Zaczynam od
głosu autora stanowiącego
przedmowę książki:
„Mimo dużej
propagandy „Jak unikać gruźlicy” społeczeństwo nie jest zapoznane
z zagadnieniem gruźlicy, jej przebiegiem, możliwościami leczenia
i możliwościami zakażenia. Wśród społeczeństwa niegruźliczego krąży wiele
mitów na temat gruźlicy i gruźlików. Nie jestem lekarzem, lecz od
piętnastu lat chorym na gruźlicę. W tym okresie byłem dziesięć razy
w sanatorium i przeszedłem dwie operacje. Dlatego opisać chcę życie
gruźlików obserwowane z pozycji jednego z nich, z pozycji
chorego. Pokazać chcę życie chorych, ich radości i smutki, sprawy małe
i problemy społeczne. W opowiadaniach swych będę chciał pokazać
codzienne życie chorych, tych słabych psychicznie i tych silnych. Czy mi się to udało, niech oceni czytelnik. Stanisław
Grzesiuk”
(pseudo)Autobiograficzna kontynuacja
poprzednich dwóch tomów
wydana niestety już
po śmierci 45-letniego
autora. To „pseudo”
skrótowo wyjaśnia Wikipedia:
„….Według
Janusza R. Kowalczyka książek Grzesiuka nie należy traktować jako autobiografii
w sensie ścisłym – autor niekiedy opisywał cudze przygody jako swoje, a także
przesadzał w opisach przedwojennej biedy swojej rodziny. Grzesiukowi zarzucano
także idealizowanie postaci cwaniaka i apasza……”
To tylko
gwoli ścisłości, bo to „wzbogacenie”
własnej biografii należy
potraktować jako „licentia
poetica” uatrakcyjniającą lekturę.
W przypisie
1 znowu (jak
w poprzednich książkach)
czytamy:
„Pogrubieniem
wyróżniono niepublikowane fragmenty przywrócone z rękopisu.”
A ja
po raz trzeci
wyrażam swoje odczucie,
że to pomysł
chybiony, a rację
w kwestii cięć
przyznaję redaktorom sprzed
ponad pół wieku.
Aby uzasadnić swoją
opinię przypominam Państwu
wybitnego pisarza „minimalistycznego” Raymonda
Clevie Carvera (1938-1988), autora
słynnej „Katedry”, „Słonia”
i „O czym
mówimy kiedy mówimy
o miłości”, który
zaistniał dzięki swojemu
przyjacielowi, wydawcy i redaktorowi ,
Gordonowi Lish, skracającemu
każde 5000 słów
do 2000. Proszę
zwrócić uwagę na
fragmenty wyróżnione tłustym
drukiem i ocenić
to samemu.
Grzesiuk potrafił
bawić nas swoją
młodością w „Dole”,
pobytem w obozach
koncentracyjnych i potrafi
nawet teraz nas
bawić, w obliczu
śmierci. To specyficzny
talent i twardy
charakter. Zapewniam, że
czyta się z
wielką ciekawością i
empatią, a ja
tylko potwierdzam odkrycie
Grzesiuka, że alkohol
jest świetnym lekarstwem,
wysuszającym nawet nacieki
w płucach.
Polecam wszystkie
trzy tomy, a
gwiazdek tradycyjnie 8/10
.
No comments:
Post a Comment