Joyce Carol Oates (ur. 1938) -
po trzech pałach ode mnie muszę ja konsekwentnie nazwać
grafomanką. Teraz trafiła mnie się stosunkowo nowa pozycja
(2007), z w y j ą t k o w o wysokimi notami na LC 7,29 (251
ocen i 33 opinie). Informuję, że Oates ma na LC 53 pozycje,
lecz czytelnicy zdecydowanie pozytywnie ocenili zaledwie d z i
e w i ę ć. Sprawdziłem również, że moje „pały” miały
średnie: 4,7 i dwa razy po 5,83, a więc miałem pecha.
No cóż, deprymuje mnie
fakt, że Oates jest profesorem w Princeton, bo ten
uniwersytet uchodzi za niezły, lecz wykładowca nie musi być
wybitnym pisarzem, podobnie jak trener wyczynowym sportowcem.
Z notatki redakcyjnej:
„......Ojciec,
były nauczyciel, jest upokorzony posadą grabarza - jedyną, jaką
oferuje mu nowa ojczyzna....”
No to nie dla mnie ta
książka, bo ja magister inżynier chemii, znalazłszy się
z przyczyn rodzinnych w najwspanialszym kraju na świecie, tj
w Kanadzie, z wielką radością przyjąłbym posadę
pomocnika grabarza. Sądzę, że świadomość trudnego startu
na emigracji jest wystarczająca, bym nie musiał
przekonywać, że nie jestem nieudacznikiem czy pechowcem.
Mimo to, czytam. Nie bardzo
rozumiem prolog, lecz zauważam:
„....męskie
paluchy obmacują jej piersi przez kombinezon albo gmerają
jej między nogami...”
Przedsmak powieści ?? Rebeka
wraca z pracy do domu, bojąc się po drodze zgwałcenia.
Przypomina się jej matka
„...Mama
się bała, że nawet starszy brat Rebeki, Herszel, mógłby jej coś
zrobić.....”
Aha, brat kazirodczy
gwałciciel !! Fajne !! Dalej - jakieś ponure życie dołów
społecznych. Rebeka wychowana w Ameryce, wprawdzie szkół
nie pokończyła, choć przecież ojciec był nauczycielem,
wegetuje z dzieciakiem w ponurej atmosferze, by na str 129
(e-book) przejść do retrospekcji, do pierwszych lat w
Ameryce począwszy od 1936 roku. Dostali cztery (!!) izdebki
za frajer i pracę na cmentarzu. To dlaczego ulegają takiej
degradacji ?? Ciągle śmierdzą, mają wszy i jest im
źle. Bo tak se wykombinowała autorka !! Na stronie 150
pojawia się u mnie zmęczenie tym pesymizmem, lecz nie chcę
się poddać presji moich 3 pał dla Oates, więc czytam
dalej.
Poznaję jakieś głupkowate
monstrum, jej brata Herszhela, który relacjonuje przyjście
Rebeki na świat (s. 158):
„...I
tak oto się urodziła. Wylazła cała lepka i czerwona z mamy. No
jak oni na to mówią… z weginy. Znaczy się z dziury. Z tej
włochatej dziury, Herszel w życiu nie widział czegoś
podobnego. Obrzydlistwo! Jak wielkie, rozdziawione, krwawe usta....”
No
cóż? Nic, tylko poważne pierwsze ostrzeżenie ! Poznaję
Jakuba, ojca rodziny, człowieka wykształconego, wielu
umiejętności, który nic nie robi, by choćby przysposobić
darowaną chałupę, ma natomiast energię jak ostatni
prymityw katować całą rodzinę. Nauczyciel z wyższym
wykształceniem staje się bezradny wobec analfabetyzmu
własnego syna. Dziwne !! Co dalej wykombinować, by
degrengolada postępowała ? Najprostsze, niech ojciec rodziny
wpadnie w alkoholizm, ha, ha. Tak niewyszukane, że żałosne
!!! (s.177):
„....Papa
po prostu cię łapał i bił, kiedy się powiedziało coś nie tak,
za to biedna mama drżała i dygotała, jakby posikała się w
majtki, i zaczynała płakać. Więc człowiek czuł się jak gówno.
Miał ochotę uciekać gdzie pieprz rośnie....”
Sorry!
- powiem z amerykańska, ale ni diabła nie rozumiem (s.
