gwiazdek, ale tym razem nic mnie nie powstrzyma przed daniem tej przesłodzonej, nudnej SZMIRZE - PAŁY
Kłaniam się nisko Panu Konsulowi i życzę, by z całą rodziną rozkoszował się wyłącznie takimi lekturami
Z ZASOBÓW BIBLIOTEKI W TORONTO
Panie i Panowie odpowiedzialni w Polsce za kontakty z Polonią ! Jestem w stanie zrozumieć że podsyłacie najgorsze szmiry i chały polskiego chowu, bo przecież trudno od Was wymagać rozeznania co wartościowe, a co nie, ale do jasnego gwintu, nie wpychajcie nam bezwartościowych książek zagranicznych autorów, bo takich mamy aż nadto w "zagranicznych" językach.
Takiej Hannah (ur. 1960) nawet nie macie w polskojęzycznej Wikipedii, zresztą w anglojęzycznej ma trzy i pół linijki. Już raz z Biblioteki się naciąłem na jej książkę {"Magiczna chwila") i dałem dla świętego spokoju 5 gwiazdek, ale tym razem nic mnie nie powstrzyma przed daniem tej przesłodzonej, nudnej SZMIRZE - PAŁY
Kłaniam się nisko Panu Konsulowi i życzę, by z całą rodziną rozkoszował się wyłącznie takimi lekturami
Friday, 16 February 2018
Tomasz WITUCH - "Garibaldi"
Tomasz WITUCH - "Garibaldi"
Tomasz Wituch (ur. 1942) prof. zw. historii, specjalizujący się w historii Włoch i Turcji, wydał biografię Garibaldiego w 1983, a na LC umieszczono drugie wydanie z 1998 i ma ono 7 (31 ocen i 7 opinii).
Wynik nie jest imponujący, bo nie jest to książka dla każdego, bo przeciętnego czytelnika Garibaldi nie interesuje. Natomiast ja całe życie się kształcę i czytam książki, by wzbogacić swoją wiedzę, więc gdy "Jonasz" mnie pożyczył "Garibaldiego", to z okazji skorzystałem i przeczytałem. I zadowolony jestem, a moje dotychczasowe wyobrażenie o Garibaldim, jako o trybunie ludowym, niezbyt rozwiniętym intelektualnie, potwierdziło się.
Moje odczucia wyraża profesjonalnie recenzja prof. dr Jerzego Skowronka (1937 – 96), którą znalazłem na łamach "Przeglądu Historycznego" i bezczelnie kopiuję:
http://bazhum.muzhp.pl/media//files/Przeglad_Historyczny/Przeglad_Historyczny-r1984-t75-n4/Przeglad_Historyczny-r1984-t75-n4-s825-826/Przeglad_Historyczny-r1984-t75-n4-s825-826.pdf
"Tomasz W i t u с h, Garibaldi. Zaklad Narodowy im. Ossolińskich — Wydawnictwo, Wrocław—Warszawa—Kraków—Gdańsk—Łódź 1983, s. 290.
Postać jednego z najwybitniejszych rewolucyjnych działaczy włoskiego ruchu narodowego, uczestnika wielu inicjatyw wolnościowych w innych krajach europejskich i amerykańskich — Giuseppe Garibaldiego jest znana w Polsce dość powierzchownie. Mimo wcześniejszych publikacji dopiero książka historyka dziejów powszechnych — Tomasza Witucha daje czytelnikowi polskiemu gruntowną, pełną charakterystykę jednego z najpopularniejszych Włochów.
W ośmiu rozdziałach autor przedstawia burzliwe losy i bogatą działalność polityczno-konspiracyjną, a przede wszystkim wojskową Garibaldiego: dzieciństwo i służbę marynarską, udział w demokratycznej i narodowej konspiracji Mazziniego, bardzo różnorodną działalność w Brazylii i innych krajach południowoamerykańskich w latach 1835—1848 (która chyba bardziej zasługuje na nazwę „awantur południowoamerykańskich”, aniżeli „epopei”). Pięć rozdziałów (prawie 2/3 tekstu biografii) poświęca autor najważniejszej części życia Garibaldiego — udziałowi w walkach o stworzenie zjednoczonego, demokratycznego państwa włoskiego, poczynając od Wiosny Ludów (z wielkim , niezbyt chlubnym epizodem amerykańskim w latach 1850—1854).
Biografia w sposób klarowny i bardzo przystępny przedstawia wszystkie ważniejsze fakty dotyczące różnorodnej działalności i życia prywatnego Garibaldiego i ukazuje je we właściwych proporcjach, spokojnie a przekonująco przeciwstawiając się skrajnym legendom bohaterstw a, ale uwzględniając niekiedy atmosferę sympatycznej legendy umiarkowanej (np. podkreślanie prawości bohatera mimo wypadków łamania danego słowa, tłumaczenia „zaślepioną miłością do Anglii” braku zainteresowania irlandzkim ruchem narodowym i dążeniom i Włochów na Malcie etc.). W książce przedstawiono słuszną periodyzację biografii Garibaldiego (z wyjątkiem trochę zaskakującego połączenia w jednym rozdziale „Cisza przed nową burzą” upartych prób kontynuowania rewolucyjnej i partyzanckiej walki we Włoszech po upadku Republiki Rzymskiej z podjętym i po tym okresie podróżami po Ameryce i kierowaniem statkiem handlowym w Ameryce).
Monografia Witucha jest bardzo wartościową książką z zakresu wciąż deficytowych dziejów powszechnych i to kręgu, bliskiego naszej historii. Autor sygnalizuje podstawowe polonika w tej biografii. Może czyni to — jak na polskiego czytelnika i polskie potrzeby nazbyt lakoniczne (udział Polaków w wyprawie sabaudzkiej, w obronie Republiki Rzymskiej i „Wyprawie Tysiąca” oraz zainteresowanie sprawą polską w latach sześćdziesiątych). Zapewne słusznie podważa teorię o wielkim entuzjazmie i zainteresowaniu Garibaldiego współdziałaniem polsko-włoskim i polskimi walkami o niepodległość (s. 254—256) ale pomija milczeniem sprawę polskiej szkoły wojskowej w Genui i projekty wyprawy najstarszego syna Garibaldiego na pomoc powstaniu styczniowemu.
Wielkim osiągnięciem monografii jest znalezienie właściwych proporcji między sylwetką bohatera a uwarunkowaniami i rolą tych wydarzeń, w których uczestniczył. Autor świetnie, obrazowo, a zarazem precyzyjnie lokuje jego działania na tle ówczesnych dziejów Włoch, odpowiednich epizodów dziejów poszczególnych k rajów południowoamerykańskich, Francji i Wielkiej Brytanii (sformułowania dyskusyjne, wątpliwe zdarzają się tu bardzo rzadko — np. na s. 28 tłumaczenia włoskich wydarzeń z lat 1830—1832 — polityką wschodnią lat 1828— 1829).
W sumie jest to jedna z najlepszych książek w wartościowej serii biografii realizowanej przez „Ossolineum”. Autor bardzo dobrze wykorzystał podstawową, bogatą literaturę drukowaną — zarówno opracowania, jak obszerne wydawnictwa źródłowe. Stworzył biografię odpowiadającą najwyższym kryteriom publikacji popularnonaukowych, a zarazem podstawowym kryteriom naukowym w dziedzinie badania przeszłości. "
Autor wykorzystał literaturę źródłową, a ja wykorzystałem jego recenzenta, bo "szukajcie a znajdziecie", a umiejętnie znalazłszy zasłużyłem na odpoczynek. Amen
Tomasz Wituch (ur. 1942) prof. zw. historii, specjalizujący się w historii Włoch i Turcji, wydał biografię Garibaldiego w 1983, a na LC umieszczono drugie wydanie z 1998 i ma ono 7 (31 ocen i 7 opinii).
Wynik nie jest imponujący, bo nie jest to książka dla każdego, bo przeciętnego czytelnika Garibaldi nie interesuje. Natomiast ja całe życie się kształcę i czytam książki, by wzbogacić swoją wiedzę, więc gdy "Jonasz" mnie pożyczył "Garibaldiego", to z okazji skorzystałem i przeczytałem. I zadowolony jestem, a moje dotychczasowe wyobrażenie o Garibaldim, jako o trybunie ludowym, niezbyt rozwiniętym intelektualnie, potwierdziło się.
Moje odczucia wyraża profesjonalnie recenzja prof. dr Jerzego Skowronka (1937 – 96), którą znalazłem na łamach "Przeglądu Historycznego" i bezczelnie kopiuję:
http://bazhum.muzhp.pl/media//files/Przeglad_Historyczny/Przeglad_Historyczny-r1984-t75-n4/Przeglad_Historyczny-r1984-t75-n4-s825-826/Przeglad_Historyczny-r1984-t75-n4-s825-826.pdf
"Tomasz W i t u с h, Garibaldi. Zaklad Narodowy im. Ossolińskich — Wydawnictwo, Wrocław—Warszawa—Kraków—Gdańsk—Łódź 1983, s. 290.
Postać jednego z najwybitniejszych rewolucyjnych działaczy włoskiego ruchu narodowego, uczestnika wielu inicjatyw wolnościowych w innych krajach europejskich i amerykańskich — Giuseppe Garibaldiego jest znana w Polsce dość powierzchownie. Mimo wcześniejszych publikacji dopiero książka historyka dziejów powszechnych — Tomasza Witucha daje czytelnikowi polskiemu gruntowną, pełną charakterystykę jednego z najpopularniejszych Włochów.
W ośmiu rozdziałach autor przedstawia burzliwe losy i bogatą działalność polityczno-konspiracyjną, a przede wszystkim wojskową Garibaldiego: dzieciństwo i służbę marynarską, udział w demokratycznej i narodowej konspiracji Mazziniego, bardzo różnorodną działalność w Brazylii i innych krajach południowoamerykańskich w latach 1835—1848 (która chyba bardziej zasługuje na nazwę „awantur południowoamerykańskich”, aniżeli „epopei”). Pięć rozdziałów (prawie 2/3 tekstu biografii) poświęca autor najważniejszej części życia Garibaldiego — udziałowi w walkach o stworzenie zjednoczonego, demokratycznego państwa włoskiego, poczynając od Wiosny Ludów (z wielkim , niezbyt chlubnym epizodem amerykańskim w latach 1850—1854).
Biografia w sposób klarowny i bardzo przystępny przedstawia wszystkie ważniejsze fakty dotyczące różnorodnej działalności i życia prywatnego Garibaldiego i ukazuje je we właściwych proporcjach, spokojnie a przekonująco przeciwstawiając się skrajnym legendom bohaterstw a, ale uwzględniając niekiedy atmosferę sympatycznej legendy umiarkowanej (np. podkreślanie prawości bohatera mimo wypadków łamania danego słowa, tłumaczenia „zaślepioną miłością do Anglii” braku zainteresowania irlandzkim ruchem narodowym i dążeniom i Włochów na Malcie etc.). W książce przedstawiono słuszną periodyzację biografii Garibaldiego (z wyjątkiem trochę zaskakującego połączenia w jednym rozdziale „Cisza przed nową burzą” upartych prób kontynuowania rewolucyjnej i partyzanckiej walki we Włoszech po upadku Republiki Rzymskiej z podjętym i po tym okresie podróżami po Ameryce i kierowaniem statkiem handlowym w Ameryce).
Monografia Witucha jest bardzo wartościową książką z zakresu wciąż deficytowych dziejów powszechnych i to kręgu, bliskiego naszej historii. Autor sygnalizuje podstawowe polonika w tej biografii. Może czyni to — jak na polskiego czytelnika i polskie potrzeby nazbyt lakoniczne (udział Polaków w wyprawie sabaudzkiej, w obronie Republiki Rzymskiej i „Wyprawie Tysiąca” oraz zainteresowanie sprawą polską w latach sześćdziesiątych). Zapewne słusznie podważa teorię o wielkim entuzjazmie i zainteresowaniu Garibaldiego współdziałaniem polsko-włoskim i polskimi walkami o niepodległość (s. 254—256) ale pomija milczeniem sprawę polskiej szkoły wojskowej w Genui i projekty wyprawy najstarszego syna Garibaldiego na pomoc powstaniu styczniowemu.
Wielkim osiągnięciem monografii jest znalezienie właściwych proporcji między sylwetką bohatera a uwarunkowaniami i rolą tych wydarzeń, w których uczestniczył. Autor świetnie, obrazowo, a zarazem precyzyjnie lokuje jego działania na tle ówczesnych dziejów Włoch, odpowiednich epizodów dziejów poszczególnych k rajów południowoamerykańskich, Francji i Wielkiej Brytanii (sformułowania dyskusyjne, wątpliwe zdarzają się tu bardzo rzadko — np. na s. 28 tłumaczenia włoskich wydarzeń z lat 1830—1832 — polityką wschodnią lat 1828— 1829).
W sumie jest to jedna z najlepszych książek w wartościowej serii biografii realizowanej przez „Ossolineum”. Autor bardzo dobrze wykorzystał podstawową, bogatą literaturę drukowaną — zarówno opracowania, jak obszerne wydawnictwa źródłowe. Stworzył biografię odpowiadającą najwyższym kryteriom publikacji popularnonaukowych, a zarazem podstawowym kryteriom naukowym w dziedzinie badania przeszłości. "
Autor wykorzystał literaturę źródłową, a ja wykorzystałem jego recenzenta, bo "szukajcie a znajdziecie", a umiejętnie znalazłszy zasłużyłem na odpoczynek. Amen
Tadeusz Boy - Żeleński - "Słowa cienkie i grube"
Tadeusz Boy – Żeleński - "Słowa cienkie i grube"
„WOLNE LEKTURY” REWELACYJNIE WYWIĄZUJĄ SIĘ Z EDUKACYJNEJ MISJI. DZIĘKUJĘ!
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/slowa-cienkie-i-grube/
Na LC 8,25 (4 ocen i 2 opinie), lecz średnia opinii – 9,5. I słusznie, bo to UCZTA!!!!!
Wychwalam go przy każdej okazji tj utworu tłumaczonego przez niego, za przedmowy, które na ogół do nich dołącza, a dzisiaj, dzięki Fundacji "Nowoczesna Polska", w ekstatycznym podnieceniu zaczynam lekturę jego zbioru 28 felietonów o różnej tematyce, wydanych w 1932 roku.
Na stronie Fundacji czytam cytat z felietonu "Paraliż postępowy a my" z omawianego tomu:
https://nowoczesnapolska.org.pl/2013/04/26/slowa-cienkie-i-grube-boya-zelenskiego/
"A teraz mówmy o czymś przyjemniejszym, choćby o paraliżu postępowym"
Pamiętam z jego "Słówek":
"Pamiętajcie, drogie dziatki,/ nie żartować z ojca, matki,/ bo paraliż postępowy / najcenniejsze trafia głowy.".
Niestety, wydanie ma mankament: brak spisu treści. Są dobrze opracowane przypisy, a spisu treści - nie ma
Ale zaczynam od początku. Aby wprowadzić Państwa w specyficzny klimat prześmiewcy Boya cytuję jedno zdanie ze wstępu (s. 6):
"..Powie kto: „łże jak tysiąc psów, jak sto milionów psów” etc., to już jest tylko proste zjawisko inflacji psów bez pokrycia....".
Tamże znajduję (s. 9,4) znajduję uwagę o zaletach dosadnego języka:
".....ile my tracimy przez naszą pruderię, jakich się skarbów pozbawiamy. Bo tak już jest, że najtęższa mądrość ludu kryje się właśnie w tych odrobinę sprośnych, „niecenzuralnych” porzekadłach. Jędrna i zdrowa myśl okazuje do nich szczególną, niepojętą predylekcję..."
Już pierwszy felieton pt "Jadwiga" wyczerpał mnie fizycznie, bo ze śmiechu łzy moje popłynęły obficie, zmuszając do przerwy w czytaniu. I dlatego podjąłem decyzję: nie będę wchodził w szczegóły, by nie popsuć Państwu lektury. Powiem natomiast, że te felietony śmieszą, bo mimo upływu prawie 100 lat, są nader aktualne ze względu na niezmienność naszych zachowań, obyczajów, śmiesznostek, przywar czy wad.
Nie zaszkodzi jednak parę cytatów:
s. 42
"... Ale czy może być coś bardziej znamiennego niż to, że w wydanej w roku 1928 encyklopedii Trzaski, Everta i Michalskiego słowo pocałunek w ogóle znika, podczas gdy o słowie „penis” jest cała stronica, trzy razy tyle co o Słowackim? Czy trzeba wymowniejszego dokumentu świadczącego o zmaterializowaniu, aby nie powiedzieć zezwierzęceniu miłosnym naszej epoki!
s. 125:
"...kobiety powinny najbardziej kochać starych mężczyzn: taki jej nigdy nie zaspokoi, więc go ciągle pragnie”...
s. 128:
"...Neo-katolik — to jest człowiek, który nie wierzy, że jest Bóg, ale wierzy, że Maria jest Matką Bożą...”
s. 141:
"....Pod lekkimi koszulkami, które nazywa się dziś suknią, serce bije swobodniej niż niegdyś pod ciasną sznurówką..."
itd itp
Bez względu na temat felietonu, Boy obnaża polskiego ćwierćinteligenta, polskiego kołtuna, który mimo upływu czasu, i obecnie ma się dobrze. I za to Boya kocham !! 10/10
„WOLNE LEKTURY” REWELACYJNIE WYWIĄZUJĄ SIĘ Z EDUKACYJNEJ MISJI. DZIĘKUJĘ!
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/slowa-cienkie-i-grube/
Na LC 8,25 (4 ocen i 2 opinie), lecz średnia opinii – 9,5. I słusznie, bo to UCZTA!!!!!
Wychwalam go przy każdej okazji tj utworu tłumaczonego przez niego, za przedmowy, które na ogół do nich dołącza, a dzisiaj, dzięki Fundacji "Nowoczesna Polska", w ekstatycznym podnieceniu zaczynam lekturę jego zbioru 28 felietonów o różnej tematyce, wydanych w 1932 roku.
