Monday, 30 September 2019

Maeve Haran - „Mieć wszystko”


Moje  poszukiwania  wiadomości  o  autorce,  jak  i  jej  książce,  nie  przyniosły  żadnych  rewelacji,  a  wychodzi  mnie,  że   Haran  wydała  w  latach  90.    książkę,  a  obecnie  zaryzykowała  i  chce    wcisnąć  następnemu  pokoleniu  czytelników.  Temat  oklepany:   czy  można  pogodzić  życie  osobiste (rodzinne)  kobiety  z  pracą  zawodową.   Na  LC,  po  3  latach,  wynik  adekwatny: 6,25 (60 ocen i  11 opinii),   czyli  jak  na  „czytadło”  ocena  OK.,  lecz  ich  ilość  żenująco  niska.  Niemniej  kwalifikuję    jako  „czytadło”,  przeczytałem  obowiązkowe  100  stron,  a  resztę  przekartkowałem,  co  potwornie  mnie  znużyło;  nie  polecam,  bo  to  strata  czasu,  ale  jak  ktoś  lubi,  to  niech  se  czyta,  bo  wolność  jest.   5/10


Tomek MICHNIEWICZ - „Chrobot. Życie najzwyklejszych ludzi świata”


Na  LC  8,66 (846 ocen  i  142  opinie).  Ani  jednej  negatywnej.  Czyli  sukces,  który  pozwolę  sobie  inaczej  ująć:   inteligentny,  przedsiębiorczy  Michniewicz  (p.  Wikipedia),  wie  jak  pisać,  by  się  wszystkim  podobało.  Zbędne  więc  „achy!”  i  „ochy”,  skoro  zdecydowana  większość  zachwycona,  a  ja  jako  stary  zrzęda  przytaczam  jedno  zdanie  (które  podzielam)  z  opinii  (6/10)  opatrzonej  godłem  „sowa”:

„…..To po prostu kolejny reportaż (książkowy, filmowy), który jest ciekawy i na pewno w jakiś sposób mnie ubogacił, ale właściwie nie pokazał mi nic nowego…”

No  cóż,  lecz  ja  jestem  stary (77)   i  oczytany  (na  samym  LC  to  moja  2237 opinia),  więc  nie  mam  prawa  pomniejszać  zasług  autora  wobec  rzeszy  czytelników.   Czyli  dla  mnie  „nihil  novi  sub  sole”,  co  jednak  nie  przeszkadza  złożyć  autorowi  gratulacji,  życzeń  dalszych  sukcesów  i  dać  z  czystym  sumieniem  8/10,  ze  względu  na  ciekawy  sposób  szerzenia  wiedzy  i  pobudzanie  czytelników  do  refleksji  nad  „normalnością”

Friday, 27 September 2019

Joanna PODGÓRSKA - „Spróchniały krzyż”


