NIE ZGADZAM SIĘ!! Od tych słów zamierzam ponownie opublikować moje recenzje książek, których Państwo nie czytacie, a co do których wartości jestem głęboko przekonany. Ta idea powstała, gdy, dość przypadkowo, przejrzałem moje recenzje, które dostały najmniej plusów. Ale problem wnet okazał się o wiele poważniejszy, bo dotyczy książek za których recenzje dostałem od Państwa satysfakcjonującą ilość plusów, a mimo to poczytność tych naprawdę wartościowych pozycji jest znikoma. Wybieram tylko pozycje interesujące i zrozumiałe "dla każdego", a cykl zaczynam od utworów ks. Jana Twardowskiego.
Tym razem powyższa uwaga dotyczy całej twórczości Józefa Hena (ur.1923), a szczególnie niedocenionych pozycji jak: „Nowolipie. Najpiękniejsze lata” 6 opinii na LC, „Pingpongista” - 11 opinii”, „Przypadki starościca Wolskiego” - 4 opinie. „Twarz pokerzysty” - ocena 5,95 !! oraz tej omawianej
Józef Hen - „Milczące między nami”
Hen (właśc. Józef Henryk Cukier) nie jest modny; stąd na LC: 6,72 (32 ocen i 7 opinii). Z notki Wydawnictwa:
„Poruszający serca i umysły romans schyłku lat sześćdziesiątych...”
Romans romansem, jest on głównym wątkiem, lecz przede wszystkim formą dla uwag starego, (81 lat w chwili publikacji), doświadczonego autora, jak (s.15):
„...Pieniądz - źródło nierówności - jest także likwidatorem nierówności, która istniała, zanim go jeszcze wynaleziono. Płacę - i jestem obsługiwany...”
Wishful thinking zakompleksionych nowobogackich ! To teraz o sile rządzących, niestety, aktualne (s.62):
„....Naród może mieć wspaniałą warstwę oświeconą, a rządzić sobą pozwala garstce łobuzów i kłamców, którzy nie wiedzą, co to skrupuły. Częstują jakimiś niedorzecznymi hasłami, odwołującymi się do urazów i niechęci, szeregiem wykrzykników, które mają tę przewagę nad myślą, że nie pozwalają na wahanie. Wszystko rozwiązane. Wszystko wiadome. Podporządkuj się, a będziesz szczęśliwy...”.
O konformizmie (s. 65):
„...'Konformizm to jest przyjmowanie pewnych norm bez ich wewnętrznej akceptacji'.. ..To określa pojęcie konformizmu, ale nie wyczerpuje powodów 'przyjmowania pewnych norm bez ich wewnętrznej akceptacji'. Można to czasem robić z innych pobudek, niekonformistycznych...”
Dwie strony dalej (s. 67) pada pytanie, kojarzące się z książką Imre Kertesza pt „Kadysz za nienarodzone dziecko”: „Po co Żydowi dziecko ?”, bo Żyd po Zagładzie boi się je mieć.
Teraz (s. 100)...
„....zda nie z 'Rytmu życia” prof. Kępińskiego: 'Gdy chory (starzec) zbyt boleśnie odczuwa swój bilans życia, świadczy to zwykle o tym, że jeszcze nie dojrzał on do swojego wieku'....”
Niezbyt udane o kołtuństwie (s. 109):
„...Kołtuństwo.. ..to wiara w to, co wygodne...”
Wreszcie coś wesołego; stary kawał (s. 123):
„....Gość mówi do kobity:Pani szanowna to jest jak mercedes. - O, dziękuję za komplement; mercedes z powodu karoseria ? - Nie, z powodu lekkie prowadzenie”
O poczuciu klęski (s. 149):
„...To, co ludzi najbardziej pognębia.. ..to nagła degradacja. W roku 1929 w Ameryce z okien drapaczy chmur skakali nie biedacy ze slumsów, ale posiadacze akcji, które nagle straciły na wartości - zapewne wciąż jeszcze mieli z czego żyć, ale zostali z dnia na dzień zdegradowani. Nieoczekiwany cios - i dojmujące poczucie porażki, z obsesją, że się samemu zawiniło..”
Dojrzałość czy oznaka starości?? (s. 231):
„....Nareszcie mogę się przyznać przed samym sobą, ż ten świat jest dla mnie za trudny. Nie po trafię mu sprostać...”
Nie chcę zdradzić, jak się kończy ta wyimaginowana miłość, lecz nie mogę się oprzeć zacytowania autoprezentacji klimakterycznego, porzuconego przez żonę, egotycznego bohatera (s. 310):
„......Dulcynea z Toboso... ..ordynarna dziewka od krów awansowana gorączką wyobraźni do roli księżniczki i ja jako maniakalny Don Kichot. Tak, ty też oślepłeś, przeinaczyłeś rzeczywistość, żyjesz mitem, majakami obłąkanego mózgu....”
Dużo w książce cytatów sławnych ludzi, aż za dużo. Trochę Hen przesadził z tym, czyli poszedł na łatwiznę przepisując jak najwięcej ze swoich zbiorów. Znam to, bo też mam swój tzw „Pod Ręcznik” z wynotowanymi „złotymi” myślami.
Należy też wspomnieć o losie „Żyda tułacza” Bielawskiego vel Aronson vel Ben-Aaron, poety, dowódcy Powstania, ekonomisty, lekarza, męża, kochanka itd. itp. zależnie od koniunktury i okoliczności. No i jeszcze dzieci bohatera i ich problem z jestestwem w kontekście 68 r., z powodu matki – Żydówki.
No to czas na podsumowanie: ciekawa książka, lecz dla wielu czytelników odbierających ją jako TYLKO romans, może być nudna. Mimo mojej oceny 7/10, polecam Państwu Hena, szczególnie utwory wymienione na początku.
Thursday, 30 November 2017
Monday, 27 November 2017
Paul AUSTER - "Wynaleźć samotność"
Poprawiając recenzję mojego ukochanego "Timbuktu" (piękna książka o psie, którą chcę gorąco Państwu polecić) znalazłem zdanie o tej:
"... W autobiograficznej „The Invention of Solitude”, bohater udaje się do krainy przodków, tj pogranicza Polski i Ukrainy, do swoich korzeni, by odnależć swoją duszę wywodzącą się z biednych SZTETLI. Świetne!!!" Książka ma tylko dwie recenzje, a jest naprawdę wspaniała (szczególnie pierwsza część, za którą należy się 10/10, a drugiej można nie czytać)
"... W autobiograficznej „The Invention of Solitude”, bohater udaje się do krainy przodków, tj pogranicza Polski i Ukrainy, do swoich korzeni, by odnależć swoją duszę wywodzącą się z biednych SZTETLI. Świetne!!!" Książka ma tylko dwie recenzje, a jest naprawdę wspaniała (szczególnie pierwsza część, za którą należy się 10/10, a drugiej można nie czytać)
Saturday, 25 November 2017
Andrzej FRANASZEK - "Miłosz. Biografia"
NIE ZGADZAM SIĘ!! Od tych słów zamierzam ponownie opublikować moje recenzje książek, których Państwo nie czytacie, a co do których wartości jestem głęboko przekonany. Ta idea powstała, gdy, dość przypadkowo, przejrzałem moje recenzje, które dostały najmniej plusów. Ale problem wnet okazał się o wiele poważniejszy, bo dotyczy książek za których recenzje dostałem od Państwa satysfakcjonującą ilość plusów, a mimo to poczytność tych naprawdę wartościowych pozycji jest znikoma. Wybieram tylko pozycje interesujące i zrozumiałe "dla każdego", a cykl zaczynam od utworów ks. Jana Twardowskiego.
Andrzej Franaszek - „Miłosz. Biografia”
Na LC zaledwie 23 opinie, a moja notka dostała 22 plusy.
Przede wszystkim polecam Państwu swoją pisaninę o Miłoszu (parę stron) na:
http://wgwg1943.blogspot.ca/search?q=Mi%C5%82osz
Pisałem tam w 2011 roku:
„.....'Nasze' tj Miłosza i moje, poglądy na polskie kołtuństwo są skrajnie negatywne, gdyż objawia się ono w antysemityzmie, ksenofobii i braku tolerancji, nacjonalizmie i faszystowskiej ideologii II i IV RP, rusofobii i roszczeniowej postawie wobec wszystkich sąsiadów, micie mocarstwowości i mesjanizmu, płytkiej religijności i polsko – katolicyzmie, w cierpiętnictwie i fałszywej martyrologii szczególnie I i II w. św. oraz Powstania Warszawskiego. Brak „naszej” tolerancji dla kołtuństwa zaowocował nienawiścią ze strony „prawdziwych polaków”, którzy nie uszanowali nawet uroczystości pogrzebowych Wielkiego Poety i protestowali przeciw pochowaniu go „na Skałce”.(Używam „małej” litery w „prawdziwych polakach”, gdyż to nie narodowość, lecz specyficzna mentalność)...”
Dodam tylko, że dla mnie najgenialniejszym utworem Miłosza jest „Traktat teologiczny”, którego jedyne DWIE !!! recenzje na LC, w tym moja, są dostępne na:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/217335/traktat-teologiczny
Po napisaniu mojego eseju została opublikowana ta świetna biografia, która zniweczyła mój wysiłek.
Oczywiście, żartuję, bo jestem wdzięczny Franaszkowi za to dzieło.
Moja dotychczasowa notka to:
„b. rzetelna biografia „MIŁOSZ”; o subtelności Franaszka niech świadczy poniższy cytat /str. 258/ ze wspomnień Haliny Micińskiej, która wyjeżdżając z mężem Bolesławem na stypendium, udostępniła ich mieszkanie Miłoszowi:
„...wtajemniczyłam go, żeby dokarmiał naszą oswojoną myszkę, która codziennie towarzyszyła nam przy śniadaniu i zjadała okruszki ze stołu padające. Po miesiącu dostaliśmy od Czesława kartkę, że moja myszka nie jest sama, ale że to całe stado, które musiał tępić, zakładają pułapki. Wszystkiemu była winna moja krótkowzroczność... Po naszym powrocie z Francji zastaliśmy... moje biureczko... całe w wypukłe bańki odklejonego forniru, bo Czesio stawiał na nim metalowy kubek z gorącą wodą do golenia...”.
Franaszek pozostawia cytat bez komentarza, licząc na wrażliwość czytelnika. Biografia świetnie napisana. Duże brawa !!!”
Andrzej Franaszek - „Miłosz. Biografia”
Na LC zaledwie 23 opinie, a moja notka dostała 22 plusy.
Przede wszystkim polecam Państwu swoją pisaninę o Miłoszu (parę stron) na:
http://wgwg1943.blogspot.ca/search?q=Mi%C5%82osz
Pisałem tam w 2011 roku:
„.....'Nasze' tj Miłosza i moje, poglądy na polskie kołtuństwo są skrajnie negatywne, gdyż objawia się ono w antysemityzmie, ksenofobii i braku tolerancji, nacjonalizmie i faszystowskiej ideologii II i IV RP, rusofobii i roszczeniowej postawie wobec wszystkich sąsiadów, micie mocarstwowości i mesjanizmu, płytkiej religijności i polsko – katolicyzmie, w cierpiętnictwie i fałszywej martyrologii szczególnie I i II w. św. oraz Powstania Warszawskiego. Brak „naszej” tolerancji dla kołtuństwa zaowocował nienawiścią ze strony „prawdziwych polaków”, którzy nie uszanowali nawet uroczystości pogrzebowych Wielkiego Poety i protestowali przeciw pochowaniu go „na Skałce”.(Używam „małej” litery w „prawdziwych polakach”, gdyż to nie narodowość, lecz specyficzna mentalność)...”
Dodam tylko, że dla mnie najgenialniejszym utworem Miłosza jest „Traktat teologiczny”, którego jedyne DWIE !!! recenzje na LC, w tym moja, są dostępne na:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/217335/traktat-teologiczny
Po napisaniu mojego eseju została opublikowana ta świetna biografia, która zniweczyła mój wysiłek.
Oczywiście, żartuję, bo jestem wdzięczny Franaszkowi za to dzieło.
Moja dotychczasowa notka to:
„b. rzetelna biografia „MIŁOSZ”; o subtelności Franaszka niech świadczy poniższy cytat /str. 258/ ze wspomnień Haliny Micińskiej, która wyjeżdżając z mężem Bolesławem na stypendium, udostępniła ich mieszkanie Miłoszowi:
„...wtajemniczyłam go, żeby dokarmiał naszą oswojoną myszkę, która codziennie towarzyszyła nam przy śniadaniu i zjadała okruszki ze stołu padające. Po miesiącu dostaliśmy od Czesława kartkę, że moja myszka nie jest sama, ale że to całe stado, które musiał tępić, zakładają pułapki. Wszystkiemu była winna moja krótkowzroczność... Po naszym powrocie z Francji zastaliśmy... moje biureczko... całe w wypukłe bańki odklejonego forniru, bo Czesio stawiał na nim metalowy kubek z gorącą wodą do golenia...”.
Franaszek pozostawia cytat bez komentarza, licząc na wrażliwość czytelnika. Biografia świetnie napisana. Duże brawa !!!”
Thursday, 23 November 2017
James JOYCE - "Dublińczycy"
NIE ZGADZAM SIĘ!! Od tych słów zamierzam ponownie opublikować moje recenzje książek, których Państwo nie czytacie, a co do których wartości jestem głęboko przekonany. Ta idea powstała, gdy, dość przypadkowo, przejrzałem moje recenzje, które dostały najmniej plusów. Ale problem wnet okazał się o wiele poważniejszy, bo dotyczy książek za których recenzje dostałem od Państwa satysfakcjonującą ilość plusów, a mimo to poczytność tych naprawdę wartościowych pozycji jest znikoma. Wybieram tylko pozycje interesujące i zrozumiałe "dla każdego", a cykl zaczynam od utworów ks. Jana Twardowskiego.
James JOYCE - „Dublińczycy”
Paradoksem jest, że absolutnie niezrozumiały „Ulisses”ma na LC 148 opinii, a cudowni, dostępni dla każdego „Dublińczycy” - zaledwie 11 i niską ocenę 6,79 (moja krótka notka dostała 16 plusów).
O „Ulissesie” pisałem:
„.....nieprzygotowany intelektualnie czytelnik z „Ulissesa” przyswaja tylko pobyt Dedalusa (Telemacha) w burdelu oraz erotyczny monolog wewnętrzny pani Bloom....”
O „Dublińczykach” trafna jest notka Wydawnictwa ZNAK:
„James Joyce cieszy się opinią pisarza trudnego - ale opinia ta nie dotyczy każdej jego książki. Dublińczycy, znakomity zbiór piętnastu opowiadań, z których kilka to prawdziwe perły, a jedno (Zmarli) uznawane jest za arcydzieło gatunku, to rzecz nadzwyczaj przystępna. Joyce postawił sobie za cel stworzenie dzieła, które pokaże, jak naprawdę wyglądało życie w Irlandii na początku dwudziestego wieku. W krótkich tekstach maluje wielostronny portret Dublina i jego mieszkańców - to, co później miał powtórzyć w Ulissesie.
Dublińczycy to bez wątpienia doskonałe wprowadzenie do twórczości Joyce'a - literatura nie stawiająca oporu, wycyzelowana warsztatowo, a językowo nierewolucyjna. Walory tego zbioru dodatkowo podkreśla znakomity nowy przekład autorstwa Zbigniewa Batki. "
Słaba poczytność "Dublińczyków" jest prawdopodobnie wynikiem kojarzenia Joyce'a z niezrozumiałym "Ulissesem" lub (co gorsza) z "Finnegan's Wake".
Moja dotychczasowa notka była króciutka:
"Kilka dni temu czytałem JOYCE’a „Dublińczyków”, przepiękny zbiór facecji o mieszkańcach ówczesnego Dublina i ich specyficznej moralności. Lektura miła, łatwa i przyjemna."
Proszę Państwa! Trzymam zakład, że Państwu się spodoba, a aby Państwa zachęcić podnoszę ocenę do 10 gwiazdek.
James JOYCE - „Dublińczycy”
Paradoksem jest, że absolutnie niezrozumiały „Ulisses”ma na LC 148 opinii, a cudowni, dostępni dla każdego „Dublińczycy” - zaledwie 11 i niską ocenę 6,79 (moja krótka notka dostała 16 plusów).
O „Ulissesie” pisałem:
„.....nieprzygotowany intelektualnie czytelnik z „Ulissesa” przyswaja tylko pobyt Dedalusa (Telemacha) w burdelu oraz erotyczny monolog wewnętrzny pani Bloom....”
O „Dublińczykach” trafna jest notka Wydawnictwa ZNAK:
„James Joyce cieszy się opinią pisarza trudnego - ale opinia ta nie dotyczy każdej jego książki. Dublińczycy, znakomity zbiór piętnastu opowiadań, z których kilka to prawdziwe perły, a jedno (Zmarli) uznawane jest za arcydzieło gatunku, to rzecz nadzwyczaj przystępna. Joyce postawił sobie za cel stworzenie dzieła, które pokaże, jak naprawdę wyglądało życie w Irlandii na początku dwudziestego wieku. W krótkich tekstach maluje wielostronny portret Dublina i jego mieszkańców - to, co później miał powtórzyć w Ulissesie.
Dublińczycy to bez wątpienia doskonałe wprowadzenie do twórczości Joyce'a - literatura nie stawiająca oporu, wycyzelowana warsztatowo, a językowo nierewolucyjna. Walory tego zbioru dodatkowo podkreśla znakomity nowy przekład autorstwa Zbigniewa Batki. "
Słaba poczytność "Dublińczyków" jest prawdopodobnie wynikiem kojarzenia Joyce'a z niezrozumiałym "Ulissesem" lub (co gorsza) z "Finnegan's Wake".
Moja dotychczasowa notka była króciutka:
"Kilka dni temu czytałem JOYCE’a „Dublińczyków”, przepiękny zbiór facecji o mieszkańcach ówczesnego Dublina i ich specyficznej moralności. Lektura miła, łatwa i przyjemna."
Proszę Państwa! Trzymam zakład, że Państwu się spodoba, a aby Państwa zachęcić podnoszę ocenę do 10 gwiazdek.
Wednesday, 22 November 2017
Joseph CONRAD - "Jądro ciemności"
NIE ZGADZAM SIĘ!! Od tych słów zamierzam ponownie opublikować moje recenzje książek, których Państwo nie czytacie, a co do których wartości jestem głęboko przekonany. Ta idea powstała, gdy, dość przypadkowo, przejrzałem moje recenzje, które dostały najmniej plusów. Ale problem wnet okazał się o wiele poważniejszy, bo dotyczy książek za których recenzje dostałem od Państwa satysfakcjonującą ilość plusów, a mimo to poczytność tych naprawdę wartościowych pozycji jest znikoma. Wybieram tylko pozycje interesujące i zrozumiałe "dla każdego", a cykl zaczynam od utworów ks. Jana Twardowskiego.
Tym razem zajrzałem na stronę „Jądra ciemności” na LC, pod wpływem książki Dukaja „Serce ciemności”, które oparte na Conradzie zdobywa najwyższe oceny. Niestety, okazuje się, że część recenzentów NIGDY nie czytała bazowego dzieła. Wcześniej nie recenzowałem tego utworu, bo „za wysokie progi na moje nogi”. Korespondująca recenzja Dukaja - wkrótce.
Joseph CONRAD - "Jądro ciemności"
Na "The 20th Century's 100 Best Books in English" zajmuje 67 miejsce, a na LC 5,86 (12873 ocen i 513 opinii). Jedynym wytłumaczeniem tak przerażająco niskiej oceny może być "organiczna" niechęć polskiej młodzieży do lektur szkolnych. Na wspomnianej liście wyżej plasuje się "The Secret Agent" (46) i "Nostromo" (47). a niżej "Lord Jim" (85).
Klasyka angielska, omawiana we wszystkich szkołach anglojęzycznych na całym świecie, a zainteresowanie wzrosło nią w ostatnich latach wskutek oskarżenia Conrada, przez nigeryjskiego pisarza imieniem Chinua Achebe, o rasizm i prokolonializm.
Z notki Wydawnictwa "Znak":
https://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,3075,Jadro-ciemnosci
"...Niepokojąco aktualnie brzmią dziś pytania stawiane przez Conrada - o prawo do przemocy w imię cywilizacji, o genezę zła, o tożsamość człowieka i obecność Innego w każdym z nas, a także o to, czy pewne doświadczenia są w ogóle wyrażalne. Być może dlatego dzieło to zainspirowało wielu dwudziestowiecznych pisarzy, a jego ekranowych adaptacji dokonali Werner Herzog i Francis Ford Coppola. Książka budzi do dziś wiele kontrowersji...."
To arcydzieło jest tak szeroko omówione, że ja tylko dodam jedno zdanie: studium zmiany psychiki w myśl porzekadła "daj mnie władzę, a ja ci pokażę"
Dla mnie głównym bohaterem nie jest Marlow – Conrad, a agent skupu kości słoniowej Kurtz, obecnie lokalny kacyk i pan życia i śmierci - "demigod", przypuszczalnie wzorowany na Georges Antoine Klein.
Wikipedia:
"..A personal acquaintance of Conrad's, Georges Antoine Klein, may also have been a real-life basis for the character. Klein was an employee of the Brussels-based trading company Société Anonyme Belge pour le Commerce du Haut-Congo, and died shortly after being picked up on the steamboat Conrad was piloting. Further, "Klein" means "little" in German, and as Marlow muses in the novella, "Kurtz" means "short" in the same language..".
Zdaję sobie sprawę, że moja ocena nie zmieni kompromitującej średniej, lecz, przy dużej ilości plusów, będzie zauważalna.