Na stronie Fundacji czytam cytat z felietonu "Paraliż postępowy a my" z omawianego tomu:
https://nowoczesnapolska.org.pl/2013/04/26/slowa-cienkie-i-grube-boya-zelenskiego/
"A teraz mówmy o czymś przyjemniejszym, choćby o paraliżu postępowym"
Pamiętam z jego "Słówek":
"Pamiętajcie, drogie dziatki,/ nie żartować z ojca, matki,/ bo paraliż postępowy / najcenniejsze trafia głowy.".
Niestety, wydanie ma mankament: brak spisu treści. Są dobrze opracowane przypisy, a spisu treści - nie ma
Ale zaczynam od początku. Aby wprowadzić Państwa w specyficzny klimat prześmiewcy Boya cytuję jedno zdanie ze wstępu (s. 6):
"..Powie kto: „łże jak tysiąc psów, jak sto milionów psów” etc., to już jest tylko proste zjawisko inflacji psów bez pokrycia....".
Tamże znajduję (s. 9,4) znajduję uwagę o zaletach dosadnego języka:
".....ile my tracimy przez naszą pruderię, jakich się skarbów pozbawiamy. Bo tak już jest, że najtęższa mądrość ludu kryje się właśnie w tych odrobinę sprośnych, „niecenzuralnych” porzekadłach. Jędrna i zdrowa myśl okazuje do nich szczególną, niepojętą predylekcję..."
Już pierwszy felieton pt "Jadwiga" wyczerpał mnie fizycznie, bo ze śmiechu łzy moje popłynęły obficie, zmuszając do przerwy w czytaniu. I dlatego podjąłem decyzję: nie będę wchodził w szczegóły, by nie popsuć Państwu lektury. Powiem natomiast, że te felietony śmieszą, bo mimo upływu prawie 100 lat, są nader aktualne ze względu na niezmienność naszych zachowań, obyczajów, śmiesznostek, przywar czy wad.
Nie zaszkodzi jednak parę cytatów:
s. 42
"... Ale czy może być coś bardziej znamiennego niż to, że w wydanej w roku 1928 encyklopedii Trzaski, Everta i Michalskiego słowo pocałunek w ogóle znika, podczas gdy o słowie „penis” jest cała stronica, trzy razy tyle co o Słowackim? Czy trzeba wymowniejszego dokumentu świadczącego o zmaterializowaniu, aby nie powiedzieć zezwierzęceniu miłosnym naszej epoki!
s. 125:
"...kobiety powinny najbardziej kochać starych mężczyzn: taki jej nigdy nie zaspokoi, więc go ciągle pragnie”...
s. 128:
"...Neo-katolik — to jest człowiek, który nie wierzy, że jest Bóg, ale wierzy, że Maria jest Matką Bożą...”
s. 141:
"....Pod lekkimi koszulkami, które nazywa się dziś suknią, serce bije swobodniej niż niegdyś pod ciasną sznurówką..."
itd itp
Bez względu na temat felietonu, Boy obnaża polskiego ćwierćinteligenta, polskiego kołtuna, który mimo upływu czasu, i obecnie ma się dobrze. I za to Boya kocham !! 10/10
Wednesday, 14 February 2018
Richard P. Feynman - "Pan raczy żartować, panie Feynman"
Richard P. Feynman - "Surely You're Joking, Mr. Feynman" Adventures of a Curious Character
Na podstawie Wikipedii:
Richard Phillips Feynman (1918 – 1988) - amerykański fizyk teoretyk żydowskiego pochodzenia, uznany za jednego z dziesięciu najlepszych fizyków wszech czasów w 1999 roku. Jeden z głównych twórców elektrodynamiki kwantowej, laureat Nagrody Nobla w 1965 roku. Był także znanym popularyzatorem nauki, a jedna z jego prac w tej materii jest właśnie omawiana.
Na LC wynik rewelacyjny 7,92 (1979 ocen i 185 opinii), a mnie srodze zawiódł, bo lektura jest męcząca, bo Feynman kocha Feynmana, bo jest samochwałą, bo wkurza egocentryzm i nieustanne podkreślanie swojej genialności, bo nawet ironia i drwina służą budowaniu swego boskiego wizerunku. Wielki uczony jako dowcipas i zgrywus, niby fajne, ale mnie - staremu trudno to wychwalać...
Mimo to, trzeba dać dużo gwiazdek, bo kupa ciekawostek, bo wiele anegdotek wywołujących uśmiech, bo na LC nie ma ani jednej opinii negatywnej, więc przyłączam się do kupy, w której cieplej, bo takie są oczekiwania mojego wnuka, który mnie to przyniósł i do czytania nakłonił. 8/10
Na podstawie Wikipedii:
Richard Phillips Feynman (1918 – 1988) - amerykański fizyk teoretyk żydowskiego pochodzenia, uznany za jednego z dziesięciu najlepszych fizyków wszech czasów w 1999 roku. Jeden z głównych twórców elektrodynamiki kwantowej, laureat Nagrody Nobla w 1965 roku. Był także znanym popularyzatorem nauki, a jedna z jego prac w tej materii jest właśnie omawiana.
Na LC wynik rewelacyjny 7,92 (1979 ocen i 185 opinii), a mnie srodze zawiódł, bo lektura jest męcząca, bo Feynman kocha Feynmana, bo jest samochwałą, bo wkurza egocentryzm i nieustanne podkreślanie swojej genialności, bo nawet ironia i drwina służą budowaniu swego boskiego wizerunku. Wielki uczony jako dowcipas i zgrywus, niby fajne, ale mnie - staremu trudno to wychwalać...
Mimo to, trzeba dać dużo gwiazdek, bo kupa ciekawostek, bo wiele anegdotek wywołujących uśmiech, bo na LC nie ma ani jednej opinii negatywnej, więc przyłączam się do kupy, w której cieplej, bo takie są oczekiwania mojego wnuka, który mnie to przyniósł i do czytania nakłonił. 8/10
François-René de Chateaubriand - "René "
François-René de Chateaubriand - "René "
„WOLNE LEKTURY” REWELACYJNIE WYWIĄZUJĄ SIĘ Z EDUKACYJNEJ MISJI. DZIĘKUJĘ!
http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/rene.html
W pierwszym przypisie wydania "Wolnych Lektur" czytam:
René— tekst został opublikowany w jednym tomie wraz z utworami 'Atala' i 'Przygody ostatniego z Abenserażów', do których przedmowę napisał tłumacz, T. Boy-Żeleński. Została ona zamieszczona przed tekstem 'Atali'. [przypis edytorski]
Nie wypada czytelników moich wypocin fatygować, więc przytaczam co we wspomnianej przedmowie wyczytałem. Cała (genialna) przedmowa dostępna jest na:
http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/atala.html
François-René de Chateaubriand (1768 – 1848) - inicjator romantyzmu we Francji, autor "Atali", "Rene", a przede wszystkim apologii chrześcijaństwa w publikacji pt "Duch wiary chrześcijańskiej". Boy pisze:
"..W r. 1807 ukazuje się 'René', który wprzód, jak 'Atala', stanowił część 'Geniuszu chrześcijaństwa', a raczej, wraz z 'Atalą' przedostał się doń z pierwotnego rękopisu 'Naczezów'. Całość tego pękatego rękopisu, oddana do przechowania w Anglii i uwięziona tam aż do upadku Napoleona, ukazała się — przerobiona przez autora — w druku znacznie później. 'René' powiększył jeszcze rosnącą glorię Chateaubrianda, stając się wydarzeniem literackim, niemal na wiek cały brzemiennym w następstwa....
.....Jakim był ów człowiek, którego charakter, skupiony w typie Renégo, miał zaciążyć nad całymi pokoleniami w życiu i literaturze? Bezgraniczny egotyzm, oto zasadnicza cecha tej natury. Świat cały jest dlań jedynie wielkim zwierciadłem, które odbija jego postać udrapowaną, w malowniczej pozie, w płaszcz melancholijnej „fatalności”... ...Nieuleczalny smutek, obojętność na wszystko — „na wszystko, prócz religii”, jak mówi — żrąca nuda, której nie może ugasić ani sława, ani miłość, ani zaszczyty, oto leitmotiv tego istnienia, tak szczodrze — zdawałoby się — obdzielonego wszystkim, co życie dać może. Bo i miłości nie zbywało, nie mogło zbywać temu poecie. Wszędzie snują się w jego ślady najświetniejsze kobiety, to namiętne kochanki, to dyskretne i oddane przyjaciółki, bardzo połowicznie spłacane przez tego człowieka, który raczej pozwalał się kochać, niż sam był zdolny do zatracenia się w miłości. I w każdej chwili, na każdym kroku, przy każdym przedsięwzięciu, dźwięczy mu w ucho to pytanie: „I po co? cóż znaczy to wszystko? czym jest to życie ludzkie tak śmieszne, tak nikłe, tak ograniczone wobec wiekuistej zagadki bytu?” Przy tym duma, duma głęboka, w wielkim stylu, ale niewolna i od małostek; pragnienie sławy, ale równocześnie ironiczny grymas nad jej nicością; chęć władzy, ale niezdolna do ustępstw niezbędnych i aby ją uzyskać, i aby ją utrzymać — oto ów człowiek, ów charakter, który na jednych wywiera nieprzeparty urok, w drugich budzi żywiołową antypatię.
Takim zaklął Chateaubriand sam siebie w ową postać Renégo, która, jak wspomniałem, miała zaciążyć nad literaturą XIX w. Wpływ ten jedni mienią jej odrodzeniem, drudzy zastrzykniętą jej trucizną, ale nie przeczy mu nikt. Tajemnica jego to przede wszystkim dokończenie dzieła przez Jana Jakuba: wyzwolenie indywidualizmu, udramatyzowanie go, przystrojenie we wszystkie uroki, dostarczanie mu najwspanialszego tła ...
.....Dla Chateaubrianda istnieje jedynie on sam w obliczu Boga i natury: jest to organizacja wielkiego lirycznego poety. Ale aby dać epopeję, a nawet powieść, trzeba ją zaludnić, trzeba umieć stworzyć postacie ludzkie samoistne i żywe. Otóż Chateaubrianda człowiek nie interesuje; nie zdaje mu się godnym jego uwagi; stąd w jego utworach wszystko, co jest człowiekiem, a nie nim samym, jest nad wyraz słabe. Jego wpółdzikie kobietki, Atala, Mila, Celuta, mają pewien fizyczny urok tej dziewiczej natury, której są organem; ale wszystko inne osuwa się w rozpaczliwy konwenans. ...
....Nuda to sęp żrący całe życie serce Chateaubrianda–Renégo; otóż nuda bywa drapieżna, nuda bywa okrutna… Powiedział ktoś w śmiałym paradoksie, że w Reném jest mimo wszystko coś z owego Valmonta z 'Niebezpiecznych związków' .....
....Tematem do 'Renégo'— utworu mającego tak wybitne cechy autobiografii — staje się dla Chateaubrianda uczucie własnej siostry Lucylli, które zresztą w życiu nie wychodziło chyba poza granice egzaltowanej nieco siostrzanej miłości. I oto ów dumny wicehrabia de Chateaubriand (Franciszek–René), który z pewnością ostrzem szpady odwróciłby wszelki cień zmazy, jaką ktoś ośmieliłby się pokalać jego siostrę, sam wydaje jej dobrą sławę dziewiczą na pastwę nieuniknionych komentarzy ciekawego tłumu, byleby z niej wykroić sutszy i piękniej drapujący się płaszcz dla swego Renégo! To już nowoczesny moloch literatury, żarłoczny, bezwzględny, nie oszczędzający nikogo i niczego. Odtąd świętość własnego i cudzego życia prywatnego przestanie istnieć dla człowieka naznaczonego piętnem literatury: każdy strzęp duszy, choćby ociekający krwią, stanie się dlań tematem..."
Tyle wynotowalem z przedmowy Boya, a z obowiązku te 70 stron przeleciałem, bawiąc się jednak przednie przede wszystkim stylem, bo jak się nie śmiać, jak ktoś tak nawija:
"......Zaczem, pełen zapału, rzuciłem się sam jeden na ten burzliwy ocean świata, którego ani portów, ani raf nie znałem. Odwiedziłem najpierw ludy, których już nie ma; zapragnąłem usiąść na szczątkach Rzymu i Grecji, krajów o silnej i mądrej pamięci, gdzie pałace tkwią zagrzebane w prochu, mauzolea królów ukryte wśród głogów. Siło przyrody, a słabości człowieka! Źdźbło trawy przebija często najtwardszy marmur, którego wszyscy ci zmarli, tak potężni, nie podniosą nigdy!..."
Reasumując: mimo śmieszności, polecam przeczytanie tych 70 (58 + przypisy) stron, by lepiej zrozumieć wspomnianą przedmowę, która, jak wszystko Boya, jest perełką. I w tym celu, by zwrócić Państwa uwagę daję gwiazdek 7, choć samemu utworowi dałbym góra 5.
Jeszcze raz podkreślam, wspomniana przedmowa do 'Atali' zaspokaja głód wiedzy na temat epoki i dlatego koniecznie proszę ją przeczytać !!!
„WOLNE LEKTURY” REWELACYJNIE WYWIĄZUJĄ SIĘ Z EDUKACYJNEJ MISJI. DZIĘKUJĘ!
http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/rene.html
W pierwszym przypisie wydania "Wolnych Lektur" czytam:
René— tekst został opublikowany w jednym tomie wraz z utworami 'Atala' i 'Przygody ostatniego z Abenserażów', do których przedmowę napisał tłumacz, T. Boy-Żeleński. Została ona zamieszczona przed tekstem 'Atali'. [przypis edytorski]
Nie wypada czytelników moich wypocin fatygować, więc przytaczam co we wspomnianej przedmowie wyczytałem. Cała (genialna) przedmowa dostępna jest na:
http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/atala.html
François-René de Chateaubriand (1768 – 1848) - inicjator romantyzmu we Francji, autor "Atali", "Rene", a przede wszystkim apologii chrześcijaństwa w publikacji pt "Duch wiary chrześcijańskiej". Boy pisze:
"..W r. 1807 ukazuje się 'René', który wprzód, jak 'Atala', stanowił część 'Geniuszu chrześcijaństwa', a raczej, wraz z 'Atalą' przedostał się doń z pierwotnego rękopisu 'Naczezów'. Całość tego pękatego rękopisu, oddana do przechowania w Anglii i uwięziona tam aż do upadku Napoleona, ukazała się — przerobiona przez autora — w druku znacznie później. 'René' powiększył jeszcze rosnącą glorię Chateaubrianda, stając się wydarzeniem literackim, niemal na wiek cały brzemiennym w następstwa....
.....Jakim był ów człowiek, którego charakter, skupiony w typie Renégo, miał zaciążyć nad całymi pokoleniami w życiu i literaturze? Bezgraniczny egotyzm, oto zasadnicza cecha tej natury. Świat cały jest dlań jedynie wielkim zwierciadłem, które odbija jego postać udrapowaną, w malowniczej pozie, w płaszcz melancholijnej „fatalności”... ...Nieuleczalny smutek, obojętność na wszystko — „na wszystko, prócz religii”, jak mówi — żrąca nuda, której nie może ugasić ani sława, ani miłość, ani zaszczyty, oto leitmotiv tego istnienia, tak szczodrze — zdawałoby się — obdzielonego wszystkim, co życie dać może. Bo i miłości nie zbywało, nie mogło zbywać temu poecie. Wszędzie snują się w jego ślady najświetniejsze kobiety, to namiętne kochanki, to dyskretne i oddane przyjaciółki, bardzo połowicznie spłacane przez tego człowieka, który raczej pozwalał się kochać, niż sam był zdolny do zatracenia się w miłości. I w każdej chwili, na każdym kroku, przy każdym przedsięwzięciu, dźwięczy mu w ucho to pytanie: „I po co? cóż znaczy to wszystko? czym jest to życie ludzkie tak śmieszne, tak nikłe, tak ograniczone wobec wiekuistej zagadki bytu?” Przy tym duma, duma głęboka, w wielkim stylu, ale niewolna i od małostek; pragnienie sławy, ale równocześnie ironiczny grymas nad jej nicością; chęć władzy, ale niezdolna do ustępstw niezbędnych i aby ją uzyskać, i aby ją utrzymać — oto ów człowiek, ów charakter, który na jednych wywiera nieprzeparty urok, w drugich budzi żywiołową antypatię.
Takim zaklął Chateaubriand sam siebie w ową postać Renégo, która, jak wspomniałem, miała zaciążyć nad literaturą XIX w. Wpływ ten jedni mienią jej odrodzeniem, drudzy zastrzykniętą jej trucizną, ale nie przeczy mu nikt. Tajemnica jego to przede wszystkim dokończenie dzieła przez Jana Jakuba: wyzwolenie indywidualizmu, udramatyzowanie go, przystrojenie we wszystkie uroki, dostarczanie mu najwspanialszego tła ...
.....Dla Chateaubrianda istnieje jedynie on sam w obliczu Boga i natury: jest to organizacja wielkiego lirycznego poety. Ale aby dać epopeję, a nawet powieść, trzeba ją zaludnić, trzeba umieć stworzyć postacie ludzkie samoistne i żywe. Otóż Chateaubrianda człowiek nie interesuje; nie zdaje mu się godnym jego uwagi; stąd w jego utworach wszystko, co jest człowiekiem, a nie nim samym, jest nad wyraz słabe. Jego wpółdzikie kobietki, Atala, Mila, Celuta, mają pewien fizyczny urok tej dziewiczej natury, której są organem; ale wszystko inne osuwa się w rozpaczliwy konwenans. ...
....Nuda to sęp żrący całe życie serce Chateaubrianda–Renégo; otóż nuda bywa drapieżna, nuda bywa okrutna… Powiedział ktoś w śmiałym paradoksie, że w Reném jest mimo wszystko coś z owego Valmonta z 'Niebezpiecznych związków' .....
