Wednesday, 28 March 2018

Joyce Carol OATES - "Córka grabarza"


Joyce Carol Oates (ur. 1938) - po trzech pałach ode mnie muszę ja konsekwentnie nazwać grafomanką. Teraz trafiła mnie się stosunkowo nowa pozycja (2007), z w y j ą t k o w o wysokimi notami na LC 7,29 (251 ocen i 33 opinie). Informuję, że Oates ma na LC 53 pozycje, lecz czytelnicy zdecydowanie pozytywnie ocenili zaledwie d z i e w i ę ć. Sprawdziłem również, że moje „pały” miały średnie: 4,7 i dwa razy po 5,83, a więc miałem pecha.

No cóż, deprymuje mnie fakt, że Oates jest profesorem w Princeton, bo ten uniwersytet uchodzi za niezły, lecz wykładowca nie musi być wybitnym pisarzem, podobnie jak trener wyczynowym sportowcem.

Z notatki redakcyjnej:
......Ojciec, były nauczyciel, jest upokorzony posadą grabarza - jedyną, jaką oferuje mu nowa ojczyzna....”

No to nie dla mnie ta książka, bo ja magister inżynier chemii, znalazłszy się z przyczyn rodzinnych w najwspanialszym kraju na świecie, tj w Kanadzie, z wielką radością przyjąłbym posadę pomocnika grabarza. Sądzę, że świadomość trudnego startu na emigracji jest wystarczająca, bym nie musiał przekonywać, że nie jestem nieudacznikiem czy pechowcem.

Mimo to, czytam. Nie bardzo rozumiem prolog, lecz zauważam:
....męskie paluchy obmacują jej piersi przez kombinezon albo gmerają jej między nogami...”

Przedsmak powieści ?? Rebeka wraca z pracy do domu, bojąc się po drodze zgwałcenia. Przypomina się jej matka
...Mama się bała, że nawet starszy brat Rebeki, Herszel, mógłby jej coś zrobić.....”

Aha, brat kazirodczy gwałciciel !! Fajne !! Dalej - jakieś ponure życie dołów społecznych. Rebeka wychowana w Ameryce, wprawdzie szkół nie pokończyła, choć przecież ojciec był nauczycielem, wegetuje z dzieciakiem w ponurej atmosferze, by na str 129 (e-book) przejść do retrospekcji, do pierwszych lat w Ameryce począwszy od 1936 roku. Dostali cztery (!!) izdebki za frajer i pracę na cmentarzu. To dlaczego ulegają takiej degradacji ?? Ciągle śmierdzą, mają wszy i jest im źle. Bo tak se wykombinowała autorka !! Na stronie 150 pojawia się u mnie zmęczenie tym pesymizmem, lecz nie chcę się poddać presji moich 3 pał dla Oates, więc czytam dalej.

Poznaję jakieś głupkowate monstrum, jej brata Herszhela, który relacjonuje przyjście Rebeki na świat (s. 158):

...I tak oto się urodziła. Wylazła cała lepka i czerwona z mamy. No jak oni na to mówią… z weginy. Znaczy się z dziury. Z tej włochatej dziury, Herszel w życiu nie widział czegoś podobnego. Obrzydlistwo! Jak wielkie, rozdziawione, krwawe usta....”

No cóż? Nic, tylko poważne pierwsze ostrzeżenie ! Poznaję Jakuba, ojca rodziny, człowieka wykształconego, wielu umiejętności, który nic nie robi, by choćby przysposobić darowaną chałupę, ma natomiast energię jak ostatni prymityw katować całą rodzinę. Nauczyciel z wyższym wykształceniem staje się bezradny wobec analfabetyzmu własnego syna. Dziwne !! Co dalej wykombinować, by degrengolada postępowała ? Najprostsze, niech ojciec rodziny wpadnie w alkoholizm, ha, ha. Tak niewyszukane, że żałosne !!! (s.177):

....Papa po prostu cię łapał i bił, kiedy się powiedziało coś nie tak, za to biedna mama drżała i dygotała, jakby posikała się w majtki, i zaczynała płakać. Więc człowiek czuł się jak gówno. Miał ochotę uciekać gdzie pieprz rośnie....”