Tym razem zajrzałem na stronę „Jądra ciemności” na LC, pod wpływem książki Dukaja „Serce ciemności”, które oparte na Conradzie zdobywa najwyższe oceny. Niestety, okazuje się, że część recenzentów NIGDY nie czytała bazowego dzieła. Wcześniej nie recenzowałem tego utworu, bo „za wysokie progi na moje nogi”. Korespondująca recenzja Dukaja - wkrótce.
Joseph CONRAD - "Jądro ciemności"
Na "The 20th Century's 100 Best Books in English" zajmuje 67 miejsce, a na LC 5,86 (12873 ocen i 513 opinii). Jedynym wytłumaczeniem tak przerażająco niskiej oceny może być "organiczna" niechęć polskiej młodzieży do lektur szkolnych. Na wspomnianej liście wyżej plasuje się "The Secret Agent" (46) i "Nostromo" (47). a niżej "Lord Jim" (85).
Klasyka angielska, omawiana we wszystkich szkołach anglojęzycznych na całym świecie, a zainteresowanie wzrosło nią w ostatnich latach wskutek oskarżenia Conrada, przez nigeryjskiego pisarza imieniem Chinua Achebe, o rasizm i prokolonializm.
Z notki Wydawnictwa "Znak":
https://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,3075,Jadro-ciemnosci
"...Niepokojąco aktualnie brzmią dziś pytania stawiane przez Conrada - o prawo do przemocy w imię cywilizacji, o genezę zła, o tożsamość człowieka i obecność Innego w każdym z nas, a także o to, czy pewne doświadczenia są w ogóle wyrażalne. Być może dlatego dzieło to zainspirowało wielu dwudziestowiecznych pisarzy, a jego ekranowych adaptacji dokonali Werner Herzog i Francis Ford Coppola. Książka budzi do dziś wiele kontrowersji...."
To arcydzieło jest tak szeroko omówione, że ja tylko dodam jedno zdanie: studium zmiany psychiki w myśl porzekadła "daj mnie władzę, a ja ci pokażę"
Dla mnie głównym bohaterem nie jest Marlow – Conrad, a agent skupu kości słoniowej Kurtz, obecnie lokalny kacyk i pan życia i śmierci - "demigod", przypuszczalnie wzorowany na Georges Antoine Klein.
Wikipedia:
"..A personal acquaintance of Conrad's, Georges Antoine Klein, may also have been a real-life basis for the character. Klein was an employee of the Brussels-based trading company Société Anonyme Belge pour le Commerce du Haut-Congo, and died shortly after being picked up on the steamboat Conrad was piloting. Further, "Klein" means "little" in German, and as Marlow muses in the novella, "Kurtz" means "short" in the same language..".
Zdaję sobie sprawę, że moja ocena nie zmieni kompromitującej średniej, lecz, przy dużej ilości plusów, będzie zauważalna.
Tuesday, 21 November 2017
Umberto ECO - "Superman w literaturze światowej"
NIE ZGADZAM SIĘ!! Od tych słów zamierzam ponownie opublikować moje recenzje książek, których Państwo nie czytacie, a co do których wartości jestem głęboko przekonany. Ta idea powstała, gdy, dość przypadkowo, przejrzałem moje recenzje, które dostały najmniej plusów. Ale problem wnet okazał się o wiele poważniejszy, bo dotyczy książek za których recenzje dostałem od Państwa satysfakcjonującą ilość plusów, a mimo to poczytność tych naprawdę wartościowych pozycji jest znikoma. Wybieram tylko pozycje interesujące i zrozumiałe dla każdego", a cykl zaczynam od utworów ks. Jana Twardowskiego.
Umberto Eco - "Superman w literaturze masowej" Powieść popularna: między retoryką a ideologią
Na LC 6,67 i zaledwie 5 opinii; moja dostała 16 plusów.
Czytelnicy uwielbiają trzy jego hochsztaplerskie powieści, za które postawiłem trzy pały, podczas gdy Eco był poważnym uczonym i napisal wiele cennych dzieł, w tym omawiane. Szerzej o nim na moim blogu http://wgwg1943.blogspot.ca/search?q=Eco
Z notki Wydawnictwa:
"..W intrygujących szkicach Eco pokazuje, jak pisarze tworzyli od wieków mit nadczłowieka i doskonalili swoje techniki, aby zakorzenić go w naszej świadomości. Analizując utwory z różnych epok, zabiera nas w niezwykłą podróż w czasie, w której spotkamy takie postaci, jak agent 007 James Bond, Tarzan, Fantomas, Arsène Lupin czy hrabia Monte Christo.
Obowiązkowa lektura dla wszystkich, którzy chcą wiedzieć, jak działa kultura popularna..".
Dotychczasowa notka:
..Jest to analiza kształtowania mitu NADCZŁOWIEKA przez pisarzy. Mamy tu i Edgara Rice BURROUGHSA twórcę TARZANA, i Piere-Alexisa wicehrabiego Ponson du TERRAIL, autora "Wyczynów ROCAMBOLE'a", i Iana FLEMINGA twórcę Jamesa BONDA i DUMASA z jego "Hrabią Monte CHRISTO" itd, itd. ECO zaskoczył mnie rozwinięciem swego twierdzenia, że "żródłem i wzorem NIETZSCHEANSKIEGO NADCZŁOWIEKA był nie ZARATUSTRA, lecz MONTE CHRISTO". Otóż, pewnie podobnie jak duża część czytelników "Hrabiego..", odbierałem historię Dantesa jako triumf sprawiedliwości, zwycięstwo pokrzywdzonego nad wszystkimi nikczemnikami. ECO, uważany za WIRTUOZA ANALIZY TEKSTOWEJ, skupił się na końcowej partii książki, gdy hrabia M-Ch staje się AUTORYTARNYM władcą, NADCZŁOWIEKIEM, i sam sobie przypisuje prawo do ferowania wyroków, stając się pierwowzorem dla faszyzmu. ECO mówi zresztą o "wiecznym faszyzmie", w którym "złudną rolę substytutu odgrywa podrzucona masom PRZESADNA GLORYFIKACJA CZŁOWIEKA'. Kulty Nerona czy Napoleona, Hitlera czy Stalina najtrafniej podsumował CHESTERTON; "Nie jest tak, że odkąd ludzie przestali wierzyć w Boga, nie wierzą w nic, lecz, że wierzą w BYLE CO".
Umberto Eco - "Superman w literaturze masowej" Powieść popularna: między retoryką a ideologią
Na LC 6,67 i zaledwie 5 opinii; moja dostała 16 plusów.
Czytelnicy uwielbiają trzy jego hochsztaplerskie powieści, za które postawiłem trzy pały, podczas gdy Eco był poważnym uczonym i napisal wiele cennych dzieł, w tym omawiane. Szerzej o nim na moim blogu http://wgwg1943.blogspot.ca/search?q=Eco
Z notki Wydawnictwa:
"..W intrygujących szkicach Eco pokazuje, jak pisarze tworzyli od wieków mit nadczłowieka i doskonalili swoje techniki, aby zakorzenić go w naszej świadomości. Analizując utwory z różnych epok, zabiera nas w niezwykłą podróż w czasie, w której spotkamy takie postaci, jak agent 007 James Bond, Tarzan, Fantomas, Arsène Lupin czy hrabia Monte Christo.
Obowiązkowa lektura dla wszystkich, którzy chcą wiedzieć, jak działa kultura popularna..".
Dotychczasowa notka:
..Jest to analiza kształtowania mitu NADCZŁOWIEKA przez pisarzy. Mamy tu i Edgara Rice BURROUGHSA twórcę TARZANA, i Piere-Alexisa wicehrabiego Ponson du TERRAIL, autora "Wyczynów ROCAMBOLE'a", i Iana FLEMINGA twórcę Jamesa BONDA i DUMASA z jego "Hrabią Monte CHRISTO" itd, itd. ECO zaskoczył mnie rozwinięciem swego twierdzenia, że "żródłem i wzorem NIETZSCHEANSKIEGO NADCZŁOWIEKA był nie ZARATUSTRA, lecz MONTE CHRISTO". Otóż, pewnie podobnie jak duża część czytelników "Hrabiego..", odbierałem historię Dantesa jako triumf sprawiedliwości, zwycięstwo pokrzywdzonego nad wszystkimi nikczemnikami. ECO, uważany za WIRTUOZA ANALIZY TEKSTOWEJ, skupił się na końcowej partii książki, gdy hrabia M-Ch staje się AUTORYTARNYM władcą, NADCZŁOWIEKIEM, i sam sobie przypisuje prawo do ferowania wyroków, stając się pierwowzorem dla faszyzmu. ECO mówi zresztą o "wiecznym faszyzmie", w którym "złudną rolę substytutu odgrywa podrzucona masom PRZESADNA GLORYFIKACJA CZŁOWIEKA'. Kulty Nerona czy Napoleona, Hitlera czy Stalina najtrafniej podsumował CHESTERTON; "Nie jest tak, że odkąd ludzie przestali wierzyć w Boga, nie wierzą w nic, lecz, że wierzą w BYLE CO".
Stefan ŻEROMSKI - "Echa leśne"
Stefan ŻEROMSKI - "Echa leśne"
W bardzo wczesnej młodości, tj do wieku 13 lat, które ukończyłem w pamiętnym roku 1956, wielbiłem Żeromskiego. Po Październiku zaczęto wydawać literaturę amerykańską, która naszymi mózgami zawładnęła, lecz stary sentyment pozostał i dlatego, zobaczywszy "Echa leśne" na "Wolnych Lekturach", szybko je pobrałem, tym bardziej, że tego opowiadania nie pamiętam.
I źle zrobiłem, bo nie zrozumiawszy tej lektury, gdy sen mnie zmorzył, mara nocna mojej polonistki (nota bene uroczej i mądrej kobiety) znowu mnie nawiedziła i zapytała:
„Powiedz, Wojtku, co autor chciał nam przekazać ?”
Obudziłem się mokry, pobiegłem natychmiast do laptopa i w Wikipedii znalazłem:
„..'Echa leśne - nowela Stefana Żeromskiego z 1905 roku... ..Akcja toczy się po upadku powstania styczniowego. Grupa mężczyzn, wśród nich generał rosyjski wspominają czasy powstania. Generał wspomina powstańca Jana Rozłuckiego, swojego siostrzeńca, który zdezerterował z rosyjskiej armii i wstąpił do leśnej "bandy". Schwytany trafił przed sąd wojenny, w którym przewodniczył jego stryj. Sąd skazał go na karę śmierci. Ostatnim jego życzeniem było, żeby jego syn, Piotr, został wychowany na Polaka. Generał nie zamierzał spełnić tej prośby..."
No to będę mógł spać spokojnie, chociaż wątpliwości zostały, bo mnie się wydawało, że miejscem akcji jest las, a obecni zajmują się podziałem ziemi z "ukazu" z 1864 roku, o którym Miłosz pisał w wierszu pt "W praojcach swoich pogrzebani":
"...Car im na przekór chłopów oswobodził.."
tzn że "ukaz" był karą dla polskiej szlachty za Powstanie Styczniowe. Następna wątpliwość to pochodzenie Rozłuckiego, bo skoro był siostrzeńcem rosyjskiego generała, to logika mnie podpowiada, że mamuśka jego też ruska była. No to czemu w miłości do Rosji go nie wychowała ?? Z drugiej mańki, jeśli patriotą polskim się czuł, to czemu oficerem carskim został ? Jeszcze jeden kandydat na Konrada ??
Wniosek jeden: nie wszystko, co Mistrz napisał, należy szerokiemu odbiorcy udostępniać. PAŁA !!!!
W bardzo wczesnej młodości, tj do wieku 13 lat, które ukończyłem w pamiętnym roku 1956, wielbiłem Żeromskiego. Po Październiku zaczęto wydawać literaturę amerykańską, która naszymi mózgami zawładnęła, lecz stary sentyment pozostał i dlatego, zobaczywszy "Echa leśne" na "Wolnych Lekturach", szybko je pobrałem, tym bardziej, że tego opowiadania nie pamiętam.
I źle zrobiłem, bo nie zrozumiawszy tej lektury, gdy sen mnie zmorzył, mara nocna mojej polonistki (nota bene uroczej i mądrej kobiety) znowu mnie nawiedziła i zapytała:
„Powiedz, Wojtku, co autor chciał nam przekazać ?”
Obudziłem się mokry, pobiegłem natychmiast do laptopa i w Wikipedii znalazłem:
„..'Echa leśne - nowela Stefana Żeromskiego z 1905 roku... ..Akcja toczy się po upadku powstania styczniowego. Grupa mężczyzn, wśród nich generał rosyjski wspominają czasy powstania. Generał wspomina powstańca Jana Rozłuckiego, swojego siostrzeńca, który zdezerterował z rosyjskiej armii i wstąpił do leśnej "bandy". Schwytany trafił przed sąd wojenny, w którym przewodniczył jego stryj. Sąd skazał go na karę śmierci. Ostatnim jego życzeniem było, żeby jego syn, Piotr, został wychowany na Polaka. Generał nie zamierzał spełnić tej prośby..."
No to będę mógł spać spokojnie, chociaż wątpliwości zostały, bo mnie się wydawało, że miejscem akcji jest las, a obecni zajmują się podziałem ziemi z "ukazu" z 1864 roku, o którym Miłosz pisał w wierszu pt "W praojcach swoich pogrzebani":
"...Car im na przekór chłopów oswobodził.."
tzn że "ukaz" był karą dla polskiej szlachty za Powstanie Styczniowe. Następna wątpliwość to pochodzenie Rozłuckiego, bo skoro był siostrzeńcem rosyjskiego generała, to logika mnie podpowiada, że mamuśka jego też ruska była. No to czemu w miłości do Rosji go nie wychowała ?? Z drugiej mańki, jeśli patriotą polskim się czuł, to czemu oficerem carskim został ? Jeszcze jeden kandydat na Konrada ??
Wniosek jeden: nie wszystko, co Mistrz napisał, należy szerokiemu odbiorcy udostępniać. PAŁA !!!!
Monday, 20 November 2017
Anna HERBICH - "Dziewczyny z Syberii"
Anna HERBICH - "Dziewczyny z Syberii"
Dałem Herbich 10 gwiazdek za "Dziewczyny z Powstania", a teraz dam 10 za "Syberię", bo to książki potrzebne i jeśli są, a są, rzetelnie opracowane, to innej oceny być nie może.
O autorce niewiele wiem, poza tym że urodziła się w 1986 i związana jest - niestety - z „Do Rzeczy”. Młoda jest, może zmądrzeje.
Co do książki, to bardzo młoda autorka, która nigdy nie poznała zjawiska zwanego „homo sovieticus”, znalazła 10 kobiet po sowieckich przejściach i namówiła je do wspomnień. Wyszedł zbiór dosyć przypadkowy, nie dorównujący takim autorom jak Czapski czy Skarga, (nie mówiąc o Sołżenicynie czy Applebaum, ale to inna historia)
Mimo to, upieram się przy 10 gwiazdkach, aby wyrazić szacunek i empatię wobec tych kobiet, jak i z przekonania, że autentyczne opowieści wzbudzają w wielu przypadkach sympatię i wdzięczność do szarych tubylców, którzy mimo nędzy, pomagali zesłańcom z przyczyn czysto ludzkich.
Dałem Herbich 10 gwiazdek za "Dziewczyny z Powstania", a teraz dam 10 za "Syberię", bo to książki potrzebne i jeśli są, a są, rzetelnie opracowane, to innej oceny być nie może.
O autorce niewiele wiem, poza tym że urodziła się w 1986 i związana jest - niestety - z „Do Rzeczy”. Młoda jest, może zmądrzeje.
Co do książki, to bardzo młoda autorka, która nigdy nie poznała zjawiska zwanego „homo sovieticus”, znalazła 10 kobiet po sowieckich przejściach i namówiła je do wspomnień. Wyszedł zbiór dosyć przypadkowy, nie dorównujący takim autorom jak Czapski czy Skarga, (nie mówiąc o Sołżenicynie czy Applebaum, ale to inna historia)
Mimo to, upieram się przy 10 gwiazdkach, aby wyrazić szacunek i empatię wobec tych kobiet, jak i z przekonania, że autentyczne opowieści wzbudzają w wielu przypadkach sympatię i wdzięczność do szarych tubylców, którzy mimo nędzy, pomagali zesłańcom z przyczyn czysto ludzkich.
Kate MORTON - "Strażnik tajemnic"
Kate MORTON - "Strażnik tajemnic"
Kate Morton (ur. 1976) – australijska pisarka, której dorobek to: "Dom w Riverton" (2006), "Zapomniany Ogród" (2008), "Milczący Zamek" (2010) i ta, z 2012 roku. To moja pierwsza znajomość z jej twórczością i zachwyt mój nie ma granic. Przepiękna, przewidywalna SZMIRA. Cudowne czytadło, które przeczytałem rozemocjonowany do ostatniej 919 strony (e-book). Oprócz pozytywnych postaci dominują dwa czarne charaktery; bo tłumaczenia psychiatry nie są przekonujące, a jakby nie patrzeć O n a jest wredna. Nie mogę więcej powiedzieć bo książka jest sensacyjna i każda dodatkowa informacja odbierze Państwu przyjemność płynącą z lektury.
Oczywiście 10/10 w kategorii kiczów (jak "Znachor" czy "Trędowata"). Polecam.
Kate Morton (ur. 1976) – australijska pisarka, której dorobek to: "Dom w Riverton" (2006), "Zapomniany Ogród" (2008), "Milczący Zamek" (2010) i ta, z 2012 roku. To moja pierwsza znajomość z jej twórczością i zachwyt mój nie ma granic. Przepiękna, przewidywalna SZMIRA. Cudowne czytadło, które przeczytałem rozemocjonowany do ostatniej 919 strony (e-book). Oprócz pozytywnych postaci dominują dwa czarne charaktery; bo tłumaczenia psychiatry nie są przekonujące, a jakby nie patrzeć O n a jest wredna. Nie mogę więcej powiedzieć bo książka jest sensacyjna i każda dodatkowa informacja odbierze Państwu przyjemność płynącą z lektury.
Oczywiście 10/10 w kategorii kiczów (jak "Znachor" czy "Trędowata"). Polecam.
Saturday, 18 November 2017
Maria NUROWSKA - "Sprawa Niny S."
Maria NUROWSKA - "Sprawa Niny S."
To już dziesiąta książka Nurowskiej, którą recenzuję, a dotychczasowe oceny to: 10, 9, 8. 8. 7, 7, 7, 3, 1. Ta jest 21. w jej dorobku, wydana w 2009 roku, a oceny jej na LC są niesprawiedliwie niskie: 6,3 (338 ocen i 34 opinie), wskutek błędnej informacji wydawnictwa i w rezultacie braku zrozumienia wśród czytelników.
Proszę Państwa! To nie jest kryminał, ani "pean na cześć miłości między matką i córkami, między siostrą a siostrą" jak b r e d z i wydawca na tylnej okładce.
Któż temu, delikatnie nazywając, nieporozumieniu winien?? A Nurowska (ur. 1944). ja (1943) i nam podobni, czyli czynni uczestnicy marca 1968 i wielkiego exodusu (ściśle: exile - wygnania) polskich uczonych i ludzi kultury żydowskiego pochodzenia. Nasza wina, że nie oświecaliśmy, nie propagowaliśmy wystarczająco intensywnie prawdy o wydarzeniach tamtych czasów. Owocem jest niska ocena tej wybitnej książki.
Nurowska pisze (s.126):
"..- Ten sześćdziesiąty ósmy wielu ludziom pokomplikował życie.."
Nina odprowadza Kubę na Dworzec Gdański czyli peerelowski Umschlagplatz, nie wiedząc, że jest z nim w ciąży; jego przymusowy wyjazd determinuje życie trzech głównych bohaterek książki. Aby było straszniej Nurowska podkreśla, że według żydowskiej religii Kuba nie jest Żydem, bo matka jego jest Polką (s. 64):
" - Jeśli ona nie jest Żydówką, to według żydowskiej religii nie jest nim także nasz ojciec..."
Ojciec nie-Żyd, wygnany z Polski, przyjmuje wizerunek ortodoksyjnego Żyda !!
Do tragicznej historii Kuby, Niny, ich córek, ojca Kuby, Nurowska umyślnie dopisuje historię prababci bliźniaczek, babci Kuby, czeskiej Żydówki Rebeki, która uciekając od małżeństwa z żydowskim bankierem, znajduje nową ojczyznę w Polsce, a wygnana w 1968 roku z niej, pisze list z Izraela do Liwy Szoken czyli Zofii Gomułkowej i dzięki niej wraca do Polski, by tu przeżyć ostatnie swoje dni (s.65):
"..Rebeka, już wtedy dziewięćdziesięciopięcioletnia, wróciła do Polski..."
Czy to nie wzruszające ? Nikt tego nie widzi???
Żeby Państwa nie zmęczyć przechodzę do drugiego najważniejszego tematu. Nurowska wie (jak ja), że najpotężniejszym uczuciem jest strach i dlatego przywołuje maksymę poety rzymskiego Stacjusza (45 -96) z epopei "Tebaida" (s.104):
"Primus in orbe deos fecit timor! (bogów na świecie stworzył naprzód strach!)
Wszyscy się boją, lecz nie jest to strach o rzeczy materialne (s. 48):
„- Płakać za rzeczami materialnymi niegodne człowieka !”
Szczególnie po traumie 1968'.