....Tematem do 'Renégo'— utworu mającego tak wybitne cechy autobiografii — staje się dla Chateaubrianda uczucie własnej siostry Lucylli, które zresztą w życiu nie wychodziło chyba poza granice egzaltowanej nieco siostrzanej miłości. I oto ów dumny wicehrabia de Chateaubriand (Franciszek–René), który z pewnością ostrzem szpady odwróciłby wszelki cień zmazy, jaką ktoś ośmieliłby się pokalać jego siostrę, sam wydaje jej dobrą sławę dziewiczą na pastwę nieuniknionych komentarzy ciekawego tłumu, byleby z niej wykroić sutszy i piękniej drapujący się płaszcz dla swego Renégo! To już nowoczesny moloch literatury, żarłoczny, bezwzględny, nie oszczędzający nikogo i niczego. Odtąd świętość własnego i cudzego życia prywatnego przestanie istnieć dla człowieka naznaczonego piętnem literatury: każdy strzęp duszy, choćby ociekający krwią, stanie się dlań tematem..."
Tyle wynotowalem z przedmowy Boya, a z obowiązku te 70 stron przeleciałem, bawiąc się jednak przednie przede wszystkim stylem, bo jak się nie śmiać, jak ktoś tak nawija:
"......Zaczem, pełen zapału, rzuciłem się sam jeden na ten burzliwy ocean świata, którego ani portów, ani raf nie znałem. Odwiedziłem najpierw ludy, których już nie ma; zapragnąłem usiąść na szczątkach Rzymu i Grecji, krajów o silnej i mądrej pamięci, gdzie pałace tkwią zagrzebane w prochu, mauzolea królów ukryte wśród głogów. Siło przyrody, a słabości człowieka! Źdźbło trawy przebija często najtwardszy marmur, którego wszyscy ci zmarli, tak potężni, nie podniosą nigdy!..."
Reasumując: mimo śmieszności, polecam przeczytanie tych 70 (58 + przypisy) stron, by lepiej zrozumieć wspomnianą przedmowę, która, jak wszystko Boya, jest perełką. I w tym celu, by zwrócić Państwa uwagę daję gwiazdek 7, choć samemu utworowi dałbym góra 5.
Jeszcze raz podkreślam, wspomniana przedmowa do 'Atali' zaspokaja głód wiedzy na temat epoki i dlatego koniecznie proszę ją przeczytać !!!
Tuesday, 13 February 2018
Jan BRZECHWA - "Szelmostwa Lisa Witalisa"
Jan BRZECHWA - "Szelmostwa Lisa Witalisa"
Dwa Lesmany stworzyły mój dziecięcy zaczarowany świat: Jan Brzechwa wł. Jan Wiktor Lesman (1898 – 1966) i jego stryjeczny brat Bolesław Leśmian, wł. Bolesław Lesman (1878 – 1937), a pierwszą książką, którą samodzielnie przeczytałem mając 6 lat były "Szaleństwa Lisa Witalisa" z ilustracjami Jana Marcina Szancera (1902 – 1973), wydane w 1948 roku, przez Wydawnictwo Eugeniusza Kuthana.
I o to wydanie mnie chodzi, bo znalazłem ryciny z niego na:
http://zestarejskrzyni.blox.pl/2011/03/Szelmostwa-Lisa-Witalisa.html
I ta strona, którą ze względu na Szancera gorąco Państwu polecam, zadecydowała o napisaniu tej notki.
A ja, po 69 latach pamiętam:
"..Był Witalis maści rudej, niezbyt gruby, niezbyt chudy, miał na prawym oku bielmo i był szelmą. Strasznym szelmą!..."
Oczywiście zanudzałem rodziców i starszą siostrę, co to jest szelma i chyba z tej przyczyny ten fragment zapamiętałem. I życzę tego samego Państwu, gdy swoim dzieciom czy wnukom ten piękny wiersz przeczytacie.
Szczególnie obecnie muszę być konsekwentny i skoro powyżej wspomniałem trzech z wielu Żydów, którzy polską kulturę tworzyli, wyrazić im uznanie stawiając 10 gwiazdek.
Dwa Lesmany stworzyły mój dziecięcy zaczarowany świat: Jan Brzechwa wł. Jan Wiktor Lesman (1898 – 1966) i jego stryjeczny brat Bolesław Leśmian, wł. Bolesław Lesman (1878 – 1937), a pierwszą książką, którą samodzielnie przeczytałem mając 6 lat były "Szaleństwa Lisa Witalisa" z ilustracjami Jana Marcina Szancera (1902 – 1973), wydane w 1948 roku, przez Wydawnictwo Eugeniusza Kuthana.
I o to wydanie mnie chodzi, bo znalazłem ryciny z niego na:
http://zestarejskrzyni.blox.pl/2011/03/Szelmostwa-Lisa-Witalisa.html
I ta strona, którą ze względu na Szancera gorąco Państwu polecam, zadecydowała o napisaniu tej notki.
A ja, po 69 latach pamiętam:
"..Był Witalis maści rudej, niezbyt gruby, niezbyt chudy, miał na prawym oku bielmo i był szelmą. Strasznym szelmą!..."
Oczywiście zanudzałem rodziców i starszą siostrę, co to jest szelma i chyba z tej przyczyny ten fragment zapamiętałem. I życzę tego samego Państwu, gdy swoim dzieciom czy wnukom ten piękny wiersz przeczytacie.
Szczególnie obecnie muszę być konsekwentny i skoro powyżej wspomniałem trzech z wielu Żydów, którzy polską kulturę tworzyli, wyrazić im uznanie stawiając 10 gwiazdek.
Mark TWAIN - " -"TRUP W OBŁOKACH, CZYLI HISTORYA MASZYNY LATAJĄCEJ W POWIETRZU"
-"TRUP W OBŁOKACH, CZYLI HISTORYA MASZYNY LATAJĄCEJ W POWIETRZU"
„WOLNE LEKTURY” REWELACYJNIE WYWIĄZUJĄ SIĘ Z EDUKACYJNEJ MISJI. DZIĘKUJĘ!
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/trup-w-oblokach-czyli-historya-maszyny-latajacej-w-powietrzu/
Ta piętnastostronicowa humoreska, z notowaniami na LC 6,2 (10 ocen i 1 opinia), daje mnie okazję do przypomnienia Państwu, że Twain wielkim pisarzem był. W jedynej mojej recenzji na LC utworów Twaina ("Przygody Tomka Sawyera") pisałem:
"....Sprawdzam na tymże LC wszystkie pozycje Twaina: oceny mierne, zainteresowanie słabe. Chyba skleroza zaatakowała mój mózg, bo jestem dalej przekonany, że to nie mogło się zmienić, że to stale NAJGENIALNIEJSZY AMERYKAŃSKI PISARZ. Sprawdzam więc swoją demencję w Wikipedii, a tam stoi:
(w wersji anglojęzycznej)
"He was lauded as the "greatest American humorist of his age", and William Faulkner called Twain "the father of American literature"."
(w wersji polskiej)
"Mark Twain, właściwie Samuel Langhorne Clemens (ur. 30 listopada 1835 w osadzie Florida, Monroe, stan Missouri, zm. 21 kwietnia 1910 w Redding, stan Connecticut) – amerykański pisarz pochodzenia szkockiego, satyryk, humorysta, wolnomularz. Do jego najbardziej znanych powieści należą "Przygody Tomka Sawyera /1876/ oraz "Przygody Hucka /1884/. Pisarz William Faulkner nazwał Twaina „ojcem amerykańskiej literatury”.
A więc to nie moja skleroza, a obłęd współczesnego świata. To tak się "tatusia" traktuje?? Szanowni Państwo, są pewne granice szaleństwa. Wolność jest i nic mnie do Waszego czczenia zwyrodnialca, dewianta Philip Rotha /i innych jemu podobnych/ czy szczytowego grafomana Glukhovsky'ego, nad którego nudną ramotą pt "Metro 2033" właśnie przysypiam. Ale dla "tatusiów" i "dziadziusiów", którzy zręby literatury stawiali, atencji i respektu się domagam. Szczególnie trudno pojąć brak zachwytu Twainem, który bezwarunkowo należy do światowej elity humorystów, satyryków i kpiarzy po wsze czasy. I nie chodzi mnie tylko o wymienione wyżej powieści, ale również i przede wszystkim, o jego krótkie formy nazywane opowiadaniami, felietonami, humoreskami czy jakkolwiek inaczej...."
Proszę mnie wybaczyć dlugi cytat z własnej recenzji, lecz "Tomek" ma recenzji 357, a to opowiadanie jedną, więc jest szansa, że tym razem ktoś to przeczyta. I tutaj chce podziękować Fundacji "Nowoczesna Polska", która umieszczając to opowiadanie w "Wolnych Lekturach" zachęca czytelników do czytania Twaina, bo 15 stron na pewno skusi i wzbudzi zainteresowanie jego satyrycznymi i humorystycznymi opowiadaniami. Twain, to nie tylko Tomek, Huck i "Książę i żebrak", lecz przede wszystkim twórca genialnej krótkiej formy, mistrz kpiny i drwiny.
To opowiadanie, które Państwo "zaliczycie" na pewno w ciągu najbliższej godziny, to spór dwóch twórców o patent; spór ujawniający pospolite przywary ludzkie. Milej lektury! 8/10
PS. Na LC z 42 pozycji Twaina 35 zebrało razem, do kupy - 37 opinii. Żenada, a dla niedoszłych czytelników niepowetowana strata! Czytajcie Twaina, uciecha gwarantowana!
„WOLNE LEKTURY” REWELACYJNIE WYWIĄZUJĄ SIĘ Z EDUKACYJNEJ MISJI. DZIĘKUJĘ!
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/trup-w-oblokach-czyli-historya-maszyny-latajacej-w-powietrzu/
Ta piętnastostronicowa humoreska, z notowaniami na LC 6,2 (10 ocen i 1 opinia), daje mnie okazję do przypomnienia Państwu, że Twain wielkim pisarzem był. W jedynej mojej recenzji na LC utworów Twaina ("Przygody Tomka Sawyera") pisałem:
"....Sprawdzam na tymże LC wszystkie pozycje Twaina: oceny mierne, zainteresowanie słabe. Chyba skleroza zaatakowała mój mózg, bo jestem dalej przekonany, że to nie mogło się zmienić, że to stale NAJGENIALNIEJSZY AMERYKAŃSKI PISARZ. Sprawdzam więc swoją demencję w Wikipedii, a tam stoi:
(w wersji anglojęzycznej)
"He was lauded as the "greatest American humorist of his age", and William Faulkner called Twain "the father of American literature"."
(w wersji polskiej)
"Mark Twain, właściwie Samuel Langhorne Clemens (ur. 30 listopada 1835 w osadzie Florida, Monroe, stan Missouri, zm. 21 kwietnia 1910 w Redding, stan Connecticut) – amerykański pisarz pochodzenia szkockiego, satyryk, humorysta, wolnomularz. Do jego najbardziej znanych powieści należą "Przygody Tomka Sawyera /1876/ oraz "Przygody Hucka /1884/. Pisarz William Faulkner nazwał Twaina „ojcem amerykańskiej literatury”.
A więc to nie moja skleroza, a obłęd współczesnego świata. To tak się "tatusia" traktuje?? Szanowni Państwo, są pewne granice szaleństwa. Wolność jest i nic mnie do Waszego czczenia zwyrodnialca, dewianta Philip Rotha /i innych jemu podobnych/ czy szczytowego grafomana Glukhovsky'ego, nad którego nudną ramotą pt "Metro 2033" właśnie przysypiam. Ale dla "tatusiów" i "dziadziusiów", którzy zręby literatury stawiali, atencji i respektu się domagam. Szczególnie trudno pojąć brak zachwytu Twainem, który bezwarunkowo należy do światowej elity humorystów, satyryków i kpiarzy po wsze czasy. I nie chodzi mnie tylko o wymienione wyżej powieści, ale również i przede wszystkim, o jego krótkie formy nazywane opowiadaniami, felietonami, humoreskami czy jakkolwiek inaczej...."
Proszę mnie wybaczyć dlugi cytat z własnej recenzji, lecz "Tomek" ma recenzji 357, a to opowiadanie jedną, więc jest szansa, że tym razem ktoś to przeczyta. I tutaj chce podziękować Fundacji "Nowoczesna Polska", która umieszczając to opowiadanie w "Wolnych Lekturach" zachęca czytelników do czytania Twaina, bo 15 stron na pewno skusi i wzbudzi zainteresowanie jego satyrycznymi i humorystycznymi opowiadaniami. Twain, to nie tylko Tomek, Huck i "Książę i żebrak", lecz przede wszystkim twórca genialnej krótkiej formy, mistrz kpiny i drwiny.
To opowiadanie, które Państwo "zaliczycie" na pewno w ciągu najbliższej godziny, to spór dwóch twórców o patent; spór ujawniający pospolite przywary ludzkie. Milej lektury! 8/10
PS. Na LC z 42 pozycji Twaina 35 zebrało razem, do kupy - 37 opinii. Żenada, a dla niedoszłych czytelników niepowetowana strata! Czytajcie Twaina, uciecha gwarantowana!
Sunday, 11 February 2018
Honoré de Balzac - "Pierwsze kroki"
Honoré de Balzac - "Pierwsze kroki"
„WOLNE LEKTURY” REWELACYJNIE WYWIĄZUJĄ SIĘ Z EDUKACYJNEJ MISJI. DZIĘKUJĘ!
"Pierwsze kroki" dostępne na:
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/balzac-komedia-ludzka-pierwsze-kroki/
Honoré de Balzac (1799 – 1850) - obok Dickensa i Tołstoja jeden z najważniejszych twórców współczesnej powieści europejskiej, autor monumentalnego cyklu powieściowego "Komedia ludzka", do którego kluczem jest przerabiany w szkołach "Ojciec Goriot".
Cykl, liczący ponad 130 utworów, podzielił na "księgi", a omawiane "Pierwsze kroki" z 1844 wchodzą w skład Księgi I pt "Sceny z życia prywatnego".
Wczesną młodość (lata 50. ubiegłego wieku), spędziłem w oparach twórczości Balzaca, jako, że moja mama była jego entuzjastką, a że razem chodziliśmy do Biblioteki Publicznej, to w oczekiwaniu na nią, nie mając co czytać, czytałem "jej" książki. Nie powiem, podobały mnie się i obecnie przeglądając wykaz jego dzieł naliczyłem ponad 10 pozycji. Na LC umieściłem zaledwie dwie pozycje dopiero obecnie poznane, bo skleroza uniemożliwia mnie recenzować tamte sprzed 60 lat. "Pierwszych kroków" też chyba wcześniej nie czytałem, a na pewno nic nie zapamiętałem.
Bohater utworu Oscar Husson to ubogi młodzieniec starający się zrobić karierę czyli jeszcze jedna, typowa dla Balzaca, historia parweniusza. Po pierwszych niepowodzeniach, zaczyna odnosić sukcesy. Więcej nie zdradzę, bo może Państwo skorzystają z okazji, jaką stworzyły "Wolne lektury", i zechcą przeczytać sami.
Birbant Balzac nieustannie miał problemy finansowe, więc jakość przegrywała z ilością, niemniej w większości przypadków tworzył literaturę wartościową, a na pewno ciekawą, dzięki czemu mogę z pełnym przekonaniem polecić Państwu omawianą książkę i mógłbym dać gwiazdek 7, ale nie mogę ze względu na mojego ukochanego Boya, który swoją przedmową (i tłumaczeniem) podnosi wartość wydania do 8 gwiazdek.
Nie ma sensu dublować Wikipedii, w której dokładne omówienie tej książki znajdziecie Państwo na:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Pierwsze_kroki
„WOLNE LEKTURY” REWELACYJNIE WYWIĄZUJĄ SIĘ Z EDUKACYJNEJ MISJI. DZIĘKUJĘ!
"Pierwsze kroki" dostępne na:
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/balzac-komedia-ludzka-pierwsze-kroki/
Honoré de Balzac (1799 – 1850) - obok Dickensa i Tołstoja jeden z najważniejszych twórców współczesnej powieści europejskiej, autor monumentalnego cyklu powieściowego "Komedia ludzka", do którego kluczem jest przerabiany w szkołach "Ojciec Goriot".
Cykl, liczący ponad 130 utworów, podzielił na "księgi", a omawiane "Pierwsze kroki" z 1844 wchodzą w skład Księgi I pt "Sceny z życia prywatnego".
Wczesną młodość (lata 50. ubiegłego wieku), spędziłem w oparach twórczości Balzaca, jako, że moja mama była jego entuzjastką, a że razem chodziliśmy do Biblioteki Publicznej, to w oczekiwaniu na nią, nie mając co czytać, czytałem "jej" książki. Nie powiem, podobały mnie się i obecnie przeglądając wykaz jego dzieł naliczyłem ponad 10 pozycji. Na LC umieściłem zaledwie dwie pozycje dopiero obecnie poznane, bo skleroza uniemożliwia mnie recenzować tamte sprzed 60 lat. "Pierwszych kroków" też chyba wcześniej nie czytałem, a na pewno nic nie zapamiętałem.
Bohater utworu Oscar Husson to ubogi młodzieniec starający się zrobić karierę czyli jeszcze jedna, typowa dla Balzaca, historia parweniusza. Po pierwszych niepowodzeniach, zaczyna odnosić sukcesy. Więcej nie zdradzę, bo może Państwo skorzystają z okazji, jaką stworzyły "Wolne lektury", i zechcą przeczytać sami.
Birbant Balzac nieustannie miał problemy finansowe, więc jakość przegrywała z ilością, niemniej w większości przypadków tworzył literaturę wartościową, a na pewno ciekawą, dzięki czemu mogę z pełnym przekonaniem polecić Państwu omawianą książkę i mógłbym dać gwiazdek 7, ale nie mogę ze względu na mojego ukochanego Boya, który swoją przedmową (i tłumaczeniem) podnosi wartość wydania do 8 gwiazdek.
Nie ma sensu dublować Wikipedii, w której dokładne omówienie tej książki znajdziecie Państwo na:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Pierwsze_kroki
Saturday, 10 February 2018
Theresa REVAY - "Na drugim brzegu Bosforu"
Theresa REVAY - "Na drugim brzegu Bosforu"
Theresa Revay (ur. 1965) - francuska pisarka, na LC – cztery książki; ta z 2013 ma 6,57 (131 ocen i 25 opinii).
