O
dziwo, na LC tylko jedna opinia - 7,66 (58 ocen i 1 opinia).
Na LC ma 50 książek, lecz tylko raz 7 opinii, a tak to
1 do 2. Zaglądam więc do Wikipedii:
„W.E.B.
Griffin (właśc. William Edmund Butterworth III, ur. 1929),
amerykański autor powieści sensacyjnych i wojennych. .."
A więc II wojny św nie
zna z autopsji.
Ta książka z 1999 r.,
oryginalny tytuł - "The Last Heroes" rozpoczyna
serię "Men at War", przetłumaczoną na "Ostatni
bohaterowie" de facto tytuł pierwszego tomu
Relacja na gorąco: nic się
nie dzieje, nic się nie dzieje, jest!! na s.181 z 751
(e-book): Sara w trakcie tańca z Edem poczuła "ciepło
w dole brzucha"; skończyły się żarty, bo na s.188
Sue – Ellen uwzięła się na Dicka:
"...Stanęła
za nim i pogładziła dłonią wewnętrzną stronę jego uda,
wsuwając ją w nogawkę szortów i omijając spodenki. Uchwyciła
ich zawartość delikatnie, ale stanowczo..."
Jak stanowczo, to będą
konsekwencje ! I były ! Ale to małe piwo, bo Ed odkrywa
prawdę życiową (s.200):
„....Canidy
miał rację z tym kłamaniem. Rzeczywiście, było z tym, jak z
dupczeniem. Jak się człowiek przyzwyczai, to mu idzie coraz
lepiej...”
Po 315 stronach przygotowań
do wyjazdu do Chin, nasi bohaterowie – piloci Ed i Dick
ruszyli i po trzech miesiącach podróży są już w
Rangunie (Birma). By uatrakcyjnić akcję, toczy się ona
równolegle we wszystkich możliwych zakątkach świata, w tym
w Maroku. Tam dowiaduję się, że... (s. 379,8):
„......Marokańczycy
w ogóle nie znosili u kobiet owłosienia łonowego....”
Coś podobnego !!! Ignoranci
!! Pobudziła mnie strona 443:
„..—
A czyż nie to właśnie sprawia, że jesteś ze mną szczęśliwy? —
zapytała, kończąc ściągać z niego reszty ubrania. Padła na
niego, a potem zsunęła się na bok i rozwarła zapraszająco
ramiona. Chwilę później poczuł jej niewiarygodnie ciepłe miękkie
wnętrze i tego już było dla jego organizmu za wiele. Poczuł, że
kończy, zanim jeszcze na dobre zaczął... …..Chwilę
później nie żył...”
Co
za piękna śmierć !! A nasi bohaterowie Ed i Dick choć
podobne zberezeństwa robili (s.489), tym razem, dalej, w
Birmie, nie umarli, bo przecież muszą walczyć z Japonią.
Czytam
dalej i wreszcie coś dla mnie (s.513) - werset hadżiego
Abdu Yezdiego:
„....Przestań,
znikomości przemijająca, mieć siebie za ośrodek wszystkiego.
Świat jest odwieczny, tyś chwilą zaledwie”.
Wreszcie
dojechali do Chin (s.535), 11 dni po Pearl Harbor, 7 dni
po przystąpieniu USA do wojny.
„Obsługują”
ich Chinki (s.543):
„.....
tłumaczki ze szkoły misyjnej nosiły po kieszeniach prezerwatywy
opakowane w folię z napisami SŁUŻBA ZDROWIA MARYNARKI STANÓW
ZJEDNOCZONYCH....”
OK
Koniec żarcików. Nie będę relacjonował ostatnich 200
stron, niech każdy (kto ma ochotę) doczyta sobie sam, a
ja przechodzę do refleksji.
Nie
potrafię określić charakteru tej książki, bo jest
nadmiar wszystkiego, dzięki czemu czyta się nieźle, lecz
nie wiem po co, bo.... - jako romans to przewidywalna
słabizna, a jako historia przystąpienia Stanów Zjednoczonych
do II w. św. to naiwna bzdura dla nieoczytanej młodzieży.
Moja ocena wynika z faktów opisanych m.in. w „WORLD
WAR II CHRONICLE” - by John
S. D. Eisenhower (son of Dwight D. Eisenhower and acclaimed military
historian).
W
recenzji tej książki pisałem:
http://wgwg1943.blogspot.com/2013/11/world-war-ii-chronicle.html
„...Co
do Pearl Harbor, „CHRONICLE”, w podejrzanie szerokim zakresie
przedstawia walkę Roosevelta z Kongresem, Senatem i opinią
publiczną:
„On bał się, że jeśli przedstawi bardziej agresywny stosunek do wojny, to jedność społeczeństwa, która jest podstawową wartością, może ulec zniszczeniu”.
Dzięki obietnicom danym amerykańskim mamusiom i tatusiom, że ich synowie nie pójdą na wojnę, przeforsował the LEND-LEASE ACT czyli pomoc finansową dla państw walczących z członkami „OSI”. I teraz istotny cytat /str.119/:
„Podczas gdy Amerykanie wierzyli, że mogą pozostać neutralnymi obserwatorami wydarzeń w Europie i na Pacyfiku, Roosevelt i jego doradcy, w tajemnicy, dopracowywali przeróżne strategie na wypadek gdyby Ameryka była zmuszona do wojny...”.
A dalej:
„..możliwość pozostawania poza wojną skończyła się 7.12.1941 roku wraz z atakiem na Pearl Harbor”....”
„On bał się, że jeśli przedstawi bardziej agresywny stosunek do wojny, to jedność społeczeństwa, która jest podstawową wartością, może ulec zniszczeniu”.
Dzięki obietnicom danym amerykańskim mamusiom i tatusiom, że ich synowie nie pójdą na wojnę, przeforsował the LEND-LEASE ACT czyli pomoc finansową dla państw walczących z członkami „OSI”. I teraz istotny cytat /str.119/:
„Podczas gdy Amerykanie wierzyli, że mogą pozostać neutralnymi obserwatorami wydarzeń w Europie i na Pacyfiku, Roosevelt i jego doradcy, w tajemnicy, dopracowywali przeróżne strategie na wypadek gdyby Ameryka była zmuszona do wojny...”.
A dalej:
„..możliwość pozostawania poza wojną skończyła się 7.12.1941 roku wraz z atakiem na Pearl Harbor”....”
Akcja
książki toczy w 1941 roku, w którym najważniejszymi
światowymi wydarzeniami była napaść Niemiec na ZSRR - 22
czerwca, objęcie LEND-LEASE - ZSRR (8 listopada przekazanie
przez USA sprzętu o ówczesnej wartości 1 mld $ -
odpowiednik obecnych 14 mld $, a ogółem 11 mld – obecne 154
mld$) i oczywiście 7 grudnia Pearl Harbor, po którym oporny
Kongres pozwolił wreszcie FDR na przystąpienie do wojny.
A o tym wszystkim ani słowa.
Nie
wyobrażam sobie rozmów FDR w 1941 roku, by nie dotyczyły
bezsensownie wydawanych pieniędzy z LEND – LEASE, bez
przystąpienia Stanów do wojny. Pominięcie tych wydarzeń
zmusza mnie do kwalifikacji książki jako wesołego
czytadła o przygodach, głównie miłosnych, paru
amerykańskich lotników. A więc fajne czytadło, a że
tragedia II w. św. mnie, jako Europejczyka, nie jest w
stanie pobudzić do śmiechu, to stawiam 5 gwiazdek
No comments:
Post a Comment