Starsza przyjaciółka Niny też wygnana z Polski osiedla się, o ironio losu !, w Niemczech, o czym pisze w liście do Niny (s.144):
„....Moje życie nie oszczędziło mi nawet tego, że ja, oświęcimska Żydówka, znalazłam się w Niemczech, na ich garnuszku....”
Przed śmiercią przekazuje Ninie swoje opus vitae: opowieść jak została prostytutką w getcie, by ratować niesprawnego ojca, pobitego uprzednio przez polskich „patriotów” – endeków.
To okazja, by zwrócić Państwa uwagę na początek kariery pisarskiej Niny, dzięki pomocy wspomnianej przyjaciółki i protekcji Iwaszkiewicza. Pierwszy jej utwór, zamieszczony w książce (s. 111 -122) zachwycił Iwaszkiewicza. I mnie. To jest perełka; przypuszczam, że odegrała rolę w życiu samej Nurowskiej.
Wątek kryminalny jest tylko formą, jest drugoplanowy w ocenie wartości książki. Jest on finałem nieszczęsnego związku Niny z łajdakiem; Niny, która po odchowaniu córek i wnuka, całe życie samotna wskutek tragicznych wydarzeń pamiętnego 1968 roku, zatęskniła na starość za mężczyzną. Dalej pozostała ofiarą 1968.
Nie chcąc dalej nudzić, gorąco polecam to dzieło, a tym z Państwa, którzy je znają, radzę przeczytać jeszcze raz. Prawdziwy obraz życia ofiar 1968 roku !!! 10/10
To już dziesiąta książka Nurowskiej, którą recenzuję, a dotychczasowe oceny to: 10, 9, 8. 8. 7, 7, 7, 3, 1. Ta jest 21. w jej dorobku, wydana w 2009 roku, a oceny jej na LC są niesprawiedliwie niskie: 6,3 (338 ocen i 34 opinie), wskutek błędnej informacji wydawnictwa i w rezultacie braku zrozumienia wśród czytelników.
Proszę Państwa! To nie jest kryminał, ani "pean na cześć miłości między matką i córkami, między siostrą a siostrą" jak b r e d z i wydawca na tylnej okładce.
Któż temu, delikatnie nazywając, nieporozumieniu winien?? A Nurowska (ur. 1944). ja (1943) i nam podobni, czyli czynni uczestnicy marca 1968 i wielkiego exodusu (ściśle: exile - wygnania) polskich uczonych i ludzi kultury żydowskiego pochodzenia. Nasza wina, że nie oświecaliśmy, nie propagowaliśmy wystarczająco intensywnie prawdy o wydarzeniach tamtych czasów. Owocem jest niska ocena tej wybitnej książki.
Nurowska pisze (s.126):
"..- Ten sześćdziesiąty ósmy wielu ludziom pokomplikował życie.."
Nina odprowadza Kubę na Dworzec Gdański czyli peerelowski Umschlagplatz, nie wiedząc, że jest z nim w ciąży; jego przymusowy wyjazd determinuje życie trzech głównych bohaterek książki. Aby było straszniej Nurowska podkreśla, że według żydowskiej religii Kuba nie jest Żydem, bo matka jego jest Polką (s. 64):
" - Jeśli ona nie jest Żydówką, to według żydowskiej religii nie jest nim także nasz ojciec..."
Ojciec nie-Żyd, wygnany z Polski, przyjmuje wizerunek ortodoksyjnego Żyda !!
Do tragicznej historii Kuby, Niny, ich córek, ojca Kuby, Nurowska umyślnie dopisuje historię prababci bliźniaczek, babci Kuby, czeskiej Żydówki Rebeki, która uciekając od małżeństwa z żydowskim bankierem, znajduje nową ojczyznę w Polsce, a wygnana w 1968 roku z niej, pisze list z Izraela do Liwy Szoken czyli Zofii Gomułkowej i dzięki niej wraca do Polski, by tu przeżyć ostatnie swoje dni (s.65):
"..Rebeka, już wtedy dziewięćdziesięciopięcioletnia, wróciła do Polski..."
Czy to nie wzruszające ? Nikt tego nie widzi???
Żeby Państwa nie zmęczyć przechodzę do drugiego najważniejszego tematu. Nurowska wie (jak ja), że najpotężniejszym uczuciem jest strach i dlatego przywołuje maksymę poety rzymskiego Stacjusza (45 -96) z epopei "Tebaida" (s.104):
"Primus in orbe deos fecit timor! (bogów na świecie stworzył naprzód strach!)
Wszyscy się boją, lecz nie jest to strach o rzeczy materialne (s. 48):
„- Płakać za rzeczami materialnymi niegodne człowieka !”
Szczególnie po traumie 1968'.
Starsza przyjaciółka Niny też wygnana z Polski osiedla się, o ironio losu !, w Niemczech, o czym pisze w liście do Niny (s.144):
„....Moje życie nie oszczędziło mi nawet tego, że ja, oświęcimska Żydówka, znalazłam się w Niemczech, na ich garnuszku....”
Przed śmiercią przekazuje Ninie swoje opus vitae: opowieść jak została prostytutką w getcie, by ratować niesprawnego ojca, pobitego uprzednio przez polskich „patriotów” – endeków.
To okazja, by zwrócić Państwa uwagę na początek kariery pisarskiej Niny, dzięki pomocy wspomnianej przyjaciółki i protekcji Iwaszkiewicza. Pierwszy jej utwór, zamieszczony w książce (s. 111 -122) zachwycił Iwaszkiewicza. I mnie. To jest perełka; przypuszczam, że odegrała rolę w życiu samej Nurowskiej.
Wątek kryminalny jest tylko formą, jest drugoplanowy w ocenie wartości książki. Jest on finałem nieszczęsnego związku Niny z łajdakiem; Niny, która po odchowaniu córek i wnuka, całe życie samotna wskutek tragicznych wydarzeń pamiętnego 1968 roku, zatęskniła na starość za mężczyzną. Dalej pozostała ofiarą 1968.
Nie chcąc dalej nudzić, gorąco polecam to dzieło, a tym z Państwa, którzy je znają, radzę przeczytać jeszcze raz. Prawdziwy obraz życia ofiar 1968 roku !!! 10/10
Wojciech CEJROWSKI - "Rio Anaconda"
Wojciech CEJROWSKI - "Rio Anaconda"
Cejrowski (ur. 1964) jest trawelebrytą i showmanem, który mimo braku ukończonych studiów, umie się sprzedać. Na temat jego poglądów Wikipedia podaje:
"......Wojciech Cejrowski jest publicystą zaliczanym... ..do skrajnej prawicy.. ...w swoich publicznych wypowiedziach Cejrowski akcentuje sprzeciw wobec innych grup etnicznych (ciemnoskórych, Romów oraz Żydów).. . Dziennikarz ma jednoznacznie wrogi stosunek do mniejszości LGBT, w związku z czym bywa oskarżany o homofobię. W kwestii religijnego światopoglądu Cejrowski deklaruje się jako wierzący katolik ; w 2014 roku proponował, żeby Polska przyjęła katolicyzm jako oficjalną religię Rzeczypospolitej, natomiast w sierpniu 2017 roku deklarował, że skutków ówczesnej nawałnicy ogólnopolskiej mogli uniknąć właściciele posesji z kapliczkami. Jest ponadto zwolennikiem całkowitego zakazu aborcji, przeciwnikiem edukacji seksualnej oraz nurtów feministycznych..."
Wstrzymywałem się od recenzowania Cejrowskiego, ze względu na jego poglądy, i to nie tylko polityczne. Ulegając sugestii Giedroycia oddzielania dzieła od osoby autora, przystępuję do niniejszej lektury.
Zaczyna się ciekawie, ale dość szybko autor - katolicki talib odkrywa karty pisząc o Teologii Wyzwolenia (s.83 - e-book):
".......Z całej tej ideologii pozostała dziś tylko spłowiała fasada. Za fasadą kryje się fabryka kokainy..."
Dla niewtajemniczonych (Wikipedia):
"..Teologia wyzwolenia - ruch teologiczny w Kościele katolickim powstały po II soborze watykańskim. Szczególnie rozpowszechniona jest w Ameryce Łacińskiej oraz wśród jezuitów... ..Teologia wyzwolenia opiera się na związku między teologią chrześcijańską.. ..i aktywizmem politycznym lewicy chrześcijańskiej, szczególnie w kwestiach sprawiedliwości społecznej i praw człowieka. Ze względu na kontrowersyjną naturę tych zagadnień.. ..zawsze była przedmiotem dyskusji.."
Wśród jej krzewicieli znajduję nazwisko sławnego duchownego, prof. Hansa Künga, a zmiana papieża przyniosła jej rehabilitację, o czym można przeczytać w artykule pt "Papież Franciszek rehabilituje teologię wyzwolenia" na: http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,9736
Zgodnie z oczekiwaniami, Cejrowski musi przywalić kacapom (s. 134):
„......W czasach PRL-u mówiło się „Chcesz być pyłem – lataj iłem”. Iły (a także, trochę mniejsze od iłów, antonowy) to były ruskie samoloty służące w równym stopniu do latania, co do spadania. Jedną z pilnie strzeżonych tajemnic Związku Sowieckiego była liczba katastrof lotniczych. Mimo braku dokładnych danych same tylko sporadyczne przecieki docierające na Zachód wystarczyły, żeby Sowieckie Linie Lotnicze „Aerofłot” uzyskały miano najniebezpieczniejszych na świecie...”
Ale szczególnie pastwi się nad Latynosami, szydząc z nich z pozycji Białego Pana. Inteligentny jest, to pośmiać się można, lecz należy sobie zdawać sprawę z rasistowskiego zabarwienia. O jego nieskrywanym rasizmie świadczy pokrętna argumentacja (s. 159):
„..Słowo biały (oznaczające osobnika rasy białej) powinno się pisać wielką literą, mimo, że obowiązujące dziś reguły poprawnościowe mówią inaczej. To kwestia równości. No wiecie: Wolność, Równość Braterstwo, Demokracja, Karta Praw, Konstytucja… wszystkie one pełne są przepisów i postulatów dotyczących tego, że nie wolno ludzi dyskryminować ze względu na kolor skóry. Białych, jak rozumiem, też. A jeśli tak, to: Niniejszym zarządzam, że skoro wielkimi literami pisze się słowa Murzyn, Arab, Hindus, Indianin…,to w mojej książce także słowo Biały będzie się pisać wielką literą. Wszystko to w poszanowaniu równości..."
Co chciałem, to napisałem, a pozostaje żal, że niewątpliwie inteligentny i dowcipny autor, popisuje się postawą i głosi poglądy, dla mnie, nie do przyjęcia. Skoro nie mieści mnie się to w głowie, to skłonny jestem podejrzewać Cejrowskiego o maskę, zapewniającą mu popularność.
Głoszone poglądy, również w tej książce, muszą wpłynąć na obniżenie oceny tej zabawnej, lekkiej lektury i dlatego nie mogę dać więcej niż 6 gwiazdek.
Cejrowski (ur. 1964) jest trawelebrytą i showmanem, który mimo braku ukończonych studiów, umie się sprzedać. Na temat jego poglądów Wikipedia podaje:
"......Wojciech Cejrowski jest publicystą zaliczanym... ..do skrajnej prawicy.. ...w swoich publicznych wypowiedziach Cejrowski akcentuje sprzeciw wobec innych grup etnicznych (ciemnoskórych, Romów oraz Żydów).. . Dziennikarz ma jednoznacznie wrogi stosunek do mniejszości LGBT, w związku z czym bywa oskarżany o homofobię. W kwestii religijnego światopoglądu Cejrowski deklaruje się jako wierzący katolik ; w 2014 roku proponował, żeby Polska przyjęła katolicyzm jako oficjalną religię Rzeczypospolitej, natomiast w sierpniu 2017 roku deklarował, że skutków ówczesnej nawałnicy ogólnopolskiej mogli uniknąć właściciele posesji z kapliczkami. Jest ponadto zwolennikiem całkowitego zakazu aborcji, przeciwnikiem edukacji seksualnej oraz nurtów feministycznych..."
Wstrzymywałem się od recenzowania Cejrowskiego, ze względu na jego poglądy, i to nie tylko polityczne. Ulegając sugestii Giedroycia oddzielania dzieła od osoby autora, przystępuję do niniejszej lektury.
Zaczyna się ciekawie, ale dość szybko autor - katolicki talib odkrywa karty pisząc o Teologii Wyzwolenia (s.83 - e-book):
".......Z całej tej ideologii pozostała dziś tylko spłowiała fasada. Za fasadą kryje się fabryka kokainy..."
Dla niewtajemniczonych (Wikipedia):
"..Teologia wyzwolenia - ruch teologiczny w Kościele katolickim powstały po II soborze watykańskim. Szczególnie rozpowszechniona jest w Ameryce Łacińskiej oraz wśród jezuitów... ..Teologia wyzwolenia opiera się na związku między teologią chrześcijańską.. ..i aktywizmem politycznym lewicy chrześcijańskiej, szczególnie w kwestiach sprawiedliwości społecznej i praw człowieka. Ze względu na kontrowersyjną naturę tych zagadnień.. ..zawsze była przedmiotem dyskusji.."
Wśród jej krzewicieli znajduję nazwisko sławnego duchownego, prof. Hansa Künga, a zmiana papieża przyniosła jej rehabilitację, o czym można przeczytać w artykule pt "Papież Franciszek rehabilituje teologię wyzwolenia" na: http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,9736
Zgodnie z oczekiwaniami, Cejrowski musi przywalić kacapom (s. 134):
„......W czasach PRL-u mówiło się „Chcesz być pyłem – lataj iłem”. Iły (a także, trochę mniejsze od iłów, antonowy) to były ruskie samoloty służące w równym stopniu do latania, co do spadania. Jedną z pilnie strzeżonych tajemnic Związku Sowieckiego była liczba katastrof lotniczych. Mimo braku dokładnych danych same tylko sporadyczne przecieki docierające na Zachód wystarczyły, żeby Sowieckie Linie Lotnicze „Aerofłot” uzyskały miano najniebezpieczniejszych na świecie...”
Ale szczególnie pastwi się nad Latynosami, szydząc z nich z pozycji Białego Pana. Inteligentny jest, to pośmiać się można, lecz należy sobie zdawać sprawę z rasistowskiego zabarwienia. O jego nieskrywanym rasizmie świadczy pokrętna argumentacja (s. 159):
„..Słowo biały (oznaczające osobnika rasy białej) powinno się pisać wielką literą, mimo, że obowiązujące dziś reguły poprawnościowe mówią inaczej. To kwestia równości. No wiecie: Wolność, Równość Braterstwo, Demokracja, Karta Praw, Konstytucja… wszystkie one pełne są przepisów i postulatów dotyczących tego, że nie wolno ludzi dyskryminować ze względu na kolor skóry. Białych, jak rozumiem, też. A jeśli tak, to: Niniejszym zarządzam, że skoro wielkimi literami pisze się słowa Murzyn, Arab, Hindus, Indianin…,to w mojej książce także słowo Biały będzie się pisać wielką literą. Wszystko to w poszanowaniu równości..."
Co chciałem, to napisałem, a pozostaje żal, że niewątpliwie inteligentny i dowcipny autor, popisuje się postawą i głosi poglądy, dla mnie, nie do przyjęcia. Skoro nie mieści mnie się to w głowie, to skłonny jestem podejrzewać Cejrowskiego o maskę, zapewniającą mu popularność.
Głoszone poglądy, również w tej książce, muszą wpłynąć na obniżenie oceny tej zabawnej, lekkiej lektury i dlatego nie mogę dać więcej niż 6 gwiazdek.
Wednesday, 15 November 2017
Randall MUNROE - "What if? A co gdyby ?"
Randall MUNROE - "What if ? A co gdyby ?"
Podobno nie ma głupich odpowiedzi, a są tylko głupie odpowiedzi. W tym przypadku jest inaczej: sam autor wymyśla "głupie" pytania i sam stara się na nie odpowiedzieć. Wprawdzie podaje źródła swojej wiedzy, lecz daleko idące uproszczenia prowadzą do półprawd i absurdalnych wniosków.
Gdy miałem 12 lat, w 1955 roku, zachwycałem się "Zajmująca fizyką" Perelmana, którą, o dziwo!, znalazłem na LC i skorzystałem z okazji, by ją Państwu polecić. Mimo upływu czasu dalej ona uczy i bawi, w przeciwieństwie do omawianej, która bywa dowcipna, lecz część interpretacji i faktów jest wielce wątpliwa. Cenna byłaby aktualizacja książki Perelmana, bo postęp w fizyce i chemii nastąpił przeogromny, lecz i w tej formie warto ją poczytać.
Nie dziwię się zachwytom amerykańskich czytelników, bo znam z autopsji ich system nauczania, jak i opowiadań córki i wnucząt. Pozwolę sobie na dygresję świadczącą o przestrzeganych tu normach. Gdy poszedłem do deana (dziekana) ze skargą na wykładowczynię gadającą wierutne bzdury na temat dziury ozonowej i efektu cieplarnianego (greenhouse effect), podziękowano mnie i obiecano, że kontraktu z nią nie przedłużą, lecz jednocześnie usłyszałem, że na egzaminie obowiązują mnie idiotyzmy, które ona podaje.
Dziwię się natomiast zachwytom młodych polskich czytelników, które widzę na LC. Czyżby poziom nauczania aż tak się obniżył od czasów mojej młodości ?
Owszem, czytając książkę, można się pośmiać, szczególnie z komiksów, lecz ostrzegam przed traktowaniem jej jako źródło wiedzy.
W ciągu 27 lat pobytu na tym kontynencie przyzwyczaiłem się do przeciętnej amerykańskiej mentalności, ba, nie wątpię, że i mózg mnie się zamerykanizował, więc z czystym sumieniem stawiam gwiazdek 6.
Podobno nie ma głupich odpowiedzi, a są tylko głupie odpowiedzi. W tym przypadku jest inaczej: sam autor wymyśla "głupie" pytania i sam stara się na nie odpowiedzieć. Wprawdzie podaje źródła swojej wiedzy, lecz daleko idące uproszczenia prowadzą do półprawd i absurdalnych wniosków.
Gdy miałem 12 lat, w 1955 roku, zachwycałem się "Zajmująca fizyką" Perelmana, którą, o dziwo!, znalazłem na LC i skorzystałem z okazji, by ją Państwu polecić. Mimo upływu czasu dalej ona uczy i bawi, w przeciwieństwie do omawianej, która bywa dowcipna, lecz część interpretacji i faktów jest wielce wątpliwa. Cenna byłaby aktualizacja książki Perelmana, bo postęp w fizyce i chemii nastąpił przeogromny, lecz i w tej formie warto ją poczytać.
Nie dziwię się zachwytom amerykańskich czytelników, bo znam z autopsji ich system nauczania, jak i opowiadań córki i wnucząt. Pozwolę sobie na dygresję świadczącą o przestrzeganych tu normach. Gdy poszedłem do deana (dziekana) ze skargą na wykładowczynię gadającą wierutne bzdury na temat dziury ozonowej i efektu cieplarnianego (greenhouse effect), podziękowano mnie i obiecano, że kontraktu z nią nie przedłużą, lecz jednocześnie usłyszałem, że na egzaminie obowiązują mnie idiotyzmy, które ona podaje.
Dziwię się natomiast zachwytom młodych polskich czytelników, które widzę na LC. Czyżby poziom nauczania aż tak się obniżył od czasów mojej młodości ?
Owszem, czytając książkę, można się pośmiać, szczególnie z komiksów, lecz ostrzegam przed traktowaniem jej jako źródło wiedzy.
W ciągu 27 lat pobytu na tym kontynencie przyzwyczaiłem się do przeciętnej amerykańskiej mentalności, ba, nie wątpię, że i mózg mnie się zamerykanizował, więc z czystym sumieniem stawiam gwiazdek 6.
J. I. PERELMAN - "Zajmująca fizyka"
To moja odpowiedź na zachwyty książką Randalla Munroe pt "What if? A co gdyby?". Ta została wydana w 1955 roku, czyli 62 lata temu, co równa się prawie wieczności mając na uwadze gigantyczny postep w fizyce czy chemii. Mimo to, stawiam ją o niebo wyżej, gdyż jest rzetelna i rzeczowa, a nie żeruje na półprawdach i uproszczeniach doprowadzajacych do absurdalnych wniosków. Gdyby znalazł sie ktoś zdolny ją zaaktualizować, to dopiero byłby bestseller.
Czytałem ją ponad 60 lat temu (podobnie jak "Śladami Pitagorasa" i "Lilavati") i do dzisiaj pewne tłumaczenia pamiętam, a to najlepiej świadczy o jej wartości.
Skoro kogoś ta tematyka kręci, to powinien ją przeczytać przed Munroe
Czytałem ją ponad 60 lat temu (podobnie jak "Śladami Pitagorasa" i "Lilavati") i do dzisiaj pewne tłumaczenia pamiętam, a to najlepiej świadczy o jej wartości.
Skoro kogoś ta tematyka kręci, to powinien ją przeczytać przed Munroe
Jo NESBO - "Pierwszy śnieg"
Jo NESBO - "Pierwszy śnieg"
To już siódmy tom z Harrym. Podoba mnie się o Bushu – juniorze (s.31,5 - e-book):
"....to neofita, facet z kompleksem ojca, problemami z alkoholem, ograniczony intelektualnie i pozbawiony kręgosłupa bodaj na tyle, by uczciwie odsłużyć wojsko..."
Ale akcja leci, trupy już są, Harry działa, a ja przytaczam co Rakel powiedziała o Harrym (s.220):
"..... Rakel stwierdziła kiedyś, że chciałby się urodzić z dodatkowym palcem środkowym, który byłby cały czas wyprostowany..."