180):
„....Chłopcy,
szczególnie Herszel, wstydzili się swojej matki. Nie dość, że
byli synami grabarza, to jeszcze byli synami żony grabarza. Ażeby
to szlag!...”
To
tak szybko się zamerykanizowali ?? Herszel na statku miał 9
lat, więc korzenie miał europejskie, a pierwsze lata
spędził w dobrze sytuowanej rodzinie nauczyciela i trenera
piłkarskiego !? A teraz ten analfabeta wstydzi się rodziców
? Co za głupoty !!
Nagle
ten upadły ojciec rodziny zaczyna lecieć (on czy autorka,
w obu przypadkach bezsensownie) Schopenhauerem, Heglem,
Feuerbachem, Marksem czy Arystotelesem !! Komedia !! Zdarzają
się upadki i wśród filozofów, ale przecież ta książka
jest o „córce grabarza”.
Żeby
utrudnić zrozumienie czytelnikowi Oates nie określa
narodowości uciekiniera z III Rzeszy (s.200):
„.....Jakub
Schwart nie był Żydem (Nie był!), to jednak miał w sobie
odwieczną, żydowską przemyślność, dzięki której mógł się
wyślizgnąć z uścisku adwersarza, prosperować i mścić się. Z
czasem...”
Skoro
nie był Żydem, to dlaczego byli zawszeni, skoro Niemcy
obsesyjnie bali się tyfusu roznoszonego przez wszy ??
Ten
wykształcony ojciec rodziny kupił sobie radio i nie
pozwala trojgu dzieciom z niego korzystać ?! A może to
jest książka dla psychologów klinicznych ?? Pytanie
uzasadnione bo chwilę dalej czytam (s.215):
„......Wygarniał
widelcem tłuste kawałki mięsa na ceratowy obrus i w końcu
odsuwał talerz z westchnieniem obrzydzenia...”
Nawet
na samym dnie (a przecież nie jest !) człowiek kulturalny
tak się nie zachowuje !! A właściwie czemu nie, skoro
autorka coś takiego wykombinowała (s.252):
„....Po
jego śmierci te wykoślawione robocze buty trzeba było pociąć
nożem, bo niczym podkowy wrosły w jego ciało...”
No
to ostrzeżenie dwa, bo do ww filozofów, ta scena nie
pasuje. Ale jeszcze nim umarł, to mnie zadziwił swoim
niemyciem (s.258):
„...Oddech
papy, cuchnący alkoholem i czymś jakby rozmokłym,
słodkawo-zgniłym, też przyprawiał ją o mdłości. Jego
zesztywniałe od brudu ubranie, niemyte ciało....”
Po
prostu nie rozumiem skąd ta abnegacja ????
Jeszcze bardziej zaniedbana jest matka, brudna, śmierdząca
i w łachach, nie może pokazać się ludziom i nagle
puszcza muzyke w radio i spokojnie stwierdza (s.294):
„.....–
To
Artur Schnabel. Gra Beethovena. Ten utwór nazywa się
Appassionata...."
Żerowanie
na kontrastach: zarośnięty brudem (na własne życzenie !!)
cytuje Hegla. Łachmanka (też z własnego wyboru) -
ekscytuje się Beethovenem, a wszystko dlatego, że w Europie
Holocaust (bo jednak są Żydami, a w każdym razie matka,
a więc i dzieci).
No
to ja wykazałem dużo cierpliwości, mało tego nie
postawię nawet czwartej pały, a dla świętego spokoju dam
gwiazdek trzy, ale przede wszytskim poradzę, nie tylko pani
Oates, lecz również innym Amerykanom, by Holocaust i losy
Żydów w Europie odpuścili, bo i tak nic z tego nie
rozumieją ani nie przyswajają.
A
jeszcze jedno: oczywiście, niewątpliwie, niewpuszczenie
kilkuset Żydów do USA i odprawienie statku winno być po
wsze czasy wyrzutem sumienia dla amerykańskiej elity
żydowskiej, lecz w żadnym stopniu jest nieporównywalne z
zagładą Żydów w obozach śmierci i dlatego sprowadzenie
przyczyn załamania bohaterów do tragedii kuzynów na
pokładzie, odbieram jako infantylne
Strata
czasu, nie polecam.
No comments:
Post a Comment