Niepublikowany zbiór moich recenzji książek autorow zagranicznych zaczynam od pięciu dla mnie najważniejszych, a w przypadku Dostojewskiego, zamiast recenzji "Biesów" pozwoliłem sobie skreślic parę słów zainspirowanych nimi:
Truizmem, a również banałem, jest twierdzenie, że książka przeczytana ponownie, po wielu latach, wzbudza inne odczucia od tych pierwotnych, młodzieńczych, gdy mózg czytelnika był jak terra intacta. Istnieją jednakże dzieła do których trzeba „dorosnąć”, by je w miarę dokładnie zrozumieć. A, że do tego niezbędny jest czas, więc ponowna lektura umożliwia weryfikację własnej dojrzałości. Gdzieś, kiedyś wyczytałem, że aby docenić twórczość DOSTOJEWSKIEGO wiek starczy stanowi condicio sine qua non. Dlaczego tak jest wyjaśnia cytat z Maine de Birana (1766 -1824) zamieszczony przez Huxleya w „Nowym, wspaniałym świecie”:
„Człowiek się starzeje; odczuwa w sobie owe doznania słabości, apatii, niewygody, jakie towarzyszą posuwa niu się w latach; czując zaś to wszystko, sądzi że jest po prostu chory, i tłumi lęk przekonaniem, że ten przykry stan zrodziła jakaś szczególna przyczyna, z której, jak z choroby, ma nadzieje się wyleczyć. DAREMNE ZŁUDZENIA !! Ta choroba to STAROŚĆ; a jest to CHOROBA STRASZNA. Mówi się, że to lęk przed śmiercią i tym, co po niej nadejdzie, zwraca starzejących się ludzi ku religii. Jednakże na podstawie moich własnych doświadczeń nabrałem przekonania, że niezależnie od wszystkich takich lęków i wyobrażeń uczucia natury religijnej rozwijają się w nas z wiekiem same w sobie; rozwijają się, gdyż w chwili kiedy słabną namiętności, fantazja zaś i zmysły mniej są pobudzane i mniej skłonne do pobudzeń, umysł nasz napotyka w swej pracy mniej przeszkód, w mniejszym stopniu zamącają go obrazy, pragnienia i rozrywki, które dawniej go wciągały. I wówczas BÓG wynurza się niczym spoza chmury; dusza nasza czuje, widzi, zwraca się ku żródłu wszelkiego światła; zwraca się w sposób naturalny i NIEUCHRONNY. Teraz bowiem, gdy wszystko to, co światu wrażeń przydawało życia i uroku, zaczyna nas opuszczać, gdy egzystencji zjawisk nie podtrzymują już wrażenia z zewnątrz lub z wewnątrz, odczuwamy potrzebę wsparcia na czymś trwałym, na czymś co nas nigdy nie zwiedzie - na rzeczywistości, prawdzie absolutnej i wiecznej. Tak, nieuchronnie zwracamy się ku BOGU; to bowiem uczucie religijne jest ze swej natury tak czyste, tak miłe dla doświadczającej go duszy, że wynagradza nam wszystkie inne straty.”
Toć pięknie gada, jakbym ja sam mówił. I właśnie z tego cytatu wynika, że dopiero u schyłku życia „mamy czas”, by spróbować zrozumieć np walkę rosyjskiego geniusza z jego własną słowiańską duszą.
Uświadomiłem sobie, że tak „Braci Karamazow”, uznawanych powszechnie za jego „największe” dzieło (w cudzysłowie, bo jaką miarą mierzyć „wielkość”), jak i „Zbrodnię i Karę”, „Idiotę”, „Gracza” czy też „Biesy”, wszystko to, czytałem ponad 50 lat temu. No to wziąłem z Biblioteki, przy wspominanej już wielokrotnie, ulicy Roncesvalles - „BIESY” (nota bene tylko one były) i 950-ma stronicami przez trzy dni się delektowałem. Po tej lekturze, popieram par excellence powyżej wyrażony pogląd, że dopiero w starości, po wieloletnim zmaganiu się z Bogiem, życiem, a przede wszystkim samym sobą, możliwe staje się odczucie ducha Dostojewskiego in toto. Ze względu na wielość opracowań jego twórczości trudno powiedzieć coś nowego i niebanalnego. Jednakże spróbuję odnotować parę osobistych i subiektywnych uwag.