Już od wielu stron nie podoba mnie się... ..nie, nie mogę psuć innym lektury. Tymczasem fajna uwaga na temat stoika Zenona z Elei (490 – 430 pne) (s.261,5):
"....uważał, że samobójstwo to godny szacunku czyn, gdy choroba sprawia, że śmierć staje się bardziej atrakcyjna niż życie. Kiedy miał dziewięćdziesiąt osiem lat, zwichnął sobie paluch u nogi. Tak mu to dokuczało, że się powiesił..."
Znowu o parę trupów więcej, a ja doceniam trafną myśl autora (s. 393,5):
"...Potrafimy zrozumieć, że ktoś musi zrzucić bombę atomową na miasto, w którym mieszkają niewinni cywile, ale już nie to, że ktoś inny musi kroić prostytutki roznoszące choroby i moralny upadek po slumsach Londynu. Dlatego to pierwsze nazywamy realizmem, a to drugie szaleństwem..."
Skoro tym razem zacząłem od cytatów poza głównym wątkiem kryminalnym, to wypada być konsekwentnym do końca. Teraz s. 507:
"......- Dobre historie nigdy nie opisują równego pasma sukcesów, tylko spektakularne przegrane - perorował. - Chociaż Roald Amundsen wygrał wyścig i pierwszy dotarł do bieguna południowego, to jednak świat poza Norwegią pamięta raczej Roberta Scotta. Żadnej z wygranych bitew Napoleona świat nie zna tak dobrze jak klęski pod Waterloo. Narodowa duma Serbii jest dziś zbudowana na bitwie z Turkami na Kosowym Polu w 1389 roku, którą Serbowie z wielkim hukiem przegrali. I spójrzmy tylko na Jezusa! Symbolem człowieka, który, jak twierdzą, zwyciężył śmierć, powinien być mężczyzna stojący obok grobu z rękami triumfalnie wyrzuconymi w górę, tymczasem chrześcijanie zawsze woleli jego spektakularną klęskę, chwile, kiedy wisi na krzyżu i się poddaje. To dlatego, że zawsze historia przegranej porusza nas najbardziej..."
I podsumowujący cytat (s. 819):
"..Im jestem starszy, tym bardziej skłaniam się ku przekonaniu, że zło to zło. Wszystko jedno, czy ma związek z chorobą umysłu czy nie. Wszyscy jesteśmy mniej lub bardziej predysponowani do popełniania złych uczynków. Ale nasze predyspozycje nie mogą odbierać nam winy..."
Moje typowanie zabójcy okazało się fałszywe, ale i tak uważam, że to najbardziej udany tom z Harrym i stawiam 10/10
To już siódmy tom z Harrym. Podoba mnie się o Bushu – juniorze (s.31,5 - e-book):
"....to neofita, facet z kompleksem ojca, problemami z alkoholem, ograniczony intelektualnie i pozbawiony kręgosłupa bodaj na tyle, by uczciwie odsłużyć wojsko..."
Ale akcja leci, trupy już są, Harry działa, a ja przytaczam co Rakel powiedziała o Harrym (s.220):
"..... Rakel stwierdziła kiedyś, że chciałby się urodzić z dodatkowym palcem środkowym, który byłby cały czas wyprostowany..."
Już od wielu stron nie podoba mnie się... ..nie, nie mogę psuć innym lektury. Tymczasem fajna uwaga na temat stoika Zenona z Elei (490 – 430 pne) (s.261,5):
"....uważał, że samobójstwo to godny szacunku czyn, gdy choroba sprawia, że śmierć staje się bardziej atrakcyjna niż życie. Kiedy miał dziewięćdziesiąt osiem lat, zwichnął sobie paluch u nogi. Tak mu to dokuczało, że się powiesił..."
Znowu o parę trupów więcej, a ja doceniam trafną myśl autora (s. 393,5):
"...Potrafimy zrozumieć, że ktoś musi zrzucić bombę atomową na miasto, w którym mieszkają niewinni cywile, ale już nie to, że ktoś inny musi kroić prostytutki roznoszące choroby i moralny upadek po slumsach Londynu. Dlatego to pierwsze nazywamy realizmem, a to drugie szaleństwem..."
Skoro tym razem zacząłem od cytatów poza głównym wątkiem kryminalnym, to wypada być konsekwentnym do końca. Teraz s. 507:
"......- Dobre historie nigdy nie opisują równego pasma sukcesów, tylko spektakularne przegrane - perorował. - Chociaż Roald Amundsen wygrał wyścig i pierwszy dotarł do bieguna południowego, to jednak świat poza Norwegią pamięta raczej Roberta Scotta. Żadnej z wygranych bitew Napoleona świat nie zna tak dobrze jak klęski pod Waterloo. Narodowa duma Serbii jest dziś zbudowana na bitwie z Turkami na Kosowym Polu w 1389 roku, którą Serbowie z wielkim hukiem przegrali. I spójrzmy tylko na Jezusa! Symbolem człowieka, który, jak twierdzą, zwyciężył śmierć, powinien być mężczyzna stojący obok grobu z rękami triumfalnie wyrzuconymi w górę, tymczasem chrześcijanie zawsze woleli jego spektakularną klęskę, chwile, kiedy wisi na krzyżu i się poddaje. To dlatego, że zawsze historia przegranej porusza nas najbardziej..."
I podsumowujący cytat (s. 819):
"..Im jestem starszy, tym bardziej skłaniam się ku przekonaniu, że zło to zło. Wszystko jedno, czy ma związek z chorobą umysłu czy nie. Wszyscy jesteśmy mniej lub bardziej predysponowani do popełniania złych uczynków. Ale nasze predyspozycje nie mogą odbierać nam winy..."
Moje typowanie zabójcy okazało się fałszywe, ale i tak uważam, że to najbardziej udany tom z Harrym i stawiam 10/10
Tuesday, 14 November 2017
Wojciech KUCZOK - "Czarna"
Wojciech KUCZOK - "Czarna"
Przed laty, mój wielki autorytet, profesor Maria Janion wymieniła w "Niesamowitej Słowiańszczyźnie" trzy nazwiska dobrze zapowiadających się „młodych”: Masłowską, Sieniewicza i Kuczoka. Oczywiście prognoza sprawdziła się w 100%.
Kuczok (ur. 1972) zadebiutował w 1996 roku a Wikipedia podaje 15 jego utworów, z których miałem przyjemność poznać zaledwie trzy: „Gnój” z 2003, „Senność” z 2008 oraz „Moje projekcje” z 2009. Nie miałem innego wyjścia, Kuczok zmusił mnie swoim językiem do postawienia trzykrotnie 10 gwiazdek.
I właśnie o ten język biega, czego potwierdzenie znalazłem U Jarosława Czechowicza na
http://krytycznymokiem.blogspot.ca/2017/05/czarna-wojciech-kuczok.html
"...Autor podkreśla, że zawsze bohaterem jego książki jest polszczyzna. Z tej ponurej historii rozgrywającej się gdzieś na końcu świata, a jednocześnie w miejscu uznającym się za środek wszystkiego (także empatii i moralności), wyłania się opowieść, w której język dba zarówno o to, by podmiotowo opisać każdego bohatera, jak i przedstawić jego działania..."
Wielokrotnie "wyręczam" się Czechowiczem, bo nie lubię wyważać otwartych drzwi, mędrkować czy udawać, że mam coś oryginalnego do powiedzenia. I tym razem odsyłam Państwa do jego recenzji pod podanym wyżej adresem, a sam przytaczam jej zakończenie:
"..... Z tej pasjonującej narracji o ludzkiej krzywdzie w małej społeczności wydobywa się coś więcej niż tylko opowieść o osamotnionym koźle ofiarnym, na którym wszyscy muszą się wyżyć. Wojciech Kuczok chce pokazać, w jak różny sposób ludzie mogą patrzeć na tę samą sytuację, jak rozmaicie oceniać coś, co nie podlega ocenie i interpretacjom. To też książka o gorzkim poszukiwaniu bliskości i o tym, jak wiele możemy poświęcić, by tę bliskość zdobyć. Za wszelką cenę."
Ja dodam tylko jedno zdanie, którego u Czechowicza nie ma: to jest również o zaszczuciu przez miejscowy kołtun, i postawię, oczywiście, 10 gwiazdek.
Przed laty, mój wielki autorytet, profesor Maria Janion wymieniła w "Niesamowitej Słowiańszczyźnie" trzy nazwiska dobrze zapowiadających się „młodych”: Masłowską, Sieniewicza i Kuczoka. Oczywiście prognoza sprawdziła się w 100%.
Kuczok (ur. 1972) zadebiutował w 1996 roku a Wikipedia podaje 15 jego utworów, z których miałem przyjemność poznać zaledwie trzy: „Gnój” z 2003, „Senność” z 2008 oraz „Moje projekcje” z 2009. Nie miałem innego wyjścia, Kuczok zmusił mnie swoim językiem do postawienia trzykrotnie 10 gwiazdek.
I właśnie o ten język biega, czego potwierdzenie znalazłem U Jarosława Czechowicza na
http://krytycznymokiem.blogspot.ca/2017/05/czarna-wojciech-kuczok.html
"...Autor podkreśla, że zawsze bohaterem jego książki jest polszczyzna. Z tej ponurej historii rozgrywającej się gdzieś na końcu świata, a jednocześnie w miejscu uznającym się za środek wszystkiego (także empatii i moralności), wyłania się opowieść, w której język dba zarówno o to, by podmiotowo opisać każdego bohatera, jak i przedstawić jego działania..."
Wielokrotnie "wyręczam" się Czechowiczem, bo nie lubię wyważać otwartych drzwi, mędrkować czy udawać, że mam coś oryginalnego do powiedzenia. I tym razem odsyłam Państwa do jego recenzji pod podanym wyżej adresem, a sam przytaczam jej zakończenie:
"..... Z tej pasjonującej narracji o ludzkiej krzywdzie w małej społeczności wydobywa się coś więcej niż tylko opowieść o osamotnionym koźle ofiarnym, na którym wszyscy muszą się wyżyć. Wojciech Kuczok chce pokazać, w jak różny sposób ludzie mogą patrzeć na tę samą sytuację, jak rozmaicie oceniać coś, co nie podlega ocenie i interpretacjom. To też książka o gorzkim poszukiwaniu bliskości i o tym, jak wiele możemy poświęcić, by tę bliskość zdobyć. Za wszelką cenę."
Ja dodam tylko jedno zdanie, którego u Czechowicza nie ma: to jest również o zaszczuciu przez miejscowy kołtun, i postawię, oczywiście, 10 gwiazdek.
Monday, 13 November 2017
Maria NUROWSKA - "Innego życia nie będzie"
Maria NUROWSKA - "Innego życia nie będzie"
To moja już dziewiąta recenzja twórczości Nurowskiej, więc od razu przechodzę do książki, która była szóstą w jej karierze, a wydana została w 1987 roku.
Zgodnie z ostatnią wolą ciągle kochającej byłej pierwszej żony, łajdakowi mężowi dostarczono jej pamiętnik, który czyta w oczekiwaniu syna transportującego zwłoki żony – matki ze Stanów do Polski. Jest to swoista, podświadoma zemsta nieboszczki na łajdaku, bo zmusza go do rachunku sumienia, który nie bardzo mu wychodzi. Świadczą o tym jego myśli z końcowych stron (s. 219):
„...Bo jak odpowiedzieć na pytanie: dlaczego zmarnował swoje życie i swojej żony Wandy...?..”
Niestety, bohater zachowuje się jak szablonowy Polak przy spowiedzi tj „zgrzeszyłem, ale...”. Ale zła mamusia, ale zły ustrój, ale źli ludzie, którzy zrywali aresztowanym paznokcie, z natychmiastowym uzupełnieniem: „Ja nie zrywałem”. Jeszcze gorsza jest wymowa dalszego ciągu cytatu:
„....A dlaczego zmarnowano życie dużego narodu w Europie Środkowej ? Nie do niego te pytania, na pewno nie do niego. On nie zna na nie odpowiedzi...”
Nie chce znać, bo dzięki temu może ulec samozadowoleniu, że wbrew oczywistym faktom, jest w stanie odnaleźć człowieka w sobie. I w tym oszukańczym, złudnym człowieczeństwie osiąga ataraksję, nie do zaakceptowania przez czytelnika.
Dojrzałe, mądre 10/10
To moja już dziewiąta recenzja twórczości Nurowskiej, więc od razu przechodzę do książki, która była szóstą w jej karierze, a wydana została w 1987 roku.
Zgodnie z ostatnią wolą ciągle kochającej byłej pierwszej żony, łajdakowi mężowi dostarczono jej pamiętnik, który czyta w oczekiwaniu syna transportującego zwłoki żony – matki ze Stanów do Polski. Jest to swoista, podświadoma zemsta nieboszczki na łajdaku, bo zmusza go do rachunku sumienia, który nie bardzo mu wychodzi. Świadczą o tym jego myśli z końcowych stron (s. 219):
„...Bo jak odpowiedzieć na pytanie: dlaczego zmarnował swoje życie i swojej żony Wandy...?..”
Niestety, bohater zachowuje się jak szablonowy Polak przy spowiedzi tj „zgrzeszyłem, ale...”. Ale zła mamusia, ale zły ustrój, ale źli ludzie, którzy zrywali aresztowanym paznokcie, z natychmiastowym uzupełnieniem: „Ja nie zrywałem”. Jeszcze gorsza jest wymowa dalszego ciągu cytatu:
„....A dlaczego zmarnowano życie dużego narodu w Europie Środkowej ? Nie do niego te pytania, na pewno nie do niego. On nie zna na nie odpowiedzi...”
Nie chce znać, bo dzięki temu może ulec samozadowoleniu, że wbrew oczywistym faktom, jest w stanie odnaleźć człowieka w sobie. I w tym oszukańczym, złudnym człowieczeństwie osiąga ataraksję, nie do zaakceptowania przez czytelnika.
Dojrzałe, mądre 10/10
Sylwia CHUTNIK - "Smutek cinkciarza"
Sylwia CHUTNIK - "Smutek cinkciarza"
Co za pech! Co za pech! To wcale nie pech, a skleroza. Zapomniawszy, że już dwukrotnie Panią Autorkę uhonorowałem pałą, znęcony tytułem, zacząłem czytać te dyrdymały i banialuki, w materii znanej mnie wyśmienicie z autopsji, jako staremu zabawowemu Warszawiakowi... ...I tak, szukając choć krztyny prawdy, choć cienia autentyczności nocnego życia Warszawy i atmosfery warszawskiego "podziemnego" światka, czy też choć jednej zabawnej anegdotki – plotki, dojechałem do strony 102.
Więcej nie zdzierżę.. Następna pała, tym razem przez posuniętą miażdżycę inaczej demencję, bo to ona spowodowała stratę mojego czasu, Podziwiam autorkę, wydawcę i czytelników.
Co za pech! Co za pech! To wcale nie pech, a skleroza. Zapomniawszy, że już dwukrotnie Panią Autorkę uhonorowałem pałą, znęcony tytułem, zacząłem czytać te dyrdymały i banialuki, w materii znanej mnie wyśmienicie z autopsji, jako staremu zabawowemu Warszawiakowi... ...I tak, szukając choć krztyny prawdy, choć cienia autentyczności nocnego życia Warszawy i atmosfery warszawskiego "podziemnego" światka, czy też choć jednej zabawnej anegdotki – plotki, dojechałem do strony 102.
Więcej nie zdzierżę.. Następna pała, tym razem przez posuniętą miażdżycę inaczej demencję, bo to ona spowodowała stratę mojego czasu, Podziwiam autorkę, wydawcę i czytelników.
Sunday, 12 November 2017
Remigiusz MRÓZ - "Zaginięcie"
Remigiusz MRÓZ - "Zaginięcie"
Znajomość a dr prawa, autorem - burzliwa; zaczęło się od pały, potem 10 gwiazdek (za pierwszy tom z Chyłką), a teraz trzecie spotkanie, a drugi tom Chyłki.
No i ulga, bo wolę wychwalać niż się znęcać. Właściwa objętość (266 stron na e-booku), bystra akcja, świetne dialogi, inteligentne skojarzenia i aluzje, a przede wszystkim super sympatyczna para prawników. Muszę jeszcze podkreślić udane psychologicznie wizerunki pozostałych postaci. Minusów nie widzę; polecam gorąco trzygodzinną dobrą rozrywkę. Przez pospiech zapomniałem: kupa śmiechu dzięki poczuciu humoru i wielu groteskowym sytuacjom. Pozostaje pytanie, w którym tomie Chyłka ulegnie Oryńskiemu. 10/10
Znajomość a dr prawa, autorem - burzliwa; zaczęło się od pały, potem 10 gwiazdek (za pierwszy tom z Chyłką), a teraz trzecie spotkanie, a drugi tom Chyłki.
No i ulga, bo wolę wychwalać niż się znęcać. Właściwa objętość (266 stron na e-booku), bystra akcja, świetne dialogi, inteligentne skojarzenia i aluzje, a przede wszystkim super sympatyczna para prawników. Muszę jeszcze podkreślić udane psychologicznie wizerunki pozostałych postaci. Minusów nie widzę; polecam gorąco trzygodzinną dobrą rozrywkę. Przez pospiech zapomniałem: kupa śmiechu dzięki poczuciu humoru i wielu groteskowym sytuacjom. Pozostaje pytanie, w którym tomie Chyłka ulegnie Oryńskiemu. 10/10
Maria NUROWSKA - "Po tamtej stronie śmierć"
Maria NUROWSKA - "Po tamtej stronie śmierć"
Maria Nurowska (ur. 1944 tj młodsza ode mnie o rok !!) to współczesny Balzac, którego we wczesnej młodości masowo czytałem kierując się upodobaniami mojej Mamy. Ma na LC 49 pozycji, a ode mnie serię gwiazdek: 9, 8, 8, 7, 7, 3, 1. Tymi końcowymi niskimi notami niech się za bardzo nie przejmuje, bo nawet umiłowany przeze mnie Coetzee też pałę zarobił (za "Dzieciństwo Jezusa").
Obecnie omawiana pochodzi sprzed 40 lat (1977), była trzecią z kolei, a na LC dorobiła się 6,56 przy 362 ocenach i 45 opiniach. Tematem jest relacja matki i córki, a wagę tematu pogłębia tragiczne doświadczenie życiowe 30 – letniej córki, nie dość, że samotnie wychowującej dziecko, to dotkniętej rakiem. Bo przecież co innego byśmy czytali, gdyby bohaterka była zdrową, silną kobietą sukcesu.
Śmierć matki to egzamin dojrzałości dla trzydziestoletniej kobiety, na której dotychczasowe życie wpływała silna osobowość matki. Taka przymusowa refleksja jest trudna do opisania, a mimo młodego wieku w momencie pisania (30 lat), Nurowskiej się udało.
Dobra książka, wzruszająca, pobudzająca do przemyśleń. Pewne 7 gwiazdek.
Maria Nurowska (ur. 1944 tj młodsza ode mnie o rok !!) to współczesny Balzac, którego we wczesnej młodości masowo czytałem kierując się upodobaniami mojej Mamy. Ma na LC 49 pozycji, a ode mnie serię gwiazdek: 9, 8, 8, 7, 7, 3, 1. Tymi końcowymi niskimi notami niech się za bardzo nie przejmuje, bo nawet umiłowany przeze mnie Coetzee też pałę zarobił (za "Dzieciństwo Jezusa").
Obecnie omawiana pochodzi sprzed 40 lat (1977), była trzecią z kolei, a na LC dorobiła się 6,56 przy 362 ocenach i 45 opiniach. Tematem jest relacja matki i córki, a wagę tematu pogłębia tragiczne doświadczenie życiowe 30 – letniej córki, nie dość, że samotnie wychowującej dziecko, to dotkniętej rakiem. Bo przecież co innego byśmy czytali, gdyby bohaterka była zdrową, silną kobietą sukcesu.
Śmierć matki to egzamin dojrzałości dla trzydziestoletniej kobiety, na której dotychczasowe życie wpływała silna osobowość matki. Taka przymusowa refleksja jest trudna do opisania, a mimo młodego wieku w momencie pisania (30 lat), Nurowskiej się udało.
Dobra książka, wzruszająca, pobudzająca do przemyśleń. Pewne 7 gwiazdek.
Saturday, 11 November 2017
Hans VAIHINGER - "Filozofia Nietzschego"
Hans VAIHINGER - "Filozofia Nietzschego"
UWAGA!! To jest wyjątkowa okazja, by zwykły czytelnik poznał PRAWDĘ o autorze słów: "Bóg umarł", a przede wszystkim o przyczynach i sensie jego słów. Vainhinger uzasadnia, w sposób dostępny dla przeciętnego czytelnika, wielkość Nietzschego. I za to mu chwała!!
