Wednesday, 23 October 2019

Hubert Klimko – Dobrzaniecki - „Rzeczy pierwsze”


Hubert  Klimko – Dobrzaniecki (ur.1967)  ma  na  LC  57 fanów  i  1632  czytelników,  „Rzeczy  pierwsze” (2009)    jego  ósmą  pozycją  i   po  10  latach  mają  6,29 (114 ocen i 19 opinii).  To  wynik  niezły!!  Oceniłem  kiedyś,  jego  późniejszą  książkę,  z  2013,  na  PAŁĘ,  więc  teraz  starałem  się  zweryfikować  opinię  o  jego  twórczości.
Wielokrotnie  w  swojej  pisaninie  cytuję  profesjonalistę  Jarosława  Czechowicza,  z  którym  często  się  zgadzam,  a  dzisiaj  przytaczam  jego  pełną  recenzję  z:  https://krytycznymokiem.blogspot.com/2009/10/rzeczy-pierwsze-hubert-klimko.html
"Pół żartem pół serio są „Rzeczy pierwsze”, ale na pewno poruszają problemy, z jakimi autor wciąż idzie przez życie. Ten zbiór opowiadań wyrasta z przeszłości, ale rodzi się na nowo podczas pisania. Klimki pisanie o życiu jest pisaniem z dużym dystansem i poczuciem humoru. Bohater-autor prowadzi nas w miejsca, gdzie przeżył coś ważnego, poznaje z ludźmi, którzy na zawsze pozostaną w jego pamięci, zdradza w końcu kilka intrygujących szczegółów z życia wagabundy, pechowego literackiego debiutanta, najemnego pracownika-emigranta i pacjenta pewnego charyzmatycznego wiedeńskiego psychoterapeuty. Ile w tym wszystkim prawdy o samym Klimko-Dobrzanieckim? Chciałbym, żeby było jak najwięcej. Podobno „Rzeczy pierwsze” to cała prawda i tylko prawdaChciałbym także, aby takie zawadiackie rozprawy z życiem czynili ci, którym brakuje dystansu do samych siebie."
Problem  w  tym,  że  dalej  nie  wiem,  czy  to  warto  czytać  czy  nie,  bo  jedyna  ocena „..z  dużym  dystansem  i   poczuciem  humoru”  to  za  mało. Jedno  jest  pewne,  że  nie  pretenduje  to  do  autobiografii,  według  Czechowicza,  to  „zbiór  opowiadań  wyrastający  z  przeszłości”,  a  według  mnie  zbiór  dykteryjek,  którymi  40-letni  autor  postanowił  nas  uraczyć,  jako  dowód  fascynującego  żywota,  jakie  do  tej  pory  prowadził. Taka  izba  refleksji:  „czego  to  ja  nie  przeżyłem,  czego  to  ja  się  nie  imałem”    .
Niestety,  mimo  najlepszych  chęci,  nie  potrafiłem  przyswoić  już  pierwszej  sceny,  surrealistycznej  sceny  narodzin  autora.  Uwielbiam  teatr  absurdu, a  mimo  to  nic  z  tej  muchy,  ani  kawki,  ani  ze  sztucznego  oka  woźnego  Pietrzaka  zrozumieć  nie  mogłem.  Proszę  nie  wmawiać  mnie,  że  to  pure  nonsens,  bo  jeśli,  to  marnej  jakości.  Szczęśliwie  dalej  było  czytelniej,  lecz   przeogromna  ilość  dyrdymał  i  banialuk  męczyła.  115  stron  to  krótko  na  ukazanie  niewątpliwie  różnorodnego  czterdziestoletniego  życia,  a  tu  jeszcze  retrospekcja  czasów  wojny  i  okolic.  Czechowicz  pisze: 
„..Podobno  „Rzeczy  pierwsze”  to  cała  prawda  i  tylko  prawda…”
Tylko,  że  ja  nie  mam  potrzeby,  ani  obowiązku  jej  znać….
Nie  potrafię  też  zakwalifikować  tej  książki  do  żadnej  gałęzi  literatury,  bo  dalej  mam  poczucie  amatorszczyzny  i  przypadkowości,  co  sprawia  wrażenie  jeszcze  jednego  „talentu”  tego  człowieka  Renesansu.  Tylko,  że  Renesansu  już  dawno  nie  ma,  zastąpiła  go  asertywność,  odwaga  i  siła  przebicia.
Dziwię  się  też  Wydawnictwu  ZNAK,  które  wydaje  twory  tego  autora,  mimo  sformułowań,  delikatnie  mówiąc,  prowokacyjnych, wobec  katolików,  o  czym  mówiłem  w  poprzedniej  recenzji,  a  które  i  tutaj    obecne  np s.16:  „..zakonnice, kryptolesbijki z doskonale rozwiniętymi męskimi cechami płciowymi..”. s.21: „..sklerotyczne zakonnice ukradkiem obżerające się komunikantami..”. Czy  to  redaktora  ZNAKu  bawi? 
Oczywiście,  jest  bardzo  prawdopodobne,  że  ja -  osamotniony  w  swojej  ocenie,  jestem  starym  zrzędą   be  poczucia  humoru  i  nie  mam  racji,  więc   tęsknię  za  recenzją,  która  wytłumaczy  mnie  łopatologicznie walory  twórczości  tego  autora.  A  ja,  jak  na razie. 4/10,  by  nie  wzbudzać  zbędnych  emocji

No comments:

Post a Comment