Marian MARZYŃSKI - "Słownik polsko – żydowski"
Marian Marzyński (wł. Kuszner, ur. 1937) - reżyser i scenarzysta, ofiara Marca 1968 r., zmuszony do opuszczenia Polski, po krótkim pobycie w Danii, osiedlił się w USA, gdzie kręcił filmy i nauczał młodych w Rhode Island School of Design. Spisał luźne wspomnienia i wydał je pod powyższym tytułem w 2005 roku. Mimo upływu 13 lat ma na LC 5,07 (14 ocen i 2 opinie), do tego miażdżącą opinię profesjonalistki Agnieszki Nęckiej na:
https://www.fa-art.pl/artykul.php?id_artykulu=382&szablon=
Zaczyna ona od słów:
"Żyjemy w czasach demokracji i równouprawnienia, każdy zatem ma prawo do autoprezentacji, pokazywania własnego prywatnego albumu ze zdjęciami i mówienia o swoim „ja”. Szanuję tę zasadę, obiema rączkami się pod nią podpisuję, nie oznacza ona przecież, iż każdy powinien ulegać pokusie dzielenia się swoimi osobistymi doświadczeniami. Nie ma to jednak jak dobre samopoczucie! Takim właśnie wykazał się Marian Marzyński....."
...a kończy sekwencją:
"...Cóż, skoro przyklaskuję ekshibicjonistycznemu pokazywaniu prywatności, powinnam się liczyć i z tym, że widok obnażonej nagości może nie być przyjemny…"
Postanowiłem sprawdzić, czy faktycznie jest to taki niewypał. Zadanie niewdzięczne, więc zbieram materiał wynotowując sukcesywnie:
s.10 „..Grażyna, która w Polsce była walczącą o wolność demokratką, od czasu wylądowania na ziemi obiecanej zachowuje się po republikańsku...”
s.12 To nie żart, to autentyczne hasło motłochu i antysemickiej ciemnoty z marca 1968 roku:
„- Syjoniści do Syjamu, pisarze do pióra..”
s.19 Uratowany z Getta, ukrywany w katolickim sierocińcu, poznaje sukcesywnie katolicyzm i zapamiętuje retoryczne pytanie swojej matki:
„Czy nie lepiej nie grzeszyć, zamiast modlić się o przebaczenie”
No i po 20 stronach rezygnuję z tej metody, bo za dużo bym musiał wypisać. Mimo ochrzczenia i wychowania w duchu katolickim, autora cechuje ironiczny styl przypominający najlepszych pisarzy w jidysz, a ja to lubię. Dziesiątki dygresji, aluzji, porównań i skojarzeń nadają wspomnieniom wprawdzie lekkość, lecz wymagają pewnej wiedzy i dlatego wydaje mnie się, że młodsi czytelnicy odczują boleśnie brak przypisów. Mnie to bawi, ale ja znam to, bo jestem zaledwie 6 lat młodszy od autora, dzięki czemu nadążam za błyskawicznymi migawkami np z różnych lat PRL, a tym samym z diametralnie różnego stosunku tak władz, jak i społeczeństwa do elit żydowskich. Warto tu przypomnieć bardziej Państwu znanego Tyrmanda, którego historia wzlotów i upadków, a raczej niełaski, ma wiele podobieństw z cv autora
Przypominam, że właśnie obchodzimy 50 rocznicę wydarzeń marca 1968, kiedy wskutek paranoicznych rozgrywek „na górze”, bezpowrotnie wygnaliśmy z Polski znaczną część polskiej elity naukowej, intelektualnej i artystycznej pod pretekstem pochodzenia żydowskiego. Mówiono wtedy (s.60):
„Żydem jest nie ten, który uważa się za Żyda, ale ten, którego my za Żyda uważamy”
Obecnie demony polskiego antysemityzmu odżywają, więc ta książka jest „na czasie”
Marzyński dał sobie radę na obczyźnie, ale szczęśliwie pozostał Polakiem i dlatego warto te jego wspomnienia przeczytać, tym bardziej, że w przeciwieństwie do innych recenzentów, nie dostrzegam jego pisarskiego antytalentu. Z przekonaniem polecam 7/10
No comments:
Post a Comment