Saturday, 3 March 2018

Jonathan CARROLL - "Dziecko na niebie"

Jonathan CARROLL - "Dziecko na niebie"

Recenzowalem jego "Krainę Chichów" (7 gwiazdek) i wtedy pisałem:

"...Popularność twórczości Carrolla w Polsce przypomina przypadek Williama Whartona, a jemu dałem dwukrotnie 9 gwiazdek. Obaj cieszą się wyjątkową sympatią i uznaniem TYLKO u nas. Toteż żywię nadzieję, że i ja przyłączę do licznego grona jego wielbicieli, tym bardziej, że rekomendował go "mój" Stanisław Lem.
Amerykański Żyd, Jonathan Samuel Carroll /ur.1949/ został w 1973 r, nauczycielem angielskiego w Międzynarodowej Szkole Amerykańskiej w Wiedniu, a jednym z jego uczniów był syn Lema - Tomasz. Omawiana książka została wydana w 1980 r., a jego twórczość zaliczono do realizmu magicznego, cokolwiek on znaczy...."

Ta jest z 1989 i ma na LC 6,72 (1487 ocen i 66 opinii), a ja też mam, ale kłopot z napisaniem recenzji o "magicznym" świecie bohaterów, bo ledwie przetrawiłem piękne opowiadanie Phila o wyimaginowanym panu Fiddlehead, który jest antidotum na samotność (s. 39 - 54), to pojawiła się anielica Pinsleepe (s. 61 i n.), a jeszcze i Bimbergooner (s. 100). Hans Fallada zatytułował swoją powieść "Każdy umiera w samotności", lecz rzeczywistość jest gorsza, bo każdy żyje w samotności, mimo desperackiego poszukiwania miłości czy przyjaźni. Stąd powrót do wyimaginowanych przyjaciół z dzieciństwa.

Odczytuję, że ważniejszym wątkiem jest ZŁO i relacja z nim, a do tego towarzyszące przeżycia mistyczne. Bazą do nich jest serial Phila „Północ” - horror "o spotkaniu z naszym sumieniem na moście" (s. 64). Po pogrzebie, ojciec film ocenia postępowanie syna (s. 112 – 114):

"....Philip stal się bardzo bogatym człowiekiem, przemawiając do dwunasto- i trzynastoletnich mieszkańców tego smutnego kraju za pomocą uncji wyobraźni i rocznego zapasu kurzej krwi... …..Jestem pewien, że robił te filmy, aby... ..powiedzieć ludziom, że są niebezpieczni i mają kłopoty, więc niech lepiej zajrzą w swoje wnętrze i zastanowią się, dlaczego lubią rzeczy w stylu 'Północy'. Rozumiem to. Jes5to jakaś metoda. Ale on zdobył pieniądze i sławę, wiedząc, że jego twórczość jest popularna wyłącznie z niewłaściwych powodów. Nie przestał nam pokazywać, jak bezwzględnie źli i wstrętni potrafimy być dla siebie nawzajem. I właśnie to ludzie przychodzili oglądać, a nie absurdalne, doczepione na siłę umoralniające zakończenia z uśmiechniętymi twarzami i fałszywymi zachodami słońca. Wszystkie bilety kupowali tacy degeneraci i pomyleńcy jak ten mężczyzna z cmentarza.....” (przyp. mój - zakłócił strzelaniną pogrzeb)

Niestety, czytelność książki kończy się dla mnie wraz z tymi tematami. Cała mistyka, kontakty z niebem czy piekłem, filozoficzne refleksje nad sensem życia i śmierci, jak i wzajemnej ich relacji nie przemawia do mnie.

Np nie potrafię zgłębić sensu poniższego (s. 133):
:..Myślisz, że zło nas szuka ? Wręcz przeciwnie. Gonimy je, aż nas złapie. Nie ma co do tego wątpliwości.”

Ja mam. Również przypowieści sufickiej o żółwiu i skorpionie kończącej książkę nie kupuję, tym samym deklarując brak zachwytu nad książką.

O ile o 9 lat wcześniejszą „Krainę Chichów” (7 gw) czytało się miło, lekko i przyjemnie, to przy tej się namęczyłem, niczego się nie nauczyłem, a więc regres i w efekcie naciągane 5 gwiazdek

No comments:

Post a Comment