Przykro mnie, lecz nic ciekawego nie napiszę, bo jak pisać ciekawie o nieciekawej nudnej książce. Co to miało być ? Romansidło za kwefem ? Nim się zanudziłem, starałem się francuską autorkę rozgryźć. Od początku zmorą jest teściowa – Czerkieska. Znalazłem na: http://www.kaukaz.net/narody/czerkiesi_N.html
"CZERKIESI (Adyge) Naród z grupy narodów adygskich zamieszkujący północną część Karaczajo–Czerkiesji (KCzR). Liczebność Czerkiesów w Rosji – ok. 60 tys., z czego w KCzR – 50 tys., Kraju Stawropolskim – 2 tys., Kraju Krasnodarskim – 4,5 tys. Podobnie jak Kabardyjczycy i Adygejczycy, Czerkiesi określają się jako Adyge; termin Czerkies/Czerkiesi, używany często do określania wszystkich narodów adygskich, pochodzi prawdopodobnie od starogreckiego słowa kerket, którym Grecy określali plemiona adygskie żyjące na wybrzeżu czarnomorskim. Czerkiesi mówią językiem kabardyjsko–czerkieskim, tym samym którego używają Kabardyjczycy; jest on zapisywany cyrylicą. Wyznają islam w wersji sunnickiej...."
Mnie teściowa akurat się spodobala, gdy zadała retoryczne pytanie (s. 33):
"...Jak zmniejszyć liczbę dań, skoro nigdy nie wiem, na co będę miała ochotę ?.."
Przy tym cytacie mam okazję, że choć jestem inżynierem, a nie filologiem, to użyłbym "ilości dań" zamiast "liczby". Nie twierdzę, że mam rację, lecz zwierzam się, że to nie mój sposób wyrażania się i dlatego ta lektura mnie męczy.
Ważną postacią jest również Etiopczyk Alim Aga - eunuch..... (s.12):
"....który stał dumnie.. ...miał zabandażowaną kostkę..."
Nie wiem dlaczego "dumnie", skoro z przedszkola Pani Kowalczykowej, do którego uczęszczałem 70 lat temu, zapamiętałem, że "Egipt to kraina bajek, eunuch to chłop bez jajek". To z czego on dumny ? Poza tym określenie Etiopczyk jest co najmniej nieprecyzyjne ze względu na skład etniczny Etiopii (Oromowie 31,9%, Amharowie 28,1%, Somalijczycy 6,5% itd.), jak i wyznawaną religię (62,8% chrześcijan).
Dodajmy, że imię pana domu Selim znaczy (Wikipedia):
„Salim (also spelled Saleem or Salem or Selim.. .is given name of Arabic origin meaning „safe” or „undamaged”
Leyla natomiast znaczy „ciemnowłosa piękność” lub „ciemna piękność”
Tak przygotowany do lektury zacząłem czytać, lecz na nic się to zdało, bo sen mnie zmorzył. Dalsze próby po przebudzeniu również nie przyniosły efektu, bo po paru stronach zasypiałem. Może jestem chory ? Chyba nie, bo przy innych książkach nie zasypiam, a nawet przeciwnie - nie mogę spać póki nie doczytam do końca.
Moja niechęć do tej lektury wynika również z przewidywalności treści wskutek zbyt nachalnych przesłanek. Leyla z kwefem czy czarczafem, lecz mówiąca po francusku i czytająca „mądre” książki, mimo zależności od prostackiej teściowej. Najprostsze, skoro ma być romans, by zamieszkał w ich pałacu potencjalny kochanek..... ..I masz już jest francuski kapitan. Oczywiście romans nie wchodzi w rachubę, bo to okupant ; wprowadzamy więc Niemca, a więc sprzymierzeńca, w dodatku fana Atatürka... ..To bardziej przewidywalne niż Harlequin...
A "Orient", który miał uatrakcyjnić romansidło zarżnął je. Z jednym wyjątkiem, kiedy mnie rozbawił. Otóż teściowa Leyli, muzułmanka odnosi się do katolika Francuza jak Kaczyński do „ciapatych” (s. 54):
„...Jestem pewna, że przywloką do domu jakieś choroby..'
Konkluzja: to nie jest nawet "czytadło", bo "czytadło" to niezbyt wymagający gatunek, ale łatwy i przyjemny w czytaniu. Nie będę się wysilał i dochodził czy to wina autorki czy tłumaczki, lecz pozostanę przy stwierdzeniu, że sztuczność i egzaltowany język utrudniają odbiór, a że nie ma o co kruszyć kopii to daję dla świętego spokoju aż 5 gwiazdek czyli przeciętność nad przeciętnościami.
Theresa Revay (ur. 1965) - francuska pisarka, na LC – cztery książki; ta z 2013 ma 6,57 (131 ocen i 25 opinii).
Przykro mnie, lecz nic ciekawego nie napiszę, bo jak pisać ciekawie o nieciekawej nudnej książce. Co to miało być ? Romansidło za kwefem ? Nim się zanudziłem, starałem się francuską autorkę rozgryźć. Od początku zmorą jest teściowa – Czerkieska. Znalazłem na: http://www.kaukaz.net/narody/czerkiesi_N.html
"CZERKIESI (Adyge) Naród z grupy narodów adygskich zamieszkujący północną część Karaczajo–Czerkiesji (KCzR). Liczebność Czerkiesów w Rosji – ok. 60 tys., z czego w KCzR – 50 tys., Kraju Stawropolskim – 2 tys., Kraju Krasnodarskim – 4,5 tys. Podobnie jak Kabardyjczycy i Adygejczycy, Czerkiesi określają się jako Adyge; termin Czerkies/Czerkiesi, używany często do określania wszystkich narodów adygskich, pochodzi prawdopodobnie od starogreckiego słowa kerket, którym Grecy określali plemiona adygskie żyjące na wybrzeżu czarnomorskim. Czerkiesi mówią językiem kabardyjsko–czerkieskim, tym samym którego używają Kabardyjczycy; jest on zapisywany cyrylicą. Wyznają islam w wersji sunnickiej...."
Mnie teściowa akurat się spodobala, gdy zadała retoryczne pytanie (s. 33):
"...Jak zmniejszyć liczbę dań, skoro nigdy nie wiem, na co będę miała ochotę ?.."
Przy tym cytacie mam okazję, że choć jestem inżynierem, a nie filologiem, to użyłbym "ilości dań" zamiast "liczby". Nie twierdzę, że mam rację, lecz zwierzam się, że to nie mój sposób wyrażania się i dlatego ta lektura mnie męczy.
Ważną postacią jest również Etiopczyk Alim Aga - eunuch..... (s.12):
"....który stał dumnie.. ...miał zabandażowaną kostkę..."
Nie wiem dlaczego "dumnie", skoro z przedszkola Pani Kowalczykowej, do którego uczęszczałem 70 lat temu, zapamiętałem, że "Egipt to kraina bajek, eunuch to chłop bez jajek". To z czego on dumny ? Poza tym określenie Etiopczyk jest co najmniej nieprecyzyjne ze względu na skład etniczny Etiopii (Oromowie 31,9%, Amharowie 28,1%, Somalijczycy 6,5% itd.), jak i wyznawaną religię (62,8% chrześcijan).
Dodajmy, że imię pana domu Selim znaczy (Wikipedia):
„Salim (also spelled Saleem or Salem or Selim.. .is given name of Arabic origin meaning „safe” or „undamaged”
Leyla natomiast znaczy „ciemnowłosa piękność” lub „ciemna piękność”
Tak przygotowany do lektury zacząłem czytać, lecz na nic się to zdało, bo sen mnie zmorzył. Dalsze próby po przebudzeniu również nie przyniosły efektu, bo po paru stronach zasypiałem. Może jestem chory ? Chyba nie, bo przy innych książkach nie zasypiam, a nawet przeciwnie - nie mogę spać póki nie doczytam do końca.
Moja niechęć do tej lektury wynika również z przewidywalności treści wskutek zbyt nachalnych przesłanek. Leyla z kwefem czy czarczafem, lecz mówiąca po francusku i czytająca „mądre” książki, mimo zależności od prostackiej teściowej. Najprostsze, skoro ma być romans, by zamieszkał w ich pałacu potencjalny kochanek..... ..I masz już jest francuski kapitan. Oczywiście romans nie wchodzi w rachubę, bo to okupant ; wprowadzamy więc Niemca, a więc sprzymierzeńca, w dodatku fana Atatürka... ..To bardziej przewidywalne niż Harlequin...
A "Orient", który miał uatrakcyjnić romansidło zarżnął je. Z jednym wyjątkiem, kiedy mnie rozbawił. Otóż teściowa Leyli, muzułmanka odnosi się do katolika Francuza jak Kaczyński do „ciapatych” (s. 54):
„...Jestem pewna, że przywloką do domu jakieś choroby..'
Konkluzja: to nie jest nawet "czytadło", bo "czytadło" to niezbyt wymagający gatunek, ale łatwy i przyjemny w czytaniu. Nie będę się wysilał i dochodził czy to wina autorki czy tłumaczki, lecz pozostanę przy stwierdzeniu, że sztuczność i egzaltowany język utrudniają odbiór, a że nie ma o co kruszyć kopii to daję dla świętego spokoju aż 5 gwiazdek czyli przeciętność nad przeciętnościami.
Friday, 9 February 2018
Jan GOŁĘBIOWSKI - "Profilowanie kryminalne"
Jan GOŁĘBIOWSKI - "Profilowanie kryminalne"
Wprowadzenie do sporządzania charakterystyki psychologicznej nieznanych sprawców przestępstw
Wydanie drugie poprawione i poszerzone 2017
Jest to kompletnie różna książka od pierwszego wydania z 2008 roku, o czym świadczy również ilość stron -- 300 wobec 152. Chciałem ją wprowadzić na LC jako nowość, ale nie umiałem.
Jan Gołębiowski (ur. 1976) jest psychologiem kryminalnym, biegłym sądowym, wykładowcą oraz autorem licznych publikacji na temat profilowania nieznanych sprawców przestępstw.
Fakt, że jest moim stryjecznym bratankiem nie ma żadnego wpływu na niniejszą opinię, a ujawniam to z własnej próżności.
Zacząłem oczywiście od „Prologu - Wywiadu z Wampirem”, a że autor zagrał ze mną w ciuciubabkę i wiedział, a nie powiedział, jaki „wampir” był, zajrzałem do „Epilogu” (ha! ha! - dedukcja) i dowiedziałem się, że moje zastrzeżenia były częściowo słuszne. Autor, przewyższający o epokę Sherlocka Holmesa, popadł według mnie w drobną sprzeczność. Otóż na stronie 12 wnioskuje, że „Wampir” ma „zdolności.. ..językowe.. co najmniej na poziomie skończonej szkoły średniej,,”, a na stronie 13 przytacza „...Braci arabów”. W pierwszym momencie pomyślałem, że różne nasze zapatrywania na ortografię, wynikają z różnicy pokoleniowej, czytaj obniżonych obecnie wymagań wobec maturzystów, lecz epilog usunął moje zastrzeżenia, bo Gołębiowski wyjaśnił (s. 275):
„...miał pozycję inżyniera przypominającą Karwowskiego z „Czterdziestolatka”. Obecnie wykonywał częściej obowiązki typowe dla pracownika fizycznego..”
Mimo, że jestem inżynierem muszę przyznać rację bratankowi, że durniów w mojej profesji nie brakuje.
Koniec z fabułami i przechodzimy do teorii. A tu kiepsko, bo profesjonalista G. zamknął mnie dziób. Czuję się identycznie jak przy „Ontologii” Stróżewskiego, do której zaglądam czasem, ale nigdy nie komentuję, bo w obu przypadkach mam do czynienia z podręcznikami ., a z podręcznikami się nie dyskutuje; można sięgnąć po inne, lecz dyskutować nie przystoi.
Co ja w tej sytuacji mogę powiedzieć ? Że ta praca jest ciekawa, rzetelna, solidna i wymagała dużo pracy, bo samych przypisów jest 582, a w bibliografii 148 pozycji. Ponadto wyraźnie wyczuwa się emocjonalne zaangażowanie autora w swoją pracę. O fachowości nie mówię, bo to „widać, słychać i czuć”.
Temat ciekawy, wykonanie świetne, lecz przeciętny czytelnik nie czytuje podręczników i dlatego dla zachęty wynotowałem strony „sensacyjne”: 9-17; 37-38, 41-42, 67-68, 81, 87-88, przypis 218 na s. 96, przypis 220 na s.97, s.104-105, 107, 120-123, 127-128, 184-187, 195, 201, 207, 209, 217, 246, 251-264.
Może i dużo tego wyszło, lecz Gołębiowski nawiązuje do wszystkich najstraszniejszych zbrodni na świecie, więc jest to również zestaw ciekawostek kryminalnych. Lektura okazała się fascynująca, skończyłem ją z wypiekami na twarzy i pytaniem: jak taki miły człowiek, jak mój bratanek godzi życie prywatne z takimi makabrami w życiu zawodowym?
Żebym nie został posądzony o kumoterstwo stawiam tylko 8 gwiazdek. I gorąco polecam !
Wprowadzenie do sporządzania charakterystyki psychologicznej nieznanych sprawców przestępstw
Wydanie drugie poprawione i poszerzone 2017
Jest to kompletnie różna książka od pierwszego wydania z 2008 roku, o czym świadczy również ilość stron -- 300 wobec 152. Chciałem ją wprowadzić na LC jako nowość, ale nie umiałem.
Jan Gołębiowski (ur. 1976) jest psychologiem kryminalnym, biegłym sądowym, wykładowcą oraz autorem licznych publikacji na temat profilowania nieznanych sprawców przestępstw.
Fakt, że jest moim stryjecznym bratankiem nie ma żadnego wpływu na niniejszą opinię, a ujawniam to z własnej próżności.
Zacząłem oczywiście od „Prologu - Wywiadu z Wampirem”, a że autor zagrał ze mną w ciuciubabkę i wiedział, a nie powiedział, jaki „wampir” był, zajrzałem do „Epilogu” (ha! ha! - dedukcja) i dowiedziałem się, że moje zastrzeżenia były częściowo słuszne. Autor, przewyższający o epokę Sherlocka Holmesa, popadł według mnie w drobną sprzeczność. Otóż na stronie 12 wnioskuje, że „Wampir” ma „zdolności.. ..językowe.. co najmniej na poziomie skończonej szkoły średniej,,”, a na stronie 13 przytacza „...Braci arabów”. W pierwszym momencie pomyślałem, że różne nasze zapatrywania na ortografię, wynikają z różnicy pokoleniowej, czytaj obniżonych obecnie wymagań wobec maturzystów, lecz epilog usunął moje zastrzeżenia, bo Gołębiowski wyjaśnił (s. 275):
„...miał pozycję inżyniera przypominającą Karwowskiego z „Czterdziestolatka”. Obecnie wykonywał częściej obowiązki typowe dla pracownika fizycznego..”
Mimo, że jestem inżynierem muszę przyznać rację bratankowi, że durniów w mojej profesji nie brakuje.
Koniec z fabułami i przechodzimy do teorii. A tu kiepsko, bo profesjonalista G. zamknął mnie dziób. Czuję się identycznie jak przy „Ontologii” Stróżewskiego, do której zaglądam czasem, ale nigdy nie komentuję, bo w obu przypadkach mam do czynienia z podręcznikami ., a z podręcznikami się nie dyskutuje; można sięgnąć po inne, lecz dyskutować nie przystoi.
Co ja w tej sytuacji mogę powiedzieć ? Że ta praca jest ciekawa, rzetelna, solidna i wymagała dużo pracy, bo samych przypisów jest 582, a w bibliografii 148 pozycji. Ponadto wyraźnie wyczuwa się emocjonalne zaangażowanie autora w swoją pracę. O fachowości nie mówię, bo to „widać, słychać i czuć”.
Temat ciekawy, wykonanie świetne, lecz przeciętny czytelnik nie czytuje podręczników i dlatego dla zachęty wynotowałem strony „sensacyjne”: 9-17; 37-38, 41-42, 67-68, 81, 87-88, przypis 218 na s. 96, przypis 220 na s.97, s.104-105, 107, 120-123, 127-128, 184-187, 195, 201, 207, 209, 217, 246, 251-264.
Może i dużo tego wyszło, lecz Gołębiowski nawiązuje do wszystkich najstraszniejszych zbrodni na świecie, więc jest to również zestaw ciekawostek kryminalnych. Lektura okazała się fascynująca, skończyłem ją z wypiekami na twarzy i pytaniem: jak taki miły człowiek, jak mój bratanek godzi życie prywatne z takimi makabrami w życiu zawodowym?
Żebym nie został posądzony o kumoterstwo stawiam tylko 8 gwiazdek. I gorąco polecam !
Jacek CABA - "Doktor Śmierć"
Jacek CABA - "Doktor Śmierć"
Jacek Caba (ur. 1962) - z wykształcenia lekarz, w życiu kompozytor, producent i wydawca muzyczny. Napisał książkę kontrowersyjną o etyce lekarskiej, nie wykonując aktualnie swojego zawodu, czym niewątpliwie wkurzył środowisko lekarskie. Tematem jest eutanazja, niestety książka ma dwie bardzo poważne wady: pierwszą, że została napisana za późno (2012) w stosunku do wszechświatowej dyskusji na ten temat, a drugą, że dopiero (2018) ją czytam.
Właśnie z podanych wyżej powodów przeczytałem ją bez wielkich emocji, jednakże z dużym zainteresowaniem i zrozumieniem dla poglądów autora. Wydaje mnie się, że przenoszenie nawet elementów ogólnoludzkiej dyskusji na ten temat do opinii o książce strywializowałoby problem, więc ograniczam swój głos do polecenia Państwu tej ciekawej pozycji. Zgodnie z oczekiwaniami od absolwenta dwóch uczelni, autor prezentuje właściwy poziom i język, a żeby go przy debiucie nadto nie rozpieszczać daję gwiazdek 7.
Jacek Caba (ur. 1962) - z wykształcenia lekarz, w życiu kompozytor, producent i wydawca muzyczny. Napisał książkę kontrowersyjną o etyce lekarskiej, nie wykonując aktualnie swojego zawodu, czym niewątpliwie wkurzył środowisko lekarskie. Tematem jest eutanazja, niestety książka ma dwie bardzo poważne wady: pierwszą, że została napisana za późno (2012) w stosunku do wszechświatowej dyskusji na ten temat, a drugą, że dopiero (2018) ją czytam.
