Tuesday, 19 June 2018

Umberto ECO - "Tajemniczy plomień królowej Loany"


Ciekawy pomysł Eco. A skoro tak, to żebym się nie pogubił odnotowuję końcówkę świetnej recenzji nieznanego autora, znalezioną na: https://www.noir.pl/ksiazka/358/Umberto-Eco-Tajemniczy-plomien-krolowej-Loany

....Umberto Eco zabiera czytelnika w niezwykłą podróż, a ów towarzyszy mu w poszukiwaniu utraconego (nie straconego!) czasu, a być może także w poszukiwaniu wieczności, ale również w próbie odnalezienia istoty własnego ego, w próbie dotarcia do tego, co ukryte. Dzięki zastosowanym przez pisarza chwytom i konwencjom wędrówka ta staje się czystą przyjemnością. Na szczególną uwagę zasługuje zakończenie powieści, ponieważ pozostawia ono w odbiorcy niezapomniane wrażenie. Finał jest szalony i zupełnie niespodziewany. Przywodzi na myśl szereg zróżnicowanych i dość swobodnych skojarzeń, jak choćby rewię w iście amerykańskim stylu, rzeczywistość rodem z powieści fantasy, ale też motyw dance macabre ze średniowiecznych malowideł, jakiś infernalny pochód czy niemalże apokaliptyczną wizję. Krótko mówiąc – finis coronat opus."

