Po „Boso,
ale w ostrogach”
weryfikuję ponownie swoje
wrażenia sprzed 60 lat.
I nie dość,
że pozytywnie, to
ta książka zasługuje
na szczególne wyróżnienie,
bo naturalizm jest
jej najcenniejszą cechą.
Literatury obozowej powstało
bardzo dużo, ale
w większości to
swego rodzaju rywalizacja
w najstraszniejszych opisach
gehenny, a Grzesiuka
relacja to - „sposób
na przeżycie”.
Wszyscy znają
i piszą o
głównych wątkach, to ja
zwrócę uwagę na
incydentalny: Czech przedstawia
się i mówi:
„…– Z Zaolzia… … – Czy ty wiesz, co te kurwy wyprawiali,
jak tam przyszli? – i tu posłał pod adresem Polaków kilka lepszych
wiązanek „słupów telegraficznych”.
Na zajęcie Zaolzia patrzyłem z odrazą, jak patrzyłbym na
hienę, która zdradliwie uchwyci ochłap z padliny zwierza, zamordowanego
przez innego. Mimo to wiązanka przesłana pod adresem wszystkich Polaków
dotknęła mocno moje uczucia narodowe….”
Prawda boli,
lecz wróćmy do
głównego tematu tj
zasad przetrwania. Grzesiuk
potwierdza ideę głoszoną
przez Bartoszewskiego, ze
w każdej sytuacji
można zachować się
przyzwoicie. Swoisty kodeks
przyzwoitości w obozie
jest łatwiejszy do
przyswojenia przez autora,
bo on z
„czerniakowskiej ferajny”, w
której odpowiednio rozumiany
„honor” był wartością
podstawową.
Lektura bawi,
lecz przede wszystkim
boli, więc pozostawiam
refleksje nad nią
każdemu czytelnikowi z
osobna. Sam tylko
stwierdzam, że bardzo
wciąga.
W
„Notce edytorskiej” na
końcu książki czytam:
„…Stanisław Grzesiuk bardzo chętnie słuchał rad swoich redaktorów.
Za ich namową w pierwotnej redakcji tekstu zostało usuniętych kilka
scen, które w tym wydaniu przywrócono….”
Moim zdaniem
ówcześni redaktorzy mieli
racje, wykazali kompetencje,
szczególnie w kwestii
fragmentu obecnie zajmującego
strony 442 – 454 (e-book).
Reasumując, również
ponowna lektura, po
60 lat, udana,
inne uwagi zamieściłem
przy „Boso, ale
w ostrogach”, a
oceniam na 8/10
z uwagą, że
poziom literacki w
tym debiucie - słabszy
No comments:
Post a Comment