Opiniując jako pierwszy na LC pracę Vaihingera zaczynam od skopiowania wstępu z 1904 roku, tłumacza Kazimierza Twardowskiego:
"Niniejsza rozprawa o Nietzschem, pióra znanego autora "Komentarza do Kanta 'Krytyki czystego rozumu'" i wydawcy czasopisma „Kantstudien”, posiada liczne zalety, które niewątpliwie usprawiedliwią jej przekład w oczach polskich czytelników. Zaleca się ta rozprawa przede wszystkim tym, że podaje krótki a zarazem wyczerpujący i zupełnie bezstronny rozbiór zasadniczych myśli Nietzschego, wiążąc je w całość zaokrągloną. Przeczytawszy tę rozprawę, niepodobna Nietzschego rozumieć tak, jak to się często dzieje, to jest jednostronnie. Dlatego nadaje się niniejsza książka doskonale jako wstęp do lektury pism samego Nietzschego. Następnie orientuje dziełko Vaihingera czytelnika w sposób bardzo jasny o historycznym stanowisku Nietzschego w dziejach filozofii; tym samym zaś przygotowuje grunt pod sprawiedliwą ocenę jego poglądów i jego znaczenia. Niemałą też zaletą jest styl książki, powstałej widocznie pod silnym wpływem opracowanego autora. Czy przekład nie zatarł tej zalety formalnej pracy Vaihingera, o tym sąd pozostawić muszę czytelnikowi; zaznaczę tylko tyle, że tłumacząc starałem się nie wykroczyć przeciwko duchowi języka polskiego. Dlatego też nie znajdzie czytelnik w tym przekładzie zwrotów tak niepolskich, jak „wola do potęgi” itp., chociaż je czytać można w niejednym z pism polskich"
Hans Vaihinger (1852 – 1933) – filozof niemiecki, uważany początkowo za zwolennika Kanta, a po 1911 za wyraziciela poglądów zbliżonych do empiriokrytycyzmu. Sam określał swoje poglądy jako "pozytywizm krytyczny", ale w literaturze są najczęściej określane jako "fikcjonalizm".(Wikipedia). Omawianą pracę opublikował w 1902.
Friedrich Nietzsche (1844 -1900) – Wielki Prowokator, który w swoim 'opus vitae' pt „Tako rzecze Zaratustra” (jednym z najważniejszych osiągnięć literatury niemieckiej) naucza o nadczłowieku, śmierci Boga i wiecznym powrocie.
Kazimierz Twardowski (1866 – 1938) - twórca lwowsko-warszawskiej szkoły filozofii, deista, znany antyklerykał
Szerokie uwagi na temat tego dziela znalazłem na:
http://docplayer.pl/26230057-Filozofia-nietzschego.html
I jeszcze istotna uwaga autora ze wstępu do książki:
".....Z naciskiem powtarzam tutaj raz jeszcze to, co w samych wywodach książki zaznaczam: zamierzam w pierwszym rzędzie jedynie przedstawić w sposób przedmiotowy poglądy Nietzschego. Rozrzucone na pozór bez ładu i porządku drzazgi, owe 'disiecta membra', ująłem w system ściśle konsekwentny; przemawiałem więc wyłącznie jako historyk filozofii. Nie uważałem zaś za swe zadanie poddać krytyce samych założeń, na których — jak wykazałem — Nietzsche stawia pstry i dziwaczny gmach swych myśli, i dowodzić, że wyprowadzone z nich wyniki grzeszą przesadą. Wszak przesadę tę każdy dostrzeże sam, bez cudzej pomocy......"
A teraz największy ambaras, jak Państwu zasygnalizować genialność tego opracowania, gdy każde słowo tego skondensowanego tekstu jest wielce istotne. Może wyrwane zdania zachęcą Państwa do tej lektury. Zacznę od ( v.18,19):
".....Nietzsche jest pierwszorzędnym artystą stylu. ... Włada językiem z rzadkim wirtuozostwem. Świadomie i z zamiarem używa wszelkich środków stylu olśniewającego. Jest niewyczerpany w uderzających antytezach, w obrazach wspaniałych, w trafnych nowotworach językowych, w niespodzianej grze słów. Równie dobrze zna się na sztuce głośnego stopniowania aż do potężnych błyskawic i gromów, jak na sztuce dyskretnego zaznaczania, nagłego umilknięcia i zamilczania. Tok wyrazów ożywia tu pytaniami, tam znowu imperatywami. Całym arsenałem starożytnej i współczesnej retoryki i stylistyki włada Nietzsche jako mistrz prawdziwy. .."
(v.22):
".....Nietzsche jest jednak czymś więcej: jest także lirykiem.... ...gdzie nie starczy proza, Nietzsche ucieka się do wiersza i pisze dytyramby. Dzieje się to zwłaszcza w głównym jego dziele Tak rzekł Zaratustra; znajdujemy w nim próby gorącej i głębokiej liryki refleksyjnej, przypominające Giordana Bruno i Hölderlina. "
Jeszcze o pierwiastku symbolistycznym (v.23):
"..U Nietzschego symbolizm występuje znowu szczególnie w jego najbardziej znanym dziele głównym 'Tak rzekł Zaratustra'; właśnie sama postać Zaratustry i jego dzieje są dla niego symbolem, poetycznym uplastycznieniem, przypowieścią. W Zaratustrze Nietzsche symbolizuje siebie samego i swoje ideały, w jego losach nieuchronne przejścia i wstrząśnienia swej istoty, dysonanse i ich rozwiązanie w swej własnej duszy. Ale przypowieść ta nie staje się nigdzie suchą, dydaktyczną alegorią, lecz pozostaje żywym symbolem. .."
Dalej Vaihinger przedstawia (v.25):
"....naprzód tych siedem charakterystycznych właściwości Nietzschego, a potem spróbuję je sprowadzić do jednej wspólnej zasady podstawowej...."
Oto one (v.35):
„..antymoralistyczna, antysocjalistyczna, antydemokratyczna, antyfeministyczna, antyintelektualistyczna, antypesymistyczna, antyreligijna”
Ograniczony miejscem, wybieram dla Państwa jeden kapitalny fragment, który winien zachęcić do lektury całości (v. 27):
"...Nietzsche.. ..głosi, że rozwój kultury polega wyłącznie na jednostkach, które umieją zawładnąć pospólstwem: według niego ludzie istnieją tylko na to, by słuchali i byli poddani; potrzeba im potężnych panów, narzucających im swą własną wolę. Zbawienia ludzkości spodziewa się Nietzsche nie po masach, lecz po silnych jednostkach, po naturach, będących osobistościami energicznymi, świadomymi swej godności; ale każda osobistość ma swe własne piętno, o konturach ostrych, niezużytych i niezatartych: takie indywidualności nie rosną w społeczeństwie socjalistycznym, w ogóle nie w takim związku państwowym, jaki uchodzi obecnie za ideał. Dzisiejsze państwo z niezliczonymi swymi ustawami, krępującymi jednostkę, nie dopuszcza rozwoju wielkich indywidualności, których żywiołem swoboda...
i (v.29):
.......Życie jest wojną wszystkich istot żyjących ze wszystkimi; a w tym 'bellum omnium contra omnes' zwycięża silniejszy, potęgując jeszcze tym zwycięstwem zalety swej siły. W tym znaczeniu sama przyroda jest urządzeniem arystokratycznym...."
Tych "versów" jest 89, więc nie dużo, a po nich bardzo dobrze opracowane przypisy. Proszę Państwa ! Gorąco namawiam do lektury, która jednych usatysfakcjonuje, a innych przygotuje do lektury "Tako rzecze Zaratustra". Oczywiście 10/10
Dodatek:
(v.33) Nietzsche nazywa:
„.....chrześcijaństwo „powstaniem niewolników na polu moralności” i usiłuje historycznie wykazać, że chrześcijaństwo przyjęli i rozpowszechnili zrazu niewolnicy. Ta religia niewolników i ta moralność niewolników zachwalała oczywiście tylko te cnoty, które były pożyteczne niewolnikom: litość, miłość, pobłażliwość; potępiała natomiast bezwzględność, samolubstwo i okrucieństwo, tworząc właśnie te obelżywe nazwy dla oznaczonych nimi przyrodzonych cnót ludzi niezepsutych: dla odwagi, energii, ambicji, żądzy mocy. A to są właśnie cnoty narodów starożytnych, najdzielniejszych: Greków i Rzymian. Bez tych cnót Imperium Romanum nie byłoby powstało. Gdy jednak niewolnicy ze swoim nowym chrześcijaństwem cnoty te przechrzcili występkami, gdy to fałszywe, nienaturalne odwrócenie naturalnych wartości dzięki chrześcijaństwu stało się panującym, wtedy też owo wspaniałe Imperium Romanum rozsypało się w proch a starożytna kultura upadla...”
(v.47) „....nauka Nietzschego jest schopenhauerianizmem, zwróconym w kierunku pozytywnym, a to odwrócenie Schopenhauera dokonało się pod wpływem darwinizmu...”
(v.56) Jądro to „..Schopenhauerowska nauka o woli, ale zaopatrzona znakiem plusowym pod wpływem darwinizmu i jego nauki o walce o byt. ..”
(v.67) „.....Dawne słowa Lukrecjusza: 'Tantum religio potuit suadere malorum', odnajdujemy u Nietzschego w niezliczonych odmianach. ..” („Tylko religia może przekonać do zła”)
(v.86) „.....Czym jest wolność? „Mieć odwagę odpowiedzialności przed sobą samym, przestrzegać oddalenia, oddzielającego nas (od tłumu ludzi niewolnych), stać się obojętniejszym na trudy, przykrości, nędzę, a nawet na samo życie. Być gotowym poświęcić dla swej sprawy ludzi, nie wyjąwszy siebie samego. Wolność znaczy, że instynkty mężne, skore do walki i zwycięstwa, zapanowały nad innymi, np. nad instynktem szczęścia. Człowiek, który stał się wolnym, a o ileż więcej duch, który stał się wolnym, depce nogami ów płaski rodzaj zadowolenia, o którym marzą kupcy, chrześcijanie, krowy, kobiety, Anglicy, i inni demokraci — człowiek wolny jest człowiekiem walki”
UWAGA!! To jest wyjątkowa okazja, by zwykły czytelnik poznał PRAWDĘ o autorze słów: "Bóg umarł", a przede wszystkim o przyczynach i sensie jego słów. Vainhinger uzasadnia, w sposób dostępny dla przeciętnego czytelnika, wielkość Nietzschego. I za to mu chwała!!
Opiniując jako pierwszy na LC pracę Vaihingera zaczynam od skopiowania wstępu z 1904 roku, tłumacza Kazimierza Twardowskiego:
"Niniejsza rozprawa o Nietzschem, pióra znanego autora "Komentarza do Kanta 'Krytyki czystego rozumu'" i wydawcy czasopisma „Kantstudien”, posiada liczne zalety, które niewątpliwie usprawiedliwią jej przekład w oczach polskich czytelników. Zaleca się ta rozprawa przede wszystkim tym, że podaje krótki a zarazem wyczerpujący i zupełnie bezstronny rozbiór zasadniczych myśli Nietzschego, wiążąc je w całość zaokrągloną. Przeczytawszy tę rozprawę, niepodobna Nietzschego rozumieć tak, jak to się często dzieje, to jest jednostronnie. Dlatego nadaje się niniejsza książka doskonale jako wstęp do lektury pism samego Nietzschego. Następnie orientuje dziełko Vaihingera czytelnika w sposób bardzo jasny o historycznym stanowisku Nietzschego w dziejach filozofii; tym samym zaś przygotowuje grunt pod sprawiedliwą ocenę jego poglądów i jego znaczenia. Niemałą też zaletą jest styl książki, powstałej widocznie pod silnym wpływem opracowanego autora. Czy przekład nie zatarł tej zalety formalnej pracy Vaihingera, o tym sąd pozostawić muszę czytelnikowi; zaznaczę tylko tyle, że tłumacząc starałem się nie wykroczyć przeciwko duchowi języka polskiego. Dlatego też nie znajdzie czytelnik w tym przekładzie zwrotów tak niepolskich, jak „wola do potęgi” itp., chociaż je czytać można w niejednym z pism polskich"
Hans Vaihinger (1852 – 1933) – filozof niemiecki, uważany początkowo za zwolennika Kanta, a po 1911 za wyraziciela poglądów zbliżonych do empiriokrytycyzmu. Sam określał swoje poglądy jako "pozytywizm krytyczny", ale w literaturze są najczęściej określane jako "fikcjonalizm".(Wikipedia). Omawianą pracę opublikował w 1902.
Friedrich Nietzsche (1844 -1900) – Wielki Prowokator, który w swoim 'opus vitae' pt „Tako rzecze Zaratustra” (jednym z najważniejszych osiągnięć literatury niemieckiej) naucza o nadczłowieku, śmierci Boga i wiecznym powrocie.
Kazimierz Twardowski (1866 – 1938) - twórca lwowsko-warszawskiej szkoły filozofii, deista, znany antyklerykał
Szerokie uwagi na temat tego dziela znalazłem na:
http://docplayer.pl/26230057-Filozofia-nietzschego.html
I jeszcze istotna uwaga autora ze wstępu do książki:
".....Z naciskiem powtarzam tutaj raz jeszcze to, co w samych wywodach książki zaznaczam: zamierzam w pierwszym rzędzie jedynie przedstawić w sposób przedmiotowy poglądy Nietzschego. Rozrzucone na pozór bez ładu i porządku drzazgi, owe 'disiecta membra', ująłem w system ściśle konsekwentny; przemawiałem więc wyłącznie jako historyk filozofii. Nie uważałem zaś za swe zadanie poddać krytyce samych założeń, na których — jak wykazałem — Nietzsche stawia pstry i dziwaczny gmach swych myśli, i dowodzić, że wyprowadzone z nich wyniki grzeszą przesadą. Wszak przesadę tę każdy dostrzeże sam, bez cudzej pomocy......"
A teraz największy ambaras, jak Państwu zasygnalizować genialność tego opracowania, gdy każde słowo tego skondensowanego tekstu jest wielce istotne. Może wyrwane zdania zachęcą Państwa do tej lektury. Zacznę od ( v.18,19):
".....Nietzsche jest pierwszorzędnym artystą stylu. ... Włada językiem z rzadkim wirtuozostwem. Świadomie i z zamiarem używa wszelkich środków stylu olśniewającego. Jest niewyczerpany w uderzających antytezach, w obrazach wspaniałych, w trafnych nowotworach językowych, w niespodzianej grze słów. Równie dobrze zna się na sztuce głośnego stopniowania aż do potężnych błyskawic i gromów, jak na sztuce dyskretnego zaznaczania, nagłego umilknięcia i zamilczania. Tok wyrazów ożywia tu pytaniami, tam znowu imperatywami. Całym arsenałem starożytnej i współczesnej retoryki i stylistyki włada Nietzsche jako mistrz prawdziwy. .."
(v.22):
".....Nietzsche jest jednak czymś więcej: jest także lirykiem.... ...gdzie nie starczy proza, Nietzsche ucieka się do wiersza i pisze dytyramby. Dzieje się to zwłaszcza w głównym jego dziele Tak rzekł Zaratustra; znajdujemy w nim próby gorącej i głębokiej liryki refleksyjnej, przypominające Giordana Bruno i Hölderlina. "
Jeszcze o pierwiastku symbolistycznym (v.23):
"..U Nietzschego symbolizm występuje znowu szczególnie w jego najbardziej znanym dziele głównym 'Tak rzekł Zaratustra'; właśnie sama postać Zaratustry i jego dzieje są dla niego symbolem, poetycznym uplastycznieniem, przypowieścią. W Zaratustrze Nietzsche symbolizuje siebie samego i swoje ideały, w jego losach nieuchronne przejścia i wstrząśnienia swej istoty, dysonanse i ich rozwiązanie w swej własnej duszy. Ale przypowieść ta nie staje się nigdzie suchą, dydaktyczną alegorią, lecz pozostaje żywym symbolem. .."
Dalej Vaihinger przedstawia (v.25):
"....naprzód tych siedem charakterystycznych właściwości Nietzschego, a potem spróbuję je sprowadzić do jednej wspólnej zasady podstawowej...."
Oto one (v.35):
„..antymoralistyczna, antysocjalistyczna, antydemokratyczna, antyfeministyczna, antyintelektualistyczna, antypesymistyczna, antyreligijna”
Ograniczony miejscem, wybieram dla Państwa jeden kapitalny fragment, który winien zachęcić do lektury całości (v. 27):
"...Nietzsche.. ..głosi, że rozwój kultury polega wyłącznie na jednostkach, które umieją zawładnąć pospólstwem: według niego ludzie istnieją tylko na to, by słuchali i byli poddani; potrzeba im potężnych panów, narzucających im swą własną wolę. Zbawienia ludzkości spodziewa się Nietzsche nie po masach, lecz po silnych jednostkach, po naturach, będących osobistościami energicznymi, świadomymi swej godności; ale każda osobistość ma swe własne piętno, o konturach ostrych, niezużytych i niezatartych: takie indywidualności nie rosną w społeczeństwie socjalistycznym, w ogóle nie w takim związku państwowym, jaki uchodzi obecnie za ideał. Dzisiejsze państwo z niezliczonymi swymi ustawami, krępującymi jednostkę, nie dopuszcza rozwoju wielkich indywidualności, których żywiołem swoboda...
i (v.29):
.......Życie jest wojną wszystkich istot żyjących ze wszystkimi; a w tym 'bellum omnium contra omnes' zwycięża silniejszy, potęgując jeszcze tym zwycięstwem zalety swej siły. W tym znaczeniu sama przyroda jest urządzeniem arystokratycznym...."
Tych "versów" jest 89, więc nie dużo, a po nich bardzo dobrze opracowane przypisy. Proszę Państwa ! Gorąco namawiam do lektury, która jednych usatysfakcjonuje, a innych przygotuje do lektury "Tako rzecze Zaratustra". Oczywiście 10/10
Dodatek:
(v.33) Nietzsche nazywa:
„.....chrześcijaństwo „powstaniem niewolników na polu moralności” i usiłuje historycznie wykazać, że chrześcijaństwo przyjęli i rozpowszechnili zrazu niewolnicy. Ta religia niewolników i ta moralność niewolników zachwalała oczywiście tylko te cnoty, które były pożyteczne niewolnikom: litość, miłość, pobłażliwość; potępiała natomiast bezwzględność, samolubstwo i okrucieństwo, tworząc właśnie te obelżywe nazwy dla oznaczonych nimi przyrodzonych cnót ludzi niezepsutych: dla odwagi, energii, ambicji, żądzy mocy. A to są właśnie cnoty narodów starożytnych, najdzielniejszych: Greków i Rzymian. Bez tych cnót Imperium Romanum nie byłoby powstało. Gdy jednak niewolnicy ze swoim nowym chrześcijaństwem cnoty te przechrzcili występkami, gdy to fałszywe, nienaturalne odwrócenie naturalnych wartości dzięki chrześcijaństwu stało się panującym, wtedy też owo wspaniałe Imperium Romanum rozsypało się w proch a starożytna kultura upadla...”
(v.47) „....nauka Nietzschego jest schopenhauerianizmem, zwróconym w kierunku pozytywnym, a to odwrócenie Schopenhauera dokonało się pod wpływem darwinizmu...”
(v.56) Jądro to „..Schopenhauerowska nauka o woli, ale zaopatrzona znakiem plusowym pod wpływem darwinizmu i jego nauki o walce o byt. ..”
(v.67) „.....Dawne słowa Lukrecjusza: 'Tantum religio potuit suadere malorum', odnajdujemy u Nietzschego w niezliczonych odmianach. ..” („Tylko religia może przekonać do zła”)
(v.86) „.....Czym jest wolność? „Mieć odwagę odpowiedzialności przed sobą samym, przestrzegać oddalenia, oddzielającego nas (od tłumu ludzi niewolnych), stać się obojętniejszym na trudy, przykrości, nędzę, a nawet na samo życie. Być gotowym poświęcić dla swej sprawy ludzi, nie wyjąwszy siebie samego. Wolność znaczy, że instynkty mężne, skore do walki i zwycięstwa, zapanowały nad innymi, np. nad instynktem szczęścia. Człowiek, który stał się wolnym, a o ileż więcej duch, który stał się wolnym, depce nogami ów płaski rodzaj zadowolenia, o którym marzą kupcy, chrześcijanie, krowy, kobiety, Anglicy, i inni demokraci — człowiek wolny jest człowiekiem walki”
Friday, 10 November 2017
Stanisław PRZYBYSZEWSKI - "Matka"
Stanisław PRZYBYSZEWSKI - "Matka"
Dramat z 1902 roku, wystawiony w 1903, dostępny na:
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/przybyszewski-matka.html
W 1979 ciekawie wystawił go Krystian Lupa w Jeleniej Górze.
Wolne Lektury na
https://wolnelektury.pl/katalog/autor/stanislaw-przybyszewski/motyw/matka/
"Motywem tym zaznaczamy fragmenty mówiące o przeświadczeniach na temat powinności związanych z rolą matki. Często są to stereotypy, mówiące o rozmaitych instynktach koniecznie ujawniających się u matki w odniesieniu do jej dziecka — instynktach związanych przede wszystkim z opiekuńczością, czuwaniem nad rozwojem, bytem i losem dziecka. Szczególnym przykładem może być tu pani Rollison z Mickiewiczowskich Dziadów, która, pozbawiona wzroku, kieruje się przeczuciem oraz potrafi innymi zmysłami odnaleźć swojego syna (np. odróżnia jego krzyk spośród innych głosów cierpiących więźniów)."
To czterdziestojedno stronicowa tragedia, genialna w swojej przewidywalności, przedstawiona w niesamowitej atmosferze, porywająca mimo upływu 115 lat od jej napisania.
To jednogodzinna lektura, której nie wypada nie zaliczyć. 10/10
Dramat z 1902 roku, wystawiony w 1903, dostępny na:
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/przybyszewski-matka.html
W 1979 ciekawie wystawił go Krystian Lupa w Jeleniej Górze.