Właśnie z podanych wyżej powodów przeczytałem ją bez wielkich emocji, jednakże z dużym zainteresowaniem i zrozumieniem dla poglądów autora. Wydaje mnie się, że przenoszenie nawet elementów ogólnoludzkiej dyskusji na ten temat do opinii o książce strywializowałoby problem, więc ograniczam swój głos do polecenia Państwu tej ciekawej pozycji. Zgodnie z oczekiwaniami od absolwenta dwóch uczelni, autor prezentuje właściwy poziom i język, a żeby go przy debiucie nadto nie rozpieszczać daję gwiazdek 7.
Anna M. NOWAKOWSKA - "Dziunia"
Anna M. NOWAKOWSKA - "Dziunia"
Anna M. Nowakowska (ur. 1960) - o wykształceniu w Wikipedii brak danych; ta powieść jest jej książkowym debiutem. Na LC 7,19 (513 ocen i 104 opinie).
A dla mnie to czytadło, nie wiem do kogo adresowane, wiem natomiast, że od pierwszej strony nie odpowiada mnie styl, forma, język ani rodzaj humoru (s. 26 - e-book):
"..Potem Jacek zakochał się w innej. W pani Marysi, przedszkolance. I rzucał w nią kozami z nosa, jak to zakochany...".
s. 27 "... grzebał sobie w majtkach i puszczał bąki?..."
"..próbowała rozgryźć, dlaczego chłopcom dynda przyrodzenie i po co to w ogóle jest..."
s. 72 - sentencja siedmioletniego dziecka (??): "Gdy Mama do kur wychodzi, Tata do kurwy chodzi".
Mimo, że wiek predestynuje mnie do zdziecinnienia, nie jestem w stanie zaakceptować infantylizmu kipiącego w tej książce. Nagle - blysk intelektu, ni przypiął, ni przyłatal (s. 87):
"..Tu freudysta mógłby dodać prędko, że Dziunia chciała spać z kochanką swego ojca w ramach obowiązującego kompleksu Elektry, per procura".
No to jeszcze "zabawna" (ha, ha!) rymowanka (s. 88):
"– Dochtorówna wcina gówna, żabie dupy i skorupy!"
... i kończę lekturę na stronie 105, po zaznajomieniu się z absurdalnym porównaniem:
„....Pułkownikowa w każdym wieku przypominała Kadafiego, nawet kiedy próbowała machnąć się na blond...."
Proszę mnie uwierzyć, że na starość stałem się tolerancyjny, a mimo to nie daję rady tego czytać. Ciężko doświadczony za krytykę polskich tzw pisarek stawiam aż 3 gwiazdki, by uniknąć ewentualnych ataków ze strony autorki i jej zwolenniczek.
Anna M. Nowakowska (ur. 1960) - o wykształceniu w Wikipedii brak danych; ta powieść jest jej książkowym debiutem. Na LC 7,19 (513 ocen i 104 opinie).
A dla mnie to czytadło, nie wiem do kogo adresowane, wiem natomiast, że od pierwszej strony nie odpowiada mnie styl, forma, język ani rodzaj humoru (s. 26 - e-book):
"..Potem Jacek zakochał się w innej. W pani Marysi, przedszkolance. I rzucał w nią kozami z nosa, jak to zakochany...".
s. 27 "... grzebał sobie w majtkach i puszczał bąki?..."
"..próbowała rozgryźć, dlaczego chłopcom dynda przyrodzenie i po co to w ogóle jest..."
s. 72 - sentencja siedmioletniego dziecka (??): "Gdy Mama do kur wychodzi, Tata do kurwy chodzi".
Mimo, że wiek predestynuje mnie do zdziecinnienia, nie jestem w stanie zaakceptować infantylizmu kipiącego w tej książce. Nagle - blysk intelektu, ni przypiął, ni przyłatal (s. 87):
"..Tu freudysta mógłby dodać prędko, że Dziunia chciała spać z kochanką swego ojca w ramach obowiązującego kompleksu Elektry, per procura".
No to jeszcze "zabawna" (ha, ha!) rymowanka (s. 88):
"– Dochtorówna wcina gówna, żabie dupy i skorupy!"
... i kończę lekturę na stronie 105, po zaznajomieniu się z absurdalnym porównaniem:
„....Pułkownikowa w każdym wieku przypominała Kadafiego, nawet kiedy próbowała machnąć się na blond...."
Proszę mnie uwierzyć, że na starość stałem się tolerancyjny, a mimo to nie daję rady tego czytać. Ciężko doświadczony za krytykę polskich tzw pisarek stawiam aż 3 gwiazdki, by uniknąć ewentualnych ataków ze strony autorki i jej zwolenniczek.
Thursday, 8 February 2018
Jo NESBO - "Pragnienie"
Jo NESBO - "Pragnienie"
Jedenasty tom. Wcale się nie dziwię, że Nesbo wpadł w rutynę. A ludzie i tak następne przygody pijaka Harry'ego kupią, bo go polubili. Ja też, lecz jakoś dzisiaj mnie wkurza i nudzę się jak mops. Pomysł z metalową szczęką i domniemane orgazmy mordercy bardzo wydumane i według mnie nieakceptowalne. Dwa trupy na razie i 280 stron (e-book). Jakie to dyrdymały niech świadczy poniższe odkrycie (s. 280):
"...– Wiesz o tym, że tego samego dnia, w którym w Paryżu doszło do ataku terrorystycznego, w centrum Londynu zdarzył się duży wypadek autobusowy? Zginęło prawie tyle samo ludzi co w Paryżu. Norwegowie, którzy mieli znajomych w Paryżu, dzwonili do nich, bo bali się, że są wśród ofiar. Ale o przyjaciół i znajomych w Londynie nikt specjalnie się nie martwił. Po ataku terrorystów ludzie bali się jechać do Paryża, chociaż postawiono tam policję w stan alarmowy. A nikt nie mówił o lęku przed wsiadaniem do autobusu w Londynie, mimo że bezpieczeństwo ruchu drogowego nie poprawiło się ani trochę..."
Na takie banalne truizmy to szkoda mojego czasu. To już było w starym kawale o marynarzu, którego ojciec i dziadek zginęli na morzu, a on mimo to pływa. W rewanżu podziw dla mieszczucha, którego przodkowie zmarli w łóżku, a on mimo to tam się kładzie, ha, ha!! A jeszcze:
„....Jest sobotni wieczór i połowa tych spieszących się kobiet zmierza na spotkanie z nieznajomym mężczyzną....”
Wydaje mnie się, że to Norweżki obraża... Ale czytam dalej....
No i mamy trzecią zagryzioną, czyli "never ending story"... W tym celu proponuję, by dewiant zagryzł Katrine, następnie niepijącego alkoholika, bo przecież taki bez alkoholu cierpi, a w końcu autora . Dosyć, kończę, a po starej znajomości zamiast pały, daję gwiazdki 3
Jedenasty tom. Wcale się nie dziwię, że Nesbo wpadł w rutynę. A ludzie i tak następne przygody pijaka Harry'ego kupią, bo go polubili. Ja też, lecz jakoś dzisiaj mnie wkurza i nudzę się jak mops. Pomysł z metalową szczęką i domniemane orgazmy mordercy bardzo wydumane i według mnie nieakceptowalne. Dwa trupy na razie i 280 stron (e-book). Jakie to dyrdymały niech świadczy poniższe odkrycie (s. 280):
"...– Wiesz o tym, że tego samego dnia, w którym w Paryżu doszło do ataku terrorystycznego, w centrum Londynu zdarzył się duży wypadek autobusowy? Zginęło prawie tyle samo ludzi co w Paryżu. Norwegowie, którzy mieli znajomych w Paryżu, dzwonili do nich, bo bali się, że są wśród ofiar. Ale o przyjaciół i znajomych w Londynie nikt specjalnie się nie martwił. Po ataku terrorystów ludzie bali się jechać do Paryża, chociaż postawiono tam policję w stan alarmowy. A nikt nie mówił o lęku przed wsiadaniem do autobusu w Londynie, mimo że bezpieczeństwo ruchu drogowego nie poprawiło się ani trochę..."
Na takie banalne truizmy to szkoda mojego czasu. To już było w starym kawale o marynarzu, którego ojciec i dziadek zginęli na morzu, a on mimo to pływa. W rewanżu podziw dla mieszczucha, którego przodkowie zmarli w łóżku, a on mimo to tam się kładzie, ha, ha!! A jeszcze:
„....Jest sobotni wieczór i połowa tych spieszących się kobiet zmierza na spotkanie z nieznajomym mężczyzną....”
Wydaje mnie się, że to Norweżki obraża... Ale czytam dalej....
No i mamy trzecią zagryzioną, czyli "never ending story"... W tym celu proponuję, by dewiant zagryzł Katrine, następnie niepijącego alkoholika, bo przecież taki bez alkoholu cierpi, a w końcu autora . Dosyć, kończę, a po starej znajomości zamiast pały, daję gwiazdki 3
Tuesday, 6 February 2018
Monika A. OLEKSA - "Ciemna strona miłości"
Monika A. OLEKSA - "Ciemna strona miłości"
Na LC 7,62 (236 ocen i 72 opinie). Taki dobry wynik, to wypada poczytać. Na stronie 35 (e-book) szok, gdy Agnieszka oświadcza, że czyta "Alchemika" Coelho po raz dwudziesty drugi. To poważna dewiacja, a dla czytelnika ostrzeżenie, bo na LC ma 5,88.
Następna moja uwaga sto stron dalej: co za wspaniała umiejętność ciekawego pisania o niczym !! Sam kiedyś próbowałem coś napisać, lecz okazałem się mistrzem kondensacji i wszystko mieściłem góra na 10 stronach. A Oleksa nawija o niczym, czyta się lekko i przyjemnie mimo braku akcji.
Około strony 150 naszło mnie, starego dziada, „gdybanie”. A co by było, gdyby młoda Małgosia, zamiast pozorowanego wyjazdu do Szwecji, zwierzyła się ojcu ? No cóż, ta książka by nie powstała.
Równo w połowie na stronie 293, wyznała prawdę Markowi. Podziw mój sięgnął zenitu, bo ja bym nie potrafił wyjść poza stron pięć. Wartko podążam dalej i mam, na stronie 500 sprawa się rypła. A dalej tani sentymentalizm, incydent z Wieniawskim, odbicie od dna i Happy End !!
Pierwsza w nocy się zrobiła, a ja wzruszony i zapłakany krzyczę : „Arcydzieło Szmiry!!”. Od początku akcja przewidywalna, perfekcyjny tani sentymentalizm, mądry dziadziuś i blablanie o niczym przez 587 stron ! Jednak na 10 gwiazdek w tym gatunku nie zasługuje, bo za mało łez; więc 9/10
Na LC 7,62 (236 ocen i 72 opinie). Taki dobry wynik, to wypada poczytać. Na stronie 35 (e-book) szok, gdy Agnieszka oświadcza, że czyta "Alchemika" Coelho po raz dwudziesty drugi. To poważna dewiacja, a dla czytelnika ostrzeżenie, bo na LC ma 5,88.
Następna moja uwaga sto stron dalej: co za wspaniała umiejętność ciekawego pisania o niczym !! Sam kiedyś próbowałem coś napisać, lecz okazałem się mistrzem kondensacji i wszystko mieściłem góra na 10 stronach. A Oleksa nawija o niczym, czyta się lekko i przyjemnie mimo braku akcji.
Około strony 150 naszło mnie, starego dziada, „gdybanie”. A co by było, gdyby młoda Małgosia, zamiast pozorowanego wyjazdu do Szwecji, zwierzyła się ojcu ? No cóż, ta książka by nie powstała.
Równo w połowie na stronie 293, wyznała prawdę Markowi. Podziw mój sięgnął zenitu, bo ja bym nie potrafił wyjść poza stron pięć. Wartko podążam dalej i mam, na stronie 500 sprawa się rypła. A dalej tani sentymentalizm, incydent z Wieniawskim, odbicie od dna i Happy End !!
Pierwsza w nocy się zrobiła, a ja wzruszony i zapłakany krzyczę : „Arcydzieło Szmiry!!”. Od początku akcja przewidywalna, perfekcyjny tani sentymentalizm, mądry dziadziuś i blablanie o niczym przez 587 stron ! Jednak na 10 gwiazdek w tym gatunku nie zasługuje, bo za mało łez; więc 9/10
Maria NUROWSKA = "Dziesięć godzin"
Maria NUROWSKA - "Dziesięć godzin"
Lubię Nurowską, choć nie wszystkie jej książki, o czym świadczą przydzielone przeze mnie gwiazdki: 3x10, 3x8, 7, 3 i pała. Ujmując to inaczej: cenię jej pióro, lecz nie zawsze wybór tematu. Szczególnie polityki lepiej nie ruszać. Jeszcze gorzej, gdy czas weryfikuje poglądy tak autorki jak i czytelników. A tak właśnie m o ż e jest w przypadku tej jej najnowszej książki (2017).
Bo przy tak podzielonym społeczeństwie niemożliwe jest zadowolić wszystkich.
Wynik na LC 5,8 (71 ocen i 29 opinii). Mniej więcej tyle samo pozytywnych opinii popartych 8 do 10 gwiazdkami, co negatywnych, często chamskich, z oceną od 1 do 3. Do tego prowadzi politykierstwo.
Już sam fakt zajęcia się aresztowaniem przez PiS legendarnego Piniora (ukrycie 80 mln) definiuje autorkę i pozwala na przewidzenie treści. Nurowska powiedziala:
"Od dłuższego czasu zadaję sobie pytanie: dokąd zmierzasz, Polsko? Ta książka zrodziła się z mojej niezgody na to, co się dzieje wokół mnie, i przekonania, że nie można milczeć."
Jej prawo, może swoje sympatie (i antypatie) wyrazić w formie literackiej. Aby wzmocnić wymowę, puszcza do czytelnika oko i bohaterkę nazywa Małgorzatą, a do towarzystwa wprowadza inne postacie z Bułhakowa. Mnie akurat to nie bierze, bo nie jestem wielbicielem "Mistrza i Małgorzaty".
Śmiać się, śmiałem, celności trafień w kaczyzm kibicowałem, lecz mimo, że jestem gorącym, zdeklarowanym krytykiem aktualnie rządzących, mimo to, że piszę te słowa w dniu, gdy Duda podpisał niewyobrażalnie szkodliwą dla Polski ustawę (6.02.2018), nie potrafię zachwycić się pomysłem Nurowskiej.
W tej sytuacji powinienem uchylić się od oceny książki, jednak, aby dać odpór pisowskiemu ciemnogrodowi, "nie chcem, ale muszem" dać gwiazdek 10.
Lubię Nurowską, choć nie wszystkie jej książki, o czym świadczą przydzielone przeze mnie gwiazdki: 3x10, 3x8, 7, 3 i pała. Ujmując to inaczej: cenię jej pióro, lecz nie zawsze wybór tematu. Szczególnie polityki lepiej nie ruszać. Jeszcze gorzej, gdy czas weryfikuje poglądy tak autorki jak i czytelników. A tak właśnie m o ż e jest w przypadku tej jej najnowszej książki (2017).
Bo przy tak podzielonym społeczeństwie niemożliwe jest zadowolić wszystkich.
Wynik na LC 5,8 (71 ocen i 29 opinii). Mniej więcej tyle samo pozytywnych opinii popartych 8 do 10 gwiazdkami, co negatywnych, często chamskich, z oceną od 1 do 3. Do tego prowadzi politykierstwo.
Już sam fakt zajęcia się aresztowaniem przez PiS legendarnego Piniora (ukrycie 80 mln) definiuje autorkę i pozwala na przewidzenie treści. Nurowska powiedziala:
"Od dłuższego czasu zadaję sobie pytanie: dokąd zmierzasz, Polsko? Ta książka zrodziła się z mojej niezgody na to, co się dzieje wokół mnie, i przekonania, że nie można milczeć."
Jej prawo, może swoje sympatie (i antypatie) wyrazić w formie literackiej. Aby wzmocnić wymowę, puszcza do czytelnika oko i bohaterkę nazywa Małgorzatą, a do towarzystwa wprowadza inne postacie z Bułhakowa. Mnie akurat to nie bierze, bo nie jestem wielbicielem "Mistrza i Małgorzaty".
Śmiać się, śmiałem, celności trafień w kaczyzm kibicowałem, lecz mimo, że jestem gorącym, zdeklarowanym krytykiem aktualnie rządzących, mimo to, że piszę te słowa w dniu, gdy Duda podpisał niewyobrażalnie szkodliwą dla Polski ustawę (6.02.2018), nie potrafię zachwycić się pomysłem Nurowskiej.
W tej sytuacji powinienem uchylić się od oceny książki, jednak, aby dać odpór pisowskiemu ciemnogrodowi, "nie chcem, ale muszem" dać gwiazdek 10.
Błażej PRZYGODZKI - "Z chirurgiczną precyzją"
Błażej PRZYGODZKI - "Z chirurgiczną precyzją"
Błażej Przygodzki (ur. 1975) - wrocławianin, zadebiutował "Dziennikami samobójców" (2012 i z tego samego roku jest ta książka.
No i przeczytałem jednym tchem, i owszem warto było. Robi to wrażenie pisania pod scenariusz filmowy: krótkie pojedyncze sceny, a dla czytelnika przyjazna lekka forma. Ponadto przyłożył się do fachowych pojęć z medycyny, farmakologii i grypsery. Jednym słowem dobra robota. Żeby zdopingować go do dalszej pracy nad warsztatem daję 8/10
Błażej Przygodzki (ur. 1975) - wrocławianin, zadebiutował "Dziennikami samobójców" (2012 i z tego samego roku jest ta książka.
