Bill BRYSON - "Krótka historia prawie wszystkiego"
William McGuire "Bill" Bryson (ur. 1951) – amerykański pisarz, autor książek podróżniczych, popularnonaukowych oraz dotyczących języka angielskiego.
Proszę Państwa, po raz pierwszy uginam się pod presją wyników na LC: średnia 8,2 przy 850 ocenach i 103 opiniach. Wobec tego przedstawiam dwie wersje mojej recenzji: konformistyczną i zrzędliwą.
WERSJA I (stadna)
Ta książka, wydana w 2003 roku, jest dowcipnie napisaną encyklopedią.
Tego dzieła nie należy recenzować, je należy czytać, nie zapominając jednak, że jest to pozycja popularnonaukowa, bo profesjonaliści poszczególnych dziedzin mogliby mieć fachowe zastrzeżenia, co do precyzji sformułowań. Szeroki zakres tego dzieła nie pozwala na całkowite uniknięcie nieścisłości.
Napisano o książce Brysona prawie wszystko, więc ja polecam tylko erratę dostępną na:
http://errata.wikidot.com/0767908171
Mimo dezaktualizacji niektórych twierdzeń, książka pozostaje cennym kompendium wiedzy.
WERSJA II (starego zrzędy)
Czytam wydanie Zysk i S-ka z 2016 roku, a w nim dyrdymały o planecie Pluton, podczas gdy ona od 10 lat jest dwarfem:
"24 sierpnia 2006 roku Międzynarodowa Unia Astronomiczna odebrała Plutonowi status planety, co oznacza, że Układ Słoneczny liczy 8 planet..."
Niewiele mnie wzrusza fakt, że pierwsze angielskie wydanie miało miejsce w 2003 roku.
Od pierwszych stron odnoszę wrażenie, że Bryson nie czuje tego co pisze, lecz inteligentnie wykorzystuje dostępne źródła. Wczytuję się więc w przebieg jego edukacji:
polskojęzyczna Wikipedia: "..Przez dwa lata uczęszczał na Drake University w Des Moines. .."
anglojęzyczna Wikipedia: "..Bryson attended Drake University for two years before dropping out in 1972 ..... .....They moved to Bryson's hometown of Des Moines, Iowa in 1975 so that Bryson could complete his college degree....."
To niewiele. Jak to najczęściej bywa z ludźmi słabo wykształconymi piętą Achillesową jest matematyka (braki w dziedzinach humanistycznych łatwiej jest uzupełnić). Podaję żenujący przykład tego:
s. 52,6 (strony e-booka)
"... Zatem 10–43 sekundy oznacza 0,0000000000000000000000000000000000000000001 część sekundy lub jedną dziesiątą z milionowej z bilionowej z bilionowej z bilionowej części sekundy..."
W 1959 roku, w 10 klasie Liceum nr 35 im. Bolesława Prusa, naraziłem się nauczycielce matematyki, broniąc kolegi wypisującego rewelacje podobne do powyższych. W rezultacie obaj dostaliśmy dwóje na półrocze. Bryson brnie dalej: w odsyłaczu 11 pisze:
"... Zakładając, że u wielu czytelników znajomość matematyki jest zbliżona do mojej, będę się starał nie nadużywać notacji wykładniczej, aczkolwiek w niektórych sytuacjach będzie to raczej nieuniknione, na przykład w rozdziale opisującym zjawiska na skalę kosmiczną..."
Tylko, że za pisanie książki wziął się Bryson, a nie czytelnicy. Powyższe świadczy, że Bryson nie słyszał o logarytmach, a chce mnie tłumaczyć fizykę najwyższego rzędu.
Zwracam też uwagę na podstawową hipotezę Tryona i komentarz jej (s. 56,4):
".. Jak ujął to Edward P. Tryon z Columbia University: „Na pytanie, dlaczego tak się stało, stawiam nieśmiało skromną hipotezę, że nasz wszechświat jest po prostu jedną z tych rzeczy, które od czasu do czasu się zdarzają”. Hipotezę Tryona następująco skomentował Guth: „Aczkolwiek stworzenie wszechświata może być bardzo mało prawdopodobne, Tryon zwrócił uwagę na to, że nikt nie policzył nieudanych prób”..."
