Mikołaj GRYNBERG - "Oskarżam Auschwitz"
Opowieści rodzinne
Ze wstępem Anki Grupińskiej
UWAGA!! LEKTURA POLECANA DLA MŁODZIEŻY, KTÓRA NIE PRZEKROCZYŁA SIEDEMDZIESIĄTEGO ROKU ŻYCIA !!!
Bo w tym właśnie sęk. Zbiór rozmów z potomstwem ofiar Holocaustu, które NIE MOGŁO być wychowane przez NORMALNYCH ludzi (gdyż po symbolicznym Auschwitz NIKT normalnym nie mógł być) stanowi wartościową reminiscencję Zagłady i jej skutków. To gorsze niż choroba popromienna po wybuchu nuklearnym, bo nęka drugie i dalsze pokolenia ofiar, lecz dla innych staje się marudną prehistorią. A do tego nie wolno dopuścić!
Siedemdziesiąt lat od zakończenia II w. św., to szmat czasu osłabiający wrażliwość na tamtą tragedię. To jak opowieści o Powstaniu Styczniowym dla mojego pokolenia, które nas nudziły i nie wzbudzały żadnego zrozumienia ani zaciekawienia. Jednakże wyjątkowość Zagłady narzuca na na obowiązek propagowania jej skutków, jako przestrogę dla wszystkich i po wsze czasy.
Moja początkowa uwaga wynika, nie z niechęci czy braku zainteresowania tematem, lecz z mojego wieku, gdyż wszystko co w tej wartościowej książce zostało przedstawione znam z autopsji, począwszy od pierwszej fali emigracyjnej Żydów w 1949, gdy odprowadzanym przyjaciołom skradziono dwie z dwudziestu czterech walizek na Dworcu Głównym w Warszawie, poprzez transfer Żydów rosyjskich przez Warszawę na Zachód, z kilkumiesięcznym przerwą w Polsce, po pożegnania na Dworcu Gdańskim, po marcu 1968 r.
Walorem książki jest brak agresji, bo trudno byłoby za jej przejaw uznać poniższy aksjomat o Polakach: (str.274)
„Oczywiście, że byli tacy, którzy pomagali, ale więcej osób zajmowało się donoszeniem niż ratowaniem...”
Książkę wziąłem do ręki sugerując się nazwiskiem autora, którego już cztery razy recenzowałem, a okazało się, że to nie Henryk (ur.1936), a Mikołaj (ur.1966), i w dodatku nie wiem nic o ich ewentualnym pokrewieństwie. A może syn?
No comments:
Post a Comment