Michael ONDAATJE - "Angielski pacjent"
Co za szczęście, że w nocy nie opublikowałem swoich wypocin, bo rano doznałem olśnienia. Proszę Państwa, już wiem skąd płyną moje zastrzeżenia do tej książki. Tylko ja mogłem to odkryć, bo mieszkam jak mój rówieśnik - autor w Toronto i jestem takim samym imigrantem, dzięki czemu obaj poddani jesteśmy kanadyjskiej „political correctness”, której na imię „multiculturalism”. Tylko, że nasz drogi Cejlończyk - Kanadyjczyk za bardzo się nią przejął. Proszę spojrzeć: w czteroosobowej ekipie przedwojennych badaczy Afryki mamy afrykańskiego księcia, Anglika, Niemca i Węgra, a we włoskiej willi - szpitalu - Kanadyjkę, Sikha z armii brytyjskiej, Włocha - Kanadyjczyka oraz Anglika – Węgra. Tego Europejczyk by nie wymyślił. Dodajmy, że za tą książkę Ondaatje dostał również najwyższą kanadyjską nagrodę Generalnego Gubernatora, teraz już jasne - za „multiculturalism”. To teraz już wczorajsze.
Ondaatje (ur. 1943), Cejlończyk (tzn ze Sri Lanki) o zagmatwanym rodowodzie, obecnie Kanadyjczyk zrobił furorę tą książką (1992), którą powiększyła adaptacja filmowa w 1996 (m. in. z Binoche, znaną nam z arcydzieła Kieślowskiego "Niebieski")'
Książka ta dostała w 1992 roku Nagrodę Bookera, co o niczym nie świadczy, bo wśród wszystkich nagrodzonych od 1969 tj przez 46 lat, nie znalazłem ani jednej (według mnie) wartościowej, oprócz "Hańby" Coetzee. To mniej więcej tak, jak z naszą Nike, którą obdarowuje się coraz gorsze książki i znajomych autorów. W rzeczywistości wypromował ją romantyczny film, który ma z nią niewiele wspólnego. A film dostał dziewięć "Oskarów"
Już sam wybór miejsca akcji i bohaterów wzbudził moją czujność. Szpital w willi koło Florencji, a w nim pielęgniarka Kanadyjskiej Armii, Sikh, saper Brytyjskiej Armii, kanadyjski złodziej o włoskim nazwisku, szpiegujący dla Aliantów oraz tytułowy pacjent, poparzony, początkowo nierozpoznany, podający się za Anglika, a w rzeczywistości Węgier, co już stawia go w dwuznacznej sytuacji. Bieżącą akcje przerywają liczne wspomnienia, które stają się z czasem wątkiem głównym. Poza wspomnieniami liczne dygresje, które spowalniają akcję i mnie n u d z ą. Do tego przez całą książkę przewija się, „ni przypiął ni przyłatał” Herodot.
I jeszcze jedno, żyjąc w Toronto, otoczony bardzo miłymi imigrantami ze Sri Lanki, mam pewne obawy, czy autor, urodzony w cejlońskim Colombo, mieszkający w Kanadzie, jest w stanie widzieć II w. św. w Europie, w sposób nasz - europejski. Bo czasem zaskakuje "inność".
Cieszę się, że moi koledzy z LC, w ilości, 776 złożyli się na ocenę 5,93, którą w pełni popieram i daję 5 gwiazdek. Przypomnę, że idol mojej młodości Hemingway też popełnił romans wojenny pt "Pożegnanie z bronią" i choć nadgryziony zębem czasu, dostał od 832 czytelników ocenę 6,95, a więc jeśli ktoś z Państwa stanie przed wyborem, to logika podpowiada ten drugi tytuł.
Bardzo ciekawie to zostało opisane. Będę tu zaglądać.
ReplyDelete