W powyższym zwracam uwagę na cenne nawiązanie do Prousta.
Teraz moje skojarzenie: jakiś tam czas temu Fundacja na Rzecz Myślenia im. Barbary Skargi ogłosiła konkurs pt "Poznaj samego siebie", no i Umberto Eco to przewidział i napisał omawianą książkę. Sam też podjąłem skromną próbę sprostania temu zadaniu, lecz króciutkie swoje rozważania zakończyłem słowami:
".......czy ja mam dosyć odwagi, by poznać samego siebie? Musiałbym przeanalizować swoje postępowanie w różnych chwilach życia, zweryfikować motywy, ocenić prawdziwość ówczesnej argumentacji czyli zdobyć się na totalny, samokrytyczny „rachunek sumienia”, przyznać się do błędów i umartwiać się odkrytą prawdą o sobie. A po jaką cholerę mnie to? Masochistą nie jestem i przeto rezygnuję z usiłowań poznania samego siebie... ...Vita brevis, więc radujmy się i kochajmy póki sił starcza.”
całość na: http://wgwg1943.blogspot.com/2017/07/czy-nauka-i-technika-potrafia-sprostac.html
Umberto Eco podjął ten trud poznania siebie poprzez stworzenie postaci Jambo, która straciła pamięć, ale zachowała wiedzę tzw „papierową pamięć”. Fakty można odtworzyć, lecz ówczesnych motywów, myśli czy odczuć - nie. Pamięć ludzka jest wybiórcza; podświadomość powoduje, że pamiętamy to, co wygodne dla naszego „ego”. Pomysł Eco całkowitego wyczyszczenia pamięci, stwarza możliwość idealnie obiektywnej oceny swojego zachowania w przeszłości. Więc nie jest to autobiografia, lecz próba zrozumienia samego siebie, dzięki zdobytej przez lata wiedzy.
I jeszcze cytat z mojego eseju, pisanego wiele lat temu, gdy byłem nastawiony nieprzychylnie do niego:
.....Czytając ECO i o ECO odnoszę wrażenie, że ten zdolny mediewista-semiotyk czuje się niedowartościowany i marzy o popularności twórcy „Ulissesa” i „Finnegans Wake” czyli Jamesa JOYCE’a. To, że naśladuje joyce-owski monolog wewnętrzny w formie dygresyjno-skojarzeniowego „STRUMIENIA ŚWIADOMOŚCI” to pół biedy, problem stanowi nieznośna, niczym nieuzasadniona maniera PSEUDOINTELEKTUALNOŚCI objawiająca sie stosowaniem niezrozumiałych słów, cytatów we wszystkich możliwych językach oraz mówieniem o sprawach prostych językiem PRZEINTELEKTUALIZOWANYM. i to wszystko w książkach adresowanych do MASOWEGO ODBIORCY...."
Niestety, powyższa uwaga pozostaje w dużym stopniu słuszna i przy tej książce. To jest jakiś infantylizm, ta chęć zaimponowania czytelnikowi, dość często spotykana. Pamiętam, że pisałem o tym nawet przy tak znanych pisarzach jak Philip Roth czy Saul Bellow.
A że i Joyce, i Eco są dla wybrańców - to inna sprawa. Tylko, że i wybrańcy mają problem by podążać za skojarzeniami bohatera. Sam nie pamiętałem, kto to Artur Gordon Pym i aby zrozumieć tekst musiałem zajrzeć do Wikipedii, a to dopiero czwarta strona tekstu:
..'Przygody Artura Gordona Pyma'.. ..- jest to jedyna ukończona powieść.. ..Edgara Allana Poe, opublikowana w 1838 roku...”
Na tej samej stronie pojawia się imię Izmaela, syna Abrahama i Hagar. To akurat skojarzyłem, lecz ilość wymaganych skojarzeń przekracza zdolności przeciętnego czytelnika. Chyba, że kogoś satysfakcjonuje poznanie samej akcji, jak w przypadku wysoko ocenianego thrillera - „Imienia Róży”, który ja studiowałem dwa tygodnie i w podzięce za zmarnowany czas i wysiłek obdarzyłem PAŁĄ. Wolny wybór !!
Wybrałem drogę rozumienia lektury, lecz nie będę więcej o moim trudzie pisał, a wyciągnę pozytywy, czyli to, czym Eco wzbogacił moją wiedzę.
Zaczynam od ciekawego stwierdzenia, tylko, że nie jestem pewien czy to św. Augustyna czy autora (s.35):
..Ludzie żyją w trzech chwilach: oczekiwania, uwagi i pamięci. Żadna z nich nie może się obyć bez pozostałych...”
i s.42:
....Myślę, że tak biegnie nasze życie: można patrzeć w przyszłość tylko pod warunkiem, że pamięta się przeszłość...”
Dowcip o chorobie Alzheimera (s.50):
...Jej dobrą stroną jest to, że codziennie widzi się tyle nowych twarzy...”
Wspomniany kompleks niższości (czy może zazdrość) wobec Joyce'a ujawnia się już na s.93 w scenie wypróżniania się Jamba:
...Przykucnąłem w głębokiej popołudniowej ciszy, przerywanej tylko głosami ptaków, i wypróżniłem się. 'Silly reason. He read on, seated calm above his own rising smell' Glupi sezon. Czytał dalej, siedząc spokojnie nad własnym wznoszącym się smrodem; to Bloom w 'Ulissesie' Joyce;a....”
Absurdalna sytuacja wyjścia z domu do winnicy, by tam się wypróżnić, to pretekst do nawiązania do Joyce'a, a więcej to mógłby powiedzieć psychoanalityk Eco lub jego biograf Daniel Salvatore SCHIFFER. autor - „Umberto Eco - Labirynt Świata”. Co gorsza, Eco stara się zaszokować czytelnika przedłużając scenę pseudofilozoficznymi rozważaniami o KUPIE !! Żenada !!
Eco wydaje mnie się infantylny, gdy gra z czytelnikiem w nie wiadomo co (s.103):
"...- Rasy i ludy ziemi - powtórzyłem na głos i pomyślałem o włochatym żeńskim narządzie płciowym. Dlaczego ?"
No właśnie: dlaczego ? I po co ?
Bohater odnajduje na strychu lektury z dzieciństwa i zanudza nimi czytelnika, by w końcu ogłosić wniosek (s.163-4):
...Przeczytałem znowu strony, z którymi zapoznałem się w wieku sześciu, dwunastu, piętnastu lat, dając się kolejno wzruszyć różnym opowieściom. Nie tak rekonstruuje się pamięć....”