NIHIL  NOVI  SUB  SOLE  dla  czytających  prasę  czy  oglądających  TV.  Skrzętnie  zebrane  do  kupy  fakty  i  opinie,  bez  jakiejkolwiek  głębszej  analizy  przyczyn  opisywanej  choroby.
MOTTO  mojej  opinii:
„Jestem zmęczony uczuciem obrzydzenia dla całego społeczeństwa polskiego, złożonego z lalek bez woli i serca, modlących się i robiących zbrodnie”.    Norwid „Myśli  o  Polsce  i  Polakach” s.54
Uwaga!  Tytuł  wydaje  się  być  nieadekwatny,  bo  miał  być  atak  na  Kościół,  a  wyszedł  opis  zacofania  i  ciemnoty  ksenofobicznego  społeczeństwa,  wykorzystywanego  przez  zachłanny  Kościół,  ale  i  przez  populistycznych  polityków,  grających  na  nacjonalistycznej  nutce.  „Okazja   czyni  złodzieja…”  czyli  Kościół  winien,   lecz  praprzyczyną  jest  postawa  polskiego  społeczeństwa.
Joanna  Podgórska  (ur.1968),  skończyła  ATK,  pracuje  w  „Polityce”.  Książka  wydana  we  wrześniu  2019,  ma  dzisiaj  (27.09. 2019)  na  LC  8,5 (16 ocen i 2 opinie);  W  opisie  Wydawcy  czytam:
„….Żyjemy w kraju, gdzie państwem rządzi Kościół, a Kościół od dawna toczy gangrena. Podobno żyjemy w świeckim kraju, w którym panuje rozdział religii i państwa. Joanna Podgórska w swojej książce miażdżąco demaskuje to stwierdzenie i udowadnia, że Polska jest świecka tylko w teorii….” 
Powyższe  nastawia  mnie  negatywnie,  do  książki,  autorki  i  Wydawnictwa,  bo  mimo,  że  do  Kościoła  nie  uczęszczam  od  64  lat,  to  nie  mogę  akceptować  frazesu,  że  „..Kościół  od  dawna  toczy  gangrena”  czy  ironicznych   stwierdzeń,  że  „podobno  żyjemy  w  świeckim  kraju”,  bo…
..Bo..   „kraj”   zamieszkują  ludzie,  którzy  w  ponad  90%  deklarują  katolicyzm,  a  co  smutne  i  przerażające,  to  to,  że  większość   z  nich   przywiązana  jest  do  katolicyzmu  konserwatywnego,  zacofanego,  zamkniętego,   przedsoborowego,  zwanego  za  mojej  młodości   kościołem  warszawskim  (obecnie  toruńsko-warszawskim),  pozostającego  w  sporze  z  kościołem  posoborowym,  krakowskim,  kościołem  Tischnera  i  innych,  obecnie  dobitym  przez  taliba  Jędraszewskiego.  Czy  tak,  czy  owak,  stwierdzenie,  że  „podobno  żyjemy  w  świeckim  kraju”  jest  wręcz  groteskowe,  a  przez  to  prowokacyjne  i  kłamliwe..
Oczywiście,  czym  innym  jest  status  prawny  PAŃSTWA,  który  prawnie  jest  świeckie,  lecz  tylko  formalnie,  gdyż  populizm  polityków  doprowadził  do  obecności  Kościoła  WSZĘDZIE.  Ostatnie  zdanie  cytatu,  że  „Polska  jest  świecka  tylko  w  teorii”   jest  taką  oczywistą  oczywistością,  że  stało  się   nikogo  nie  poruszającym  aksjomatem..
Drugie  moje  „bo..”  dotyczy  „gangreny”,  do  której  dołożyłbym  dżumę  i  cholerę,  i  co  jeszcze  można,  bo  pamiętam,  że  Kościół  Rzymski  jest   chyba  największym  zbrodniarzem  w  historii  ludzkości,  a  ponadto,  że  według  Simone  Weil  dał  początek  totalitaryzmowi  nazywanemu  wówczas  totalizmem,  Pisała  ona  o  Kościele:
„...żeby Kościół powiedział otwarcie, że zmienił się, czy też, że chce się zmienić. W przeciwnym razie kto weźmie go poważnie, pamiętając INKWIZYCJĘ? ...KOŚCIÓŁ pierwszy położył w Europie XIII wieku... fundamenty totalizmu. ...A sprężyną tego totalizmu był użytek zrobiony z dwóch małych słów ANATHEMA SIT..”. (Niech będzie przeklęty! - przyp. mój).
