Magda DYGAT - "Mały alfabet Magdy i Andrzeja Dudzińskich"
Ciekawi ludzie, ciekawe hasła, więc pozostaje mnie wytłumaczyć się z tak niskiej oceny. Proszę bardzo. Jasne jest, że tego typu słownik jest subiektywny, bo subiektywny jest już wybór haseł, a treść - szkoda gadać, bo jak w paru linijkach zachować właściwy umiar. Jednak, w moim odczuciu, przeogromny subiektywizm sprawił, ze książka jest czytelna wyłącznie dla Dudzińskich, ich przyjaciół i bliskich znajomych czyli dla "towarzystwa wzajemnej adoracji", a szary czytelnik może tylko z otwartą japą poczytać se o high society. I ja poczułem się takim gamoniem, co o salonach może tylko pomarzyć lub śnić.
Aby wytłumaczyć "gamoniowatość" czytelnika (moją), w którą wepchnęli go (mnie) Dudzińscy, wspomnę program TV z czasów mojej młodości, który zapamiętałem do dzisiaj. Nie pamiętam jak on się nazywał, lecz dzisiaj nazwalibyśmy go happeningiem czy „iventem”. Pamiętam, ze brały w nim udział m. in. Loda Halama i Lucyna Winnicka, które ku uciesze widzów stawały nawet na głowie. W czasie programu wezwano warszawiaków, by przywieźli najoryginalniejsze trunki do studia TV, przy pl. Powstańców Warszawy. Ludzie wskakiwali w taksówki i jechali do studia, bo magia telewizji była wielka. Pamiętam, że i wietnamska kobrówka się znalazła. I co ? Fajnie, towarzystwo własnej adoracji, biorące udział w programie plus ekipa techniczna mieli za frajer fajną popijawę, a darczyńcy ze smutkiem patrzyli jak ich cenne butelki są opróżniane. To ci darczyńcy wyszli na gamoni podobnych mnie-czytelnikowi.
No comments:
Post a Comment