No i przeczytałem jednym tchem, i owszem warto było. Robi to wrażenie pisania pod scenariusz filmowy: krótkie pojedyncze sceny, a dla czytelnika przyjazna lekka forma. Ponadto przyłożył się do fachowych pojęć z medycyny, farmakologii i grypsery. Jednym słowem dobra robota. Żeby zdopingować go do dalszej pracy nad warsztatem daję 8/10
Monday, 5 February 2018
Hanna KRALL - "Co się stało...." 3 poz
Hanna KRALL - "Co się stało z naszą bajką" oraz "Król kier znów na wylocie" i "Różowe strusie pióra"
Hanna Krall (ur. 1935) - królowa polskiego reportażu, u mnie: 10 i 2x9 ("Na wschód od Arbatu", "Biała Maria" i "Wyjątkowo długa linia"). Czytałem więcej, ale nie recenzowałem. Sławę i popularność przyniósł jej wywiad z Edelmanem „Zdążyć przed Panem Bogiem”
Ten zbiór (2011) niezależnych trzech pozycji ma na LC 7,41 (27 ocen i 1 opinia), ale moje wstrząśnięcie łagodzą wyniki czytelności poszczególnych pozycji: „Król kier znów na wylocie” (2006) 6.96 (348 ocen i 21 opinii). „Różowe strusie pióra” (2009) 6,52 (146 ocen i 7 opinii). Trzeciej pozycji z 1994 roku „Co się stało z naszą bajką” nie znalazłem.
„Król kier znów na wylocie”
Przemysław Czapliński swoją świetną recenzje kończy słowami:
http://www.instytutksiazki.pl/ksiazki-detal,literatura-polska,1945,krol-kier-znow-na-wylocie.html
„...Bohaterka nie widzi świata poza ukochanym mężem - autorka pozwala nam zobaczyć, dlaczego ta miłość jest tak niezwykła. Jeśli chcemy dochować wierności pani Izoldzie, powinniśmy – tak jak ona – potraktować obozy, denuncjacje i okrucieństwo jako banalne zło, a jedyną prawdziwie niepojętą rzecz widzieć w jej miłości. Zagłada przez to nie zniknie, ale okaże się o jeden okruch mniej potężna."
Czyli piękna opowieść o miłości ponad wszystko 10/10
"Różowe strusie pióra"
Moja rówieśniczka w momencie wydania (74 lata) opublikowała rozmaitości z 50 lat, zadając mnie bobu i robiąc mętlik w mojej biednej głowie, bo ilość i jakość informacji przekracza możliwości mojej percepcji. Recenzować tego nie ma jak, ba!, czytać płynnie też nie, bo na każdej stronie ilość impulsów na co najmniej godzinę trawienia. Czyli niesamowite danie dla smakoszy 10/10
"Co się stalo z naszą bajką"
Króciutka bajka, po dwóch męczących pozycjach, by dać czytelnikowi chwilę wytchnienia, z morałem, że nawet baśniowego status quo lepiej nie naruszać.
Nie jestem przekonany, co do koncepcji tego wydania tj mieszania gatunków i lat wydania poszczególnych utworów (1996, 2006, 2009) i dlatego 9/10
Hanna Krall (ur. 1935) - królowa polskiego reportażu, u mnie: 10 i 2x9 ("Na wschód od Arbatu", "Biała Maria" i "Wyjątkowo długa linia"). Czytałem więcej, ale nie recenzowałem. Sławę i popularność przyniósł jej wywiad z Edelmanem „Zdążyć przed Panem Bogiem”
Ten zbiór (2011) niezależnych trzech pozycji ma na LC 7,41 (27 ocen i 1 opinia), ale moje wstrząśnięcie łagodzą wyniki czytelności poszczególnych pozycji: „Król kier znów na wylocie” (2006) 6.96 (348 ocen i 21 opinii). „Różowe strusie pióra” (2009) 6,52 (146 ocen i 7 opinii). Trzeciej pozycji z 1994 roku „Co się stało z naszą bajką” nie znalazłem.
„Król kier znów na wylocie”
Przemysław Czapliński swoją świetną recenzje kończy słowami:
http://www.instytutksiazki.pl/ksiazki-detal,literatura-polska,1945,krol-kier-znow-na-wylocie.html
„...Bohaterka nie widzi świata poza ukochanym mężem - autorka pozwala nam zobaczyć, dlaczego ta miłość jest tak niezwykła. Jeśli chcemy dochować wierności pani Izoldzie, powinniśmy – tak jak ona – potraktować obozy, denuncjacje i okrucieństwo jako banalne zło, a jedyną prawdziwie niepojętą rzecz widzieć w jej miłości. Zagłada przez to nie zniknie, ale okaże się o jeden okruch mniej potężna."
Czyli piękna opowieść o miłości ponad wszystko 10/10
"Różowe strusie pióra"
Moja rówieśniczka w momencie wydania (74 lata) opublikowała rozmaitości z 50 lat, zadając mnie bobu i robiąc mętlik w mojej biednej głowie, bo ilość i jakość informacji przekracza możliwości mojej percepcji. Recenzować tego nie ma jak, ba!, czytać płynnie też nie, bo na każdej stronie ilość impulsów na co najmniej godzinę trawienia. Czyli niesamowite danie dla smakoszy 10/10
"Co się stalo z naszą bajką"
Króciutka bajka, po dwóch męczących pozycjach, by dać czytelnikowi chwilę wytchnienia, z morałem, że nawet baśniowego status quo lepiej nie naruszać.
Nie jestem przekonany, co do koncepcji tego wydania tj mieszania gatunków i lat wydania poszczególnych utworów (1996, 2006, 2009) i dlatego 9/10
Sunday, 4 February 2018
Marian MARZYŃSKI - "Słownik polsko - żydowski"
Marian MARZYŃSKI - "Słownik polsko – żydowski"
Marian Marzyński (wł. Kuszner, ur. 1937) - reżyser i scenarzysta, ofiara Marca 1968 r., zmuszony do opuszczenia Polski, po krótkim pobycie w Danii, osiedlił się w USA, gdzie kręcił filmy i nauczał młodych w Rhode Island School of Design. Spisał luźne wspomnienia i wydał je pod powyższym tytułem w 2005 roku. Mimo upływu 13 lat ma na LC 5,07 (14 ocen i 2 opinie), do tego miażdżącą opinię profesjonalistki Agnieszki Nęckiej na:
https://www.fa-art.pl/artykul.php?id_artykulu=382&szablon=
Zaczyna ona od słów:
"Żyjemy w czasach demokracji i równouprawnienia, każdy zatem ma prawo do autoprezentacji, pokazywania własnego prywatnego albumu ze zdjęciami i mówienia o swoim „ja”. Szanuję tę zasadę, obiema rączkami się pod nią podpisuję, nie oznacza ona przecież, iż każdy powinien ulegać pokusie dzielenia się swoimi osobistymi doświadczeniami. Nie ma to jednak jak dobre samopoczucie! Takim właśnie wykazał się Marian Marzyński....."
...a kończy sekwencją:
"...Cóż, skoro przyklaskuję ekshibicjonistycznemu pokazywaniu prywatności, powinnam się liczyć i z tym, że widok obnażonej nagości może nie być przyjemny…"
Postanowiłem sprawdzić, czy faktycznie jest to taki niewypał. Zadanie niewdzięczne, więc zbieram materiał wynotowując sukcesywnie:
s.10 „..Grażyna, która w Polsce była walczącą o wolność demokratką, od czasu wylądowania na ziemi obiecanej zachowuje się po republikańsku...”
s.12 To nie żart, to autentyczne hasło motłochu i antysemickiej ciemnoty z marca 1968 roku:
„- Syjoniści do Syjamu, pisarze do pióra..”
s.19 Uratowany z Getta, ukrywany w katolickim sierocińcu, poznaje sukcesywnie katolicyzm i zapamiętuje retoryczne pytanie swojej matki:
„Czy nie lepiej nie grzeszyć, zamiast modlić się o przebaczenie”
No i po 20 stronach rezygnuję z tej metody, bo za dużo bym musiał wypisać. Mimo ochrzczenia i wychowania w duchu katolickim, autora cechuje ironiczny styl przypominający najlepszych pisarzy w jidysz, a ja to lubię. Dziesiątki dygresji, aluzji, porównań i skojarzeń nadają wspomnieniom wprawdzie lekkość, lecz wymagają pewnej wiedzy i dlatego wydaje mnie się, że młodsi czytelnicy odczują boleśnie brak przypisów. Mnie to bawi, ale ja znam to, bo jestem zaledwie 6 lat młodszy od autora, dzięki czemu nadążam za błyskawicznymi migawkami np z różnych lat PRL, a tym samym z diametralnie różnego stosunku tak władz, jak i społeczeństwa do elit żydowskich. Warto tu przypomnieć bardziej Państwu znanego Tyrmanda, którego historia wzlotów i upadków, a raczej niełaski, ma wiele podobieństw z cv autora
Przypominam, że właśnie obchodzimy 50 rocznicę wydarzeń marca 1968, kiedy wskutek paranoicznych rozgrywek „na górze”, bezpowrotnie wygnaliśmy z Polski znaczną część polskiej elity naukowej, intelektualnej i artystycznej pod pretekstem pochodzenia żydowskiego. Mówiono wtedy (s.60):
„Żydem jest nie ten, który uważa się za Żyda, ale ten, którego my za Żyda uważamy”
Obecnie demony polskiego antysemityzmu odżywają, więc ta książka jest „na czasie”
Marzyński dał sobie radę na obczyźnie, ale szczęśliwie pozostał Polakiem i dlatego warto te jego wspomnienia przeczytać, tym bardziej, że w przeciwieństwie do innych recenzentów, nie dostrzegam jego pisarskiego antytalentu. Z przekonaniem polecam 7/10
Marian Marzyński (wł. Kuszner, ur. 1937) - reżyser i scenarzysta, ofiara Marca 1968 r., zmuszony do opuszczenia Polski, po krótkim pobycie w Danii, osiedlił się w USA, gdzie kręcił filmy i nauczał młodych w Rhode Island School of Design. Spisał luźne wspomnienia i wydał je pod powyższym tytułem w 2005 roku. Mimo upływu 13 lat ma na LC 5,07 (14 ocen i 2 opinie), do tego miażdżącą opinię profesjonalistki Agnieszki Nęckiej na:
https://www.fa-art.pl/artykul.php?id_artykulu=382&szablon=
Zaczyna ona od słów:
"Żyjemy w czasach demokracji i równouprawnienia, każdy zatem ma prawo do autoprezentacji, pokazywania własnego prywatnego albumu ze zdjęciami i mówienia o swoim „ja”. Szanuję tę zasadę, obiema rączkami się pod nią podpisuję, nie oznacza ona przecież, iż każdy powinien ulegać pokusie dzielenia się swoimi osobistymi doświadczeniami. Nie ma to jednak jak dobre samopoczucie! Takim właśnie wykazał się Marian Marzyński....."
...a kończy sekwencją:
"...Cóż, skoro przyklaskuję ekshibicjonistycznemu pokazywaniu prywatności, powinnam się liczyć i z tym, że widok obnażonej nagości może nie być przyjemny…"
Postanowiłem sprawdzić, czy faktycznie jest to taki niewypał. Zadanie niewdzięczne, więc zbieram materiał wynotowując sukcesywnie:
s.10 „..Grażyna, która w Polsce była walczącą o wolność demokratką, od czasu wylądowania na ziemi obiecanej zachowuje się po republikańsku...”
s.12 To nie żart, to autentyczne hasło motłochu i antysemickiej ciemnoty z marca 1968 roku:
„- Syjoniści do Syjamu, pisarze do pióra..”
s.19 Uratowany z Getta, ukrywany w katolickim sierocińcu, poznaje sukcesywnie katolicyzm i zapamiętuje retoryczne pytanie swojej matki:
„Czy nie lepiej nie grzeszyć, zamiast modlić się o przebaczenie”
No i po 20 stronach rezygnuję z tej metody, bo za dużo bym musiał wypisać. Mimo ochrzczenia i wychowania w duchu katolickim, autora cechuje ironiczny styl przypominający najlepszych pisarzy w jidysz, a ja to lubię. Dziesiątki dygresji, aluzji, porównań i skojarzeń nadają wspomnieniom wprawdzie lekkość, lecz wymagają pewnej wiedzy i dlatego wydaje mnie się, że młodsi czytelnicy odczują boleśnie brak przypisów. Mnie to bawi, ale ja znam to, bo jestem zaledwie 6 lat młodszy od autora, dzięki czemu nadążam za błyskawicznymi migawkami np z różnych lat PRL, a tym samym z diametralnie różnego stosunku tak władz, jak i społeczeństwa do elit żydowskich. Warto tu przypomnieć bardziej Państwu znanego Tyrmanda, którego historia wzlotów i upadków, a raczej niełaski, ma wiele podobieństw z cv autora
Przypominam, że właśnie obchodzimy 50 rocznicę wydarzeń marca 1968, kiedy wskutek paranoicznych rozgrywek „na górze”, bezpowrotnie wygnaliśmy z Polski znaczną część polskiej elity naukowej, intelektualnej i artystycznej pod pretekstem pochodzenia żydowskiego. Mówiono wtedy (s.60):
„Żydem jest nie ten, który uważa się za Żyda, ale ten, którego my za Żyda uważamy”
Obecnie demony polskiego antysemityzmu odżywają, więc ta książka jest „na czasie”
Marzyński dał sobie radę na obczyźnie, ale szczęśliwie pozostał Polakiem i dlatego warto te jego wspomnienia przeczytać, tym bardziej, że w przeciwieństwie do innych recenzentów, nie dostrzegam jego pisarskiego antytalentu. Z przekonaniem polecam 7/10
Krzysztof SPADŁO - "Skazaniec. Linia Życia" VI tom
Krzysztof SPADŁO - "Liczba życia" t.VI
No i doczekałem się szóstego tomu o Ropuchu; natychmiast przystępuję do czytania; Ropuch uczy się grypsery, a mnie podoba się banalna, bo banalna, ale słuszna uwaga (s. 155):
„....Ludzka fantazja i plotka, to bardzo niebezpieczna kombinacja. Kiedy człowiek świadomie nie robi nic, żeby wyprowadzić innych z błędu, widocznie ma ku temu jakieś konkretne powody. Taka fałszywa informacja może kogoś wywindować na piedestał albo zostać użyta jako brutalny oręż. Jednak zawsze, trzeba się liczyć z tym, że przyszłość może pewnego dnia przynieść katastrofalne skutki. Nieważne gdzie kwitnie plotka, to mogą być mury więzienia, kuluary rządowych gabinetów lub świat biznesu. Nie ma znaczenia gdzie zostało zasiane ziarno kłamstwa, liczy się to, że prawda zawsze upomni się o swoje...”
Autor w VI tomie wykazuje większą niż dotychczas skłonność do filozofowania (s. 282):
„...Tak moi drodzy, myślę, że każdy człowiek, który w pewnym momencie zaczyna lekceważyć swoje osiągnięcia albo nie poświęca im należytej uwagi, potrzebuje brutalnej lekcji życia. Takiego kopa, który sprawi, że wszystko się zawali i zesra. To ma swoje przełożenie zarówno na życie prywatne jak i zawodowe. Nasza egzystencja czasami potrzebuje bolesnej motywacji, żebyśmy potrafili docenić to, co mamy. Każdy popełnia błędy, doświadcza porażek lub czyni złe albo niewłaściwe posunięcia, jednak cała sztuka przetrwania polega na tym, żeby po takich incydentach wyciągnąć właściwe wnioski...”
s. 285:
„....Myślę, że po każdej klęsce człowiekowi zaczyna towarzyszyć wzmożona ostrożność i szczera chęć bycia konsekwentnym. Problem w tym, że w miarę upływu czasu te uczucia schodzą na drugi plan. Tacy już jesteśmy, uwielbiamy zapominać o swoich porażkach, ale za to bardzo długo pamiętamy o własnych sukcesach.....”
Już bardziej pasuje mnie trafna konkluzja (s. 285):
„...- Kurwa mać! Nie dość, że jestem stary, to jeszcze głupi!”
Spadło rozkręca się z każdą następna stroną i znowu mamy wielowątkowość, a w niej najdelikatniejszą, wyciskającą łzy opowieść o gołąbku Filipie, jak i o wartości marzeń na przykładzie Johnny' ego Alcatraza. I na koniec bomba, która zaczyna się od anagramu nazwisk dwóch klawiszy psychopatów, by przejść do kapitalnej teorii „Liczby życia”, opracowanej przez autora na podstawie żydowskiej Kabały, do której zgłębienia zmusił mnie swego czasu Umberto Eco, gdy studiowałem jego „Imię Róży”.
Duże brawa dla autora!! 10/10
No i doczekałem się szóstego tomu o Ropuchu; natychmiast przystępuję do czytania; Ropuch uczy się grypsery, a mnie podoba się banalna, bo banalna, ale słuszna uwaga (s. 155):
„....Ludzka fantazja i plotka, to bardzo niebezpieczna kombinacja. Kiedy człowiek świadomie nie robi nic, żeby wyprowadzić innych z błędu, widocznie ma ku temu jakieś konkretne powody. Taka fałszywa informacja może kogoś wywindować na piedestał albo zostać użyta jako brutalny oręż. Jednak zawsze, trzeba się liczyć z tym, że przyszłość może pewnego dnia przynieść katastrofalne skutki. Nieważne gdzie kwitnie plotka, to mogą być mury więzienia, kuluary rządowych gabinetów lub świat biznesu. Nie ma znaczenia gdzie zostało zasiane ziarno kłamstwa, liczy się to, że prawda zawsze upomni się o swoje...”
Autor w VI tomie wykazuje większą niż dotychczas skłonność do filozofowania (s. 282):
„...Tak moi drodzy, myślę, że każdy człowiek, który w pewnym momencie zaczyna lekceważyć swoje osiągnięcia albo nie poświęca im należytej uwagi, potrzebuje brutalnej lekcji życia. Takiego kopa, który sprawi, że wszystko się zawali i zesra. To ma swoje przełożenie zarówno na życie prywatne jak i zawodowe. Nasza egzystencja czasami potrzebuje bolesnej motywacji, żebyśmy potrafili docenić to, co mamy. Każdy popełnia błędy, doświadcza porażek lub czyni złe albo niewłaściwe posunięcia, jednak cała sztuka przetrwania polega na tym, żeby po takich incydentach wyciągnąć właściwe wnioski...”
s. 285:
„....Myślę, że po każdej klęsce człowiekowi zaczyna towarzyszyć wzmożona ostrożność i szczera chęć bycia konsekwentnym. Problem w tym, że w miarę upływu czasu te uczucia schodzą na drugi plan. Tacy już jesteśmy, uwielbiamy zapominać o swoich porażkach, ale za to bardzo długo pamiętamy o własnych sukcesach.....”