Ten  cytat  pomniejsza  zasługi  Podgórskiej,  a  to  dopiero  początek.  Niestety,  kontynuacji  nie  zamieszczę,  bo  za  szeroka,  lecz  zainteresowanym  polecam  moją  pisaninę  na  :  https://wgwg1943.blogspot.com    pod  tytułami  „Religia”, „Wiara”, „Boża łaska”,  „Czy  jestem  antyklerykałem?”  oraz   hasłami:  Tischner, Twardowski, Bardecki  czy  św. Augustyn.  Tam  też  doszedłem  do  wniosku,  że  nie  jestem  antyklerykalny,  lecz  znacznie „gorzej”,  bo  antykościelny 
We  wspomnianej   mojej  pisaninie  często   mowa  o  AUTORYTECIE,  który  większości  ludzi  musi  zastąpić  prawdziwą  WIARĘ,  „udzielaną  arbitralnie” (św.Augustyn, Tischner),  a  więc  niedostępną  większości  maluczkim.  A  tym  AUTORYTETEM  jest  bezdyskusyjnie  POLSKI  KLER,  którego  przedstawiciele   wykorzystują   „zbożnie”  bądź  nie.  
Znamy   obecną  negatywną  stronę  Kościoła,  więc jako  przeciwwagę  wspomnę  o  pozytywnej  roli,  choćby  w  i  po  stanie  wojennym,  kiedy  dał  schronienie  KIK-om,   a  sam  w  Kościele  słuchałem  Adasia  Michnika  wygłaszającego  wspaniały  wykład  o  apologetyce.
.Książka   Podgórskiej  jest  populistyczną,  jednostronną  propagandą,  a  choć  opisywane  zjawiska    zgodne  z  prawdą,   to  i  tak  nie  zmienią   mentalności    ciemnego  społeczeństwa,  które  i  tak  nie  kupi  przysłowiowej  marchewki,  by  zachować  5 zł  na  tacę. 
Podgórska  podaje  wiele  przykładów  kompromitujących  Kościół,  a  ja  przypomnę  tylko  dwa,  kompromitujące  nie  Kościół,  a  polskie   antysemickie  społeczeństwo:  jeden  to  opisywany  w  „Kwiatach  Polskich”  przypadek  ks. Pudra,  a  drugi  -  ks.  Waszkinel – Wekslera.  I  jeszcze  pozostając  przy  temacie  polskiego  antysemityzmu,  o  który  najczęściej  wini  się  Kościół,  autorka,  mimo,  że  pisze  o  Wojtyle  dobrze,  nie  wspomina  o  jego,  zapomnianej  przez  katopolaków,   walce  z  antysemityzmem  i  afiszowaniu  się  przyjaźnią  z  Żydem  Klugerem’
Nie  toleruję  taniej  populistycznej taniej  publicystyki  i  dlatego  dałem  Piątkowi  za  Macierewicza  pałę,  i  konsekwentnie  taką  samą  ocenę -  Podgórskiej.  Książka  została  napisana  na  zapotrzebowanie   społeczne,  więc ludzie  to  kupią,  dadzą  10/10,  a  wybory  i  tak  wygra  Kaczyński  wspierany  przez   Rydzyka,  a  każdego  roku,  dalej,   ponad  sto  tysięcy  kobiet  będzie  się  skrobać  (sorry,  nieczasowy  jestem:  dokonywać  aborcji)    nielegalnie,  nabijając  kasę  ginekologom  (albo  i  gorzej) 
PS  Może  się  mylę,  lecz  nie  zauważyłem,  by  Podgórska  pisząc  o  faszystowskim,  skrajnie  antysemickim,  przedwojennym  „Rycerzu  Niepokalanej” (s.88)  podała (Wikipedia):  „„..Założony przez o. Maksymiliana Marię Kolbego..”
PS2  Podgórska  pisze (s.120): „W czasach PRL obowiązywała ustawa z 1956 roku dopuszczająca legalną aborcję bez ograniczeń…”,  lecz  nie  wyjaśnia,  że  ta  ustawa  była  zdobyczą  ODWILŻY,  bo  w  systemach  autorytarnych  jak  hitleryzm, stalinizm  czy  rzymski  katolicyzm,  całkowity  zakaz  aborcji  jest  środkiem  restrykcji  wobec  zniewolonego  społeczeństwa