Wolne Lektury na
https://wolnelektury.pl/katalog/autor/stanislaw-przybyszewski/motyw/matka/
"Motywem tym zaznaczamy fragmenty mówiące o przeświadczeniach na temat powinności związanych z rolą matki. Często są to stereotypy, mówiące o rozmaitych instynktach koniecznie ujawniających się u matki w odniesieniu do jej dziecka — instynktach związanych przede wszystkim z opiekuńczością, czuwaniem nad rozwojem, bytem i losem dziecka. Szczególnym przykładem może być tu pani Rollison z Mickiewiczowskich Dziadów, która, pozbawiona wzroku, kieruje się przeczuciem oraz potrafi innymi zmysłami odnaleźć swojego syna (np. odróżnia jego krzyk spośród innych głosów cierpiących więźniów)."
To czterdziestojedno stronicowa tragedia, genialna w swojej przewidywalności, przedstawiona w niesamowitej atmosferze, porywająca mimo upływu 115 lat od jej napisania.
To jednogodzinna lektura, której nie wypada nie zaliczyć. 10/10
Thursday, 9 November 2017
Karol WOJTYŁA - "Miłość i odpowiedzialność"
Karol WOJTYŁA - "Miłość i odpowiedzialność"
Idolatria Papieża – Polaka uniemożliwia mnie krytykę tej, jak i innych książek Wojtyły. Po prostu nie jestem samobójcą. Stworzono pewien mit i nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie z nim walczył, bo to walka z wiatrakami.
O prawdzie moich słów świadczy chociażby upór Wojtyły w walce z polskim antysemityzmem, umyślnie niezauważany i negowany. Gdy JP II nazywa Żydów "starszymi braćmi w wierze", gdy przypomina, że Bóg nie zmienia zdania, ergo Żydzi pozostają "narodem wybranym", gdy sklada hołd przed "ścianą płaczu", gdy afiszuje się przez całe życie przyjaźnią z Żydem Jerzym Klugerem, Polacy pozostają ślepi i głusi, eskalując ksenofobię, antysemityzm i nacjonalizm.
O specyficznej (delikatnie nazywając) polskiej idolatrii JP II świadczą również notowania "Boga Urojonego" Dawkinsa - 7,52 (2810 ocen i 309 opinii) - mimo ubliżania Wielkiemu Polakowi, przez nazwanie go hipokrytą, za akceptację teorii ewolucji. Równocześnie omawiana książka ma notowania 7,69 (118 ocen i 20 opinii) czyli opinii PIĘTNASTOKROTNIE MNIEJ !!!
JP II w encyklice "Fides et Ratio" pisał:
„WIARA POZBAWIONA ROZUMU, PODOBNIE JAK ROZUM POZBAWIONY WIARY SĄ JEDNOSTRONNE I MOGĄ BYĆ NIEBEZPIECZNE”
I właśnie o tym rozemocjonowani Polacy winni pamiętać.
Nie ulega dyskusji, że WOJTYŁA WIELKIM CZŁOWIEKIEM BYŁ i dlatego umiał słuchać, czego dowiodły dysputy w Castel Gandolfo, z udziałem np Levinasa, Gadamera, Ricoeura, Miłosza czy Kołakowskiego. Ciekawa wzmianka na ten temat na:
http://dzieje.pl/artykulyhistoryczne/rozmowy-w-castel-gandolfo-czyli-jak-papiez-przysluchiwal-sie-dyskusjom-intelektu
Książce daję 10 gwiazdek z jednej jedynej przyczyny, mianowicie genialnego tytułu, a szczegółowo uwarunkowaniu pierwszego członu drugim. Bo prawdziwej miłości bez odpowiedzialności nie ma.
Książka wydana została w 1960 roku, a wyczerpujące omówienie znajdziecie Państwo na:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Mi%C5%82o%C5%9B%C4%87_i_odpowiedzialno%C5%9B%C4%87
Ja wyciągam tylko jedno słuszne zdanie z niego:
"Miłość jako pożądanie, jak pisze Autor, nie sprowadza się do samych pożądań, jest pragnieniem dobra dla siebie, jednak gdyby sama miłość nie wychodziła ponad pożądanie, byłaby zła i niepełna, dlatego musi być niejako uzupełniana miłością rozumianą jako życzliwość, która nie pozwala pragnąć osoby jako dobra dla siebie, trzeba przede wszystkim pragnąć również dobra drugiej osoby..."
Impulsem do napisania książki były wykłady z etyki, które młody ks. dr Wojtyła prowadził w latach 50. na KUL.
Na koniec muszę podkreślić, że moje bardzo krytyczne, liczne adnotacje na marginesach tej książki, robione jakieś 25 lat temu, wydają mnie się dalej zasadne, ale nie zmienia to faktu, że tytuł książki - piękny.
PS. Jednak decyduję się dać jeden przykład myśli, której nie jestem w stanie zaakceptować (s. 66):
„...bezwzględne odcięcie się od naturalnych skutków współżycia małżeńskiego jakoś narusza spontaniczność i głębię przeżyć, zwłaszcza jeśli w tym celu stosuje się środki sztuczne ...”
Idolatria Papieża – Polaka uniemożliwia mnie krytykę tej, jak i innych książek Wojtyły. Po prostu nie jestem samobójcą. Stworzono pewien mit i nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie z nim walczył, bo to walka z wiatrakami.
O prawdzie moich słów świadczy chociażby upór Wojtyły w walce z polskim antysemityzmem, umyślnie niezauważany i negowany. Gdy JP II nazywa Żydów "starszymi braćmi w wierze", gdy przypomina, że Bóg nie zmienia zdania, ergo Żydzi pozostają "narodem wybranym", gdy sklada hołd przed "ścianą płaczu", gdy afiszuje się przez całe życie przyjaźnią z Żydem Jerzym Klugerem, Polacy pozostają ślepi i głusi, eskalując ksenofobię, antysemityzm i nacjonalizm.
O specyficznej (delikatnie nazywając) polskiej idolatrii JP II świadczą również notowania "Boga Urojonego" Dawkinsa - 7,52 (2810 ocen i 309 opinii) - mimo ubliżania Wielkiemu Polakowi, przez nazwanie go hipokrytą, za akceptację teorii ewolucji. Równocześnie omawiana książka ma notowania 7,69 (118 ocen i 20 opinii) czyli opinii PIĘTNASTOKROTNIE MNIEJ !!!
JP II w encyklice "Fides et Ratio" pisał:
„WIARA POZBAWIONA ROZUMU, PODOBNIE JAK ROZUM POZBAWIONY WIARY SĄ JEDNOSTRONNE I MOGĄ BYĆ NIEBEZPIECZNE”
I właśnie o tym rozemocjonowani Polacy winni pamiętać.
Nie ulega dyskusji, że WOJTYŁA WIELKIM CZŁOWIEKIEM BYŁ i dlatego umiał słuchać, czego dowiodły dysputy w Castel Gandolfo, z udziałem np Levinasa, Gadamera, Ricoeura, Miłosza czy Kołakowskiego. Ciekawa wzmianka na ten temat na:
http://dzieje.pl/artykulyhistoryczne/rozmowy-w-castel-gandolfo-czyli-jak-papiez-przysluchiwal-sie-dyskusjom-intelektu
Książce daję 10 gwiazdek z jednej jedynej przyczyny, mianowicie genialnego tytułu, a szczegółowo uwarunkowaniu pierwszego członu drugim. Bo prawdziwej miłości bez odpowiedzialności nie ma.
Książka wydana została w 1960 roku, a wyczerpujące omówienie znajdziecie Państwo na:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Mi%C5%82o%C5%9B%C4%87_i_odpowiedzialno%C5%9B%C4%87
Ja wyciągam tylko jedno słuszne zdanie z niego:
"Miłość jako pożądanie, jak pisze Autor, nie sprowadza się do samych pożądań, jest pragnieniem dobra dla siebie, jednak gdyby sama miłość nie wychodziła ponad pożądanie, byłaby zła i niepełna, dlatego musi być niejako uzupełniana miłością rozumianą jako życzliwość, która nie pozwala pragnąć osoby jako dobra dla siebie, trzeba przede wszystkim pragnąć również dobra drugiej osoby..."
Impulsem do napisania książki były wykłady z etyki, które młody ks. dr Wojtyła prowadził w latach 50. na KUL.
Na koniec muszę podkreślić, że moje bardzo krytyczne, liczne adnotacje na marginesach tej książki, robione jakieś 25 lat temu, wydają mnie się dalej zasadne, ale nie zmienia to faktu, że tytuł książki - piękny.
PS. Jednak decyduję się dać jeden przykład myśli, której nie jestem w stanie zaakceptować (s. 66):
„...bezwzględne odcięcie się od naturalnych skutków współżycia małżeńskiego jakoś narusza spontaniczność i głębię przeżyć, zwłaszcza jeśli w tym celu stosuje się środki sztuczne ...”
Tuesday, 7 November 2017
Stanisław PRZYBYSZEWSKI - "Synowie ziemi"
Stanisław PRZYBYSZEWSKI - "Synowie ziemi"
Przybyszewski (1868 – 1927) - wielki umysł, guru bohemy.
Wikipedia:
"...- polski pisarz, poeta dramaturg, nowelista okresu Młodej Polski, skandalista, przedstawiciel cyganerii krakowskiej i nurtu polskiego dekadentyzmu. Okrzyknięty za życia legendą stał się bohaterem wielu plotek i anegdot... ..W Berlinie był nazywany "genialnym Polakiem". Był propagatorem haseł "sztuka dla sztuki" i "naga dusza", a także autorem manifestu "Confiteor". Pisał w języku polskim oraz w niemieckim....”
Słuszne zdanie na temat jego książek wyrywam z artykułu Haliny Floryńskiej – Lalewicz na:
http://culture.pl/pl/tworca/stanislaw-przybyszewski
„...Wszystkie powieści prezentowały zasadniczo ten sam typ bohaterów: wybitnych indywidualistów niszczonych przez świat społeczny i własne wewnętrzne demony, skazanych na zagładę. Przedstawiał ich autor w ekstremalnych, często patologicznych stanach psychicznych (alkoholizm, zazdrość, niszcząca miłość...). Fabuły powieści były wątłe, stanowiły pretekst do analizy stanów wewnętrznych bohaterów. Taki nowy typ postaci powieściowych wymagał odpowiednich technik narracyjnych, różnych od technik powieści realistycznej. Przybyszewski w sposób nowatorski posługiwał się mową pozornie zależną i monologiem wewnętrznym.
Każda z jego książek wywoływała gorącą reakcję społeczną - głównie z powodu naruszenia tabu obyczajowego i (zamierzonej) prowokacji moralnej. Powieści i eseje tłumaczone były na wiele języków (m.in. angielski, włoski, rosyjski, czeski, bułgarski, serbsko-chorwacki, jidisz) i wywarły duży wpływ na literaturę tego okresu - szczególnie skandynawską i środkowoeuropejską...”
Aby przyswoić Przybyszewskiego, mam dla Państwa propozycję nie do odrzucenia - lekturę krótkiego eseju Aleksandry Sawickiej pt „Skandalista Przybyszewski - życiowe i literackie faux – pas młodopolskiego Archicygana” na:
http://napis.edu.pl/pdf/Napis010_artykuly/NAPIS-2004_SERIA-X_s185-196_Aleksandra-Sawicka.pdf
Przybyszewski zaczyna książkę słowami:
„Osią życia całego jest Miłość i Śmierć. Wszystko cokolwiek istnieje w świecie ludzkości: rodzina, gromada, państwo, wojna, narody i rzezie, to rzeczy uboczne, konieczne, by zabezpieczyć pokolenia, które z miłości wykwitły. To tylko pomocnicze środki, by módz dalej żyć i dać pokoleniom swoim ochronę...."
A ja zaczynam od kontrowersyjnej złotej myśli (w.84):
"..— Kobieta, która z rąk do rąk przechodzi, nie może stać się dramatem dla człowieka. .."
Aby przybliżyć klimat: mąż do niewiernej żony (232):
"— Nie graj pani komedyi. Zdawało mi się, żeś pani dumna, ale sumienie pani tchórzliwe jak u pierwszej lepszej szwaczki. Popełniłaś pani cudzołóstwo — all right — ale uniewinniać się przed sobą: wstyd!.."
Nieładnie, bo czemuż to autor ma uprzedzenie do szwaczek ?
Przybyszewski pisał omawianą książkę w latach 1904 – 1911, a więc długo po śmierci Dagny (1867 – 1901), a jeszcze dłużej po jej romansie ze Strindbergiem (1893), stąd przewija się wiele motywów autobiograficznych. Jego poglądy zaś są umyślnie prowokacyjne i noszą znamiona fascynacji Nietzschem.
Przykład nawiązywania do własnych przeżyć (223):
„..On był sławny, ona owiana egzotycznym urokiem — tak! i ten zamglony, tajemniczy głos, poza którym żadnej tajemnicy nie było, bo dusza jej płytka, próżna i miałka…"
I refleksja (323):
"...... Niema zresztą mężczyzny, który byłby zdolny uwieść kobietę — to nonsens, to infernalna orgia głupoty: mężczyzna nigdy nie robi pierwszego kroku — to słynne „perskie oczko” robi zawsze kobieta. A więc co zrobić z uwiedzionym biednym samcem, który z całej tej sprawy wynosi uczucie ohydnego wstydu i upokorzenia? Nic, zupełnie nic! Mówi się co najwyżej: wynoś się pan...."
Przybyszewski mądrze prawi, bulwersuje i pobudza do myślenia, a jednocześnie bawi. To trzeba samemu przeczytać !!! 10/10
PS Dostępne na:
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/synowie-ziemi-.html#anchor-idm139975751872896
Przybyszewski (1868 – 1927) - wielki umysł, guru bohemy.
Wikipedia:
"...- polski pisarz, poeta dramaturg, nowelista okresu Młodej Polski, skandalista, przedstawiciel cyganerii krakowskiej i nurtu polskiego dekadentyzmu. Okrzyknięty za życia legendą stał się bohaterem wielu plotek i anegdot... ..W Berlinie był nazywany "genialnym Polakiem". Był propagatorem haseł "sztuka dla sztuki" i "naga dusza", a także autorem manifestu "Confiteor". Pisał w języku polskim oraz w niemieckim....”
Słuszne zdanie na temat jego książek wyrywam z artykułu Haliny Floryńskiej – Lalewicz na:
http://culture.pl/pl/tworca/stanislaw-przybyszewski
„...Wszystkie powieści prezentowały zasadniczo ten sam typ bohaterów: wybitnych indywidualistów niszczonych przez świat społeczny i własne wewnętrzne demony, skazanych na zagładę. Przedstawiał ich autor w ekstremalnych, często patologicznych stanach psychicznych (alkoholizm, zazdrość, niszcząca miłość...). Fabuły powieści były wątłe, stanowiły pretekst do analizy stanów wewnętrznych bohaterów. Taki nowy typ postaci powieściowych wymagał odpowiednich technik narracyjnych, różnych od technik powieści realistycznej. Przybyszewski w sposób nowatorski posługiwał się mową pozornie zależną i monologiem wewnętrznym.
Każda z jego książek wywoływała gorącą reakcję społeczną - głównie z powodu naruszenia tabu obyczajowego i (zamierzonej) prowokacji moralnej. Powieści i eseje tłumaczone były na wiele języków (m.in. angielski, włoski, rosyjski, czeski, bułgarski, serbsko-chorwacki, jidisz) i wywarły duży wpływ na literaturę tego okresu - szczególnie skandynawską i środkowoeuropejską...”
Aby przyswoić Przybyszewskiego, mam dla Państwa propozycję nie do odrzucenia - lekturę krótkiego eseju Aleksandry Sawickiej pt „Skandalista Przybyszewski - życiowe i literackie faux – pas młodopolskiego Archicygana” na:
http://napis.edu.pl/pdf/Napis010_artykuly/NAPIS-2004_SERIA-X_s185-196_Aleksandra-Sawicka.pdf
Przybyszewski zaczyna książkę słowami:
„Osią życia całego jest Miłość i Śmierć. Wszystko cokolwiek istnieje w świecie ludzkości: rodzina, gromada, państwo, wojna, narody i rzezie, to rzeczy uboczne, konieczne, by zabezpieczyć pokolenia, które z miłości wykwitły. To tylko pomocnicze środki, by módz dalej żyć i dać pokoleniom swoim ochronę...."
A ja zaczynam od kontrowersyjnej złotej myśli (w.84):
"..— Kobieta, która z rąk do rąk przechodzi, nie może stać się dramatem dla człowieka. .."
Aby przybliżyć klimat: mąż do niewiernej żony (232):
"— Nie graj pani komedyi. Zdawało mi się, żeś pani dumna, ale sumienie pani tchórzliwe jak u pierwszej lepszej szwaczki. Popełniłaś pani cudzołóstwo — all right — ale uniewinniać się przed sobą: wstyd!.."
Nieładnie, bo czemuż to autor ma uprzedzenie do szwaczek ?
Przybyszewski pisał omawianą książkę w latach 1904 – 1911, a więc długo po śmierci Dagny (1867 – 1901), a jeszcze dłużej po jej romansie ze Strindbergiem (1893), stąd przewija się wiele motywów autobiograficznych. Jego poglądy zaś są umyślnie prowokacyjne i noszą znamiona fascynacji Nietzschem.
Przykład nawiązywania do własnych przeżyć (223):
„..On był sławny, ona owiana egzotycznym urokiem — tak! i ten zamglony, tajemniczy głos, poza którym żadnej tajemnicy nie było, bo dusza jej płytka, próżna i miałka…"
I refleksja (323):
"...... Niema zresztą mężczyzny, który byłby zdolny uwieść kobietę — to nonsens, to infernalna orgia głupoty: mężczyzna nigdy nie robi pierwszego kroku — to słynne „perskie oczko” robi zawsze kobieta. A więc co zrobić z uwiedzionym biednym samcem, który z całej tej sprawy wynosi uczucie ohydnego wstydu i upokorzenia? Nic, zupełnie nic! Mówi się co najwyżej: wynoś się pan...."
Przybyszewski mądrze prawi, bulwersuje i pobudza do myślenia, a jednocześnie bawi. To trzeba samemu przeczytać !!! 10/10
PS Dostępne na:
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/synowie-ziemi-.html#anchor-idm139975751872896
A. J. QUINNELL - "Błękitny kartel"
A. J. QUINNELL - "Błękitny kartel"
Nie wiem dlaczego Quinnell nie cieszy się popularnością. Na LC ta pozycja ma 6,74 (38 ocen i 0 !! opinii), a jest stara, bo wydana w Polsce w 1996 roku. Nie mam zamiaru o renomę tego autora walczyć, więc jedynie informuję, że ten tzw thriller jest słabszy od recenzowanego wczoraj "Najemnika", lecz czyta się go równie gładko, bez uczucia zmarnowanego czasu.
Skoro przez 20 lat nie zdobył popularności, to daję 7 gwiazdek i rezygnuję z dalszych części w myśl zasady "nec Hercules contra plures" (czyli: "I Herkules d..., kiedy wrogów kupa")
Nie wiem dlaczego Quinnell nie cieszy się popularnością. Na LC ta pozycja ma 6,74 (38 ocen i 0 !! opinii), a jest stara, bo wydana w Polsce w 1996 roku. Nie mam zamiaru o renomę tego autora walczyć, więc jedynie informuję, że ten tzw thriller jest słabszy od recenzowanego wczoraj "Najemnika", lecz czyta się go równie gładko, bez uczucia zmarnowanego czasu.
Skoro przez 20 lat nie zdobył popularności, to daję 7 gwiazdek i rezygnuję z dalszych części w myśl zasady "nec Hercules contra plures" (czyli: "I Herkules d..., kiedy wrogów kupa")
Monday, 6 November 2017
A. J. Quinnell - "Najemnik"
A. J. QUINNELL - "Najemnik"
A. J. Quinnell, właść. Philip Nicholson (1940 – 2005) - autor thrillerów, w tym serii Creasy.
Cykl Creasy (Wikipedia):
Man on Fire (1980) (wyd. Pol. 1995 Najemnik, 2000 Człowiek w ogniu)
The Perfect Kill (1992) (wyd. Pol. 1996 Lockerbie)
The Blue Ring (1993) (wyd. Pol. 1996 Błękitny Kartel)
Black Horn (1994) (wyd. Pol. 1997 Czarny róg)
Message from Hell (1996) (wyd. Pol. 1998 Piekło)
Bohaterem jest John Creasy, były amerykański żołnierz Legii Cudzoziemskiej. Jego powieść "Człowiek w ogniu" doczekała się dwóch adaptacji filmowych w 1987 i 2004.
Trupów dużo, miłości i przyjaźni też, niedopałków w mojej popielniczce pełno, kubek po kawie pusty, a mnie chce się siusiu, bo nie mogłem od połowy książki nawet na chwilę się oderwać, czego i Państwu życzę. Daję tylko 8 gwiazdek, bo zbyt optymistyczne, by dać więcej.
A. J. Quinnell, właść. Philip Nicholson (1940 – 2005) - autor thrillerów, w tym serii Creasy.
Cykl Creasy (Wikipedia):
Man on Fire (1980) (wyd. Pol. 1995 Najemnik, 2000 Człowiek w ogniu)
The Perfect Kill (1992) (wyd. Pol. 1996 Lockerbie)
The Blue Ring (1993) (wyd. Pol. 1996 Błękitny Kartel)
Black Horn (1994) (wyd. Pol. 1997 Czarny róg)
Message from Hell (1996) (wyd. Pol. 1998 Piekło)
Bohaterem jest John Creasy, były amerykański żołnierz Legii Cudzoziemskiej. Jego powieść "Człowiek w ogniu" doczekała się dwóch adaptacji filmowych w 1987 i 2004.
Trupów dużo, miłości i przyjaźni też, niedopałków w mojej popielniczce pełno, kubek po kawie pusty, a mnie chce się siusiu, bo nie mogłem od połowy książki nawet na chwilę się oderwać, czego i Państwu życzę. Daję tylko 8 gwiazdek, bo zbyt optymistyczne, by dać więcej.
