Jan KOCHAŃCZYK - "Polska - Rosja. Czas wojny, czas pokoju"
O Janie Kochańczyku znalazłem niewiele: absolwent filologii polskiej na Uniwersytecie Śląskim, od 1975 r - naczelny "Sportu", dziennikarz, publicysta autor książek m. in. O "Piwnicy pod Baranami" (z Jaźwieckim). Ta, teraz omawiana, wydana w 2014, w "Wydawnictwach Videograf SA", zaczyna się od przypomnienia zniewolenia Rosji przez Polaków w 1611 r. Wg Wasyla Żukowskiego, autora wiersza "Ruska chwała" (str. 7):
"Był taki czas: podstępny, wrogi Lach/ Na tronie Moskwy osadził Samozwańca, / Wszystko zagrabił i cała Ruś / Upokorzona! W polskich kajdanach!/ Na cara miała wybrać cudzoziemca./ Zmarniała nasza ziemia. ? Polak był gorszy od Tatarzyna...."
Tak, warto czasem zastosować się do starej maksymy: "Audiatur et altera pars" (Należy wysłuchać, i drugiej strony). Bardzo potrzebna ta książka, jako antidotum na zafałszowaną historię tworzoną obecnie przez skrajną prawicę i IPN, według której Polska była zawsze ciemiężona, zniewolona, tyranizowana etc przez wschodniego, wrednego, dzikiego, złego etc sąsiada. Przecież nawet mit o Lachu, Czechu i Rusie wypłukuje się z mózgów i tradycji, i stara się wyrugować wspólne słowiańskie korzenie. Rusofobia obowiązuje.
A kto w szkołach naucza, że wrogość dwóch narodów jest efektem rozłamu chrześcijaństwa, a nienawiść jest głównie szerzona przez Kościół Rzymski, który służył G E R M A N I Z A C J I Europy? Na okładce czytamy:
"Autor odsłania kulisy licznych konfliktów, a także wieloletniej rywalizacji polskiego katolicyzmu i rosyjskiego prawosławia"
Rywalizacja prowadzi do prozelityzmu, do utworzenia ze zdrajców Kościoła Unickiego, a w wymiarze narodowym do rusofobii. Logika nakazuje zadać pytanie nienawistnym kato-Polakom, co im się nie podoba w doktrynie Kościoła Prawosławnego i czemu uważają się za "przedmurze chrześcijaństwa"? Obawiam się, że większość nie potrafi odpowiedzieć.
Kochańczyk już we wstępie omawia dwie opery dotyczące stosunków polsko-rosyjskich: Glinki "Iwana Susanina" i Musorgskiego "Borysa Godunowa". Po wstępie zachowana jest chronologia, a lektura niektórych czytelników osłupi, bo Kochańczyk obala mity. Napisałem "niektórych", bo czytelnicy np Jasienicy większość faktów znają, a ci co nie znają niech się zaopatrzą w zasób soli trzeźwiących, bo gdy poznają motywy wyprawy na Kijów gwałciciela Bolesława Chrobrego, jak i prawdziwą historię Szczerbca, którego nie mógł wyszczerbić o bramy Kijowa, bo takich w ogóle nie było, to one tj sole mogą być przydatne. Warto zaznaczyć, że polscy wojownicy w trakcie tej wyprawy zasłynęli z gwałcenia każdej białogłowy, naśladując swojego wodza, księcia Chrobrego, który porwał i zgwałcił siostrę księcia Jarosława, Przedsławę. Piękny jest cytat z kronik Thietmara (str. 37):
„...ten stary wszetecznik ze zdobytego Kijowa uprowadził nieszczęsną damę, zapominając o ślubnej małżonce...”
Szczęśliwie, wiele dalszych związków męsko-damskich zawieranych było dobrowolnie bądź polubownie, a było ich tak wiele, że nie da się precyzyjnie określić zawartości ruskiej domieszki we krwi polskich Piastów ( i vice versa).
Proszę Państwa, ja nawijałem o trzech zaledwie stronach, a jest tej fascynującej lektury stron 350. Poza rewelacyjną częścią historyczną mamy i współczesną, bardziej mnie znaną. I tutaj wychodzi kompromitujący autora brak profesjonalizmu, bo na str. 174 Kochańczyk pisze:
„W sierpniu 1914 roku...... Żołnierze Piłsudskiego z pieśnią „Pierwszej Brygady” na ustach porwali się na wielki czyn....”
Wystarczy wcisnąć na wyszukiwarce nazwisko autora: Hałaciński i czytamy:
„1 września (1917) został wcielony do armii austro-węgierskiej i trafił do Tyrolu, gdzie został przydzielony do 1 pułku strzelców tyrolskich. W tym właśnie czasie ułożył pierwotny tekst pieśni pt. „My, pierwsza brygada...”
W eseju o Piłsudskim pisałem:
„W zimie 1917 r,. w Tyrolu, ppor Andrzej Tadeusz Hałaciński, walcząc w wojsku austriackim przeciw Włochom, napisał słowa do popularnego marsza wojskowego skomponowanego przez M. D. Tomnikowskiego pt „Pieriod Rozlukaj”. Piłsudski zaintonował tę pieśń 10 sierpnia 1924 roku i podniósł ją do miana hymnu legionowego, a więc SIEDEM lat po rozwiązaniu Legionów. Dodajmy, że w II RP toczył się proces o autorstwo pieśni, a wyrok zapadł dopiero w 1939 r., przyznając autorstwo trzech pierwszych zwrotek Hałacińskiemu, a dalszych - Biernackiemu...”
Również Norman Davies w „Bożym Igrzysku” pisze: (str. 751):
„Istnieje kilka wersji tekstu; najwcześniejsza datuje się z 17 lipca 1917 roku...”