Już bardziej pasuje mnie trafna konkluzja (s. 285):
„...- Kurwa mać! Nie dość, że jestem stary, to jeszcze głupi!”
Spadło rozkręca się z każdą następna stroną i znowu mamy wielowątkowość, a w niej najdelikatniejszą, wyciskającą łzy opowieść o gołąbku Filipie, jak i o wartości marzeń na przykładzie Johnny' ego Alcatraza. I na koniec bomba, która zaczyna się od anagramu nazwisk dwóch klawiszy psychopatów, by przejść do kapitalnej teorii „Liczby życia”, opracowanej przez autora na podstawie żydowskiej Kabały, do której zgłębienia zmusił mnie swego czasu Umberto Eco, gdy studiowałem jego „Imię Róży”.
Duże brawa dla autora!! 10/10
Saturday, 3 February 2018
Timothy D Snyder - "Bloodlands" cytaty
Timothy Snyder - "Bloodlands"
wyd. By Basic Books, 2010
Library of Congress Cataloging-in-Publishing Data
ISBN 978-0-465-00239-9
Moje recenzje "Skrwawionych ziem|" są dostępne na LC (skrócona) i moim blogu (pełna)
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/99649/skrwawione-ziemie
http://wgwg1943.blogspot.ca/search?q=Snyder
Wybitne dzieło Snydera jest mało w Polsce czytane (LC 8,22 (192 ocen i 40 opinii)), a więc spopularyzować je warto.
Akurat PW oddał mnie "Bloodlands", a że obecne wydarzenia w Polsce skłaniają do opublikowania paru cytatów w oryginale, które w myśl nowej "ustawy", stawiają hołubionego w Polsce Snydera w stan oskarżenia o kłamstwa przeciw "jedynej prawdzie" o Polsce i Polakach, to przystepuję do roboty, a ty, Tymotek, nie jedź do Polski, bo 5 lat więzienia to nie przelewki!
Zaczynam od paradoksu, jakim była ucieczka Żydów z Polski do byłych "nazistowskich obozów koncentracyjnych", w celu schronienia się przed polskimi pogromami (s. 352):
"..Jews who tried to return home were often greeted with distrust and violence. Some Poles were perhaps also afraid that Jews would claim property that they had lost diring the war, because Poles had, in one way or another, stolen it from them... ...in postwar Poland, Jews were beaten and killed and threaten to such an extent that most survivors decided to leave... ...Polish Jews first went to Germany to displaced persons camps. The voluntary movement of Holocaust survivors to Germany was not only a melancholy irony.,, ..It was very dangerous to be a Jew in postwar Poland..."
Snyder pisząc o okupowanej Polsce nawiązuje do sławnego wiersza Miłosza (s. 290):
"...The Polish poet Czesław Miłosz recorded the Christian holiday from the other side of the ghetto walls, recalling in his poem "Campo di Fiori" that people rode the carousel at Krasinski Suare, just beyond the ghetto wall, as the Jews fought and died. "I thought then", wrote Miłosz, "of the loneliness of the dying". The merry-go-merry ran every day, throughout the uprising. It became the symbol of Jewish isolation: Jews died in their own city, as Poles beyond the walls of the ghetto lived and laughed. Many Poles did not care what happened to the Jews in the ghetto..."
To teraz pokażę, co lubiany w Polsce Snyder pisze o stosunku do Żydów AK, nie nacjonalistów z NSZ, a naszych chłopców z AK, bo dlaczego ich zachowanie miałoby się różnić, od skrajnego antysemityzmu szalejącego w Polsce, po śmierci Piłsudskiego (s. 293):
"...Despite its promises to do so, the Home Army never organized a Jewish unit from veterans of the Warsaw Gheto Uprising, Over the course of 1943, units of the Home Army sometimes shot armed Jews in the countryside as bandits. In a few cases, Home Army soldiers killed Jews in order to steal their property...."
Słyszę w TVP o 6 mln Polaków, w tym 3 mln Polak Nie – Żydów, którzy mieli zginąć w czasie II w.św. Skonfrontujmy to ze Snyderem (s. 406):
"....Despite its tremendous losses, Poland, too, exemplifies the politics of inflated victimhood. Poles are taught that siź million Poles and Jews were killed during the war. This number seems to have been generated in December 1946 by a leading Stalinist, Jakub Berman... ...4,8 million, is probably closer to the truth. Ths is still of course a titanic figure. Poland probably lost about a million non-Jewish civilians to the Germans and about a hundred thousands more to the Soviets... .....a jew in Poland was about fifteen times more likely to be deliberately killed during the war than a non-Jewish Pole... ....Of the more than four million Polish citizens murdered by the Germans, about three million were Jews. All of these three million Jews are counted as Polish citizens, which they were. Many of them identified strongly with Poland; certain people who dieg as Jews did not even consider themselves as such....."
To tylko mała próbka tego, co wypisuje amerykański historyk nagradzany w Polsce. No comment!!!
wyd. By Basic Books, 2010
Library of Congress Cataloging-in-Publishing Data
ISBN 978-0-465-00239-9
Moje recenzje "Skrwawionych ziem|" są dostępne na LC (skrócona) i moim blogu (pełna)
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/99649/skrwawione-ziemie
http://wgwg1943.blogspot.ca/search?q=Snyder
Wybitne dzieło Snydera jest mało w Polsce czytane (LC 8,22 (192 ocen i 40 opinii)), a więc spopularyzować je warto.
Akurat PW oddał mnie "Bloodlands", a że obecne wydarzenia w Polsce skłaniają do opublikowania paru cytatów w oryginale, które w myśl nowej "ustawy", stawiają hołubionego w Polsce Snydera w stan oskarżenia o kłamstwa przeciw "jedynej prawdzie" o Polsce i Polakach, to przystepuję do roboty, a ty, Tymotek, nie jedź do Polski, bo 5 lat więzienia to nie przelewki!
Zaczynam od paradoksu, jakim była ucieczka Żydów z Polski do byłych "nazistowskich obozów koncentracyjnych", w celu schronienia się przed polskimi pogromami (s. 352):
"..Jews who tried to return home were often greeted with distrust and violence. Some Poles were perhaps also afraid that Jews would claim property that they had lost diring the war, because Poles had, in one way or another, stolen it from them... ...in postwar Poland, Jews were beaten and killed and threaten to such an extent that most survivors decided to leave... ...Polish Jews first went to Germany to displaced persons camps. The voluntary movement of Holocaust survivors to Germany was not only a melancholy irony.,, ..It was very dangerous to be a Jew in postwar Poland..."
Snyder pisząc o okupowanej Polsce nawiązuje do sławnego wiersza Miłosza (s. 290):
"...The Polish poet Czesław Miłosz recorded the Christian holiday from the other side of the ghetto walls, recalling in his poem "Campo di Fiori" that people rode the carousel at Krasinski Suare, just beyond the ghetto wall, as the Jews fought and died. "I thought then", wrote Miłosz, "of the loneliness of the dying". The merry-go-merry ran every day, throughout the uprising. It became the symbol of Jewish isolation: Jews died in their own city, as Poles beyond the walls of the ghetto lived and laughed. Many Poles did not care what happened to the Jews in the ghetto..."
To teraz pokażę, co lubiany w Polsce Snyder pisze o stosunku do Żydów AK, nie nacjonalistów z NSZ, a naszych chłopców z AK, bo dlaczego ich zachowanie miałoby się różnić, od skrajnego antysemityzmu szalejącego w Polsce, po śmierci Piłsudskiego (s. 293):
"...Despite its promises to do so, the Home Army never organized a Jewish unit from veterans of the Warsaw Gheto Uprising, Over the course of 1943, units of the Home Army sometimes shot armed Jews in the countryside as bandits. In a few cases, Home Army soldiers killed Jews in order to steal their property...."
Słyszę w TVP o 6 mln Polaków, w tym 3 mln Polak Nie – Żydów, którzy mieli zginąć w czasie II w.św. Skonfrontujmy to ze Snyderem (s. 406):
"....Despite its tremendous losses, Poland, too, exemplifies the politics of inflated victimhood. Poles are taught that siź million Poles and Jews were killed during the war. This number seems to have been generated in December 1946 by a leading Stalinist, Jakub Berman... ...4,8 million, is probably closer to the truth. Ths is still of course a titanic figure. Poland probably lost about a million non-Jewish civilians to the Germans and about a hundred thousands more to the Soviets... .....a jew in Poland was about fifteen times more likely to be deliberately killed during the war than a non-Jewish Pole... ....Of the more than four million Polish citizens murdered by the Germans, about three million were Jews. All of these three million Jews are counted as Polish citizens, which they were. Many of them identified strongly with Poland; certain people who dieg as Jews did not even consider themselves as such....."
To tylko mała próbka tego, co wypisuje amerykański historyk nagradzany w Polsce. No comment!!!
Friday, 2 February 2018
Alfred JARRY - "Król Ubu czyli Polacy"
Alfred JARRY - "Król Ubu czyli Polacy"
„WOLNE LEKTURY” REWELACYJNIE WYWIĄZUJĄ SIĘ Z EDUKACYJNEJ MISJI. DZIĘKUJĘ!
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/ubu-krol/
Doceniając działalność Fundacji Nowoczesna Polska, wspieram ją przenosząc swoją starą recenzję na nowo otwartą stronę na LC, dodając, że wydanie składa się z trzech, części: tekstu sztuki (s. 3 – 68), felietonu Boya (s. 68 – 114) i przypisów (s. 115 – 131). O ile pierwsza część nie nastręcza trudności, to pozostałe wymagają uwagi i wysiłku intelektualnego do którego namawiam, bo warto. W związku z tym moja ocena – 10 gwiazdek - dotyczy całości, bo nie sposób pominąć wpływu Boya na percepcję utworu.
Stara recenzja:
"Związków z Polską sporo, bo akcja się toczy "w Polsce czyli nigdzie", bo współtwórcami byli Polacy, bracia Morin, bo Jarry miał 15 lat, więc był w wieku zbliżonym do Gombrowicza, gdy ten pisał bazową wersję "Ferdydurke". Jarry /1873-1907/ sztukę napisał w 1888 r,. udało mu się wystawić w atmosferze skandalu w 1896 r,. a wydania książkowego nie doczekał, bo nastąpiło w 1922 r., czyli 15 lat po jego śmierci. Polska poznała go dzięki Boyowi w 1936 r, który nie tylko przetłumaczył, ale i wyposażył w szerokie uwagi "Od tłumacza". W wydaniu, które czytam na portalu "wolne lektury" umieszczone one zostały na końcu, lecz ja radzę Państwu od nich zacząć, jak i, po lekturze, ponownie do nich zajrzeć, bo warto.
Z tych uwag przytoczę istotny fragment wypowiedzi "najbardziej paryskiego z krytyków", Camille Mendesa:
"Ubu istnieje.
Ulepiony z Pulcinelli i Poliszynela, z Roberta Macaire i z p. Thiersa, z katolika Torquemady i z Żyda Deutza, ze szpicla i z anarchisty, potworna i plugawa parodia Makbeta, Napoleona i sutenera na tronie, Ubu istnieje odtąd, niezapomniany. Nie pozbędziecie się go: będzie was straszył, będzie was zmuszał bez ustanku do pamięci, że był, że jest; stanie się popularnym mitem szpetnych, zgłodniałych i potwornych instynktów…”
"Ubu Król" został uznany za prekursorski dla surrealizmu, jak i "teatru absurdu". Przypomnijmy, że nazwa "surrealizm" pochodzi z 1917 r od Guillaume Apollinaire'a, czyli "naszego" Kostrowickiego /1880-1917/, a "teatr absurdu" datuje się na 1961 r., a za jego "wielka czwórkę" uważa się Becketta, Geneta, Adamowa i Ionesco. My, oczywiście, o wiele ich wyprzedziliśmy dzięki tworczości Gombrowicza i Witkacego, a następnie Mrożka, Różewicza i Mirona Białoszewskiego.
Taka mała dygresyjka: młodo chłopaki umierali Jarry 34 /grużlica i alkohol/, Apollinaire 37 /pandemia grypy/.
Sztukę charakteryzuje groteska, absurd i satyra, a że oprócz bardzo cennych uwag Boya, pełno też aktualnych recenzji z okazji tak inscenizacji teatralnych, jak i nowego tłumaczenia Gondowicza, to ja już nie będę się wysilał, a zakończę streszczeniem z Wikipedii:
"Pochodzący z Francji Ubu, były król Aragonii, po przybyciu do Polski zostaje rotmistrzem dragonów króla Wacława. Pewnego dnia jego żona, Ubica namawia męża do zamachu stanu i do zabicia Wacława razem z rodziną. W spisku Ubu pomaga rotmistrz Bardior i jego żołnierze. Ubu udaje się przejąć władzę w Polsce i zabić króla, jednak jeden z jego synów, Byczysław uchodzi z życiem. Ubu sprawuje okrutne rządy w Polsce, rabując poddanych i mordując nieposłuszne jednostki. Po pewnym czasie Ubu zostaje obalony, na tron wstępuje Byczysław, a uzurpator wraz z żoną ucieka do rodzimej Francji."
PRZYPOMINAM O ZAŁĄCZONYM ŚWIETNYM FELIETONIE TADEUSZA BOYA-ŻELEŃSKIEGO"
„WOLNE LEKTURY” REWELACYJNIE WYWIĄZUJĄ SIĘ Z EDUKACYJNEJ MISJI. DZIĘKUJĘ!
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/ubu-krol/
Doceniając działalność Fundacji Nowoczesna Polska, wspieram ją przenosząc swoją starą recenzję na nowo otwartą stronę na LC, dodając, że wydanie składa się z trzech, części: tekstu sztuki (s. 3 – 68), felietonu Boya (s. 68 – 114) i przypisów (s. 115 – 131). O ile pierwsza część nie nastręcza trudności, to pozostałe wymagają uwagi i wysiłku intelektualnego do którego namawiam, bo warto. W związku z tym moja ocena – 10 gwiazdek - dotyczy całości, bo nie sposób pominąć wpływu Boya na percepcję utworu.
Stara recenzja:
"Związków z Polską sporo, bo akcja się toczy "w Polsce czyli nigdzie", bo współtwórcami byli Polacy, bracia Morin, bo Jarry miał 15 lat, więc był w wieku zbliżonym do Gombrowicza, gdy ten pisał bazową wersję "Ferdydurke". Jarry /1873-1907/ sztukę napisał w 1888 r,. udało mu się wystawić w atmosferze skandalu w 1896 r,. a wydania książkowego nie doczekał, bo nastąpiło w 1922 r., czyli 15 lat po jego śmierci. Polska poznała go dzięki Boyowi w 1936 r, który nie tylko przetłumaczył, ale i wyposażył w szerokie uwagi "Od tłumacza". W wydaniu, które czytam na portalu "wolne lektury" umieszczone one zostały na końcu, lecz ja radzę Państwu od nich zacząć, jak i, po lekturze, ponownie do nich zajrzeć, bo warto.
Z tych uwag przytoczę istotny fragment wypowiedzi "najbardziej paryskiego z krytyków", Camille Mendesa:
"Ubu istnieje.
Ulepiony z Pulcinelli i Poliszynela, z Roberta Macaire i z p. Thiersa, z katolika Torquemady i z Żyda Deutza, ze szpicla i z anarchisty, potworna i plugawa parodia Makbeta, Napoleona i sutenera na tronie, Ubu istnieje odtąd, niezapomniany. Nie pozbędziecie się go: będzie was straszył, będzie was zmuszał bez ustanku do pamięci, że był, że jest; stanie się popularnym mitem szpetnych, zgłodniałych i potwornych instynktów…”
"Ubu Król" został uznany za prekursorski dla surrealizmu, jak i "teatru absurdu". Przypomnijmy, że nazwa "surrealizm" pochodzi z 1917 r od Guillaume Apollinaire'a, czyli "naszego" Kostrowickiego /1880-1917/, a "teatr absurdu" datuje się na 1961 r., a za jego "wielka czwórkę" uważa się Becketta, Geneta, Adamowa i Ionesco. My, oczywiście, o wiele ich wyprzedziliśmy dzięki tworczości Gombrowicza i Witkacego, a następnie Mrożka, Różewicza i Mirona Białoszewskiego.
Taka mała dygresyjka: młodo chłopaki umierali Jarry 34 /grużlica i alkohol/, Apollinaire 37 /pandemia grypy/.
Sztukę charakteryzuje groteska, absurd i satyra, a że oprócz bardzo cennych uwag Boya, pełno też aktualnych recenzji z okazji tak inscenizacji teatralnych, jak i nowego tłumaczenia Gondowicza, to ja już nie będę się wysilał, a zakończę streszczeniem z Wikipedii:
"Pochodzący z Francji Ubu, były król Aragonii, po przybyciu do Polski zostaje rotmistrzem dragonów króla Wacława. Pewnego dnia jego żona, Ubica namawia męża do zamachu stanu i do zabicia Wacława razem z rodziną. W spisku Ubu pomaga rotmistrz Bardior i jego żołnierze. Ubu udaje się przejąć władzę w Polsce i zabić króla, jednak jeden z jego synów, Byczysław uchodzi z życiem. Ubu sprawuje okrutne rządy w Polsce, rabując poddanych i mordując nieposłuszne jednostki. Po pewnym czasie Ubu zostaje obalony, na tron wstępuje Byczysław, a uzurpator wraz z żoną ucieka do rodzimej Francji."