Sunday, 5 November 2017
Lesley DOWNER - "Córka samuraja"
Lesley DOWNER - "Córka samuraja"
Lesley Downer (ur. 1949) - Brytyjka, specjalizuje się w tematyce japońskiej. Brak jej nawet w anglojęzycznej Wikipedii. Tematyka japońska ciekawa, ale to za mało, by jej książkom poświęcać czas.
Skończyłem lekturę na stronie 100, a podzielam opinię z LC oznaczona godłem „Sagittaire”, którą kopiuję w całości:
„Bolało jak czytałam.
Może dlatego, że jestem cały czas pod porażająco silnym wrażeniem Italo Calvino, pisarza arcy-inteligentnego, który prowadzi z czytelnikiem grę, licząc na inteligencję odbiorcy.
Tu autorka jakby liczyła na odbiorcę tępego, któremu trzeba wszystko powiedzieć dosadnie jak krowie na rowie, bo inaczej może nie zrozumieć, a gdyby mimo tego nie zrozumiał powtarza jeszcze to samo po kilka razy.
Forma fatalna: bez polotu, bez oznak braku przeciętności.
Jak ktoś jeszcze nie lubi opowieści o miłości (jak ja), to generalnie niech sobie daruje.
Jedyny plus, dla którego nie porzuciłam książki po 50 stronach męczarni to ten, że można się trochę ciekawych rzeczy dowiedzieć z zakresu arcyciekawej historii Japonii i zwyczajów Japończyków z minionych lat. W dodatku można się zapoznać z legendami, wierzeniami Japońskimi. Jeżeli kogoś interesują powyższe zagadnienia, to niech sięgnie po tę książkę, ponieważ widać w książce wysiłek autorki co do przedstawienia jakiejś prawny historycznej. Widać do 2/3, ponieważ ostatnie po 2/3 do końca autorka leci tanim romansem z banalnym, amerykańskim zakończeniem i żenująco naiwnymi scenami (wojna, zawierucha, japońscy wojownicy, jedyni spośród narodów świata, którzy podnieśli skuteczny bunt w łagrach - latają myśląc tylko o dziewczynie, którą nieco znają sie tak zakochali, że zostawiają pole walki i w decydującym momencie oboje zamiast walczyć są przy niej, żeby jej bronić. Nonsens! To całkowicie sprzeczne z japońską godnością wojownika i pozycją kobiety. Ostatnie 2/3 książki uwłaczają czytelnikowi, który chciałby być poważnie traktowany."
Ocena jak autora recenzji: 3/10
Lesley Downer (ur. 1949) - Brytyjka, specjalizuje się w tematyce japońskiej. Brak jej nawet w anglojęzycznej Wikipedii. Tematyka japońska ciekawa, ale to za mało, by jej książkom poświęcać czas.
Skończyłem lekturę na stronie 100, a podzielam opinię z LC oznaczona godłem „Sagittaire”, którą kopiuję w całości:
„Bolało jak czytałam.
Może dlatego, że jestem cały czas pod porażająco silnym wrażeniem Italo Calvino, pisarza arcy-inteligentnego, który prowadzi z czytelnikiem grę, licząc na inteligencję odbiorcy.
Tu autorka jakby liczyła na odbiorcę tępego, któremu trzeba wszystko powiedzieć dosadnie jak krowie na rowie, bo inaczej może nie zrozumieć, a gdyby mimo tego nie zrozumiał powtarza jeszcze to samo po kilka razy.
Forma fatalna: bez polotu, bez oznak braku przeciętności.
Jak ktoś jeszcze nie lubi opowieści o miłości (jak ja), to generalnie niech sobie daruje.
Jedyny plus, dla którego nie porzuciłam książki po 50 stronach męczarni to ten, że można się trochę ciekawych rzeczy dowiedzieć z zakresu arcyciekawej historii Japonii i zwyczajów Japończyków z minionych lat. W dodatku można się zapoznać z legendami, wierzeniami Japońskimi. Jeżeli kogoś interesują powyższe zagadnienia, to niech sięgnie po tę książkę, ponieważ widać w książce wysiłek autorki co do przedstawienia jakiejś prawny historycznej. Widać do 2/3, ponieważ ostatnie po 2/3 do końca autorka leci tanim romansem z banalnym, amerykańskim zakończeniem i żenująco naiwnymi scenami (wojna, zawierucha, japońscy wojownicy, jedyni spośród narodów świata, którzy podnieśli skuteczny bunt w łagrach - latają myśląc tylko o dziewczynie, którą nieco znają sie tak zakochali, że zostawiają pole walki i w decydującym momencie oboje zamiast walczyć są przy niej, żeby jej bronić. Nonsens! To całkowicie sprzeczne z japońską godnością wojownika i pozycją kobiety. Ostatnie 2/3 książki uwłaczają czytelnikowi, który chciałby być poważnie traktowany."
Ocena jak autora recenzji: 3/10
Maygull AXELSSON - "Dom Augusty"
Maygull AXELSSON - "Dom Augusty"
Maygull Axelsson (ur. 1947) - szwedzka pisarka, zadebiutowała w roku 1954 książką pt "Droga do piekła". Ta jest z 2000 roku. Na LC - 7,43 (957 ocen i 117 opinii). Recenzowałem jej ostatnią powieść z 2014 pt "Ja nie jestem Miriam" i dałem z zastrzeżeniem ("NIE WNOSI NIC NOWEGO") gwiazdek aż 7, mimo recenzji Czechowicza jej poprzedniej książki, w której pisał:
http://krytycznymokiem.blogspot.ca/2013/04/pepowina-majgull-axelsson.html
„...Pisarstwo Majgull Axelsson wydaje się być skończone. Czytając jej najnowszą książkę, nie sposób nie zauważyć, że tematycznie niewiele różni się od poprzednich... ...Pisząc o trudnym macierzyństwie, traumatycznych relacjach matek i córek, o bólu dorastania bez miłości lub przy jej nadmiarze oraz o życiowej nieporadności wynikłej z braku uczuć lub braku umiejętności ich okazywania, Axelsson powtarza się. Niestety. Dylematy, wybory, rysy psychologiczne bohaterek – właściwie wszystko już opisała.... ...Axelsson doskonale opanowała technikę prezentacji wiarygodnych bohaterów, którzy pokrzywdzeni przez los, sami wyrządzają krzywdy innym oraz samym sobie. Myślę, że to mistrzyni pisania o traumie relacji z najbliższymi. Nie potrafi stworzyć postaci szczęśliwej, ale za to niejedną da definicję nieszczęścia tych, którzy cierpią.... ....Axelsson niezmiennie czyta się zachłannie i z boleścią. Niezmiennie też czyta się o tym samym i przez to pełnej, naprawdę pełnej przyjemności przy czytaniu nie ma. Szkoda..."
W przeciwieństwie do grzecznego profesjonalisty filologa Jarosława Czechowicza, laik, inżynier Gołębiewski będzie brutalem, i to niesłodkim.
Z zarzutami Czechowicza zgadzam się i nie będę ich powtarzał, natomiast zaczynam od refleksji wywołanej lekturą ocenianej książki.
Nie zdobyłem żadnej informacji w jakich warunkach autorka się wychowała i co ją skłoniło do tak ponurego postrzegania świata, jednakże jej książki sugerują, że doznała osobistych traum.
Mamy rok 2000 w Szwecji, kraju przykładnej postawy obywatelskiej i społecznej. Do autobusu usiłuje wsiąść szesnastoletnia dziewczyna z ośmioletnim „Downem”. Ma ciężką torbę, którą musi upuścić w błoto, by wsadzić chorego. Nikt jej nie pomaga, ani nie reaguje na chamskie popędzanie przez kierowcę. Dziewczyna sadza niepełnosprawnego na miejscu dla niepełnosprawnych. Cham - kierowca żąda przeniesienia niepełnosprawnego na inne miejsce, w głębi autobusu. N i k t nie reaguje; pasażerowie odwracają wzrok, patrzą przez okno!! To tak się żyje w Szwecji ?? Nie wierzę autorce, zostanę przy swoim pozytywnym wyobrażeniu.
Ale to tylko wstęp, bo parę stron dalej czytam (s. 101 – e-book):
„....Ostatnia myśl sprawia, że Andżelika zapomina, jak ważne jest, by leżała bez ruchu; zaciska pięść i przykłada ją do ściany. To wystarcza, żeby wszystko zaczęło się od nowa. Za jej plecami wzdycha Kristoffer, obejmuje ją w półśnie i przyciąga do siebie, maca ręką w poszukiwaniu jej piersi i przyciska podbrzusze do jej pupy. Znowu mu stanął! Tej nocy robili to już trzy razy, cała lepi się od jego potu i spermy, ale i tak znowu mu stanął.
Andżelika odruchowo podnosi rękę, żeby chłopaka odepchnąć, ale w ostatniej chwili powstrzymuje się. W jej głowie pojawia się wspomnienie mieszkania matki: widok z okna w kuchni na surowe budynki fabryki, narzekania Kariny, gorący oddech Bakcyla na jej policzku, zapach jego gniewu i słony smak smarków, które ukradkiem przełykasz, żeby nie zobaczył twojego strachu.
Wolność ma swoją cenę, ale da się ją kupić.
Andżelika odwraca się ponownie do Kristoffera, zamyka oczy i rozkłada nogi.....”
Powtórzmy przedostatnie zdanie: „..WOLNOŚĆ MA SWOJĄ CENĘ...”. O jakiej wolności autorka bredzi ?? Bohaterka, ekstremalnie zniewolona w łóżku bogatego chłopaka !! Czy ubóstwo, samo w sobie, zniewala człowieka ?? To pozwalanie każdemu na obmacywanie (delikatnie nazywając) jest drogą ku wolności ??
Szanowni Państwo! Nie dajcie się nabierać na te dyrdymały, które autorka wciska, starając się wzbudzić w czytelniczkach współczucie dla „biednych” bohaterek. Bo na tym autorka bazuje, podczas gdy życie może być piękne i radosne, nawet na marginesie społeczeństwa. Chyba, że ktoś jest masochistą i lubi się wpędzać w stany depresyjne. Unikajcie takich lektur !! PAŁA !!
Maygull Axelsson (ur. 1947) - szwedzka pisarka, zadebiutowała w roku 1954 książką pt "Droga do piekła". Ta jest z 2000 roku. Na LC - 7,43 (957 ocen i 117 opinii). Recenzowałem jej ostatnią powieść z 2014 pt "Ja nie jestem Miriam" i dałem z zastrzeżeniem ("NIE WNOSI NIC NOWEGO") gwiazdek aż 7, mimo recenzji Czechowicza jej poprzedniej książki, w której pisał:
http://krytycznymokiem.blogspot.ca/2013/04/pepowina-majgull-axelsson.html
„...Pisarstwo Majgull Axelsson wydaje się być skończone. Czytając jej najnowszą książkę, nie sposób nie zauważyć, że tematycznie niewiele różni się od poprzednich... ...Pisząc o trudnym macierzyństwie, traumatycznych relacjach matek i córek, o bólu dorastania bez miłości lub przy jej nadmiarze oraz o życiowej nieporadności wynikłej z braku uczuć lub braku umiejętności ich okazywania, Axelsson powtarza się. Niestety. Dylematy, wybory, rysy psychologiczne bohaterek – właściwie wszystko już opisała.... ...Axelsson doskonale opanowała technikę prezentacji wiarygodnych bohaterów, którzy pokrzywdzeni przez los, sami wyrządzają krzywdy innym oraz samym sobie. Myślę, że to mistrzyni pisania o traumie relacji z najbliższymi. Nie potrafi stworzyć postaci szczęśliwej, ale za to niejedną da definicję nieszczęścia tych, którzy cierpią.... ....Axelsson niezmiennie czyta się zachłannie i z boleścią. Niezmiennie też czyta się o tym samym i przez to pełnej, naprawdę pełnej przyjemności przy czytaniu nie ma. Szkoda..."
W przeciwieństwie do grzecznego profesjonalisty filologa Jarosława Czechowicza, laik, inżynier Gołębiewski będzie brutalem, i to niesłodkim.
Z zarzutami Czechowicza zgadzam się i nie będę ich powtarzał, natomiast zaczynam od refleksji wywołanej lekturą ocenianej książki.
Nie zdobyłem żadnej informacji w jakich warunkach autorka się wychowała i co ją skłoniło do tak ponurego postrzegania świata, jednakże jej książki sugerują, że doznała osobistych traum.
Mamy rok 2000 w Szwecji, kraju przykładnej postawy obywatelskiej i społecznej. Do autobusu usiłuje wsiąść szesnastoletnia dziewczyna z ośmioletnim „Downem”. Ma ciężką torbę, którą musi upuścić w błoto, by wsadzić chorego. Nikt jej nie pomaga, ani nie reaguje na chamskie popędzanie przez kierowcę. Dziewczyna sadza niepełnosprawnego na miejscu dla niepełnosprawnych. Cham - kierowca żąda przeniesienia niepełnosprawnego na inne miejsce, w głębi autobusu. N i k t nie reaguje; pasażerowie odwracają wzrok, patrzą przez okno!! To tak się żyje w Szwecji ?? Nie wierzę autorce, zostanę przy swoim pozytywnym wyobrażeniu.
Ale to tylko wstęp, bo parę stron dalej czytam (s. 101 – e-book):
„....Ostatnia myśl sprawia, że Andżelika zapomina, jak ważne jest, by leżała bez ruchu; zaciska pięść i przykłada ją do ściany. To wystarcza, żeby wszystko zaczęło się od nowa. Za jej plecami wzdycha Kristoffer, obejmuje ją w półśnie i przyciąga do siebie, maca ręką w poszukiwaniu jej piersi i przyciska podbrzusze do jej pupy. Znowu mu stanął! Tej nocy robili to już trzy razy, cała lepi się od jego potu i spermy, ale i tak znowu mu stanął.
Andżelika odruchowo podnosi rękę, żeby chłopaka odepchnąć, ale w ostatniej chwili powstrzymuje się. W jej głowie pojawia się wspomnienie mieszkania matki: widok z okna w kuchni na surowe budynki fabryki, narzekania Kariny, gorący oddech Bakcyla na jej policzku, zapach jego gniewu i słony smak smarków, które ukradkiem przełykasz, żeby nie zobaczył twojego strachu.
Wolność ma swoją cenę, ale da się ją kupić.
Andżelika odwraca się ponownie do Kristoffera, zamyka oczy i rozkłada nogi.....”
Powtórzmy przedostatnie zdanie: „..WOLNOŚĆ MA SWOJĄ CENĘ...”. O jakiej wolności autorka bredzi ?? Bohaterka, ekstremalnie zniewolona w łóżku bogatego chłopaka !! Czy ubóstwo, samo w sobie, zniewala człowieka ?? To pozwalanie każdemu na obmacywanie (delikatnie nazywając) jest drogą ku wolności ??
Szanowni Państwo! Nie dajcie się nabierać na te dyrdymały, które autorka wciska, starając się wzbudzić w czytelniczkach współczucie dla „biednych” bohaterek. Bo na tym autorka bazuje, podczas gdy życie może być piękne i radosne, nawet na marginesie społeczeństwa. Chyba, że ktoś jest masochistą i lubi się wpędzać w stany depresyjne. Unikajcie takich lektur !! PAŁA !!
Saturday, 4 November 2017
Simon BECKETT - "Wołanie grobu"
Simon BECKETT - "Wołanie grobu"
To już IV tom z antropologiem Hunterem. Dotychczasowym dałem 9. 10. 8. Wszyscy znają ten cykl i chwalą, więc nic nie zapowiadało niespodzianki.
Tymczasem pierwsze 170 stron e-booka (z 568 całości) to wodolejstwo, które można skrócić do pięciu, dziesięciu stron. A dalej?! Gorzej niż źle. Po trzech tomach autorowi zabrakło... ..wszystkiego.
Powstała chała przewidywalna, naiwna, w dodatku niewiarygodna, a wskutek braku pomysłu na zakończenie, autor uśmiercił głównych "aktorów", by nie ujawnić prawdy, kompromitującej aparat ścigania.
Srogi zawód!!! 3/10
To już IV tom z antropologiem Hunterem. Dotychczasowym dałem 9. 10. 8. Wszyscy znają ten cykl i chwalą, więc nic nie zapowiadało niespodzianki.
Tymczasem pierwsze 170 stron e-booka (z 568 całości) to wodolejstwo, które można skrócić do pięciu, dziesięciu stron. A dalej?! Gorzej niż źle. Po trzech tomach autorowi zabrakło... ..wszystkiego.
Powstała chała przewidywalna, naiwna, w dodatku niewiarygodna, a wskutek braku pomysłu na zakończenie, autor uśmiercił głównych "aktorów", by nie ujawnić prawdy, kompromitującej aparat ścigania.
Srogi zawód!!! 3/10
Friday, 3 November 2017
Maciek MILLER - "Zakręt hipokampa"
Maciek MILLER - "Zakręt hipokampa"
Z ZASOBÓW BIBLIOTEKI W TORONTO
Wikipedia:
"Maciej Miller (ur. 1969) - polski pisarz, doktor medycyny... ...Twórczość: "Pozytywni" (2005); "Zakręt hipokampa" (2006); "Cockring" (2009)
Na LC: 5,77 (78 ocen i 6 opinii).
Z recenzji często przeze mnie cytowanego Jarosława Czechowicza:
http://krytycznymokiem.blogspot.ca/2010/01/cockring-maciek-miller.html
".....Powieści Maćka Millera są przewidywalne, nadmiernie dydaktyczne i fatalnie skomponowane. Czego autor potrzebuje do pisania? Chwytliwego tematu na czasie, który można wykorzystać w najbardziej szablonowy sposób...."
Ja powiem krótko: książka zasługuje na omówienie na warsztatach pisarskich jako przykład umiejętnego spieprzenia interesującego tematu. Ponadto autor - dr medycyny tak opisuje poziom intelektualny i moralny kolegi po fachu, lekarza czyli człowieka z tzw wyższym wykształceniem (s. 90):
"...Był przekonany, że lesbijki są brzydkie, niskie, grube i zawsze krótko, po męsku ostrzyżone. Noszą wojskowe buty i skórzane kurtki albo swetry wyciągnięte do kolan i palą po dwie paczki papierosów dziennie..."
Nie wierzę, że polskie wyższe uczelnie wypuszczają z dyplomami, i to w dodatku lekarskimi, takich ciemniaków. Wierzę natomiast, a może raczej - pokładam nadzieję, że Miller zaniechał pisania, skoro od 9 lat nie opublikował niczego nowego. Noblesse oblige i dlatego za ten doktorat - PAŁA
Z ZASOBÓW BIBLIOTEKI W TORONTO
Wikipedia:
"Maciej Miller (ur. 1969) - polski pisarz, doktor medycyny... ...Twórczość: "Pozytywni" (2005); "Zakręt hipokampa" (2006); "Cockring" (2009)
Na LC: 5,77 (78 ocen i 6 opinii).
Z recenzji często przeze mnie cytowanego Jarosława Czechowicza:
http://krytycznymokiem.blogspot.ca/2010/01/cockring-maciek-miller.html
".....Powieści Maćka Millera są przewidywalne, nadmiernie dydaktyczne i fatalnie skomponowane. Czego autor potrzebuje do pisania? Chwytliwego tematu na czasie, który można wykorzystać w najbardziej szablonowy sposób...."
Ja powiem krótko: książka zasługuje na omówienie na warsztatach pisarskich jako przykład umiejętnego spieprzenia interesującego tematu. Ponadto autor - dr medycyny tak opisuje poziom intelektualny i moralny kolegi po fachu, lekarza czyli człowieka z tzw wyższym wykształceniem (s. 90):
"...Był przekonany, że lesbijki są brzydkie, niskie, grube i zawsze krótko, po męsku ostrzyżone. Noszą wojskowe buty i skórzane kurtki albo swetry wyciągnięte do kolan i palą po dwie paczki papierosów dziennie..."
Nie wierzę, że polskie wyższe uczelnie wypuszczają z dyplomami, i to w dodatku lekarskimi, takich ciemniaków. Wierzę natomiast, a może raczej - pokładam nadzieję, że Miller zaniechał pisania, skoro od 9 lat nie opublikował niczego nowego. Noblesse oblige i dlatego za ten doktorat - PAŁA
Bernard MINIER - "Nie gaś światła"
Bernard MINIER - "Nie gaś światła" t.3
Recenzowałem Miniera dwa poprzednie tomy z Martinem Servazem (2x8 gwiazdek), więc spodziewam się i tym razem dobrego kryminału, choć objętość znowu przerażająca (504).
Pierwszy minus nie z winy autora, to ujawnienie treści w "oficjalnej recenzji" na LC. Drugi minus - to już z winy autora - za dużo, jak na mój gust, wymiotów. Ale, w ogóle czyta się świetnie, choć to bardziej opowieść psychologiczna o samotności człowieka niszczonego przez psychopatę, niż klasyczny kryminał.
Poziom zbliżony do poprzednich tomów, więc również 8/10
Recenzowałem Miniera dwa poprzednie tomy z Martinem Servazem (2x8 gwiazdek), więc spodziewam się i tym razem dobrego kryminału, choć objętość znowu przerażająca (504).
Pierwszy minus nie z winy autora, to ujawnienie treści w "oficjalnej recenzji" na LC. Drugi minus - to już z winy autora - za dużo, jak na mój gust, wymiotów. Ale, w ogóle czyta się świetnie, choć to bardziej opowieść psychologiczna o samotności człowieka niszczonego przez psychopatę, niż klasyczny kryminał.
