Wednesday, 19 August 2015

Wiktor OSIATYŃSKI - "Litacja"

Wiktor OSIATYŃSKI - "Litacja"

Litacja do drugi człon słowa "REHABILITACJA", a książka opatrzona tym tytułem, logicznie, jest kontynuacją poprzedniej pod tytułem "Rehab". Osiatyński będzie miał logiczny problem z tytułem następnej, którą już zapowiada. Bo jak interes dobrze się kręci, to czemu nie kontynuować?
Osiatyński uważa się za specjalistę-empiryka, a wsparcie teoretyczne ma w żonie. No to ich przedstawiam:
Ewa Woydyłło (ur.1939) - Psycholog i terapeutka uzależnień, autorka wielu książek. Pracuje w Ośrodku Terapii Uzależnień w Warszawie, kieruje programem anty uzależnieniowym Fundacji Batorego
Wiktor Osiatyński (ur.1945) - Prawnik konstytucjonalista, wykładowca wielu uczelni, autor m.in. "Zrozumieć świat" - cyklu wywiadów z najwybitniejszymi uczonymi świata; twierdzi, że jest alkoholikiem (cokolwiek to znaczy).
Oboje czerpią dochody z pisania o alkoholizmie.
Adwersarz: JA, starszy od "alkoholika" o dwa lata, swego czasu bardzo bliski znajomy prof. Lecha F., o którym Osiatyński często się wypowiada.
Swój punkt widzenia zamierzałem opublikować, ale nie miałem szans, by ktoś zaryzykował walkę z silnym, bardzo dochodowym BIZNESEM zajmującym się ponoć leczeniem tzw alkoholików. To "ponoć" dotyczy sprzeczności logicznej, bo ci fachowcy raz twierdzą, że alkoholizm jest nieuleczalny, a innym razem mówią o leczeniu. Wyciągam ze swoich notatek, co pisałem przed laty:

„ALKOHOLIZM - nie istnieje. Myślę o eseju na ten temat, więc teraz tylko wstępne uwagi. Alkoholizm jest tylko wygodnictwem, a pozorne przyczyny kłamstwem. Co za problemy ma człowiek w miarę sprawny fizycznie i psychicznie, aby wpaść w tzw alkoholizm, w porównaniu z niewidomym, epileptykiem czy inną cholerą? Porządny biedny człowiek dotknięty ubóstwem czy chorobą, nie znajdzie pomocy ani materialnej, ani psychologicznej, a dla pijaków „wypasione” kluby AA i sanatoria. Obalajmy poszczególne mity. Totalną bzdurą jest, że tzw alkoholik „klinuje”, bo na to może pozwolić sobie tylko „margines” i ludzie „wolnych” zawodów; wszyscy inni starają się spełniać, lepiej lub gorzej, swoje obowiązki i czekają na wymarzony „luz”, kiedy wreszcie będą mogli zaspokoić pragnienie. Ten okres wyczekiwania zwykle mierzony w godzinach, może trwać dni, tygodnie, miesiące, a nawet lata, lecz zawsze uwieńczony zostaje błogostanem, całkowitym relaksem, polegającym na oderwaniu się od jakichkolwiek problemów dnia powszedniego. Bo - jak zgodnie mówiono - „kto przestał pić, ten będzie pił; kto przestał palić, ten będzie palił; ino, kto przestał pi......ć, ten już pi......ć nie będzie”.”