  
   

Tuesday, 24 September 2019

Sayaka MURATA - „Dziewczyna z konbini”


„…Wzorzec  normalnego  życia  tkwił            w  ludzkich  umysłach już  od prehistorii…”   (s.90)
Większość  się   temu  wzorcowi  poddaje.  Lecz  JAK  MAJĄ  ŻYĆ  „NIENORMALNI” ??
Konbini- (skrót od  japońskiego  konbiniensu           sutōa,   ang. Convenience  store)  to  niewielkie sklepy czynne            całą  dobę,  oferujące  gamę  artykułów  pierwszej  potrzeby:  artykuły       spożywcze (przede wszystkim  dania  gotowe,  przekąski  i    napoje),  kosmetyki,  przedmioty  codziennego użytku         oraz  prasę…   (przyp. tłum.).
Na  podstawie  Wikipedii:
„..Sayaka  Murata (ur.1979)..    …Jej dziesiąta powieść ‘Dziewczyna z konbini’, wydana w 2016 roku, nawiązuje do własnych doświadczeń Muraty, która przez prawie 18 lat pracowała na niepełnym etacie w konbini (sklepie typu convenience store).  Książka przyniosła autorce rozgłos: sprzedała się w ponad 600 000 egzemplarzy w Japonii, została przetłumaczona na 20 języków i znalazła się na liście najlepszych książek 2018 roku według tygodnika The New Yorker. W 2016  roku  została  laureatką  nagrody  im  Akutagawy  i  została wybrana kobietą roku przez japońską edycję magazynu Vogue    Twórczość Muraty dotyka problematyki ważnej dla społeczeństwa japońskiego, takiej jak tradycyjne role społeczne kobiet i mężczyzn, seksualność czy aseksualność oraz samotność..”
Krótka (144 strony)  powieść,  lecz  nie  o  dziecku,  dziewczynie  czy  kobiecie, która   ma „.. problemy z dopasowaniem się do otoczenia oraz zrozumieniem i odczuwaniem emocji..” (red.).   lecz  gejzer  ironii,  sarkazmu  i  ośmieszania  całej  rzeczywistości,  którą  sami  tworzymy.  I  to  jest  główny  atut  książki,  bo  interpretacja  autorki-bohaterki   opisywanych  zdarzeń  zmusza  do  refleksji,  otrzeźwienia   i  zdrowego  rechotu.
Bo  nasza  rzeczywistość  jest  i  taka (s.80):
„…Mężczyzna znajduje  odpowiadającą  mu  kobietę,          zakochuje  się  w niej  i  czyni    swoją  własnością.  Przecież to         tradycja  sięgająca  zamierzchłych  czasów…”
Murata  prowokuje,  lecz  jest  pewna,  że  czytelnik  uzna     w  końcu  za  jedyną  ‘normalną’   postępującą   logicznie,  a  krytycznie  oceni  przesądy   wszystkich innych.  Konformizm   zabija  nie  tylko  wolność,  lecz  przede  wszystkim  człowieczeństwo.
Jeszcze  przykra  prawda (s.112):
„…jakie  jest  ulubione  zajęcie   normalnych  ludzi?  Osądzanie  tych  nienormalnych.      …”
Spotkana  bratnia  dusza,  „nienormalny”,  okazuje  się   jak  najbardziej  „normalnym”,  i  to  pasożytem,  a  szczęśliwa   autorka -  bohaterka   otrząsa  się  z   zakłamanej  „normalności”  i  triumfalnie  wraca  do  konbini.
Urocze,  zabawne  i  MĄDRE!!  Polecam  8/10

Sunday, 22 September 2019

Gisèle Prassinos - „Twarz muśnięta smutkiem”


