Zacznijmy od faktów: 1.
Stalin nigdy autobiografii nie pisał, 2. Koszmary po
przeczytaniu tej książki, nawiedzały tylko Miłosza, który
jako wykładowca i przyjaciel autora chciał w ten sposób
napędzić mu czytelników. (potwierdzają to recenzje na LC)
Jestem przeciwnikiem „powieści
historycznych”, w których nie wiadomo co jest faktem, a
co fantazją, bo po latach efekt jest jak z kradzieżą tzn
czytelnik pamięta, lecz nie wie co -prawdę czy fikcję. (Z
kradzieżą, po odpowiednim czasie, nie wiadomo czy byłeś
okradziony czy sam byłeś złodziejem, jedynie pewne, że
Twoje nazwisko kojarzy się z kradzieżą).
Przekonywanie, że Stalin był
zbrodniarzem jest co najmniej żenujące, a ilość w y b i t
n y c h dzieł na jego temat i jego zbrodni przekracza
możliwości percepcji przeciętnego czytelnika. Tak ad hoc
przypominam autorów takich jak: Simon Montefiore, Dmitrij
Wołkogonow (1928-95, trylogia: Lenin, Stalin, Trocki) czy
odkrywczyni rewelacji w okresie mojej młodości, córka
Stalina, Swietłana Alliłujewa (1926-2011).
Przedstawię Państwu dwie
opinie przeciwstawne, a mimo to obie słuszne. Pierwsza -
Piotra Kofty (ur.1973, syn Jonasza). Całość na:
„...Oczywiście
to apokryf – ale jakże celny. Nie jest to również rzecz dla
każdego: wizyta w umyśle cynicznego psychopaty, wielokrotnego
mordercy ogarniętego manią wielkości, człowieka, który rzucił
wyzwanie ludzkości i Bogu, może być dla wrażliwszych czytelników
nieco kłopotliwa.Z drugiej strony Lourie nie bawi się w epatowanie
okropieństwami, on po prostu pisze literaturę – zwięzłą,
zgrabnie puentowaną, miejscami nihilistycznie zabawną..."
Druga
to z LC, godło „Meszuge” (przytaczam fragment):
„....Według
autora „Autobiografii” Stalin był egocentrycznym megalomanem,
który mówi często o sobie w trzeciej osobie i który właściwie
opętany jest jedną tylko ideą – zniszczeniem, aż do fizycznego
unicestwienia, Lwa Trockiego.
Autentyczne wydarzenia historyczne, kolejne Międzynarodówki, rewolucje w Rosji, wojna z Niemcami… wszystko to Stalin widzi jedynie w powiązaniu z Trockim i w związku z nim.
No cóż… ja Stalina nie znałem… może i był taki… Tylko jakoś jest to wszystko bardzo mało przekonujące…"
Autentyczne wydarzenia historyczne, kolejne Międzynarodówki, rewolucje w Rosji, wojna z Niemcami… wszystko to Stalin widzi jedynie w powiązaniu z Trockim i w związku z nim.
No cóż… ja Stalina nie znałem… może i był taki… Tylko jakoś jest to wszystko bardzo mało przekonujące…"
Uważam,
że w zabawę "z apokryfem" może bawić się t y
l k o doświadczony czytelnik, z zasobem wiedzy pozwalającym
na odróżnienie fikcji od faktów. Ponadto, wydaje mnie się,
że szczegółowa wiedza np na temat zamordowania Trockiego i
faktycznych powiązań Mercadera jest tak fascynująca, że
wysiłek autora w stworzeniu nowych okoliczności jest zbędny.
Reasumując:
książka jest napisana bardzo ciekawie i czyta się ją
dobrze, lecz zarzut dezinformacji
młodych,
niedoświadczonych czytelników jest tak zasadny, że odradzam
im lekturę tego "apokryfu" i dlatego stawiam
gwiazdek tylko 6 (również jako średnia z mojej – 6/10,
Kofty – 5/6 i "Meszuge" 3/10)
PS
Ciekawostki: w swoich notatkach znajduję, że Saul Bellow
był
umówiony z Trockim, za pośrednictwem byłego ochroniarza Trockiego
- Glotzera na spotkanie w dniu 21.08.1940 r., w Meksyku. Pamiętamy,
że Trocki (Bronstein) zabity został dzień wcześniej przez
Mornarda (Mercadera) toporkiem do rąbania lodu.
A nasz Jan Kott kolegował się w Paryżu z nim tj Jacques
Mornard
No comments:
Post a Comment