Hubert Klimko – Dobrzaniecki (ur.1967) ma
na LC 57 fanów
i 1632 czytelników,
„Rzeczy pierwsze” (2009) są
jego ósmą pozycją
i po 10
latach mają 6,29 (114 ocen i 19 opinii). To
wynik niezły!! Oceniłem
kiedyś, jego późniejszą
książkę, z 2013,
na PAŁĘ, więc
teraz starałem się
zweryfikować opinię o
jego twórczości.
Wielokrotnie w
swojej pisaninie cytuję
profesjonalistę Jarosława Czechowicza, z
którym często się
zgadzam, a dzisiaj
przytaczam jego pełną
recenzję z: https://krytycznymokiem.blogspot.com/2009/10/rzeczy-pierwsze-hubert-klimko.html
"Pół
żartem pół serio są „Rzeczy pierwsze”, ale na pewno poruszają problemy, z
jakimi autor wciąż idzie przez życie. Ten zbiór opowiadań wyrasta z
przeszłości, ale rodzi się na nowo podczas pisania. Klimki pisanie o życiu jest
pisaniem z dużym dystansem i poczuciem humoru. Bohater-autor prowadzi nas w
miejsca, gdzie przeżył coś ważnego, poznaje z ludźmi, którzy na zawsze
pozostaną w jego pamięci, zdradza w końcu kilka intrygujących szczegółów z
życia wagabundy, pechowego literackiego debiutanta, najemnego
pracownika-emigranta i pacjenta pewnego charyzmatycznego wiedeńskiego
psychoterapeuty. Ile w tym wszystkim prawdy o samym Klimko-Dobrzanieckim?
Chciałbym, żeby było jak najwięcej. Podobno „Rzeczy pierwsze” to cała prawda i
tylko prawda. Chciałbym także, aby takie
zawadiackie rozprawy z życiem czynili ci, którym brakuje dystansu do samych
siebie."
Problem
w tym, że
dalej nie wiem,
czy to warto
czytać czy nie,
bo jedyna ocena „..z
dużym dystansem i
poczuciem humoru” to
za mało. Jedno jest
pewne, że nie
pretenduje to do
autobiografii, według Czechowicza,
to „zbiór opowiadań
wyrastający z przeszłości”,
a według mnie
zbiór dykteryjek, którymi 40-letni
autor postanowił nas uraczyć, jako
dowód fascynującego żywota,
jakie do tej
pory prowadził. Taka izba
refleksji: „czego to
ja nie przeżyłem,
czego to ja
się nie imałem”
.
Niestety,
mimo najlepszych chęci,
nie potrafiłem przyswoić już
pierwszej sceny, surrealistycznej sceny
narodzin autora. Uwielbiam
teatr absurdu, a mimo
to nic z
tej muchy, ani
kawki, ani ze
sztucznego oka woźnego
Pietrzaka zrozumieć nie
mogłem. Proszę nie
wmawiać mnie, że to pure
nonsens, bo jeśli,
to marnej jakości. Szczęśliwie
dalej było czytelniej,
lecz przeogromna ilość
dyrdymał i banialuk
męczyła. 115 stron
to krótko na ukazanie niewątpliwie
różnorodnego czterdziestoletniego życia,
a tu jeszcze
retrospekcja czasów wojny
i okolic. Czechowicz
pisze:
„..Podobno „Rzeczy
pierwsze” to cała
prawda i tylko
prawda…”
Tylko,
że ja nie
mam potrzeby, ani obowiązku jej
znać….
Nie
potrafię też zakwalifikować tej
książki do żadnej
gałęzi literatury, bo
dalej mam poczucie
amatorszczyzny i przypadkowości, co
sprawia wrażenie jeszcze
jednego „talentu” tego
człowieka Renesansu. Tylko,
że Renesansu już
dawno nie ma, zastąpiła go
asertywność, odwaga i
siła przebicia.
Dziwię
się też Wydawnictwu
ZNAK, które wydaje
twory tego autora,
mimo sformułowań, delikatnie
mówiąc, prowokacyjnych,
wobec katolików, o
czym mówiłem w
poprzedniej recenzji, a
które i tutaj
są obecne np s.16:
„..zakonnice, kryptolesbijki z doskonale rozwiniętymi męskimi cechami
płciowymi..”. s.21: „..sklerotyczne zakonnice ukradkiem obżerające się
komunikantami..”. Czy to redaktora
ZNAKu bawi?
Oczywiście,
jest bardzo prawdopodobne, że ja
- osamotniony w
swojej ocenie, jestem
starym zrzędą be
poczucia humoru i nie mam
racji, więc tęsknię
za recenzją, która wytłumaczy mnie
łopatologicznie walory
twórczości tego autora.
A ja, jak na
razie. 4/10, by nie
wzbudzać zbędnych emocji
No comments:
Post a Comment