UWAGA!  ŚWIETNĄ  PRZEDMOWĘ  TŁUMACZKI  AGNIESZKI  TABORSKIEJ  MOŻNA  PRZEJRZEĆ,  LECZ  UWAŻNIE  PRZESTUDIOWAĆ  RADZĘ  DOPIERO  PO  LEKTURZE  KSIĄŻKI
Wikipedia:
„Gisèle Prassinos (ur. 26 lutego 1920 w Stambule, zm. 15 listopada 2015) – francuska pisarka oraz poetka związana z surrealizmem. Siostra Mario, malarza.
Urodziła się w Turcji w greckiej rodzinie, która przeniosła się do Francji, gdy miała dwa lata. W 1934 roku, gdy miała czternaście lat, jej utworami zachwycił się André Breton. Rok później ukazała się jej pierwsza książka La Sauterelle Arthritique. Kilka innych zostało wydanych jeszcze przed wojną, następnie pisarka miała dłuższą przerwę - ponownie publikować zaczęła dopiero w 1958 roku.
Zajmuje się także sztukami plastycznymi. W Polsce wydano dwie powieści Prassinos - Podróżniczkę i Twarz muśniętą smutkiem”
Na  LC,  po  14  latach,  6,5 (6 ocen  i O opinii)  i  ciekawa  notka:
Wydana w 1964 roku powieść Gisèle Prassinos Twarz muśnięta smutkiem przeżywa dziś we Francji renesans zainteresowania: w ciągu ostatnich pięciu lat wznowiono ją dwukrotnie. Gisèle Passinos, urodzona w 1920 roku w Istambule, jako czternastoletnia, genialna autorka "odkryta" przez surrealistów i uwieczniona na słynnym zdjęciu Mana Raya, zawarła w tej książce - parodii powieści pikaryjskiej, rozprawy naukowej oraz osiemnastowiecznej powiastki filozoficznej - wiele autobiograficznych aluzji. Purnonsensowy humor, parakryminalna intryga, ekscentryczni bohaterowie, szufladkowa struktura narracji oraz zaskakujący finał składają się na magiczną opowieść, od której nie sposób się oderwać.”
Czysty  surrealizm,  lecz  podobno  moda  na  surrealizm  minęła,  więc  zaliczmy  to  dziełko  do  szeroko  pojętej  literatury  „fantasy”  i    rozkoszujmy  się  nim  na  luzie.
Jeszcze  fragment  z  recenzji  Magdaleny  Miecznickiej  na:  http://wyborcza.pl/1,75517,2905265.html
„…W 1964 r. Prassinos ma już 44 lata. Czasy surrealistów minęły, dawna gwiazda wyszła za mąż i publikuje cenione przez krytyków powieści autobiograficzne. Ale pewnego dnia, założywszy się z bratem, że napisze książkę niecodzienną, powraca do swoich surrealistycznych korzeni i w trzy tygodnie tworzy hymn na cześć wyobraźni łączący purnonsensowy humor z kryminalną intrygą. I tak powstaje "Twarz muśnięta smutkiem"…..”
Książka  ma  zaledwie  119  stron,  więc  zbrodnią  byłoby  ujawnianie  szczegółów,  lecz  nie  mogę  się  powstrzymać  od  zacytowania  oceny  wspomnianej  wyżej  Miecznickiej:
„… parakryminalna fabuła i dramat kobiety w patriarchalnym świecie…”
Zgodnie  z  zamiarem  autorki,  książka  jest  „niecodzienna”  i  wymaga  od  czytelnika   akceptacji  konwencji,  w  której  autorka  robi  sobie  z  czytelnika  „dżadża”.   Ale  jakie  „dżadża”!!!   Świetna  zabawa,  a  ja  jestem  usatysfakcjonowany,  że  mój  upór  w  poszukiwaniu  nieznanych  szerzej  arcydzieł,  przynosi  czasem  rewelacyjne  skutki;   w  kategorii  purnonsensu  10/10    Zapewniam  wspaniałą  zabawę!!


Friday, 20 September 2019

Jan WOLKERS - „Powrót do Oegstgeest”