Nie znajduję jasnego wytłumaczenia Brysona. Czy takie postawienie sprawy jest wynikiem aksjomatu o nieskończoności nieskończoności ?
Następne pytania powstają przy lekturze rozdziału o supernowej gdyż wersja Brysona poważnie się różni choćby od Wikipedii, ale nie miejsce tu wchodzić w szczegóły.
Mimo, że sam uczę się z książek ks. prof. Michała Hellera. to ta: książka niewątpliwie jest pożyteczna w myśl zasady, że lepsze "coś" niż "nic". To tak jak w okresie mojej młodości wydał "Opowieści Biblijne" Zenon Kosidowski, niewątpliwie bestseller, choć profesjonalistą nie był.
Krakowskim targiem, ze względu na szerokie zainteresowanie i niechęć do wojny z powszechną opinią daję gwiazdek 7
1.12 Czytelnik z LC skrytykował moją recenzję Brysona "Krótkiej historii prawie wszystkiego". Zamieszczam wraz z moją odpowiedzią:
Dzień dobry,
Piszę do Pana zaciekawiony Pańską opinia o "Krótkiej historii prawie wszystkiego".
Od razu zaznaczam, że jej nie czytałem. Moja wiedza opiera się na tym, co Pan napisał plus ewentualne na przeczytanych fragmentach książki, do których odwołania w Pańskiej opinii znalazłem.
Generalnie 'opinia' to opinia. Czyli może być 0 gwiazdek, bądź 10, itd. - nie istotne. Można pisać 'świetne', 'beznadziejne' - czyli umieścić własne emocje, zdanie. Nie o tym do Pana piszę.
Pan odniósł się do faktów z książki - stąd moja śmiałość.
To, że Zysk i S-ka wydało w 2016 roku książkę napisaną w 2003, to żaden zarzut do autora (nie jego wina ani zasługa). Raczej do wydawnictwa, które nie potrafiło dokonać korekty naukowej i dodać komentarzy uaktualniających. Poza tym argument, że brak odniesienia do zmiany kwalifikacji Plutona z planety do planety karłowatej (Pańskie 'dwarf' to błąd, bo tak nazywa się gwiazdy ciągu głównego, Plutona przemianowano na 'dwarf planet') to istotne zaniedbanie czyniące z fragmentu o Plutonie 'dyrdymały', jest dużą przesadą. Ważniejsze od tego byłoby raczej opisanie, jakie są warunki formalne na bycie planetą. Generalnie sam fakt przemianowania Plutona administracyjnie to dyrdymały (mało istotny fakt), najistotniejsze co fizycznego o tym obiekcie pisze autor (jeśli w ogóle pisze).
Mnie bardziej martwi nie to, że w książkach popularnych ktoś zbyt trywializuje czy upraszcza, tylko że używa pojęć, których nie da się na pewnym poziomie ogólności przedstawić i szkoda czasu na takie gimnastyki z laikami. Przykładów jest mnóstwo. Po co komu na przykład 6-wymiarowy przekrój obiektu Calabiego-Yau na 2-wymiarowej kartce? Co to ma pokazać (a jest częste umieszczanie takiego kompaktyfikowanego obiektu przy dyskusji o teorii strun)? Z tego powodu te 43 zera zamiast 10e-43 to jest właśnie próba pokazania jak niewielka to liczba w sposób bardzo prosty i dosadny. Nie wiem, czemu to miałby być argument o słabym wykształceniu Brysona (co nie zmienia fakty, że może być słabe)? Dla poglądowości nawet zawodowi matematycy w pracach popularnych korzystają z tego chwytu, na zrobienie wrażenia dużymi lub małymi liczbami (polecam "Królowa bez Nobla" profesorów UJ). To, że Bryson pisze o słabości w matematyce, może być odbierane przez 'humanistów' jako wspieranie ich na duchu czy solidaryzm. Poza tym nie wiem czemu zapis z zerami ma świadczyć, że nie słyszał o logarytmach?