PRZYPOMINAM O ZAŁĄCZONYM ŚWIETNYM FELIETONIE TADEUSZA BOYA-ŻELEŃSKIEGO"
Szymon An-ski - "Dybuk"
Szymon An-ski - "Dybuk"
„WOLNE LEKTURY” REWELACYJNIE WYWIĄZUJĄ SIĘ Z EDUKACYJNEJ MISJI. DZIĘKUJĘ!
http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/anski-dybuk/
Szymon An-ski, wł Szlojme Zajnwel Rapoport (1863 – 1920) – pisarz i publicysta piszący w jidysz i po rosyjsku. Oprócz sławnego "Dybuka", napisał pieśń 'Di Szwue', która stała się hymnem Bundu tj lewicowego "Powszechnego Żydowskiego Związku Robotniczego na Litwie, w Polsce i Rosji"
Dybuk to dusza zmarłego grzesznika, która zamieszkała w ciele osoby żyjącej. W sztuce An-skiego zakochany biedak zaprzedaje duszę diabłu, by zdobyć bogatą wybrankę. Dowiedziawszy się o jej zaręczynach umiera, a dusza jego wstępuje w nią jako DYBUK. Po egzorcyzmach opuszcza ciało ukochanej, lecz porywa z sobą jej duszę.
Wikipedia o inspiracji:
"Tytułowy dybuk to w folklorze żydowskim duch zmarłego, który nawiedza ciało żyjącej osoby. W latach 1912–1914 An-ski zbierał materiały do badań etnograficznych wśród żydowskich mieszkańców sztetli na Wołyniu i Podolu. W miejscowości Miropol zasłyszał opowieści o dybukach i o tamtejszym cadyku Szmuelu, który podobno umiał je wypędzać. W Jarmolińczu zaś badacze z An-skim na czele zatrzymali się na noc u zamożnego Żyda. Przy kolacji byli świadkami sceny nieśmiałych zalotów ucznia jesziwy do córki gospodarza. Flirt został przerwany stwierdzeniem ojca dziewczyny, że zostanie ona wydana za innego. Jak wspominał później współtowarzysz An-skiego, Joel Engel, w nocy obudził ich płacz dziewczyny. Historia tej niespełnionej miłości wywarła wielkie wrażenie na An-skim, który przez całą noc kreślił notatki. Wtedy zapewne zrodził się pomysł napisania mistycznej legendy dramatycznej..."
"Dybuk" był i jest często wystawiany na deskach teatrów całego świata, a ja przypominam, że Andrzej Wajda wystawił go w 1988 roku, w krakowskim Teatrze Starym, w poetyckim przekładzie Ernesta Brylla.
E-book liczy zaledwie 98 stron, a tekst został przetłumaczony przez nieocenionego Michała Friedmana. Proszę koniecznie wygospodarować dwie godziny, bo to naprawdę piękna opowieść o miłości 10/10
„WOLNE LEKTURY” REWELACYJNIE WYWIĄZUJĄ SIĘ Z EDUKACYJNEJ MISJI. DZIĘKUJĘ!
http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/anski-dybuk/
Szymon An-ski, wł Szlojme Zajnwel Rapoport (1863 – 1920) – pisarz i publicysta piszący w jidysz i po rosyjsku. Oprócz sławnego "Dybuka", napisał pieśń 'Di Szwue', która stała się hymnem Bundu tj lewicowego "Powszechnego Żydowskiego Związku Robotniczego na Litwie, w Polsce i Rosji"
Dybuk to dusza zmarłego grzesznika, która zamieszkała w ciele osoby żyjącej. W sztuce An-skiego zakochany biedak zaprzedaje duszę diabłu, by zdobyć bogatą wybrankę. Dowiedziawszy się o jej zaręczynach umiera, a dusza jego wstępuje w nią jako DYBUK. Po egzorcyzmach opuszcza ciało ukochanej, lecz porywa z sobą jej duszę.
Wikipedia o inspiracji:
"Tytułowy dybuk to w folklorze żydowskim duch zmarłego, który nawiedza ciało żyjącej osoby. W latach 1912–1914 An-ski zbierał materiały do badań etnograficznych wśród żydowskich mieszkańców sztetli na Wołyniu i Podolu. W miejscowości Miropol zasłyszał opowieści o dybukach i o tamtejszym cadyku Szmuelu, który podobno umiał je wypędzać. W Jarmolińczu zaś badacze z An-skim na czele zatrzymali się na noc u zamożnego Żyda. Przy kolacji byli świadkami sceny nieśmiałych zalotów ucznia jesziwy do córki gospodarza. Flirt został przerwany stwierdzeniem ojca dziewczyny, że zostanie ona wydana za innego. Jak wspominał później współtowarzysz An-skiego, Joel Engel, w nocy obudził ich płacz dziewczyny. Historia tej niespełnionej miłości wywarła wielkie wrażenie na An-skim, który przez całą noc kreślił notatki. Wtedy zapewne zrodził się pomysł napisania mistycznej legendy dramatycznej..."
"Dybuk" był i jest często wystawiany na deskach teatrów całego świata, a ja przypominam, że Andrzej Wajda wystawił go w 1988 roku, w krakowskim Teatrze Starym, w poetyckim przekładzie Ernesta Brylla.
E-book liczy zaledwie 98 stron, a tekst został przetłumaczony przez nieocenionego Michała Friedmana. Proszę koniecznie wygospodarować dwie godziny, bo to naprawdę piękna opowieść o miłości 10/10
Tadeusz Boy - Żeleński - "Plotka o 'Weselu' Wyspiańskiego"
Tadeusz Boy – Żeleński - "Plotka o 'Weselu' Wyspiańskiego"
„WOLNE LEKTURY” REWELACYJNIE WYWIĄZUJĄ SIĘ Z EDUKACYJNEJ MISJI. DZIĘKUJĘ!
http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/plotka-o-weselu-wyspianskiego/
75 lat zaraz skończę, a smutna rzeczywistość zaskakuje mnie codziennie; dzisiaj odczytem z LC rewelacyjnego, zaledwie dwunastostronicowego eseju Boya na temat arcydzieła Wyspiańskiego: 6,82 (38 ocen i 6 opinii), co niewątpliwie oczywiście oznacza, że tekst Boya nie jest w szkołach omawiany.
O tempora! O mores! Kto Was języka ojczystego uczy ? Bo ja kończyłem liceum w PRL, w 1960 roku tzn za "wczesnego Gomułki" i nie wyobrażam sobie omawiania "Wesela" bez tego tekstu.
Nie ma sensu, abym bawił się w recenzję, bo czuję się zobowiązany prosić, błagać, nakłaniać etc Państwa, abyście swoją wiedzę uzupełnili i dobrze się przy tym bawili, poświęcając temu arcyciekawemu tekstowi niecałą godzinkę. 10/10
„WOLNE LEKTURY” REWELACYJNIE WYWIĄZUJĄ SIĘ Z EDUKACYJNEJ MISJI. DZIĘKUJĘ!
http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/plotka-o-weselu-wyspianskiego/
75 lat zaraz skończę, a smutna rzeczywistość zaskakuje mnie codziennie; dzisiaj odczytem z LC rewelacyjnego, zaledwie dwunastostronicowego eseju Boya na temat arcydzieła Wyspiańskiego: 6,82 (38 ocen i 6 opinii), co niewątpliwie oczywiście oznacza, że tekst Boya nie jest w szkołach omawiany.
O tempora! O mores! Kto Was języka ojczystego uczy ? Bo ja kończyłem liceum w PRL, w 1960 roku tzn za "wczesnego Gomułki" i nie wyobrażam sobie omawiania "Wesela" bez tego tekstu.
Nie ma sensu, abym bawił się w recenzję, bo czuję się zobowiązany prosić, błagać, nakłaniać etc Państwa, abyście swoją wiedzę uzupełnili i dobrze się przy tym bawili, poświęcając temu arcyciekawemu tekstowi niecałą godzinkę. 10/10
Thursday, 1 February 2018
Lucyna OLEJNICZAK - "Matylda"
Lucyna OLEJNICZAK - "Matylda"
To trzeci tom z serii "Kobiety z ulicy Grodzkiej", a moje pierwsze spotkanie z autorką. Ta książka ma na LC 7,04 (303 ocen i 62 opinie), a więc jest wziętym czytadłem, przy czym w określeniu "czytadło" proszę nie doszukiwać się jakiejś krytyki. Po prostu jest to typowa literatura "miła, lekka i przyjemna", nie wnosi nic nowego do literatury światowej, lecz prawo popytu i podaży wykazuje jej sens istnienia, a że w tym przypadku w żaden sposób "nie obraża Boga, ani ludzi", więc z czystym sumieniem mogę przyłączyć się do zadowolonych czytelniczek i aby nie psuć statystyki dać gwiazdek 7. Amen.
To trzeci tom z serii "Kobiety z ulicy Grodzkiej", a moje pierwsze spotkanie z autorką. Ta książka ma na LC 7,04 (303 ocen i 62 opinie), a więc jest wziętym czytadłem, przy czym w określeniu "czytadło" proszę nie doszukiwać się jakiejś krytyki. Po prostu jest to typowa literatura "miła, lekka i przyjemna", nie wnosi nic nowego do literatury światowej, lecz prawo popytu i podaży wykazuje jej sens istnienia, a że w tym przypadku w żaden sposób "nie obraża Boga, ani ludzi", więc z czystym sumieniem mogę przyłączyć się do zadowolonych czytelniczek i aby nie psuć statystyki dać gwiazdek 7. Amen.
Marcin BRUCZKOWSKI - "Powrót niedoskonały"
Marcin BRUCZKOWSKI - "Powrót niedoskonały"
Powrót z Japonii i Singapuru. Ta książka została wydana w 2013, a więc 6 lat po omawianych przeze mnie "Zagubionych w Tokio" (6 gwiazdek). Na LC nie najlepiej: 6,39 (289 ocen i 36 opinii), a i moja tolerancja się skończyła, bo 6 lat dzielących te książki to szmat czasu, by udoskonalić warsztat pisarski. A tu postępu nie widać ! A od bardzo udanej "Bezsenności w Tokio" to nawet 9 lat.
Podobnie jak poprzednio - nierówność: humor na przemian z nudą. Identyfikuję się z opinią opatrzoną godłem "Anaesz":
"Powrót niedoskonały..dosłownie, bo książka ma dobre ale i kiepskie strony. Miejscami zabawna,wciągająca..polotem przypominająca bezsenność. Niestety miejscami zagmatwana i dłużąca się. Szczególnie rozdziały o snach..jak dla mnie było ich zbyt dużo. Niestety pozycja nie zapadnie mi tak mocno w pamięci jak Bezsenność, a szkoda."
Czyta się przyjemnie (z wyjątkiem snów), lecz wymagania wobec autora rosną, bo nie można ciągle jechać na powodzeniu pierwszej książki i dlatego tylko 5 gwiazdek.
Powrót z Japonii i Singapuru. Ta książka została wydana w 2013, a więc 6 lat po omawianych przeze mnie "Zagubionych w Tokio" (6 gwiazdek). Na LC nie najlepiej: 6,39 (289 ocen i 36 opinii), a i moja tolerancja się skończyła, bo 6 lat dzielących te książki to szmat czasu, by udoskonalić warsztat pisarski. A tu postępu nie widać ! A od bardzo udanej "Bezsenności w Tokio" to nawet 9 lat.
Podobnie jak poprzednio - nierówność: humor na przemian z nudą. Identyfikuję się z opinią opatrzoną godłem "Anaesz":
"Powrót niedoskonały..dosłownie, bo książka ma dobre ale i kiepskie strony. Miejscami zabawna,wciągająca..polotem przypominająca bezsenność. Niestety miejscami zagmatwana i dłużąca się. Szczególnie rozdziały o snach..jak dla mnie było ich zbyt dużo. Niestety pozycja nie zapadnie mi tak mocno w pamięci jak Bezsenność, a szkoda."
Czyta się przyjemnie (z wyjątkiem snów), lecz wymagania wobec autora rosną, bo nie można ciągle jechać na powodzeniu pierwszej książki i dlatego tylko 5 gwiazdek.
Marcin BRUCZKOWSKI - "Zagubieni w Tokio"
Marcin BRUCZKOWSKI - "Zagubieni w Tokio"
Marcin Bruczkowski (ur. 1965) - pisarz, informatyk i perkusista; spędził 10 lat w Japonii i 5 lat w Singapurze. Pięć książek, ta jest trzecia z 2007. Na LC 6,42 (614 ocen i 46 opinii).
Czytałem na LC bardzo pozytywne opinie o „Bezsenności w Tokio” 7,59 (2678 ocen i 239 opinii) i
pomimo tak wyraźnej różnicy w ocenach postanowiłem omawianą przeczytać, trochę w myśl zasady "na bezrybiu i rak ryba". Nie uważam czasu lektury za stracony, bo elementy poznawcze folkloru japońskiego rekompensują w dużym stopniu minusy kryminału. Najciekawszy okazał się dodatek "Słowa japońskie występujące w tej książce", który dokładnie przestudiowałem'
"Nobody is perfect" i każdemu pisarzowi zdarzają się wpadki (nawet mojemu ulubionemu Coetzee dałem pałę za "Dzieciństwo Jezusa"), więc nie mówię Bruczkowskiemu "sayonara", lecz sięgam po drugą z jego książek dostępnych w bibliotece w Toronto pt "Powrót niedoskonały".
Gdyby autorem tej książki był wspomniany Coetzee dałbym góra 3 gwiazdki, a nieznanemu mnie dotychczas Bruczkowskiemu daję 6
Marcin Bruczkowski (ur. 1965) - pisarz, informatyk i perkusista; spędził 10 lat w Japonii i 5 lat w Singapurze. Pięć książek, ta jest trzecia z 2007. Na LC 6,42 (614 ocen i 46 opinii).
Czytałem na LC bardzo pozytywne opinie o „Bezsenności w Tokio” 7,59 (2678 ocen i 239 opinii) i
pomimo tak wyraźnej różnicy w ocenach postanowiłem omawianą przeczytać, trochę w myśl zasady "na bezrybiu i rak ryba". Nie uważam czasu lektury za stracony, bo elementy poznawcze folkloru japońskiego rekompensują w dużym stopniu minusy kryminału. Najciekawszy okazał się dodatek "Słowa japońskie występujące w tej książce", który dokładnie przestudiowałem'
"Nobody is perfect" i każdemu pisarzowi zdarzają się wpadki (nawet mojemu ulubionemu Coetzee dałem pałę za "Dzieciństwo Jezusa"), więc nie mówię Bruczkowskiemu "sayonara", lecz sięgam po drugą z jego książek dostępnych w bibliotece w Toronto pt "Powrót niedoskonały".
Gdyby autorem tej książki był wspomniany Coetzee dałbym góra 3 gwiazdki, a nieznanemu mnie dotychczas Bruczkowskiemu daję 6
Stanisław PRZYBYSZEWSKI - "Śnieg"
Stanisław PRZYBYSZEWSKI - "Śnieg"
„WOLNE LEKTURY” REWELACYJNIE WYWIĄZUJĄ SIĘ Z EDUKACYJNEJ MISJI. DZIĘKUJĘ!
http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/przybyszewski-snieg.html
Znowu demiurg Przybyszewski, którego dramat psuje Wikipedia zamieszczają streszczenie. Ja tego nie zrobię, ale przytaczam uwagę stamtąd dotyczącą końca:
"....Dramat kończy się w sposób niejednoznaczny - Bronka wraz z Kazimierzem noszą się z zamiarem popełnienia samobójstwa, w czasie gdy jej mąż spędza czas na spacerze z Ewą. Niepokój budzi również tajemnicze przybycie Makryny, dawnej opiekunki Bronki, symbolizującej śmierć..."
Wydaje mnie się, że taki zapis zachęca do lektury, nie obnażając treści. Pozycja ta jest dogłębnie przeanalizowana więc ja ograniczam się do cytatu z: http://www.encyklopediateatru.pl/artykuly/69185/snieg-przybyszewskiego
"...Kiedyś Lorentowicz, recenzując warszawską premierę (1904) pisał, że "Śnieg" "czaruje swą poezją nostalgiczną", że Ewa "nosi w sobie demoniczną siłę unicestwiania poprzez miraże miłości". A był to przecież krytyk nieskory do egzaltacji..."
oraz do trafnej notki redakcyjnej na LC:
"Dramat Przybyszewskiego pełen jest skrajnych napięć, walki nie tyle ludzi, co ich namiętności. To świat pełen przeczuć i lęków, w którym widz na scenie śledzi refleksy świadomości bohaterów, ich dojrzewanie do zrozumienia winy i konieczności kary, to świat odwiecznej, metafizycznej tragedii, rzeczywistość rozpięta między życiem a nostalgią Nienazwanego.."
Oczywiście, niewątpliwie, dla mistrza modernizmu - 10/10
„WOLNE LEKTURY” REWELACYJNIE WYWIĄZUJĄ SIĘ Z EDUKACYJNEJ MISJI. DZIĘKUJĘ!
http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/przybyszewski-snieg.html
Znowu demiurg Przybyszewski, którego dramat psuje Wikipedia zamieszczają streszczenie. Ja tego nie zrobię, ale przytaczam uwagę stamtąd dotyczącą końca:
"....Dramat kończy się w sposób niejednoznaczny - Bronka wraz z Kazimierzem noszą się z zamiarem popełnienia samobójstwa, w czasie gdy jej mąż spędza czas na spacerze z Ewą. Niepokój budzi również tajemnicze przybycie Makryny, dawnej opiekunki Bronki, symbolizującej śmierć..."
Wydaje mnie się, że taki zapis zachęca do lektury, nie obnażając treści. Pozycja ta jest dogłębnie przeanalizowana więc ja ograniczam się do cytatu z: http://www.encyklopediateatru.pl/artykuly/69185/snieg-przybyszewskiego
"...Kiedyś Lorentowicz, recenzując warszawską premierę (1904) pisał, że "Śnieg" "czaruje swą poezją nostalgiczną", że Ewa "nosi w sobie demoniczną siłę unicestwiania poprzez miraże miłości". A był to przecież krytyk nieskory do egzaltacji..."
oraz do trafnej notki redakcyjnej na LC:
"Dramat Przybyszewskiego pełen jest skrajnych napięć, walki nie tyle ludzi, co ich namiętności. To świat pełen przeczuć i lęków, w którym widz na scenie śledzi refleksy świadomości bohaterów, ich dojrzewanie do zrozumienia winy i konieczności kary, to świat odwiecznej, metafizycznej tragedii, rzeczywistość rozpięta między życiem a nostalgią Nienazwanego.."
Oczywiście, niewątpliwie, dla mistrza modernizmu - 10/10
Subscribe to:
Posts (Atom)