Magdalena TULLI - "Szum"
Magdalena Tulli (ur.1955) zdobyła popularność "Włoskimi szpilkami" (7,23 na LC), których nie czytałem, a teraz (2014) powędrowała żdziebko wyżej na 7,24. Jestem zaskoczony i zdumiony, ale nim przedstawię swoje trzy grosze skonfrontuję swój pogląd ze słowem już napisanym.
Na okładce czytam:
„Najnowsza powieść jednej z najwybitniejszych polskich pisarek”.
Wolność jest i w reklamach różne idiotyzmy się wypisuje, toteż wydawca może zaliczać autorkę do „najwybitniejszych”, ale nie akceptuję takiego zachowania ze strony redaktorów LC. Jeśli nie macie czasu na zweryfikowanie opinii, to zostawcie puste miejsce!!
Po proteście teraz czas na moją pełną akceptację opinii moich kolegów z LC:
BagatElka:
Kolejne dziwadło,które mnie zniechęciło już od pierwszych zdań.
Specyficzny styl w tym wypadku nie zachwyca ani nie zaciekawia.
Zupełnie niezrozumiała historia,która właściwie jest o niczym.
Booka:
Specyficzny styl autorki początkowo był ciekawym zabiegiem, z czasem jednak zaczął mnie irytować. Natomiast rozmowy głównej bohaterki z wyimaginowanymi postaciami (Lisem i zmarłymi osobami) - z biegiem czasu skutecznie mnie znudziły.
Krótki fragment wypowiedzi Barneyo (Uwaga: polecam lekturę całej recenzji):
„Znudziłem się tą książką. Cholernie znudziłem. Nie sposób powiedzieć, że Tuli pisze źle. Byłoby to kłamstwem. Pisze jednak w sposób, który absolutnie do mnie nie przemawia. Jej styl jest leniwy, a przez to – w miarę lektury – coraz bardziej nużący.
Zawarte w książce prawdy o życiu i człowieku również nie wydają mi się szczególnie odkrywcze. Że nie umiemy sobie radzić z traumami? Żadna nowość. Że zmartwienia i problemy rodziców często najsilniej oddziałują na dzieci? Również nic niesamowitego. Że miło jest leczyć własne kompleksy na innych? Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci oburzonym komentarzem.
Nie znaczy to jednak, że Szum jest jednoznacznie zły. Nie jest. Jest książką, która ani mnie ziębi, ani grzeje. Taki literacki bezrękawnik. Ucieczki młodej bohaterki w głąb siebie, do wyimaginowanych lub nieżyjących już towarzyszy, mogą dla wielu być czymś godnym uwagi. Mnie dość szybko zaczęły nudzić....”
To teraz ja. Wyjaśnienie tytułowego „Szumu” znalazłem na stronie 160:
„-Mam mnóstwo pracy.. ..Właściwie wszystko tu jest takie samo jak tam, tylko bez tego szumu. Bez niego łatwiej rozumiem.
-Co rozumiesz?
-Wszystko – odpowiedziała miękko.
Życie nazwała szumem! Lecz jeśli tak, czym miało być 'wszystko'?”.
Nie wiem, może Tulli wie. W każdym razie opcję „mnóstwa pracy” w zaświatach zdecydowanie odrzucam, bo byczę się od 8 lat na emeryturze, więc tam liczę na to samo plus atrakcyjne rozrywki, a nie pracę.
Pod zacytowanymi opiniami podpisuję się, więc pozostaje mnie podsumowanie. Książka niby jest o oklepanym wyobcowaniu i „dziecięcym piekle”. Tylko, że ci którzy tak twierdzą, to nie mają zielonego pojęcia jakie koszmarne bywa dzieciństwo. Bo właśnie dlatego ta książka jest banałem o NICZYM. Niejedno dziecko byłoby szczęśliwe na miejscu bohaterki, której nie brakowało nawet fontanny z wodotryskiem, bo miała ją u dziadków we Włoszech. Również życie osobiste do POZAZDROSZCZENIA: dwóch amantów w trakcie nauki, porządny mąż, dwoje zdrowych dzieci!!!.
Kochani, nie wmawiajcie sobie, że to udana książka, bo nie wierzę by kogokolwiek w trakcie lektury nie ogarnęła senność.
No comments:
Post a Comment