nieudaczność doskonała
Andrzej MUSZYŃSKI - "Południe"
Muszyński (ur. 1984) debiutuje w formie książkowej, lecz w ogóle debiutantem nie jest, bo wiele reportaży drukował np w "Wyborczej". Nic o nim nie znalazłem, poza tym, że objechał pół świata. Z tej tajemnicy rodzi się we mnie niecne przypuszczenie, ze mamy następnego trawelebrytę. (w "Moim Pod Ręczniku" znajduję:
"TRAWELEBRYTA - od ang travelebrity, powstałego z travel i celebrity, oznacza osobę, która ze swego podróżowania uczyniła zawód i źródło niezłego dochodu. Polacy: nestor Kapuściński, a dalej - Beata Pawlikowska, Martyna Wojciechowska, Wojciech Cejrowski, Piotr Kraśko, Jarosław Kret i inni..”)'
Tylko, że piszę w tym momencie 929 recenzję w celu opublikowania na LC, a nie znajdziecie Państwo wśród nich ani jednej dotyczącej twórczości Kapuścińskiego, ani jego młodszych kolegów. Zapewniam Państwa, że większość książek Kapuścińskiego czytałem, jego niektórych następców też, a nie opiniuję, bo nie lubię słowa „quasi”, które nadaje danemu pojęciu sens zbliżony do para-, prawie lub niemal. Czyli reportaż, z założenia dokumentarny, staje się quasi reportażem paradokumentarnym. To jak nie wiadomo gdzie real, a gdzie fikcja, to o czym ja biedny mam pisać?
Robert Buciak (http://reportaze.blox.pl/t/486503/Andrzej-Muszynski.html) wyśpiewuje peany na temat Muszyńskiego, jednak pod koniec zaznacza:
"...Czasami trudno się połapać, o czym autor pisze. Miejscami szwankują podziały na podrozdziały. Za często w tekście pojawiają się podmioty domyślne. I drugie, tej książki nie da się czytać bez atlasu. Na początku każdego reportażu obowiązkowo powinna znajdować się mapa...."
A na LC wyręcza mnie "Artur" (polecam całą recenzję), który m. in. pisze:
"...."Południe" ma kilka dobrych momentów, ale to wszystko ginie w irytującej manierze Muszyńskiego i zbyt widocznej chęci napisania czegoś poruszającego, co ostatecznie kończy się pretensjonalnym bagnem... ..pretensjonalność i licealne natchnienie ... ....rozkwita pompatyczność.."
A ja czytam i chłonę mądrości trawelebryty Muszyńskiego. Już na stronie 12 zostaję oświecony innością dżungli kambodżańskiej:
"..Jest inna niż w Afryce i Amazonii: bardziej soczysta, gęsta.."
Niestety, autor nie wyjawia różnic między afrykańską, a tą z Amazonii czyli południowoamerykańską. Trzy różne kontynenty, trudno będzie samemu sprawdzić. Czytam dalej, a każde zdanie wykazuje trudności autora w posługiwaniu się językiem polskim, który wprowadza nową odmianę minimalizmu polegającą na tworzeniu jak najkrótszych zdań. Ponieważ na końcu książki dziękuje pracownikom Wydawnictwa "Czarne" za "wnikliwą redakcję książki", to strach sobie wyobrazić, jak to dzieło wyglądało wcześniej.
No i w tej Kambodży było jak w czeskim kinie, nikt nie wiedział, kto dobry, a kto zły, Amerykanie bombardowali, miejscowi wyrywali paznokcie, a i jeszcze byli Wietnamczycy. To już możemy przenieść się do Maghrebu czyli do płn-zach. Afryki.
Szykuje się coś ciekawego, bo autor podkreśla to oryginalną stylistyką (s. 62):
".....ciągnie mnie tam wtedy jak pszczołę w ul.... ...Gdy w Maghrebie idzie wiosna, chcę być sam.."
A tu na złość Muszyńskiemu (s. 64):
"....Mohamed Bouazizi się spalił.! Zhańbili go! On zrobił to dla nas wszystkich!"
Za autora też. To niech to opisze. A potem mamy jeszcze Amerykę Łacińską i Afrykę. Dobrze, że nie zawitał do Australii, bo bym już tego nie przeżył....
Miłego czytania tego internacjonalistycznego bełkotu!!!
No comments:
Post a Comment