Wojciech STASZEWSKI - "ojciec.prl"
Debiut powieściowy dziennikarza Wojciecha Staszewskiego (ur.1967). Niestety, już pierwszych stron nie mogę strawić, bo nie do przyjęcia jest dla mnie mowa o własnym poczęciu:
"Mama przyniosła mu do pokoju herbatę i wyszła wypełniona plemnikami..."
Jak można tak mówić o własnej matce? Taka gówniarska poza, to nie dla mnie. Na stronie 11 ojciec – inżynier dorabiający tłumaczeniami, niepijący - kupuje pierwszy telewizor w 1972 r. Jak nie chciał, to nie miał, ale proszę nie sugerować, że to był rarytas. Ja pierwszy telewizor miałem w 1956, a w 1970 kupiłem własny, po 2 latach pracy jako inżynier. Stronę dalej szokujące, o ojcu:
"...Niemcy mu nie przeszkadzają, bo walczył z nimi w Powstaniu, jak równy z równym..."
To Staszewski pisze nową historię Powstania Warszawskiego? Na stronie 14:
„PRL-owski standard, że dziecko ma spierdalać i nie przeszkadzać..”
Przecież to kapitalistyczny standard, w którym ludzie nie mają czasu, ani ochoty, na życie rodzinne; w PRL-u standardem był wspólny obiad około 16, bo dłużej większość nie pracowała. Jako dzieciak bohater dostaje gramofon hi-fi; słucha Rodowicz, a rodzice (str.16)
„A mam z ojcem siedzą zamknięci w drugim pokoju. Pachnie szalonym, zielonym bzem. Dziś myślę, że poszli się wtedy kochać. Jak piesek z kotkiem. Mieli pewnie drugi w życiu stosunek”.
To już patologia!! Ani ja, ani moje dzieci, ani moje wnuki nie pozwoliłyby sobie na takie stwierdzenia, ba, ich system myślenia uniemożliwiłby to. Chyba po raz pierwszy rezygnuję tak szybko z lektury ale muszę dbać o swoje zdrowie fizyczne i psychiczne.
No comments:
Post a Comment