Biznes, nazwijmy to, para – alkoholiczny to w Ameryce wielkie pieniądze, a w tym super luksusowe ośrodki „lecznicze”, dostępne, oczywiście tylko dla bogatych. W Kanadzie, gdzie Państwo pokrywa koszty opieki zdrowotnej dla WSZYSTKICH obywateli, problem ten istnieje w minimalnym stopniu. Pierwotnie „bogaczy” wysyłano do ośrodków w USA, potem ze względu na koszty, zaczęto tworzyć prywatne ośrodki odwykowe (refundowane przez Państwo) na miejscu. Teoretycznie (w Kanadzie) każdy może skorzystać z „terapii” w takim ośrodku, ale jak się będzie czuł. Miałem możliwość zwiedzenia takiego ośrodka. Widziałem wystrój, menu, ale przede wszystkim pacjentów: towarzystwo snobów, którym z dobrobytu we łbie się poprzewracało. Markowe wszystko, nawet szczoteczki do zębów i płyny do ust. Papierosy najdroższe. Aha, a w klubach AA znudzone staruszki - „alkoholiczki”, których problem polega na tym, że nie potrafią sobie odmówić jednego piwa dziennie. Natomiast dla szeregowych obywateli pomocne są, nazwijmy to „wytrzeżwiarnie”. Lekarz w szpitalu, stwierdzając, że hospitalizacja delikwenta nie jest potrzebna, proponuje mu tam pobyt, by wyspany i najedzony, zastanowił się nad własnym postępowaniem. I to ma sens.
Aby uwypuklić wagę „byznesu”, napomknę o, wprost niekontrolowanym, nowym biznesie, nazywając go analogicznie, para - cukrzycowym. Wmawia się każdemu cukrzycę, aby zapewnić popyt na aparaty do pomiaru poziomu glikozy, test strips, żywność dla diabetyków, ba, powstały nawet ośrodki szkoleniowe uczące przyrządzania posiłków dla nich. Akurat to, znam z autopsji, bo mnie wmawiają bezskutecznie cukrzycę od 20 lat, a mojej żonie od 5. Jak nie wiadomo o co chodzi, to na pewno o pieniądze. Na podobnej zasadzie posiadam „aparat do oddychania” (pompka sprężająca otaczające powietrze, przechodzi przez pojemnik z wodą, a z końca rurki wychodzi nawodnione powietrze) i luksusowy, elektryczny wózek inwalidzki (ten, coraz częściej niezbędny). Dlaczego krytykuję to, czego jestem beneficjentem? Bo zwykła przyzwoitość wywołuje we mnie niekomfortowe poczucie marnotrawienia pieniędzy podatników.
Ale wróćmy do książki. W. opuszcza ośrodek i... (str.8) „..rzuca się w wir spraw..” (str.10) „..Przez cały tydzień W. się spieszył. Miał tak wiele do zrobienia i pozałatwiania..”; na wykładach.. „opowiadał.. .o niedawnym pobycie na Farmie” (tak nazywa ośrodek odwykowy) . To bajka z innej planety. Po pierwsze: odwyk nie rozwiązuje problemów, o czym sam zresztą mówi (str.7):
„Susan, młoda dziewczyna, ma dziś urodziny. Lecz mówi o tym z płaczem. Jest już dwa lata w AA, ale niewiele jej to pomaga. Nie bardzo widzi, co jej dała trzeżwość”
Po drugie: poza bardzo nielicznymi wyjątkami, etykieta ALKOHOLIKA zamyka drzwi dotychczasowych pracodawców, znajomych i tzw przyjaciół. Miałem sąsiada Kanadyjczyka, naukowca, niepijącego od 10 lat, kiedy to nakleił sobie na czole wspomnianą etykietę. Teraz już pogodzonego z faktem, że ponad etat zmianowego kierownika-sprzątacza-salowego w „wytrzeżwiarni” nie podskoczy. Po trzecie: W jest wyjątkiem, a nawet więcej zaprzeczeniem standardu, bo jest „busy”. Na innych nikt nie czeka, „nikt nie woła”. A po czwarte: dzięki jakim protekcjom dostał się W. do „Farmy” i kto jego pobyt tam finansował ?
No i jeszcze sprawa starszego kolegi prof. Lecha F., o którym Osiatyński często mówi w wywiadach. F. przeżył tragedię osobistą, której brzemienia nie pozbył się do śmierci, a alkohol był próbą rozwiązania problemów nierozwiązywalnych.
Brak w powyższym optymizmu? Ależ, proszę, jestem do usług:
Pan Bóg dał człowiekowi WOLNĄ WOLĘ i dlatego czy ktoś chla czy nie, określamy prostym: „Your choice!”. Upadłego nie powinno się kopać, ale podać rękę z „setką”; tylko z „setką” - na odtrucie, a dalej niech sam sobie będzie kowalem swojego losu. Amen

No comments:

Post a Comment