Janine di Giovanni (data ur. nieznana) zaczęła karierę korespondenta wojennego dla amerykańskich gazet od Czeczeni w latach 80., potem „wyzwalała” Kosowo, była po „słusznej stronie” w wojnie bałkańskiej, w Tunezji, Egipcie, Libii, Iraku, a w Syrii obserwowała próbę obalenia „reżimu al-Assada”. To tyle, by zdać sobie sprawę, że zawsze była, nazwijmy to LOJALNA, wobec Sanów Zjednoczonych, które dziwnym trafem w każdy konflikt były wmieszane. A ta „lojalność’ powoduje bardzo subiektywny punkt widzenia, mimo funkcji pełnionych w agendach ONZ. (p. „PS”)
Wojny są
paskudne; ludzi mordują,
kobiety gwałcą, a
niewinni cierpią. No
i zawsze winni
są ONI. Równocześnie
każda wojna daje
nieograniczone możliwości zabłysnąć
reportażystom, w gruncie
rzeczy ŻERUJĄCYM NA
LUDZKIM NIESZCZĘŚCIU, bo
empatia czytelników w
stosunku do ofiar (?)
wojny jest pewna.
A znak zapytania,
bo winnych zawsze
trudno znaleźć, natomiast
ofiarami czują się
wszyscy.
Znam to,
bo stary jestem (ur.1943) i dzieciństwo
spędziłem w atmosferze
wspominania niedawnych tragedii
wojennych, które dotknęły
w jakimś stopniu
KAŻDĄ polską rodzinę.
I dlatego
trudno mnie „zachwycić”
okropnościami wojny. Reasumując,
mamy tu zgrabnie
napisane opowieści budzące
współczucie, lecz nic
rewelacyjnego w nich
nie znalazłem. A wskutek
stronniczości, którą Amerykanie
przywykli ładnie nazywać
„political correctness” nie
mogę dać więcej
niż 3/10
PS O
jej stronniczości świadczy
propagandowy cytat (s.16):
„..Ostatecznie w kwietniu 1946
roku Syria uzyskała niepodległość jako republika parlamentarna. Nastąpiła seria
zamachów stanu, a ostatni z nich,
zaplanowany i przeprowadzony w 1963 roku przez członków partii Baas, w tym
Hafiza al-Asada, ojca obecnego prezydenta Baszszara alAsada, doprowadził do proklamowania
Arabskiej Republiki Syryjskiej. Powyższa chronologia zdrad i aktów przemocy
pokazuje, że już ówczesne wydarzenia przygotowały grunt pod, wydawałoby się,
nieuchronną tragedię, która miała się rozegrać całe dekady po nakreśleniu przez
kolonistów nowej mapy regionu…”
Odczytuję bowiem
to, jako sugestię,
że za obecną wojnę
jest poniekąd odpowiedzialny ojciec
obecnego prezydenta, bo
przejął władzę 50
lat temu. Wygodne,
ale niewiarygodne!!
PS2 Jeszcze
dla śmiechu (i
kompromitacji autorki), jak
Putin za alfonsa
robił (s.17):
„…gibkie młode Rosjanki, które
nazywali „Nataszami”. ..
…sprzymierzony z Asadem Putin ułatwił im uzyskanie wiz wjazdowych do
Syrii…”
No comments:
Post a Comment