William FAULKNER - "Dzikie Palmy. Stary"
Faulkner (1897 – 1962), noblista z 1949, do Polski doszedł w popaździernikowej odwilży, tzn po 1956 roku, jako jeden z wielkiej amerykańskiej czwórki, które to pojęcie stworzyli sami Polacy. Hemingway, bo był sowieckim agentem, Steinbeck, bo "Grona gniewu" czyli o amerykańskich nędzarzach, Caldwell, bo amerykańska zgnilizna moralna, a Faulkner - zacofane Południe, gdzie Murzynów biją oraz pesymizm.
Życie Faulknera związane było z amerykańskim Południem, a bogata twórczość pisarza była literacką rekonstrukcją jego dziejów od czasów wojny secesyjnej po współczesność. Akcja wielu jego utworów rozgrywa się w fikcyjnym hrabstwie Yoknapatawpha. Faulknera zaliczają do modernizmu i stawiają koło Joyce'a i Prousta.
Tak się złożyło, że po przeczytaniu wszystkich jego książek dostępnych na polskim rynku na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, przez 50 lat nic jego nie miałem w ręku. A teraz mam i wracam do Yoknapatawphy, bo wstyd, żeby wśród ponad tysiąca moich recenzji nie było ani jednego Faulknera.
„Dzikie palmy”
Na okładce czytamy:
".... - to dramatyczna historia kochanków z Nowego Orleanu, którzy szamocą się z przeznaczeniem jak palmy smagane wiatrem. Bohaterowie walczą o prawo do miłości i wolności, lecz ulec muszą pod presją społeczeństwa posługującego się takimi środkami, jak pieniądz i opinia społeczna...."
Swoją drogą styl ostatniego zdania rozbawił mnie, bo zrównanie pieniędzy z opinią społeczną dość zaskakujące. No to czas na opinię:
Ponowna lektura po 55 latach, mimo, że koło setnej strony przypomniałem sobie zakończenie, nie pozwoliła mnie się oderwać aż do ostatniej strony. Co ciekawe, odbieram książkę w identyczny sposób jak za młodości. Fabuła w gruncie rzeczy banalna, lecz geniusz Faulknera zrobił z niej smakowite danie. Troje bohaterów mąż - mężczyzna, żona - nienasycona życia kobieta i asshole, dawniej mówiłem pętak. Jej pech, że poszukując obiektu miłości, dokonała złego wyboru i mimo, to, że bardzo szybko to sobie uświadomiła, realizuje swoje pożądanie spełnienia miłości. Ma możliwość porzucić ten nieudany obiekt i powrócić do męża i dzieci, lecz z marzeń trudno zrezygnować więc brnie aż po kres...
Duża rzecz, która mnie mobilizuje, by odnowić znajomość z tym największym, ze wspomnianej czwórki
„Stary”
Głównym charakterem - Starym, jest rzeka, Mississippi i zalane przez nią tereny w trakcie rekordowej powodzi 1927 roku. Z nią musi się zmierzyć jeden z bezimiennych więźniów, określany jako „Długi”. O drugorzędności ludzkich postaci świadczy bezimienność drugiego więźnia określanego jako „Gruby” lub „Tłusty” (ang. The Plump), jak i kobiety wziętej z drzewa. Fabuła jest prosta: więzień zostaje wysłany łodzią, by uratować ciężarną kobietę chroniącą się przed żywiołem na drzewie. Ratuje ją, ona rodzi...itd itp.
Faulkner nadał historii wymiar uniwersalny i egzystencjalny. I po publikacji tego opowiadania z „Dzikimi palmami” był niezadowolony, bo wielkie przesłanie tego, pomniejsza poniekąd pierwsza część. Dlatego też „Stary” („The Old Man”) był publikowany samodzielnie, co skłoniło mnie do podwójnego umieszczenia tej recenzji: w „Starym” i w „Dzikich palmach”, składających się z dwóch pozycji.
Nie chcąc Państwu psuć lektury, spostrzegam jedynie, że Mississippi to Uniwersum, że kobieta z drzewa to Ewa - pramatka, a oplatają ich węże. Również sama w sobie powódź nawiązuje do Biblii, a Długi, obarczony grzechem pierwotnym (napadem na pociąg) znajdując się z dala od więzienia dysponuje wolną wolą i przez to musi dokonywać wyboru i podejmować decyzję.
Jest to jedno z najlepszych dzieł Faulknera, niedocenione przez polską krytykę.
PS Zapomniałem napisać o Exodusie.
No comments:
Post a Comment