I tak np, dzięki lekturze „BIESÓW” udało mi się sformułować własną definicję ateisty. Otóż,
ATEISTA TO KTOŚ, KTO JESZCZE NIE WIE, ŻE WIERZY W BOGA
Oczywiście, gdy się dowie, to będzie wierzył. Pozostaje pytanie, czy się dowie, lecz to już inna kwestia. Przykłady „wielkich”, jak NIETZSCHE, KOŁAKOWSKI, MIŁOSZ, GOMBROWICZ, WITKACY czy też „małych” jak Tadeusz (mój Ojciec) i Wojciech GOŁĘBIEWSCY, dają nadzieję, że taki czas dla każdego nadejdzie, jeśli tylko zainteresowany będzie wystarczająco intensywnie bił się z własnymi myślami.
Zauważmy, że każdy przypadek jest inny; najczęściej odrzucana jest „personifikacja” Boga oraz podważane zainteresowanie Boga stworzonym światem. Nawet superprowokator NIETZSCHE krzyczy: „BÓG UMARŁ”, a nie „Boga nie ma”. A przecież aby umrzeć, to trzeba ISTNIEĆ. Pozostając przy kwestiach „boskich” przytaczam cytat z „Biesów”:
„BÓG jest bólem tkwiącym w lęku przed śmiercią”
- co należy rozważać z poprzedzającym: „Nie ma GO, ale jest”.
Dostojewski porównuje to z głazem chyboczącym się nad naszymi głowami, przez co (ten głaz) wzbudza w nas lęk. Lęk przed (co najmniej) bólem, jaki spadający głaz spowoduje. Przecież w głazie, jako takim, nie ma bólu, ból jest w lęku przed jego potencjalnym upadkiem. Wystarczy przezwyciężyć lęk, by się wyzwolić i samemu stać się bogiem. Ergo, by wyzwolić się od Boga trzeba popełnić samobójstwo, tym bardziej, że śmierć nie jest BYTEM, jej NIE MA, istnieje tylko życie.
Wg Dostojewskiego BÓG jest potrzebny nie tylko jednostce, lecz i narodowi.
„Celem wszelkiego ruchu nacjonalistycznego w każdym narodzie..... jest tylko i wyłącznie poszukiwanie Boga. Boga wyłącznie dla siebie..... Unicestwienie jakiejś narodowości bierze swój początek właśnie w momencie, gdy bogowie zaczynają być wspólni”.
I dalej:
„Wszelaki naród tak długo jest tylko narodem, jak długo ma swojego odrębnego Boga, a wszystkich pozostałych bogów świata odrzuca. A więc dopóty jest narodem, dopóki wierzy w to, że pod sztandarami swojego Boga zwycięży i wyruguje z tego świata wszystkich cudzych bogów”.
Dlatego BÓG NIE MOŻE BYĆ EKUMENICZNY, lecz narodowy. Polacy-katolicy w 1938 roku bili Słowaków-katolików, by rok później ponieść klęskę z rąk niemieckich katolików i protestantów, noszących pasy z wygrawerowanym napisem „Gott mit uns” oraz prawosławnych Rosjan, których 19 lat wcześniej rozgromili w ramach „Cudu nad Wisłą”. A wszystko to z woli tego samego chrześcijańskiego Boga. Dodajmy jeszcze męczeńską śmierć chrześcijanina-antysemity [co jest ewidentnym oksymoronem] o. Kolbego, którego zakatowali chrześcijańscy Niemcy, drwiąc z wiary katolickiego kapłana.
Aby potwierdzić słuszność mego stwierdzenia, że chrześcijański-antysemityzm jest oksymoronem wystarczy sięgnąć po EWANGELIĘ św. Mateusza i przeczytać Mt. 5, 46:
„Jeśli miłujecie tylko tych, którzy was miłują, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią?”.
Dokładniej wyjaśnia to Jerzy TUROWICZ:
„ ANTYSEMITYZM nie da się pogodzić z katolicyzmem, bo antysemityzm to NIENAWIŚĆ do człowieka, dlatego, że jest Żydem. ... Gdzie „nakaz miłości bliźniego”? A bliźnim jest każdy człowiek, bez względu na rasę, kolor skóry czy przekonania”.