To po co ta niekończąca się lista dziecięcych i młodzieńczych lektur ? By pochwalić się przed czytelnikiem ? By mu zaimponować ? Nie udało się, sam ułożyłbym listę dłuższą i ciekawszą !!
Jambo dochodzi do wniosku, że (s.184):
....do szkoły podstawowej i do gimnazjum musiałem uczęszczać w latach 1937 – 1945...”
.więc jego dywagacje na temat indoktrynacji faszyzmem są nieco spóźnione, gdyż „marsz na Rzym” miał miejsce w 1922 roku, a (Wikipedia):
... W 1929 roku ustrój faszystowski zyskał poparcie polityczne i błogosławieństwo Kościoła katolickiego, po tym jak reżim podpisał z Kościołem konkordat, zwany jako traktaty laterańskie....”
Eco ciągnie nudny wykład na temat II w. św. z punktu widzenia włoskiego, oczywiście wybielający Włochów. Wolno mu, lecz trudno wymagać by inne narody taką wersję akceptowały. Ironia autora z propagandy faszystowskiej jest szczególnie żałosna dla mnie, doświadczonego propagandą sowiecką przez 45 lat mojego życia. Nie przyswajam włoskich czytanek, nie śmieszą mnie one, bo wychowałem się na „Soso” Heleny Bobińskiej i podobnych utworach apoteozujących Stalina.
Wreszcie Jambo starający poznać siebie zadaje pytania (s.209):
...A ja, jak ja odbierałem te schizofreniczne Włochy ? Wierzyłem w zwycięstwo ...” itd. itp.
Od razu „schizofreniczne”. Banialuki i frazesy, bo wierzyli: i Miłosz, i Kołakowski, a i Szymborska z Mrożkiem i Błońskim, wierzyli junacy i aktywiści, wierzył Kuroń z walterowskimi drużynami, a post factum każdy mądry jak Eco. A ci niewierzący, też wierzyli - w Andersa na białym koniu. Włosi wierzyli w Mussoliniego, inni w kogoś lub coś innego.. ..każda wiara prowadzi na manowce.. .
Nudzi ten Eco i wali frazes za frazesem. Np (s.211):
...Zatem nie tylko mnie, lecz i moich rodziców uczono pojmować miłość własnego kraju jak danine krwi, nie wzdragać się, lecz entuzjazmować na widok pola zlanego krwią...”
Zatem, panie Eco, tak uczono moich prapradziadów, ojców, moje dzieci i teraz - wnuki. Polecam „Siedem polskich grzechów głównych” płk Załuskiego. (dostępne na: https://docer.pl/doc/n0n18ve )
Z kolei przypadki poświęcenia życia dla Mussoliniego i faszystowskiego państwa przebija Matrosow i opisany przez Polewoja Mariesjew.
Niestety, Eco przygotował jeszcze gorszą niespodziankę: przegląd komiksów z jego młodości, wobec którego jestem bezradny, bo za mojej młodości komiksów w Polsce nie było, a później jak były, to nigdy ich nie czytałem. Do tego liczne ilustracje, które podobno są atrakcją tej książki, czego ja absolutnie nie doceniam i takiej opinii ni e podzielam.
W końcu dochodzimy do tytułowego płomienia królowej Loany (s.25-5):
...Otworzyłem album i zapoznałem się z historią najgłupszą, jaka można sobie wyobrazić.. ..Bohaterowie z dwoma przyjaciółmi trafiają w sercu Afryki do tajemniczego królestwa z równie tajemniczą królową, strzegącą nadzwyczaj tajemniczego płomienia, który zapewnia długowieczność lub wręcz nieśmiertelność, skoro Loara – niezmiennie przepiękna - panuje nad swoim dzikim plemieniem od dwóch tysięcy lat...”
Skoro ta historia jest „najgłupsza”, to dlaczego Eco dręczy nią czytelników ? Dwie strony dalej wyjaśnia wreszcie tytuł (s.256):
....Wyrażenie 'tajemniczy płomień' zafascynowało mnie... ...Całe lata później, mając pamięć w ruinie, powróciłem do nazwy uwielbianego w dzieciństwie płomienia, aby określić odblask zapomnianych rozkoszy...”
Szkoda, że rozkosze ominęły czytelników tej, coraz bardziej wkurzającej, lektury. Psiakość! Teraz o znaczkach pocztowych. A kto z naszego pokolenia ich nie zbierał?
Nie będę dalej relacjonował, bo historia o piciu rycyny zmieszanej z kalem zniesmaczyła mnie, a wyznaję zasadę nie rób komuś czegoś, co dla ciebie niemiłe. Powiem tylko, że jest o asfodelach, masturbacji i koszmarne poezje młodego Jamba. No i, jak sam Eco ją nazywa (s.293) „banalna historia uczniowskiej miłości”.
Dalej woja, polityka, kontrowersyjny faszyzm, partyzanci i słowa dziwnie znajome (s.335):
..- Walczymy, żeby te kraj odzyskał swój honor.. ..Honor zbrukany przez garść zdrajców,,,”
Taka sama tania demagogia i w Rzymie, i na Krymie, a przede wszystkim w Warszawie. Z braku tematów Eco sięga po Biblię i demaskuje ją w żenująco prymitywnie (s.345):
..Masz wierzyć w Biblię, bo jest natchniona przez Boga, ale kto powiedział, że Bóg ją natchnął? Sama Biblia. Rozumiesz, jakie to matactwo?...”
Profesorze Umberto Eco! Co za poziom?! Prostacki populizm !!! A cały wykład anarchisty na temat mojżeszowych przykazań to intelektualna klęska!! Tak to bywa, gdy uczony typu Eco, chce zdobyć popularność wśród ludu!!! Dalej wyśmiewanie kreacjonizmu i kwestia Dobra i Zła. Oj, oj! zmęczony się poczułem, a tu jeszcze 80 stron. A na nich bratobójcze walki partyzanckie (polskie nie mniej zawikłane), koniec wojny i epoka amerykańskiej cywilizacji, przede wszystkim w formie filmów. A dla Jamba okres pierwszych doznań seksualnych, tak nieciekawych, że je pominę.
Finał jest efektem przypomnianych lektur i wydarzeń z młodości, a wniosek wyciągam jedyny, że szukanie w przeszłości jest niebezpieczne.
Srogi zawód, lecz Umberto Eco jest wart poznania, więc czasu poświęconego tej lekturze nie żałuję. 6/10

No comments:

Post a Comment