Wednesday, 3 October 2018

Heather GUDENKAUF - „Ciężar milczenia”


 Heather  Gudenkauf  -  tajemnicza,  nie  lgnie  do  Wikipedii,  a  jedyne  co  znalazłem  to  na  http://heathergudenkauf.com/#biography
:„…Heather Gudenkauf graduated from the University of Iowa with a degree in elementary education, has spent her career working with students of all ages and continues to work in education as a Title I Reading Coordinator…”
No  i,   że   to  jej  debiut  z  2010,  a  na  LC  osiągnęła  niezły  wynik  7,15 (577 ocen  i  102 opinie).  Mimo  upływu  ośmiu  lat,  dalej   w  Wikipedii  nie  widzę  informacji,  a  na  LC   ma  5  książek  z  podobnymi  ocenami.  
Chciał,  nie  chciał,  przyszło  mnie  ustosunkować  (głupie  słowo,  nie?)  samodzielnie,  bez  wskazówek  czy  inszego  wsparcia,  co  szczególnie  trudne  jest  w  przypadku  debiutanckich  kryminałków.
Dobrnąłem  szczęśliwie  do  końca  i  rzekę:
Czytelnik  dowiaduje  się,  już  na  pierwszych  stronach  książki,  o  pobiciu  i  zrzuceniu  ze  schodów   ciężarnej   kobiety,  skutkującym  poronieniem   oraz  równoczesnym  wywołaniu  „mutyzmu  wybiórczego” (zaprzestania  mówienia)   przez  zastraszenie,  u   czteroletniej  córki,  przez  pijaka  psychopatę,  lecz   systematycznie   bita   żona   książki  tej  nie  czytała  i   dalej   na  stronie  327,5 (e-book)   nie  zna   oczywistej  prawdy:
„…..- Boję się - mówię, walcząc ze łzami - boję się dowiedzieć, dlaczego moje dziecko nagle przestało mówić…”
Aby  podkreślić  patologię,  autorka  szczegółowo   opisuje,   jak  matka  z  dziećmi  ucieka  do  lasu  bądź  motelu,  gdy  pracujący  na  Alasce  psychopata  przyjeżdża  do  domu  i   znęca  się  nad  rodziną,  póki  nie  zmorzy  go  alkohol   i   nie  zapadnie  w  pijacki  sen.   Oczywiście,  nikt  nic  nie  wie,  prawie  jak  w  czeskim  filmie  (tak  się  kiedyś  żartowało). 
A  jednak  niepijąca,  systematycznie  katowana,  na  koniec  trzeźwieje  i  podsumowuje  (s.430):
„…o  czwartej rano, kompletnie pijany, wywlókł Calli z domu i ciągnął ją przez las pod dom człowieka, który jego zdaniem jest jej prawdziwym ojcem! W rezultacie zabłądzili. Potem Griff pobił swego syna, potem przystawiał mi pistolet do głowy! Martin! Griff wcale nie był świetnym facetem!...”
Bystrość   maltretowanej  jest  porażająca!   Zboczeńcem  i  gwałcicielem   okazuje  się  ktoś  inny,  a  historia   udręczonej   rodziny   idzie  w  zapomnienie,  skoro  dręczyciel  przez  przypadek  zginął.
Kończy  książkę  szmirowaty  happy-endowy  epilog  z  oczywistym  odzyskaniem  mowy,  a  ja  mam  retoryczne  pytanie  do  autorki:  czy   gwałt   sześcioletniej  dziewczynki   był  conditio  sine  qua  non   szczęśliwego  życia  Tiny  i  jej  dzieci ?   Czy  bez  tego  strasznego  gwałtu   Tina  i  jej  dzieci  byłyby  maltretowane  przez  alkoholika – psychopatę   do  końca  swoich  dni ?
Jakie  przesłanie?  Coś  za  coś?   Tragedia   zgwałconego  dziecka  za  pozbycie  się  prześladowcy  innej  rodziny?
Dla  mnie  cały  pomysł  książki  jest  chory,  treść  demoralizująca  (ze  względu  na  bezradność  rodziny  alkoholika),  a  rozwiązanie  infantylne.  Możecie  mieć  inne  zdanie,  a  ja  pobudzam  do  trzeźwej  refleksji  swoją  PAŁĄ!!

No comments:

Post a Comment