Wracając do Dostojewskiego: rosyjski Bóg ma SCALAĆ, ma przez nacjonalistyczne religijne zjednoczenie prowadzić do potęgi Wielkiej Rosji (por. Sołżenicyn), pod której egidą zrealizowana zostanie idea PANSLAWIZMU tj zjednoczenia wszystkich SŁOWIAN w jednej religii służącej umacnianiu wspólnego silnego organizmu państwowego. Norman Davies (EUROPA, str. 538) pisze:
„Na pierwszy rzut oka DOSTOJEWSKI był rosyjskim szowinistą. Nie lubił „bezlitosnych” Żydów; pogardzał katolikami, a szczególnie Polakami, których często przedstawiał jako przestępców i kryminalistów; nienawidził socjalistów. Uważał, że KOŚCIÓŁ PRAWOSŁAWNY jest tym, za co sam siebie podaje: JEDYNĄ PRAWDZIWĄ WIARĄ. „Na Zachodzie nie ma już żadnego chrześcijaństwa”, głosił z patosem; „katolicyzm przybiera formę idolatrii, a protestantyzm szybko przekształca się w ateizm i przyjmuje zmienną etykę”. Wydaje się, że formuła pisarza brzmiała: „katolicyzm = jedność bez wolności; protestantyzm = wolność bez jedności; prawosławie = wolność w jedności”. ...... Jednak ponad wszystko Dostojewski wierzył w uzdrawiającą moc wiary”
W przeciwieństwie do Rosji. w której rosyjski Bóg (czytaj: religia, Kościół) SCALA naród i WZMACNIA państwo, w Polsce - polski Bóg, z pomocą Królowej Polski - Najświętszej Panienki, DEZINTEGRUJE społeczeństwo i OSŁABIA państwo, starając się podporządkować je własnym interesom. Ponadto, dba o „dobro” Rzymu, co z reguły jest sprzeczne z POLSKĄ RACJĄ STANU. Jest to działanie permanentne, począwszy od zmuszenia nas do uznania za NARODOWYCH ŚWIĘTYCH: biskupa praskiego Adalberta, „pepiczka” pijaka i dziwkarza, karnie wyrzuconego z Hradczan do miejsca odosobnienia, w klasztorze na (nomen-omen) Monte Cassino, który życie utracił wskutek chuci do pierwszej spotkanej Prusaczki, czczonego w Polsce pod imieniem tzw św. Wojciecha oraz biskupa krakowskiego, spiskującego przeciw KRÓLOWI POLSKI, Bolesławowi Śmiałemu, tzw św. Stanisława „szczepanowskiego” (w cudzysłowie i z małej litery, bo to od prawdopodobnego miejsca urodzin - Szczepanowic), aż po długoletnie nieuznawanie polskich granic po II w. św. i wstrzymywanie nominacji polskich biskupów na Ziemiach Zachodnich.
Co do DEZINTEGRACJI, to właśnie KOŚCIÓŁ stworzył, ukształtował i wychował ciemnego, szowinistycznego POLAKA-KATOLIKA, dzięki czemu KATONACJONALIZM w Polsce kwitnie, owocując antysemityzmem, rusofobią, schizofreniczną ideą Polski jako „przedmurza chrześcijaństwa”, nietolerancją i nienawiścią do wszystkich odmieńców tj do czarnych i żółtych, do Cyganów i Świadków Jehowy, do rudych i garbatych, do zbyt wysokich lub zbyt niskich, do pedałów i lesbijek, no i oczywiście do masonów i cyklistów. Tak ksobne, ksenofobiczne społeczeństwo jest wyjątkowo podatne na dalsze podziały i zamykanie się w twierdzach , by strzec jedynej prawdy, jaką objawiają im lokalni szarlatani; vide: o. RYDZYK. O rozmiarach tej dezintegracji świadczą choćby wydarzenia na Krakowskim Przedmieściu po katastrofie smoleńskiej. Kończąc ten akapit pozwolę sobie sformułować wniosek: POLAKOM - BÓG JUŻ NIE JEST POTRZEBNY. Mają Królową Polski (Żydówkę, lecz udają, że o tym nie wiedzą. Nie, oni nie udają, oni naprawdę nie wiedzą, bo ich małe móżdżki nie są w stanie przyjąć takiej wiadomości) do tego z licznymi klonami jak Matkę Boską: Częstochowską, Ludźmierską, Ostrobramską, Kalwaryjską, Zebrzydowicką itd. Itd. Itp. Bo przecież „Pod Twoją opiekę ......oddajemy się...Boża Rodzicielko” (tzn że BOGA MOŻNA URODZIĆ !!! ; cóż, ciemnogród!!). Nie jest też potrzebny Chrystus marudzący swoimi nawoływaniami: „Kochaj bliźniego jak siebie samego” czy „Ten, bez winy niech rzuci pierwszy kamieniem”; wystarczy pusty krzyż, pod którym będziemy głosić jedyną prawdę, bo NASZĄ PRAWDĘ.
