Saturday, 6 October 2018

Janusz KORYL - „Zegary idą do nieba”



UWAGA!   PISARZ  NIEDOCENIONY!   WARTOŚCIOWE  ODKRYCIE!
Janusz  Koryl (ur.1962),    mimo  prób  w  różnych  gatunkach,  wielkiego  sukcesu  nie  osiągnął.   Wprawdzie  na  LC  widzę  11  jego  utworów,  lecz  zaledwie  581 czytelników,  w  tym  18 fanów.  Ta  książka  ma  średnią  6,29 (72 ocen i  9 opinii)  i  ściska  mnie  żal,  bo  zasługuje  na  więcej,  jeśli  nie  gwiazdek,  to  na  pewno  czytelników.  
Nie  znalazłem   ciekawej   recenzji,  choć    dla  mnie  to   wspaniała  próba  polskiego  realizmu  magicznego,  w  którym  tak  gustują  entuzjaści  literatury  iberoamerykańskiej.  Książka  sprawia  wrażenie  poszukiwań   środków  wyrazu  przez  autora,  niestety   nie  znam  najnowszych  utworów  Koryla,  więc   nie  wiem  czy  przez  ostatnie  jedenaście  lat  je  znalazł.   Lecz  i  w  tej,  jakby  niedopracowanej  formie,  zasługuje  na  uwagę.
Świat  i  wszystkie  problemy  ludzi  w  miniaturze;  w  społeczności  wsi  Czarna,  grajdołu  leżącego  na  poboczu  cywilizacji.  Jako  motto  mogłoby  być:
homo sum, humani nil a me alienum puto” - człowiekiem jestem, nic co ludzkie nie jest mi obce

Grajdoł  żyje  własnym  życiem;  w  przekonaniu  Pojebusa  dzięki  niemu,  bo  grzebiąc  zegary  spowalnia  czas.   Ksiądz  Borowik,  nawet  po  10  latach,,,,   (s.11):
„….nie  przyzwyczaił  się  do  tutejszego  rozleniwienia…     ..Świat  kręcił  się  tutaj  na  zwolnionych  obrotach  jak  płyta  na  starym  gramofonie…”
Impulsy  dochodzące  ze  świata  zewnętrznego   zostają   przetworzone   wedle   lokalnej,  swojskiej  mentalności   nadającej   im  wymiar  bądź  groteskowy   bądź  tragiczny.   Ten  swoisty   lokalny  realizm   przypomina   atmosferę  nie  tylko  z  opowiadań  Marqueza,   lecz  i   abnegację  z  utworów  Erskine  Caldwella.
Nawet  dwie  ukraińskie  prostytutki   nie  mają  wpływu  na  mieszkańców  grajdołu,  bo  ich  sumienia   uspokaja   własny  pomysł,  że  „z   kurwą  to  nie  cudzołóstwo” (s.26).  Innego  zdania    żony,  które  dom  rozpusty  „Afrodyta”   doprowadzają  do  zagłady. 
Śmieszne,  bo  dopiero  co  skończyłem   Surmiak – Domańskiej  „Ku  Klux Klan. Tu  mieszka   miłość”,    gdzie  przedstawione    podobne  „zakute   łby”.   Bo  i  tu,  i  tam,  ludzie    dobrzy,  sympatyczni,    lecz    zakorzenione  poglądy  i  zwyczaje    przerażają  i  prowadzą  do  zbrodni.  Nawet  wyrozumiały  ksiądz  Borowik  (rozumiem  jako  przeciwieństwo  Rydzyka)  nie  jest  w  stanie    uchronić  społeczności  przed   zasłużoną  karą.
Liczne  incydentalne  opowieści   składają  się  na  mroczny  obraz  społeczności   grajdołu,  lecz  jest  to  w  domyśle  obraz   całej  ludzkości.
Czyta  się  wspaniale,  krótko,  bo  to  zaledwie  120  stron,  oderwać  się  nie  można,  a  głowa  pęka  od  poruszonych  aspektów   życia,  naszego  życia.  Gorąco  polecam!!  8/10 

No comments:

Post a Comment