NIE FAŁSZUJMY HISTORII! LEGIONY NIGDY NIE ŚPIEWAŁY „MY, PIERWSZA BRYGADA”!!
Po głębokiej analizie, usprawiedliwiam częściowo autora, bo wyszukiwarka Google'a trafia TYLKO na nowe fikcje, że HYMN LEGIONÓW zatwierdzony w 1924 r., żołnierze śpiewali (???) jako marsz nr 10 jakiegoś kapelmistrza strażaków z Kielc w 1914!!. Śpiewali bez słów (??), a i rosyjskiego kompozytora też chciałoby się pominąć. PARANOJA!!!
Autor zrehabilitował się pełnym rodowodem Lenina, za co jestem mu wdzięczny, bo nigdy nie mogłem dojść prawdy str. (177):
„Przodkami wodza światowego proletariatu byli więc Rosjanie, Kałmucy, Żydzi, Niemcy i Szwedzi. Szczególnie cenił sobie Lenin domieszkę żydowskiej krwi; uważał, że Żydzi mają wrodzony rewolucyjny zapał i zaciętość w walce, w przeciwieństwie do ospałych i chwiejnych Słowian...”
Kochańczyk ujawnia też pochodzenie Stalina, które tłumaczy patologiczną nienawiść jego do Polaków, szeroko opisywaną przez Swietłanę Alliłujewą (1926-2011) (str.184):
„..Od dzieciństwa zresztą ten gruziński rewolucjonista miał prawdopodobnie 'kompleks polski', jako domniemany, nieślubny syn słynnego podróżnika Mikołaja Przewalskiego, Polaka z pochodzenia, odkrywcy dzikiego konia...”
Nie rozumiem natomiast cytowania (str. 186-7) traumatycznych wspomnień Kapuścińskiego, gdy Armia Czerwona „wyzwalała” Białoruś. Po co? Przecież „wyzwalała” od takich właśnie „polskich panów” jak Kapuściński!! Nieprawdą też jest, że Stalin chciał się obejść bez armii Andersa, by stworzyć nową - „w duchu komunistycznym”. Tak łatwo ze świetnie wyszkolonego oficera carskiej Rosji się nie rezygnuje, tym bardziej, gdy dokładano dużo starań w tym kierunku od 1939 r. Ciężko rannego Andersa trudno było wyleczyć, a przecież alternatywny Katyń czekał.. Brak wszystkiego, a przede wszystkim żywności, spowodował decyzję Stalina, a nie jakieś tam kombinacje polityczne. Dalej jest coraz gorzej, bo Kochańczyk wykazuje służalczą „political correctness” wobec pewnych kół z IPN-u i PiS-u relacjonując zamach na Sikorskiego i tragedię Powstania Warszawskiego. W sprawie Sikorskiego oskarża „ruskich”, ewentualnie wywiad brytyjski, a o nienawiści Rządu Londyńskiego, a szczególnie piłsudczyków, w tym współwięźnia Piłsudskiego z Magdeburga - Sosnkowskiego, ani słowa. W sprawie Powstania Warszawskiego, zapomina, że docelowo było ono skierowane przeciw „kacapom”, jako odpowiedź na Manifest 22 lipca i utworzenie reżimowego Rządu Tymczasowego. Kto po pięciu latach niemieckiej okupacji wywoływałby Powstanie, gdyby nie sowieckie zagrożenie?
Lepiej już z Wandą Wasilewską, której działalność przedstawił autor szeroko i obiektywnie, podkreślając, że ona - symbol stalinowskiego zła, wielu Polakom życie uratowała.
Nie rozumiem autora gdy eksponuje rolę w powojennej Polsce Rosjanina Putramenta, a nie pisze o Borejszy i jego braciszku, Różańskim. To oni, bracia Goldberg rządzili Polską, wraz z innymi Żydami. Dalej mamy groch z kapustą, na zasadzie byle do przodu np. brak komentarza na temat śmierci gen. Okulickiego, brak wzmianki o ucieczce Mikołajczyka, i pozostawionej przez niego Hulewiczowej. A to wątek ciekawy, skoro autor omawia „Czterech pancernych i psa”, bo współautorką ich była właśnie Hulewiczowa, która po przeżyciu ubeckiej katowni Różańskiego, stała się żoną tzw Żyda-pancernego Przymanowskiego. Paradoks i absurdalność PRL-u. Bohaterska Żydówka Hulewiczowa (1913-1978), kurierka Polskiego Rządu na Obczyźnie, trafia, po ucieczce Mikołajczyka w ręce ubeckiego oprawcy Żyda Różańskiego a po wyjściu z więzienia wiąże się z Żydem Przymanowskim, sługusem tego reżimu i pisze z nim, świetny, bo świetny, ale bzdurny i prosowiecki scenariusz do najlepszego serialu w historii polskiej telewizji.
Epizod z Kuklińskim jest nieprzekonujący i niepotrzebny, bo dla wielu ludzi, w tym mnie był to podwójny agent, którego Sowieci sprytnie podrzucili Amerykanom, jak kacze jajo.
Dalsze rozdziały dotyczą spraw wciąż aktualnych, a LC to nie miejsce do toczenia politycznych sporów. Jednakże podkreślę, że Kochańczyk wykazał się dużą RZETELNOŚCIĄ, UCZCIWOŚCIĄ I DZIENNIKARSKIM PROFESJONALIZMEM. I chwała mu za to!!
Reasumując porwał się na temat obszerny, trudny i kontrowersyjny. I WYGRAŁ!! Książka wartościowa, bardzo potrzebna i podająca w pigułce całokształt stosunków dwóch naszych słowiańskich narodów. Gorąco polecam!!!
No comments:
Post a Comment