„Krasnoludki nie
przyjdą”, nie pomogą
osamotnionej wdowie z
sześciorgiem dzieci, która
uważa, że powinno
być inaczej (s.7,8 z 444
ebooka):
„..Kiedy umiera mąż, kobieta
powinna stać się na powrót dziewczyną, tą, którą była, zanim go poznała. Żeby
mogła zacząć tam, skąd ją wziął. A nie, że zostawia ją samą z dziećmi na
pustyni, kiedy jest już umęczona porodami. A jej ciało poorane bliznami…”
„Krasnoludki nie
przyjdą”, więc Simona
wstaje „za piętnaście
czwarta” i musi
zmagać się z
losem…
Niesamowita opowieść,
której Jarosław Czechowicz
poświęcił wyczerpującą recenzję,
którą oczywiście polecam:
Czechowicz kończy
swoją ocenę słowami:
„..Sara Shilo napisała powieść gęstą od znaczeń i mocno
przygnębiającą… …Takie bolesne książki
potrzebne są po to, by zrozumieć, że życia nie przeżyją za nas krasnoludki; w
całej jego gorzkości i smutku musimy to zrobić sami.”
Zgoda,
lecz jest pewne
„ale”… Uwielbiam mądrości
żydowskie, jak i
literaturę żydowską, począwszy
od Bubera, poprzez Szolem Alejchema,
Kacyzne, Singera, po Amosa
Oza, lecz jest
to żydostwo „europejskie”, a
tu mamy afrykańsko-azjatyckie z
wpływami arabskimi. Bohaterka
pochodzi z Maroka,
mieszka przy libańskiej
granicy, a jej
język obfituje w
naleciałości arabskie. Skutkuje
to również inną
filozofią życiową i
innymi obyczajami. Po
przeczytaniu wpadłem w
zadumę i odkryłem
clou: tu nie
ma rabbiego!!! I
dlatego samotność pogłębia
zmagania z losem.
Przecież to rabbi
pełni w pewnym
stopniu rolę krasnoludków…
Wstrząsająca powieść,
lecz ja jej w ogóle i
w szczególe (np. związek Kobi z Simoną)
nie przyswajam, jej
atmosfera mnie męczy
i wpędza w
ponury nastrój. Więc
nie mogę dać
więcej niż 6/10
No comments:
Post a Comment