Poziom zbliżony do poprzednich tomów, więc również 8/10
Wednesday, 1 November 2017
Katarzyna KRENZ - "Królowa pszczół"
Katarzyna KRENZ - "Królowa pszczół"
Z ZASOBÓW BIBLIOTEKI W TORONTO
Katarzyna Krenz (ur. 1953) wydała to w Wydawnictwie Literackim w 2011, a na LC uzyskała ocenę 6,o5 (65 ocen i 13 opinii). De gustibus non est disputandum, lecz z nawyku kronikarskiego odnotowuję jedną ocenę 10 gwiazdek i jedną 9, czyli arcydzieło. Dzięki tym zachwyconym czytelniczkom średnia przekroczyła .6.
Ja recenzować nie zamierzam, bo z trudem dobrnąłem do strony 100, więc by radykalnie nie wpływać na średnią daję gwiazdek 4. Szkoda mojego czasu!!
Z ZASOBÓW BIBLIOTEKI W TORONTO
Katarzyna Krenz (ur. 1953) wydała to w Wydawnictwie Literackim w 2011, a na LC uzyskała ocenę 6,o5 (65 ocen i 13 opinii). De gustibus non est disputandum, lecz z nawyku kronikarskiego odnotowuję jedną ocenę 10 gwiazdek i jedną 9, czyli arcydzieło. Dzięki tym zachwyconym czytelniczkom średnia przekroczyła .6.
Ja recenzować nie zamierzam, bo z trudem dobrnąłem do strony 100, więc by radykalnie nie wpływać na średnią daję gwiazdek 4. Szkoda mojego czasu!!
Halina POŚWIATOWSKA - "Opowieść dla przyjaciela"
Halina POŚWIATOWSKA - "Opowieść dla przyjaciela"
Poświatowska (1935 – 1967) - poetka zmagająca się z ciężką chorobą serca, przedwcześnie zmarła, za życia szerzej nieznana.
Wikipedia:
".....Długo po śmierci Poświatowskiej jej poezja została potraktowana wiarygodniej, przychylniej przez naukowców i biografów niż przez śmietankę literacką za jej życia. Jej poezja została gruntownie zrehabilitowana jako stricte intelektualna, analityczna, nowatorska oraz celująca technicznie, pomimo nagminnego fetyszyzowania jej krótszymi lirykami przez polskie dziewczęta i kobiety („otoczona jest nimbem sentymentalizmu”, podkreśla biografka Kalina Błażejowska)...
.......'Opowieść dla przyjaciela' – autobiograficzna powieść Haliny Poświatowskiej wydana w 1967 roku przez Wydawnictwo Literackie. Poświatowska pisała książkę pięć lat (1962–1967).
Główną bohaterką i narratorką powieści jest sama Poświatowska. Utwór jest utrzymany w konwencji pamiętnika. Autorka opisuje fakty ze swojej biografii: chorobę (ciężka wada serca), pobyty w szpitalach i sanatoriach, wyjazd do Stanów Zjednoczonych, operację, studia podjęte na Smith College w Northampton i związane z tym trudności. Pisarka nie znała m.in. dobrze języka angielskiego, przepisywała odręcznie książki i tłumaczyła każde słowo.
Tytułowym przyjacielem jest Ireneusz Morawski, którego Poświatowska poznała 1956 roku na swoim wieczorze autorskim. Utrzymywali przez długi czas kontakt, który urwał się po wyjeździe Poświatowskiej do Stanów Zjednoczonych. Z jednej strony książka ma być listem skierowanym do Ireneusza (autorka wielokrotnie zwraca się do niego bezpośrednio w tekście), opowieścią o latach, których Morawski nie poznał, z drugiej – listem przeznaczonym dla odbiorców jej poezji.
Książka jest utrzymana w podobnej konwencji co poezja Poświatowskiej. Pisarka posługuje się prozą poetycką. Książka to świadectwo osobistych przeżyć pisarki...."
Ten przydługi wstęp potrzebny mnie jest do uzasadnienia swojej opinii. Bo za jej życia, a mojej młodości, o niej nie słyszałem, bo poznałem jej życie ze świetnej biografii Kaliny Błażejowskiej, której dałem 10 gwiazdek, oraz najważniejsze "bo", że poezji staram się nie oceniać ze względu na brak obiektywnych kryteriów, a przecież omawiana pozycja jest poezją. W każdym razie tak sądzę.
Tak więc książkę oceniam emocjonalnie i szczerze mówię, że mnie się bardzo podoba i mnie cholernie wzrusza. Podobnie jak jej wiersze, które sumiennie przeczytałem, szczególnie po lekturze biografii Błażejowskiej i które chyba rozumiem, w przeciwieństwie do większości współczesnej poezji. Mogę z czystym sumieniem dać jej 10 gwiazdek, mimo pośmiertnej idolatrii, której z zasady nie cierpię.
Poświatowska (1935 – 1967) - poetka zmagająca się z ciężką chorobą serca, przedwcześnie zmarła, za życia szerzej nieznana.
Wikipedia:
".....Długo po śmierci Poświatowskiej jej poezja została potraktowana wiarygodniej, przychylniej przez naukowców i biografów niż przez śmietankę literacką za jej życia. Jej poezja została gruntownie zrehabilitowana jako stricte intelektualna, analityczna, nowatorska oraz celująca technicznie, pomimo nagminnego fetyszyzowania jej krótszymi lirykami przez polskie dziewczęta i kobiety („otoczona jest nimbem sentymentalizmu”, podkreśla biografka Kalina Błażejowska)...
.......'Opowieść dla przyjaciela' – autobiograficzna powieść Haliny Poświatowskiej wydana w 1967 roku przez Wydawnictwo Literackie. Poświatowska pisała książkę pięć lat (1962–1967).
Główną bohaterką i narratorką powieści jest sama Poświatowska. Utwór jest utrzymany w konwencji pamiętnika. Autorka opisuje fakty ze swojej biografii: chorobę (ciężka wada serca), pobyty w szpitalach i sanatoriach, wyjazd do Stanów Zjednoczonych, operację, studia podjęte na Smith College w Northampton i związane z tym trudności. Pisarka nie znała m.in. dobrze języka angielskiego, przepisywała odręcznie książki i tłumaczyła każde słowo.
Tytułowym przyjacielem jest Ireneusz Morawski, którego Poświatowska poznała 1956 roku na swoim wieczorze autorskim. Utrzymywali przez długi czas kontakt, który urwał się po wyjeździe Poświatowskiej do Stanów Zjednoczonych. Z jednej strony książka ma być listem skierowanym do Ireneusza (autorka wielokrotnie zwraca się do niego bezpośrednio w tekście), opowieścią o latach, których Morawski nie poznał, z drugiej – listem przeznaczonym dla odbiorców jej poezji.
Książka jest utrzymana w podobnej konwencji co poezja Poświatowskiej. Pisarka posługuje się prozą poetycką. Książka to świadectwo osobistych przeżyć pisarki...."
Ten przydługi wstęp potrzebny mnie jest do uzasadnienia swojej opinii. Bo za jej życia, a mojej młodości, o niej nie słyszałem, bo poznałem jej życie ze świetnej biografii Kaliny Błażejowskiej, której dałem 10 gwiazdek, oraz najważniejsze "bo", że poezji staram się nie oceniać ze względu na brak obiektywnych kryteriów, a przecież omawiana pozycja jest poezją. W każdym razie tak sądzę.
Tak więc książkę oceniam emocjonalnie i szczerze mówię, że mnie się bardzo podoba i mnie cholernie wzrusza. Podobnie jak jej wiersze, które sumiennie przeczytałem, szczególnie po lekturze biografii Błażejowskiej i które chyba rozumiem, w przeciwieństwie do większości współczesnej poezji. Mogę z czystym sumieniem dać jej 10 gwiazdek, mimo pośmiertnej idolatrii, której z zasady nie cierpię.
Kveta LEGATOVA - "Żelary"
Kveta LEGATOVA - "Żelary"
Kveta Legatova, właśc. Vera Hofmanowa (1919 – 2012) zadebiutowała tym zbiorem opowiadań w 2001 roku, mając 82 lata (nie licząc książki dla dzieci napisanej 40 lat wcześniej). Na podstawie opowiadania pt "Hanulka Jozy" powstał film "Żelary" nominowany w 2004 do Oscara.
Cieszę się z dwóch powodów: po pierwsze - pozostało mnie jeszcze 7 lat na debiut, a po drugie - powiększyła się grupka, o której pisałem recenzując Balabana:
"....Najpierw był Capek i Hasek, potem Hrabal, Kundera i Seifert, oraz poniekąd Kafka, teraz Balaban, a do tego Szczygieł, który sympatię do Czechów wywołał. I dobrze, bo niby sąsiedzi, a tak mało ich znamy...."
W międzyczasie doszedł Ota Pavel, a teraz Legatova.
Z notki Wydawcy:
...Akcja prezentowanych opowiadań rozgrywa się w pierwszej połowie XX w. Losy mieszkańców górskiej wioski Żelary ukazane są w sposób naturalistyczny, a jednocześnie poetycki, wręcz balladowy, przy tym daleki od sentymentalizmu. Łączy je jeden wspólny motyw: miłość...."
Z „miłością” to chyba przesada, bo to bardziej o kształtowaniu człowieka przez człowieka, czyli relacjach międzyludzkich.
Dodam, że emocjonalnie lektura ta kojarzy mnie się z „Księgą śmiechu i zapomnienia” Kundery,„Wiejskim Sherlockiem Holmesem” Lipatowa, jak i „Dublińczykami” Joyce'a, ale przede wszystkim z twórcą realizmu peryferyjnego - Markiem Nowakowskim
Miłosz zaczyna swoje najgenialniejsze dzieło - „Traktat teologiczny” słowami:
„Takiego traktatu młody nie napisze....”
Opowiadań Legatovej też, bo niezbędna do tego jest wiedza aposterioryczna czyli mądrość życiowa. Do zalet tego zbioru dodajmy język, którego próbkę podaję (s. 10)
„...straszny i bezsilny w dzikiej furii schorowanej starości”
Brrrr.... Polecam wrażliwym 10/10
Kveta Legatova, właśc. Vera Hofmanowa (1919 – 2012) zadebiutowała tym zbiorem opowiadań w 2001 roku, mając 82 lata (nie licząc książki dla dzieci napisanej 40 lat wcześniej). Na podstawie opowiadania pt "Hanulka Jozy" powstał film "Żelary" nominowany w 2004 do Oscara.
Cieszę się z dwóch powodów: po pierwsze - pozostało mnie jeszcze 7 lat na debiut, a po drugie - powiększyła się grupka, o której pisałem recenzując Balabana:
"....Najpierw był Capek i Hasek, potem Hrabal, Kundera i Seifert, oraz poniekąd Kafka, teraz Balaban, a do tego Szczygieł, który sympatię do Czechów wywołał. I dobrze, bo niby sąsiedzi, a tak mało ich znamy...."
W międzyczasie doszedł Ota Pavel, a teraz Legatova.
Z notki Wydawcy:
...Akcja prezentowanych opowiadań rozgrywa się w pierwszej połowie XX w. Losy mieszkańców górskiej wioski Żelary ukazane są w sposób naturalistyczny, a jednocześnie poetycki, wręcz balladowy, przy tym daleki od sentymentalizmu. Łączy je jeden wspólny motyw: miłość...."
Z „miłością” to chyba przesada, bo to bardziej o kształtowaniu człowieka przez człowieka, czyli relacjach międzyludzkich.
Dodam, że emocjonalnie lektura ta kojarzy mnie się z „Księgą śmiechu i zapomnienia” Kundery,„Wiejskim Sherlockiem Holmesem” Lipatowa, jak i „Dublińczykami” Joyce'a, ale przede wszystkim z twórcą realizmu peryferyjnego - Markiem Nowakowskim
Miłosz zaczyna swoje najgenialniejsze dzieło - „Traktat teologiczny” słowami:
„Takiego traktatu młody nie napisze....”
Opowiadań Legatovej też, bo niezbędna do tego jest wiedza aposterioryczna czyli mądrość życiowa. Do zalet tego zbioru dodajmy język, którego próbkę podaję (s. 10)
„...straszny i bezsilny w dzikiej furii schorowanej starości”
Brrrr.... Polecam wrażliwym 10/10
Witold SZABŁOWSKI - "Zabójca z miasta moreli"
Witold SZABŁOWSKI - "Zabójca z miasta moreli" Reportaże z Turcji
Szabłowski (ur. 1980) - absolwent Wydział Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW; w 2008 roku otrzymał nagrodę Melchiora za "nawiązanie do najlepszej szkoły reportażu - ukazanie nieznanego oblicza Turcji, rzetelną dokumentację, oszczędny, ale obrazowy język". Laureat Nagrody im Beaty Pawlak w 2011 roku oraz nominowany do Nike 2011 za ten, właśnie omawiany, zbiór reportaży.
Wydawnictwo Czarne
„'Zabójca z miasta moreli' to wielowątkowa opowieść o Turcji rozdartej między Wschodem a Zachodem, islamem a islamofobią, przesiąkniętej konserwatyzmem i ponowoczesnością, tęsknotą za Europą i eurosceptycyzmem. W każdym z reportaży Szabłowskiego ważą się czyjeś losy, każdy bohater ma okazję przemówić pełnym głosem, opowiedzieć swoją historię, nierzadko zadziwiony własną odwagą, którą wyzwolił w nim polski reporter. Imigranci z Afryki, młode dziewczyny uciekające przed widmem zabójstw honorowych, Ali Ağca — to zaledwie ułamek bajecznie kolorowego, choć niekoniecznie bajkowego korowodu, który prowadzi nas w głąb Turcji, do serca narodu, który — zainfekowany europejskością — gubi swój miarowy, tradycyjny rytm."
To samo mówi poeta Tayfun na pierwszej stronie tekstu:
"...– Każdy Turek tysiąc razy na dzień krąży między tradycją a nowoczesnością. Kapeluszem a czarczafem. Meczetem a dyskoteką. Unią Europejską a niechęcią do Unii Europejskiej..."
A autor to ciekawie udowadnia, dzięki czemu czytam ten zbiór reportaży z dużym zainteresowaniem, lecz kończę z pewnym niedosytem wynikającym z własnej ignorancji zarówno przed lekturą jak i po niej. Po prostu chwalona powszechnie różnorodność, tak mnie pomieszała w głowie, taki „groch z kapustą” w niej zrobiła, że sam już nie wiem, co o Turcji wiem, a czego nie wiem. Jako, że jestem czytelnikiem uważnym i żądnym wiedzy, wielotematyczność Szablewskiego przerosła moją zdolność przyswajania.
To nie jest zarzut, lecz spostrzeżenie na temat własnej kondycji. Różnorodność przysparza temu zbiorowi czytelników, a ja, po prostu muszę sięgnąć do lektur uzupełniających, by w pełni przyswoić poruszane zagadnienia lub sobie przypomnieć, jak choćby Nazima Hikmeta z Borzęckich, którym karmiono mnie w peerelowskich szkołach. O tempora! O mores! Na LC Hikmet (1902 -63) ma 5 pozycji i opinii 0, a wspominający go Jewtuszenko (1932 – 2017), nasz powiew i nadzieja wolności - pozycji 5 i jedną opinię !!
Korzystając z okazji, wyrażam podziw dla polskojęzycznej Wikipedii, która pomniejsza wpływ takich ludzi na historię m.in. Polski, umieszczając o nich jedynie zdawkowe dwuzdaniowe wzmianki. (Anglojęzyczna Wikipedia zamieszcza bardzo szerokie opracowania ich życia i twórczości).
I dlatego zwracam się do Państwa z radą: chłońcie Szabłowskiego z uwagą, bo to wyjątkowa okazja poznać wydarzenia ważne, a dzisiaj zapominane.
Ataturk, Erdogan, kemaliści, islam a obyczaje, aż w końcu (s. 236 – e-book) Sabbataj Cwi. Wikipedia:
„...Szabetaj Cewi, Sabataj Cwi (1626 – 1676)[ Żyd sefardyjski, kabalista, rabin, znany dzięki swemu wystąpieniu mesjańskiemu w 1648 roku...”
Zajmował się kabałą praktyczną w wydaniu Izaaka Lurii (1534 - 1572). W 1648 ogłosił się mesjaszem. Jednym z naśladowców był Jakub Frank (1726 – 1791), którego znacie Państwo z „Ksiąg Jakubowych”
Jeszcze Ali Agca, komiczny „bajbajbusz” i efektowne zakończenie:
„....Dziennik „Hürryiet” opublikował zaś zdjęcie dwóch kobiet, stojących obok siebie po pas w wodzie. Jedna była w muzułmańskim stroju, zakrywającym wszystko prócz oczu. Druga topless.
„To jest właśnie Turcja” – głosił redakcyjny komentarz....”
Zbiór ciekawy dobrze na pisany, wyczerpujący (czytelnika); w dziale reportaży 8 gwiazdek, a nie więcej, bo mnie zmęczył.
Szabłowski (ur. 1980) - absolwent Wydział Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW; w 2008 roku otrzymał nagrodę Melchiora za "nawiązanie do najlepszej szkoły reportażu - ukazanie nieznanego oblicza Turcji, rzetelną dokumentację, oszczędny, ale obrazowy język". Laureat Nagrody im Beaty Pawlak w 2011 roku oraz nominowany do Nike 2011 za ten, właśnie omawiany, zbiór reportaży.
Wydawnictwo Czarne
„'Zabójca z miasta moreli' to wielowątkowa opowieść o Turcji rozdartej między Wschodem a Zachodem, islamem a islamofobią, przesiąkniętej konserwatyzmem i ponowoczesnością, tęsknotą za Europą i eurosceptycyzmem. W każdym z reportaży Szabłowskiego ważą się czyjeś losy, każdy bohater ma okazję przemówić pełnym głosem, opowiedzieć swoją historię, nierzadko zadziwiony własną odwagą, którą wyzwolił w nim polski reporter. Imigranci z Afryki, młode dziewczyny uciekające przed widmem zabójstw honorowych, Ali Ağca — to zaledwie ułamek bajecznie kolorowego, choć niekoniecznie bajkowego korowodu, który prowadzi nas w głąb Turcji, do serca narodu, który — zainfekowany europejskością — gubi swój miarowy, tradycyjny rytm."
To samo mówi poeta Tayfun na pierwszej stronie tekstu:
"...– Każdy Turek tysiąc razy na dzień krąży między tradycją a nowoczesnością. Kapeluszem a czarczafem. Meczetem a dyskoteką. Unią Europejską a niechęcią do Unii Europejskiej..."
A autor to ciekawie udowadnia, dzięki czemu czytam ten zbiór reportaży z dużym zainteresowaniem, lecz kończę z pewnym niedosytem wynikającym z własnej ignorancji zarówno przed lekturą jak i po niej. Po prostu chwalona powszechnie różnorodność, tak mnie pomieszała w głowie, taki „groch z kapustą” w niej zrobiła, że sam już nie wiem, co o Turcji wiem, a czego nie wiem. Jako, że jestem czytelnikiem uważnym i żądnym wiedzy, wielotematyczność Szablewskiego przerosła moją zdolność przyswajania.
To nie jest zarzut, lecz spostrzeżenie na temat własnej kondycji. Różnorodność przysparza temu zbiorowi czytelników, a ja, po prostu muszę sięgnąć do lektur uzupełniających, by w pełni przyswoić poruszane zagadnienia lub sobie przypomnieć, jak choćby Nazima Hikmeta z Borzęckich, którym karmiono mnie w peerelowskich szkołach. O tempora! O mores! Na LC Hikmet (1902 -63) ma 5 pozycji i opinii 0, a wspominający go Jewtuszenko (1932 – 2017), nasz powiew i nadzieja wolności - pozycji 5 i jedną opinię !!
Korzystając z okazji, wyrażam podziw dla polskojęzycznej Wikipedii, która pomniejsza wpływ takich ludzi na historię m.in. Polski, umieszczając o nich jedynie zdawkowe dwuzdaniowe wzmianki. (Anglojęzyczna Wikipedia zamieszcza bardzo szerokie opracowania ich życia i twórczości).
I dlatego zwracam się do Państwa z radą: chłońcie Szabłowskiego z uwagą, bo to wyjątkowa okazja poznać wydarzenia ważne, a dzisiaj zapominane.
Ataturk, Erdogan, kemaliści, islam a obyczaje, aż w końcu (s. 236 – e-book) Sabbataj Cwi. Wikipedia:
„...Szabetaj Cewi, Sabataj Cwi (1626 – 1676)[ Żyd sefardyjski, kabalista, rabin, znany dzięki swemu wystąpieniu mesjańskiemu w 1648 roku...”
Zajmował się kabałą praktyczną w wydaniu Izaaka Lurii (1534 - 1572). W 1648 ogłosił się mesjaszem. Jednym z naśladowców był Jakub Frank (1726 – 1791), którego znacie Państwo z „Ksiąg Jakubowych”
Jeszcze Ali Agca, komiczny „bajbajbusz” i efektowne zakończenie:
„....Dziennik „Hürryiet” opublikował zaś zdjęcie dwóch kobiet, stojących obok siebie po pas w wodzie. Jedna była w muzułmańskim stroju, zakrywającym wszystko prócz oczu. Druga topless.
„To jest właśnie Turcja” – głosił redakcyjny komentarz....”
Zbiór ciekawy dobrze na pisany, wyczerpujący (czytelnika); w dziale reportaży 8 gwiazdek, a nie więcej, bo mnie zmęczył.
Subscribe to:
Posts (Atom)