Halina Pawlowská (ur. 1955) czeska powieściopisarka, dziennikarka telewizyjna i prasowa, scenarzystka. Autorka 12 książek, sprzedanych łącznie w nakładzie miliona egzemplarzy w samych Czechach, oraz licznych scenariuszy do komedii filmowych.... ....Jej stryjem był Stepan Kłoczurak, działacz ukraiński na Zakarpaciu.
Na
LC 5,01 (128 ocen i 8 opinii). Kiepsko, lecz to nie wina
autorki, a braku przygotowania czytelników. Świadczy o tym
również powodzenie filmu pod tym samym tytułem (1993 z
Franciszkiem Pieczką w roli Ojca), łatwiejszego w odbiorze.
Wydaje mnie się, że mimo oswojenia czytelnika z
mentalnością czeską przez Mariusza Szczygła, barierę
stanowi wątek (i mentalność) ukraińska.
Polacy
bowiem przyswajają kulturę „kresowiaków”, trudniej
Ślązaków, jak i Kociewiaków, Kaszubów czy Gdańszczan
poniekąd związanych z Wolnym Miastem Gdańsk. Natomiast
wielokulturowość Galicji pozostaje zdominowana przez polski
punkt widzenia. Dlatego też folklor opisywanej w książce
rodziny ukraińsko – czeskiej nie bawi polskich czytelników
w stopniu na jaki zasługuje.
Ojciec
bohaterki to zakarpacki Rusin, a jeden z bohaterów, Oskar
Kahler (s. 17):
„...był
ukraińskim Żydem niemieckiego pochodzenia...”
Autorka
już na pierwszej podkreśla ciemnotę swojego ojca, co jest
zapowiedzią groteskowego patrzenia na rzeczywistość:
„..Wszystko,
co ludzkie - korzystanie z ubikacji, kochanie się i
płodzenie dzieci - mojemu tacie wydawało się
'nieprzyzwoite'. Fuj ! Pozytywny stosunek miał tylko do
jedzenia. Pochodził ze wsi...”
Zwracam
też uwagę, że podtytuły wszystkich siedmiu rozdziałów
dotyczą Rusinów czy tam Ukraińców, a nie Czechów:
„...Oj,
piłem ci ja w poniedziałek (i
kolejne dni tygodnia - przyp. mój)
i
przepiłem czterdzieści krów” (i
kolejno: czterdzieści wołków... po.. nadzieję – przyp.
Mój)
Brat
ojca, wspomniany w informacji o autorce Stepan Kłoczurak to
teraz (s. 20):
„...Sztiepan
miał już osiemdziesiątkę z okładem.. ...pił. Zawsze gdy
przebrał miarkę, ociupinkę popuszczał w spodnie...”
I
tyle z bojownika ostało.. Uczęszczając do szkoły,
autorka miała problemy z poprawnością językową, bo co
zrobić gdy czeski „kufer”, po ukraińsku nazywa się
„kufor”, po rosyjsku „czemodan”, a kuzynka przyjeżdża
z „czumajdanem” ?
Przyjazd
kuzynek z Ukrainy to święto, bo...(s. 36)
„...wypakowały
coś sensownego. Dziesięć flaszek prawdziwej ukraińskiej
pszenicznej wódki...”
A
credo rodziców autorki, w końcu ludzi z wyższym
wykształceniem (s.38):
„...Najważniejsze,
żeby w spiżarce była kiełbasa, słonina i parę
flaszek..”
Niby
jeden obóz stanowiliśmy, lecz różnice w poziomie życia
były przepastne, co trafnie autorka opisuje z okazji wizyt
kuzynek z Ukrainy i z Rosji. Wstyd na ulicy pokazać się
nam z KDL było, z gośćmi z radzieckich republik !! Tak
było, lecz nie dziwię się, że dzisiejszej młodzieży to
nie interesuje.
Kończę
swoją notkę informacją, że autorki nie przyjęto do
szkoły filmowej, bo 89-letni stryj Sztiepan był w młodości
„burżuazyjnym nacjonalistą”. W Polsce dzieci z rodzin
inteligenckich z trudem się dostawały na studia, bo
preferencyjne punkty za pochodzenie faworyzowały młodzież
robotniczą i chłopską.
Bezcelowe
jest dalsze zachwalanie tej książki, bo kogo miałbym do
niej przekonać, to powyższe wystarczy. Sam się świetnie
bawiłem i z pełnym przekonaniem stawiam gwiazdek 7/10
No comments:
Post a Comment