Leonard MLODINOW - "Krótka historia rozumu"
Leonard Mlodinow (ur. 1954) - amerykański fizyk i autor książek popularnonaukowych. Od pierwszych stron wpadam w zachwyt, bo pisze językiem dostępnym dla zwykłego zjadacza chleba, a w dodatku podaje wszystko w sposób doskonale usystematyzowany, co zwiększa percepcję tekstu. I tak mamy kolejno: homo habilis - 2,5 mln lat temu (s. 28), homo erectus – 1,8 mln (s. 34), homo sapiens 0,5 mln (s. 36) i homo sapiens sapiens (myślący człowiek myślący) – 40 tys. lat temu (s. 38) Jest świetnym erudytą – gawędziarzem, zabawiającym czytelnika dykteryjkami i dygresjami, jak choćby o metodach oceny rozumku niemowlaka (s. 42).
Ale wracajmy do głównego wątku. A w nim autor dokładnie opisuje (s 49) „najbardziej zdumiewające odkrycie archeologiczne współczesnych czasów” tj wielki monument nazywany Göbekli Tepe, o którym Ian Hodder, archeolog z Uniwersytetu Stanforda mówi (s. 52-53):
„Można zasadnie twierdzić, że Göbekli Tepe to prawdziwy początek złożonych społeczeństw neolitycznych"
Autor przypomina znane powiedzenie w wersji Newtona, z listu do Roberta Hooke'a z 1676 roku (s. 69):
"Jeśli widziałem dalej, to dlatego, że stałem na ramionach gigantów"
Niejako konsekwencją tego jest łatwość przyswajania "trzech R" tj "wRiting, Reading, aRithmetic" (s. 78):
"...Dziś postrzegamy te "trzy R" jako najbardziej elementarne umiejętności, techniki, których uczymy się zaraz po wyrośnięciu z pieluch... ...Wydają się one elementarne tylko dlatego, że ktoś inny wynalazł je dawno temu i były one od tego czasu przekazywane przez nauczycieli, którzy zadawali sobie trud, by ich nas nauczyć…"
Trudno mnie non - stop wychwalać Mlodinowa, więc ze swoistą satysfakcją znalazłem stwierdzenie kontrowersyjne (s. 79):
„...Podobnie jak żaden ptak nie wymyślił latania, a pisklęta nie muszą chodzić do szkoły latania, żeby się tego nauczyć język, wydaje się naturalny dla ludzi - i tylko dla ludzi...”
Nie zamierzam polemizować z autorem w imię wartości wyższych, przez co rozumiem doskonałość tej książki, tym bardziej, że każdy czytelnik domyśli się istoty moich zastrzeżeń.
Obawiając się własnej gadatliwości odnotowuję tylko obecność historii słowa pisanego, matematyki i prawa, by przejść do Arystotelesa, w związku z którym muszę zrobić dygresję, której słuszność potwierdza indeks nazwisk tej książki, jak i wielu innych amerykańskich dzieł.
Trzy nazwiska dominują w indeksie nazwisk: Arystoteles, Newton i Einstein. Europejka prof. Barbara Skarga twierdziła, że od Platona ludzkość niewiele wymyśliła; Europejczyk prof. Leszek Kołakowski mówił:
„...pięć nazwisk wyznacza wielkie etapy filozofii: PLATON (onto-teologia), KANT (filozofia transcendentalna), HEGEL (rozum jako historię), BERGSON (czyste trwanie), HEIDEGGER (fenomenologię bycia odróżnionego od bytu)..”
Z kolei ja sam zostałem wychowany w kulcie dla Sokratesa, by wybrać Platona, aż w końcu zachwycić się Plotynem. W Ameryce niepodzielnie panuje „Aristotle”, czego świadectwem jest i ta książka. To nie jest z mojej strony zarzut, lecz ciekawostka. Podzielę się jeszcze jedną: na temat Einsteina. Przed wielu laty w szkole dla „newcomers” , doznałem szoku, gdy pouczono mnie, że postaciami najbardziej cenionymi w Kanadzie jest Albert Einstein, John Lennon i Wayne Gretzky, po czym nauczycielka zaczęła śpiewać „Imagination”, szczęśliwie Einsteina na skrzypcach nie naśladowała.
O Arystotelesie jest długo i szeroko, wzmiankowany jest tez Tales i Pitagoras, lecz a skaczę do średniowiecznej grupy z Merton College, o której nigdy nie słyszałem (s. 149 i 153):
„..Największe z tych osiągnięć zostało dokonane przez grupę matematyków z Merton College w Oksfordzie między 1325 i 1359 rokiem.. ..badaczom z Merton College udało się stworzyć pojęciowe fundamenty ruchu..”
Na swoje usprawiedliwienie mam, że Wikipedia zbywa ten temat jednym zdaniem:
„...W XIII-XIV wieku środowisko naukowe Oksfordu odegrało ważną rolę w rozwoju nauk matematyczno-przyrodniczych. Działali tu m.in. Robert Grosseteste, Roger Bacon i inni przedstawiciele tzw. szkoły oksfordskiej..”
Nie sposób omówić wszystkich tematów książki, więc tylko informuję, że poza Newtonem i Einsteinem, najwięcej uwagi poświęca Heisenbergowi, Schrodingerowi i Hawkingowi, z którym notabene napisał dwie dalsze książki. Oczywiście teoria kwantów i teoria strun. Ale…
Ale…. Przy całym moim uznaniu dla książki dałem się zmylić tytułowi, który sugerował, że czołowe miejsce zajmie Kartezjusza „Cogito ergo sum” i Kanta „Krytyka czystego rozumu”.
Takie książki są bezcenne, więc 10 gwiazdek nie podlega dyskusji.
No comments:
Post a Comment