Wracajmy do Dostojewskiego:
„Bez despotyzmu nigdy jeszcze nie udało się zaprowadzić ani wolności, ani równości, ponieważ równość może istnieć jedynie w STADZIE”.
Święte słowa, lecz ja znów wtrącę swoje trzy grosze. Otóż, wymyśliłem, że hasło „LIBERTE, EGALITE, FRATERNITE” (Wolność, Równość, Braterstwo), wywieszone przez Francuzów w 1793 roku, jest ekstremalnie sprzeczne samo w sobie, przez co niemożliwe do spełnienia, bo: WOLNOŚĆ unicestwia RÓWNOŚĆ i vice versa, a do BRATERSTWA nie obliguje; BRATERSTWO zaś wyklucza WOLNOŚĆ. Przytoczmy tu jeszcze wypowiedź KOŁAKOWSKIEGO:
„....doskonałą równość mógłby zaprowadzić jedynie totalitarny despotyzm, a ustrój zarazem despotyczny i egalitarny jest kwadratowym kołem”
i dalej
„Absolutna równość może być zaprowadzona tylko przez rządy despotyczne, co zakłada istnienie przywilejów, a więc niszczy równość; podobnie absolutna wolność oznacza anarchię, a anarchia kończy się panowaniem najsilniejszych, tak więc absolutna wolność zmienia się we własne przeciwieństwo.”.
Zresztą, jak różnie można te pojęcia interpretować pokazał KIEŚLOWSKI, w swoim tryptyku: „Biały, Niebieski, Czerwony” nawiązującym, przez barwy francuskiej flagi, do wyżej wspomnianego rewolucyjnego hasła. Reasumując: bez despotyzmu nie może być równości, a wolności nie ma ani z nim, ani bez niego. Lecz WOLNOŚĆ to temat rzeka, a ponadto jest odrębnym hasłem w moim ABECADLE.
Chcę teraz zwrócić uwagę na jeszcze jedno zdanie wyłowione przeze mnie z „BIESÓW”:
„Ten, kto sprawi, że dobro zagości w sercach wszystkich ludzi, położy kres temu światu”.
No właśnie, bo świat istnieje, póki biesy czy dybuki siedzą w nas.
Na koniec chciałem przypomnieć, że Dostojewski miał na imię TEODOR, a nie Fiodor; że był rosyjskim szowinistą; że obsesyjnie nienawidził Polaków, choć mówił biegle po polsku i czytał polską literaturę; że mawiał, że gdyby wiedział, iż w jego żyłach płynie chociaż jedna kropla polskiej krwi, kazałby ją natychmiast wypuścić; że w jego powieściach „POLACZYSZKI” tworzą istną galerię „łobuzów, oszustów, ladacznic, szachrajów i bestii”, a w „Braciach Karamazow” dwaj głupi polscy szlachcice okazują się obaj szulerami.
GOMBROWICZ ironizował: „My, Polacy, jesteśmy Słowianami zlatynizowanymi; (Jesteśmy zbyt słowiańscy, aby być Latynami, i zbyt łacińscy, aby być Słowianami) i dlatego właśnie nienawidził nas DOSTOJEWSKI. Rosyjski geniusz uważał nas za ZDRAJCÓW ducha słowiańskiego.....”.
Więcej na ten temat pod hasłem „NIESAMOWITA SŁOWIAŃSZCZYZNA”.
Skleroza nie boli, ino dezorganizuje. Zapomniałem o dwóch fajnych opowieściach wyczytanych w „Biesach”. Pierwsza to zabawna historyjka o ukróceniu sobiepaństwa polskiej szlachty. Otóż, wg Dostojewskiego tylko i wyłącznie w tym celu, car zniósł poddaństwo i uwłaszczył chłopów, co polska szlachta uznała za ansę i wręcz jej prześladowanie. (Przypominam „Biesy” ukończone w 1871 r.). Druga to instruktaż do tworzenia systemu inwigilacji: montowanie „piątek” spiskowców, w których uczestnicy ścigają się we wzajemnych donosach. Pół wieku później opisał to ERENBURG w „Lejzorku”, gdzie kochankowie tj Rojtszwaniec i tow. Pukie starali się wzajemnie wyprzedzić w donosie, a Dzierżyński stworzył „CZEKA”.
Podkreślmy, na koniec, że Dostojewski, bez najmniejszego cienia wątpliwości, to najgenialniejszy pisarz rosyjski [świadomie stawiam go daleko przed Tołstojem] i jeden z filarów literatury światowej.
No comments:
Post a Comment