Sunday 8 July 2018

Elena FERRANTE - "Genialna przyjaciółka"


Elena Ferrante (wg Wikipedii):
"......pseudonim włoskiej powieściopisarki lub włoskiego powieściopisarza o nieznanej oficjalnie tożsamości. Międzynarodową popularność Ferrante przyniósł tak zwany cykl neapolitański (powieści 'Genialna przyjaciółka', 'Historia nowego nazwiska', 'Historia ucieczki' i 'Historia zaginionej dziewczynki'), cieszący się uznaniem krytyków i czytelników...."

Anglojęzyczna Wikipedia podaje jej przypuszczalną datę urodzenia 1943, a dociekania jej tożsamości najciekawiej przedstawia Claudio Gatti na:

Przypuszczenia, czy autorką jest tłumaczka z niemieckiego na włoski Anita Raja, której korzenie sięgają papieskich Wadowic, czy też ona wespół z mężem Domenico Starnone, pozostawiam Państwu do zgłębienia samemu, a ja powtarzam cytat z tego artykułu, który uprzednio zamieściłem przy tomie drugim, dawno temu czytanym:

"...Raja’s mother was a teacher, not a seamstress, and she wasn’t Neapolitan. She was born in Worms, Germany, into a family of Polish Jews who emigrated from Wadowice, a town west of Krakow...."

Kwestię tożsamości autorki rozważa również Juliusz Kurkiewicz na:

"......Plotka trzecia. Elena Ferrante istnieje i jest kobietą. Nazywa się Anita Raja, jest tłumaczką z niemieckiego i konsultantką rzymskiego wydawnictwa E/O. Tak się składa, że właśnie ono wydaje powieści Ferrante. I tak się składa, że Raja jest żoną Starnonego...."

Polecam cały artykuł, a ja przytaczam następny cytat z niego:

"....W tym momencie, gdyby ta historia była powieścią, książka powinna się natychmiast stać sensacją. Ale stało się inaczej - wprawdzie przebiła się na rynku, jednak recenzje były mieszane. Ferrante opublikowała dwie kolejne powieści. Dopiero ukazanie się przekładów jej książek w USA - ponad dekadę od debiutu - otworzyło Ferrante drogę do światowej kariery.
Po publikacji w 2012 roku angielskiego tłumaczenia "Genialnej przyjaciółki" - pierwszej części tego, co krytyka będzie nazywać "neapolitańską tetralogią" - o anonimowej pisarce z Neapolu robi się głośno....
.....W Ameryce, w której literatura nieanglojęzyczna przebija się z ogromnym trudem, to wyjątkowa nobilitacja. Nie doświadczył jej nawet Norweg Karl Ove Knausgard, którego sześciotomowy cykl powieści "Moja walka" zdobył światowy rozgłos właśnie dzięki sukcesowi w USA.
Zresztą Knausgarda coraz częściej porównuje się z Ferrante. Są autorami wielotomowych powieściowych cegieł, nazywa się ich odnowicielami realizmu, piszą w pierwszej osobie, zacierając różnice między narratorem a autorem, i opowiadają o stawaniu się pisarzem. Mówiąc krótko - ich powieściowe przedsięwzięcia to w jakiejś mierze współczesne wcielenia "W poszukiwaniu straconego czasu" Prousta..."

I o o ostatni akapit mnie chodziło, bo całe siedem tomów arcydzieła Marcela Prousta męczyłem i podziwiałem pod wpływem starszej siostry prawie 60 lat temu, a teraz na pewno bym nie zmógł, a co do Knausgarda, pozostanę profanem i matołem, który zmęczył jego jeden tom i dał pałę:

Tak więc nobilitowanie autorki przez porównanie z Proustem i Knausgardem, w moim przypadku nic pozytywnego nie przyniosło, więc przypomnę, że jej drugiemu tomowi czytanemu bez znajomości tego, dałem 6 gwiazdek, a ocenę wyrażę słowami moich znajomych z LC:
"jolasia"
"No i stało się! Nie zostałam fanką Eleny Ferrante. Wymęczyłam się z "Genialną przyjaciółką" ok-rop-nie. Konia z rzędem temu, kto mi wytłumaczy na czym polega fenomen tej pisarki. Jakoś nie byłam w stanie dogrzebać się do tej perły, która jest tam ukryta, o czym przekonywali mnie i krytycy i tutejsi czytelnicy. Przezroczysta, szczegółowa narracja, portret banalnych postaci, kobieca przyjaźń, dojrzewanie młodych dziewcząt - mam wrażenie, że to wszystko już czytałam. I to w dużo ciekawszej formie."

"Izabela"
"Z czystej ciekawości zdecydowałam się sięgnąć po „Genialną przyjaciółkę” i już wiem, że był to czas, który mogłam poświęcić znacznie bardziej wartościowej literaturze. Nie rozumiem skąd się biorą takie super pozytywne opinie na jej temat. Cóż… Pierwsze 10 stron tej książki w sposób wręcz doskonały podsyca w czytelniku „apetyt” na ciąg dalszy… Skoro jest intryga to wydawać by się mogło, że o wartką akcję nie ma co się raczej obawiać. A tu co? Zwyczajnie nic ciekawego. Jak dla mnie wyjątkowo mało interesująca obyczajówka. Perypetie dwóch przyjaciółek, których życie od maleńkości po wiek dojrzały streszcza jedna z nich. W zasadzie nie przeżyły niczego nadzwyczajnego......"

"Melocoton"
"Skoro do 200 strony nie dzieje się NIC (dwie dziewczynki mieszkają sobie w kamienicy we Włoszech i chodzą do szkoły, i tak przez kilkanaście lat przez 200 stron), to moim zdaniem szkoda czasu."

"Labirynt Human"
"Ważne sprawy (emancypacja, seksizm, przemoc) opisane wyjątkowo drętwym (szkolnym) językiem. A do tego niewiele akcji....."

"Allie"
"Wszystkich, którzy - wskutek hałasu, jaki wokół tej książki panuje - spodziewają się po jej lekturze wielkich przeżyć, pragnę uspokoić: naprawdę nie stracicie zbyt wiele, jeśli odpuścicie sobie jej czytanie. To jest naprawdę sprawnie napisane, to się niezwykle łatwo czyta, ale to jest czytadło plasujące się w najlepszym razie o poziom wyżej niż "Ania z Zielonego Wzgórza". TYLKO tyle i AŻ tyle. Być może kolejne części cyklu niosą ze sobą większy ciężar gatunkowy, ale nie czuję nieodpartej chęci przekonania się o tym na własnym organizmie."

itd itp. A ja dodam, że nie lubię jak autor robi mnie w bambuko tj po lekturze 480 stron nakłania mnie do przeczytania dalszych trzech tomów, bym ewentualnie poznał rozwiązanie zagadki z pierwszej strony. Pierwszy tom słabszy od drugiego, więc 5/10




No comments:

Post a Comment