Po prawie
60 latach ponownie
czytam Grzesiuka zwracając
uwagę na zdania
wyróżnione tłustym drukiem.
Czytam wyjaśnienie w
pierwszym przypisie:
„Pogrubieniem wyróżniono niepublikowane fragmenty przywrócone
z rękopisu.”
Dobrymi chęciami piekło
wybrukowano. Takie działanie
byłoby uzasadnione w
przypadku interwencji peerelowskiej
cenzury, a tu
wychodzi, że to
profesjonalizm ówczesnych redaktorów,
bo przywrócone fragmenty
nic ciekawego nie
wnoszą, lecz tylko
powiększają objętość książki.
Ale ad rem.
60 lat temu
Grzesiuk był przede
wszystkim powszechnie kochanym
bardem Warszawy i
wszystko co napisał
przyjmowaliśmy bezkrytycznie. Teraz
- podziwiam język,
umiejętność barwnego opisu
i autentyczność ponad
połowy książki, natomiast
absolutnie nie odpowiada
mnie opowieść
od wybuchu wojny.
Otrucie psów dozorcy
to drobiazg, w
porównaniu z dewastacją
dzieł sztuki w
stylu bolszewickiej zarazy;
wycinanie obrazów z ram, niszczenie
drogocennej porcelany psuje
wizerunek „swojaków” z
Czerniakowa, a poruszanie
się praktycznie ciągłe
z parabellum i
granatami sprawia wrażenie
infantylnych przechwałek.
Warto również przypomnieć,
że pochodzenie i
życiorys Grzesiuka znacznie
odbiega od postaci
głównego bohatera. Z
Wikipedii:
„.. Franciszek Grzesiuk był z zawodu ślusarzem,
pracował w Warszawskiej
Spółce Akcyjnej Budowy Parowozów przy ul. Kolejowej (późniejszy Bumar-Waryński), był także działaczem PPS… …(Stanisław)
Ukończył szkołę zawodową pracując w fabryce. Tam zetknął się po raz
pierwszy z działalnością lewicową. Pogrzeb ojca był dla niego punktem
przełomowym. Zaczął uważać, że ówczesny porządek społeczny zawsze będzie
deprecjonować osoby chcące wyrwać się z getta biedy…… …Sympatyzował z nowo powstałą PRL. Widział w niej szansę zapobieżenia nędzy, chorobom i istniejącemu w dwudziestoleciu międzywojennym wyzyskowi…”
A
więc pochodził z
robotniczej elity, skończył
AŻ 6 klas
plus kursy radiotechniczne, nie
poznał skrajnej biedy
i tragedii bezrobocia
w II RP,
a w PRL
stał się cennym
nabytkiem Partii w
głoszeniu opowieści o
nędzy życia w sanacyjnej Polsce
i jak cytuję
z Wikipedii „nędzy,
chorobom i istniejącemu
w dwudziestoleciu międzywojennym wyzyskowi”.
Dodajmy, że (Wikipedia):
„…W 1946 zapisał się do Polskiej Partii
Robotniczej. Został instruktorem w komitecie dzielnicowym partii. W 1949
ukończył trzymiesięczny kurs dla wicedyrektorów i pracował na stanowiskach
administracyjnych w warszawskich szpitalach na ul. Chocimskiej i Anielewicza oraz w wojewódzkiej
poradni zdrowia przy ul. Lwowskiej. W 1961 został radnym Rady
m.st. Warszawy z listy Frontu Jedności
Narodu z okręgu nr 9 na Ochocie…..”
A więc
w momencie pisania,
już nie menel
czy złodziej, a
dyrektor i aktywista
PZPR. Tak więc chętnie wydano
jego opowieści za
wczesnego Gomułki.
Niemniej książka
napisana jest ciekawie,
profesjonalnie pod względem
literackim (czyżby pomoc
Janiny Preger??), przedstawia
autentyczny klimat ówczesnego
Czerniakowa i czyta
się ją świetnie,
więc zasługuje na
8/10, mimo upływu
czasu
No comments:
Post a Comment