Stefan KISIELEWSKI - "Felietony pod choinkę"
UWAGA!! WYSOKA OCENA DOTYCZY FELIETONOW, A NIE KSIĄŻKI!!!
Kisiel to Kisiel; to przede wszystkim moja młodość. Bym wzbogacał się intelektualnie, Ojciec trzymał "teczkę" w kiosku "Ruchu", w hallu Ministerstwa Komunikacji (wpierw Transportu Drogowego i Lotniczego) i w każdą sobotę (pracowało się, pracowało, niektórzy do 13) przynosił do domu potężny plik tygodników. Zaczynało się od felietonów Urbana, Passenta, Fikusa, Hamiltona tj Słojewskiego i Kisiela. Znam również wydania książkowe zbiorów jego felietonów, jak i kontrowersyjne "Dzienniki", mimo których, pozostałem jednak jego fanem. Ściśle jego felietonów, broń mnie Panie Boże, nie jego powieści.
Nie jestem natomiast zwolennikiem wybiórczego tworzenia podzbiorów pod jakimkolwiek pretekstem. A takim właśnie podzbiorem jest niniejsza książka. Wyciągnięto z roczników „mojego” „Tygodnika Powszechnego” felietony drukowane pod koniec roku, tym samym tzw świąteczne. Wiem, że jest taka moda i wiem, że pecunia non olet, a „dobre” nazwisko przyciąga nabywców. Zabija się w ten sposób ciągłość myśli autora i utrudnia zrozumienie tekstu przez czytelnika. Aby udowodnić słuszność moich zastrzeżeń biorę „na tapetę” felieton, pozornie najłatwiejszy, bo z pamiętnego roku 1956. Dodajmy, że zbiór został wydany bez jakichkolwiek przypisów. Przypuszczam, że niewielki procent współczesnych czytelników połapie się w nazwiskach, faktach i skojarzeniach (s. 63 – 64)
„...minister Bieńkowski służy do mszy, a Bolesław Piasecki uparcie tańczy Mazura - świat na opak, jak Boga kocham! A co za zmiany w Związku Literatów, o rety: Woroszylski jest za Batorego pod Pskowem, Wyka Kazimierz za byłego męczennika, Otwinowski za stalinistę, ja za postępowca, Brandys za milczącego, a Słonimski za prezesa. Zawieyski mięknie (bo rząd mięknie). Ważyk twardnieje (z tegoż powodu), Morcinek się zarzeka, ze to nie on wymyślił Stalinogród. Stalina w księgarniach ani na lekarstwo, za to Dostojewskiego - w bród... ...nawet Osmańczyk i pani Artymowska wyglądają, jakby coś niecoś zrozumieli... ...światło było w bezpieczeństwie, a teraz w niebezpieczeństwie, bo go prokurator w tej Hameryce szuka. Nawet obrzędy się zmieniły: w Warszawie nikt już nie korzy się przed Wszechmocnym Putramentem, za to w Lublinie na akademiach śpiewają psalmy Gomółki. Księża patrioci poszli na rekolekcje, wrogowie ludu są znowu za patriotów. Rusinek za kozaka, baran został ministrem zdrowia. Mackiewicz złotouście poucza nas o Londynie i Puszkinie, Kott o 'Nocy listopadowej', Tyrmand o jazzie i Piaseckim, a Koźniewski o Koestlerze. Gwar, ruch, zamęt, iluminacja, anieli śpiewają, bydlęta klękają, hej kolęda! Jeden tylko cud, z partią polską polski lud!....”
Przepisywałem powyższe i skręcałem się ze śmiechu, ale ja mam 73 lata. Ten fragment domaga się co najmniej trzech stron wyjaśnień, bądź dwóch godzin lekcyjnych w szkole z dobrym polonistą. Gdybyście żyli w 1956 lub chociaż czytali kolejne numery „Tygodnika Powszechnego”.....
Młodzi Czytelnicy! Moja rada: nie otwierajcie nawet tej książki, a w zamian proponuję trzy tomy felietonów, jak i wrednowate „Dzienniki”.
No comments:
Post a Comment