Jan  Wolkers (1965-2007) (Wikipedia)
„..- holenderski pisarz, malarz i rzeźbiarz, zaliczany do najwybitniejszych pisarzy współczesnej literatury niderlandzkiej.  W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych napisał serię autobiograficznych powieści i zbiorów opowiadań. Najbardziej znaną z nich jest "Rachatłukum". Wolkers jest także autorem pomnika upamiętniającego ofiary z Auschwitz w Amsterdamie.”
Na  LC  dwie  jego  książki:  „Rachatłukum”  7,58 (113 ocen i 150pinii0 (1968, polskie  wyd.1990)  oraz  ta:  5,31 (13 ocen i 0 opinii) (1965, polskie  wyd.1990);  czyli  staroć  mnie  nieznana,  w  sam  raz  dla  samotnego  poszukiwacza,  takiego  jak  ja.  Wikipedia: 
„..Proza Wolkersa to – nie po raz pierwszy w literaturze niderlandzkiej – jedna wielka autobiografia, składająca się z wycinków ze zdarzeń z dzieciństwa w wielodzietnym purytańsko-kalwińskim domu i młodości coraz to samotniej spędzanej pod znakiem przemocy starszego pokolenia.  Utwór został wpisany do kanonu literatury niderlandzkiej. W powieści czterdziestoletni narrator, który wykazuje wiele cech samego autor..   .. przyjeżdża po latach z odwiedzinami do domu rodzinnego, by skonfrontować wspomnienia z teraźniejszością. Wykorzystując potoczny, często dosadny język, Wolkers szczegółowo opowiada o młodości narratora. Wraca myślami do czasów dzieciństwa, wspominając atmosferę panującą w rodzinnym domu, religijność ojca, narastanie zagrożenia wojną, pierwsze przyjaźnie i doświadczenia seksualne, krewnych itp.”.
Nic  więcej  nie  znalazłem  ani  w  języku  polskim,  ani  angielskim,  bo  to,  że  powieść  jest  autobiograficzna,  to  już  wiemy.
Autor  wspomina  straszne  purytańskie  protestanckie  wychowanie,  przeładowane  nieustającym  odwoływaniem  się  do  Biblii  i  stara  się  wprowadzić  nutę  komicznego  sarkazmu  jak (s.22,2):
„..Jeden z tych chłopców został później zesłany przez własnego ojca na wyspę na Morzu Śródziemnym, ponieważ kradł wszystko co tylko popadło. Udało mu się nawet zwędzić w nocy perski dywan z sypialni rodziców.  „Musiał unieść łóżko w nogach, podczas gdy my spaliśmy w najlepsze. Ten chłopak jest silny jak tur”, powiedział jego ojciec nie bez dumy. Inny trafił do indonezyjskiego więzienia za pederastię. A mimo to mój wuj został multimilionerem. Nie żyje już od dawna i pewnie stoczyły go robaki. Na łożu śmierci powiedział: „To po to się przez całe życie pracuje.” I umarł…”
Spotkanie  z  ojcem – dewotem  skłania  do  ironii (s.41,1):
„..Co będzie z Bogiem, kiedy on umrze, pomyślałem…”
Niestety,  im  dalej  tym  gorzej,  wspomnienia    infantylne  i  nudne,  a  opisy  pierwszych  praktyk  seksualnych  żenujące.  Humoru  „nima”.  Jeśli  już  się  zdarzy,  to  mnie  nie bawi,  np.  opis  przygotowywania  ekranu   domowego  kina (s.136,1}:
„…prześcieradło, na którym w świetle projektora widoczne były plamy po nocnym moczeniu się  młodszego rodzeństwa..”
Napis  w  kiblu  (s.145):
„W tym wnętrzu, Gdzie nigdy nie śpiewa ptak. Tu człowiek coś zostawia. Co śmierdzi okropnie tak.”
Autor  się  rozkręcił,  lecz  ja  tego  nie  kupuję,  bo  przez  44 lata  PRL  używałem  gazet  bez  opisanych  perturbacji (s.147,9):
„..I jeśli ktoś był biedny, miał czarną plamę w kroku majtek. Od farby drukarskiej. Bo trzeba się było podcierać gazetą…”
Do  tego  obrzydlistwa  non-stop  tzn.  obsesyjnie  często  pojawiające  się  ropuchy  i  wszelakie  obrzydliwe  robactwo.  Np.  (s.178):
„..Nagle pochyliłem się i ostrożnie wylałem na żabę śmietankę do kawy. Na chwilę zamknęła oczy, lecz nadal siedziała nieruchomo. Dopiero gdy wstałem, uskoczyła w bok. Został tylko ślad przypominający odchody czapli…”
Opis  pracy  14-letniego  bohatera  w  charakterze  „..dozorcy zwierząt w Laboratorium Patologicznym Szpitala Akademickiego w Lejdzie…”  wyczerpała  moją  cierpliwość. Przykład (s.186,7):
„..Ściskaliśmy mysz w drzwiczkach klatki, aż przewracała się z okrwawioną łapką do tyłu i natychmiast pożerana była żywcem przez pozostałe. A wtedy ja mściłem się na nich w ten sposób, że wkładałem je wszystkie do garnka, wpuszczałem tam przewód gazu i je zagazowywałem. Innemu szczurowi, którego on trzymał mocno za głowę obiema rękami w gumowych rękawiczkach, rozciąłem mosznę i wydłubałem ze środka czubkiem nożyczek jądra, które wyglądały jak przekrwione  ziarenka fasoli. Potem stłukliśmy go do nieprzytomności i wrzuciliśmy do klatki brzemiennej samicy, która natychmiast zaczęła go pożerać poczynając od miejsca, gdzie znajdowało się rozcięcie. Gdy wyżarła mu cały zad, odcięliśmy jej głowę i nożyczkami rozcięliśmy brzuch, gdzie zobaczyliśmy wiercące się skrawki mięsa, które miały się urodzić w kilka dni później…”
Jasiu!  Przesadziłeś,  więc „wal  się”!   Masz  PAŁĘ!   za  większą  połowę (229 z  369)  i  niech  nikt  mnie  nie  przypomina,  że  kolejny  raz  dałem  się  nabrać