Sorry! - powiem z amerykańska, ale ni diabła nie rozumiem (s. 180):
....Chłopcy, szczególnie Herszel, wstydzili się swojej matki. Nie dość, że byli synami grabarza, to jeszcze byli synami żony grabarza. Ażeby to szlag!...”
To tak szybko się zamerykanizowali ?? Herszel na statku miał 9 lat, więc korzenie miał europejskie, a pierwsze lata spędził w dobrze sytuowanej rodzinie nauczyciela i trenera piłkarskiego !? A teraz ten analfabeta wstydzi się rodziców ? Co za głupoty !!

Nagle ten upadły ojciec rodziny zaczyna lecieć (on czy autorka, w obu przypadkach bezsensownie) Schopenhauerem, Heglem, Feuerbachem, Marksem czy Arystotelesem !! Komedia !! Zdarzają się upadki i wśród filozofów, ale przecież ta książka jest o „córce grabarza”.
Żeby utrudnić zrozumienie czytelnikowi Oates nie określa narodowości uciekiniera z III Rzeszy (s.200):
.....Jakub Schwart nie był Żydem (Nie był!), to jednak miał w sobie odwieczną, żydowską przemyślność, dzięki której mógł się wyślizgnąć z uścisku adwersarza, prosperować i mścić się. Z czasem...”

Skoro nie był Żydem, to dlaczego byli zawszeni, skoro Niemcy obsesyjnie bali się tyfusu roznoszonego przez wszy ??
Ten wykształcony ojciec rodziny kupił sobie radio i nie pozwala trojgu dzieciom z niego korzystać ?! A może to jest książka dla psychologów klinicznych ?? Pytanie uzasadnione bo chwilę dalej czytam (s.215):
......Wygarniał widelcem tłuste kawałki mięsa na ceratowy obrus i w końcu odsuwał talerz z westchnieniem obrzydzenia...”

Nawet na samym dnie (a przecież nie jest !) człowiek kulturalny tak się nie zachowuje !! A właściwie czemu nie, skoro autorka coś takiego wykombinowała (s.252):
....Po jego śmierci te wykoślawione robocze buty trzeba było pociąć nożem, bo niczym podkowy wrosły w jego ciało...”

No to ostrzeżenie dwa, bo do ww filozofów, ta scena nie pasuje. Ale jeszcze nim umarł, to mnie zadziwił swoim niemyciem (s.258):
...Oddech papy, cuchnący alkoholem i czymś jakby rozmokłym, słodkawo-zgniłym, też przyprawiał ją o mdłości. Jego zesztywniałe od brudu ubranie, niemyte ciało....”

Po prostu nie rozumiem skąd ta abnegacja ???? Jeszcze bardziej zaniedbana jest matka, brudna, śmierdząca i w łachach, nie może pokazać się ludziom i nagle puszcza muzyke w radio i spokojnie stwierdza (s.294):
.....To Artur Schnabel. Gra Beethovena. Ten utwór nazywa się Appassionata...."

Żerowanie na kontrastach: zarośnięty brudem (na własne życzenie !!) cytuje Hegla. Łachmanka (też z własnego wyboru) - ekscytuje się Beethovenem, a wszystko dlatego, że w Europie Holocaust (bo jednak są Żydami, a w każdym razie matka, a więc i dzieci).
No to ja wykazałem dużo cierpliwości, mało tego nie postawię nawet czwartej pały, a dla świętego spokoju dam gwiazdek trzy, ale przede wszytskim poradzę, nie tylko pani Oates, lecz również innym Amerykanom, by Holocaust i losy Żydów w Europie odpuścili, bo i tak nic z tego nie rozumieją ani nie przyswajają.

A jeszcze jedno: oczywiście, niewątpliwie, niewpuszczenie kilkuset Żydów do USA i odprawienie statku winno być po wsze czasy wyrzutem sumienia dla amerykańskiej elity żydowskiej, lecz w żadnym stopniu jest nieporównywalne z zagładą Żydów w obozach śmierci i dlatego sprowadzenie przyczyn załamania bohaterów do tragedii kuzynów na pokładzie, odbieram jako infantylne

Strata czasu, nie polecam.




No comments:

Post a Comment