Sam na LC przeszedłem batalię na forum z zatwardziałymi 'humanistami' i wiem, że oni się boją trudnych słów, uprzedzają do trudnego języka. Żeby ich zaciekawić, język Brysona jest właśnie odpowiedni.
Co innego mylenie faktów. W mej opinii do innej jego książki 'W domu' wytknąłem mu nieprawdy. Tu też przypadkiem trafiłem na jedną (dla Betelgeusa na str. 53 wydania papierowego podano niepoprawną odległość).
Bryson zacytował jakiegoś Tryona (nie znam człowieka) i Gutha (znam człowieka), tylko nie rozumiem po co Pan przytoczył ten fragment? Czego miał dowodzić? Same cytaty to przytoczenie jakichś twierdzeń wyrwanych z kontekstu, tylko nie wiem co Pan chciał pokazać przez uwieszenie tego w swej opinii? O co chodzi z 'aksjomatem nieskończoności nieskończoności'?
Być może sam po przeczytaniu "Krotkiej historii..." będę jeszcze bardziej bezlitosny niż Pan, ale z Pańskiej opinii tych trzech argumentów nie zrozumiałem, czemu akurat one świadczą źle o samym autorze i jego książce?
ODPOWIEDŹ
Drogi Panie!
Przede wszystkim dziękuję Panu za profesjonalne uwagi, a teraz spróbuję się wytłumaczyć. Zapewne Pan zauważył, że skoro zamieściłem dwie wersje opinii, to pewnie miałem z tą recenzją problem czyli twardy orzech do zgryzienia. Po pańskich uwagach ograniczę swoją pisaninę do pierwszej wersji, czym samym usunę powody krytyki. Przedtem postaram się kolejno odpowiedzieć na uwagi.
Pana rozróżnienie "dwarfa" od "dwarf planet", skądinąd słuszne, jest najlepszym przykładem różnicy między amatorskim (laickim) i szczegółowym, profesjonalnym językiem. Sam nie zwróciłem na to uwagi, bo kierując się analogią do określeń człowieka - gdzie dwarf (karzeł) lepiej brzmi niż dwarf man (karłowaty człowiek) - wydawało mnie się, że zastosowane wrażenie nie wzbudzi zastrzeżeń. Natomiast podtrzymuję swój zarzut, że wydanie z 2016 roku, winno być opatrzone przypisem uaktualniającym kwalifikację Plutona. Zamieszczona w internecie errata pod adresem przeze mnie podanym winna być integralną częścią wydania. Oczywiście zgadzam się z Panem, że istotniejsze są merytoryczne różnice miedzy Plutonem a planetami niż "administracyjne" nazewnictwo, jednakże długość recenzji powszechnie akceptowana na LC ogranicza możliwości szczegółowej wypowiedzi. Natomiast w powszechnym odbiorze ciekawe jest administracyjne zmniejszenie ilości planet, bez wchodzenia w szczegóły. I to pozostaje bazą kwalifikacji do "dyrdymał", bez względu na nasze życzenia. Prawda nie jest istotna, bo i tak zwycięża "wieść gminna" zrozumiała dla każdego.
Przy okazji wspomnę, że po otrzymanym liście, przeczytałem niektóre Pana bardzo ciekawe recenzje i wydaje mnie się, że ze względu na długość, nie wspominając o odstraszającym przeciętnego czytelnika fachowym języku, nie znajdą one wielu uważnych czytelników. Tak więc LC skłania do pewnych uproszczeń.
W następnym akapicie porusza Pan problem języka stosowanego w literaturze popularno – naukowej kwestionując miedzy innymi słuszność mojej krytyki wypisywania czterdziestu trzech zer. Proszę zwrócić uwagę, że nie poruszyłem tego w pierwszej wersji przeznaczonej dla przeciętnego czytelnika, lecz w drugiej, kierowanej do czytelników posiadających przynajmniej solidną maturę. Umyślnie wsparłem to autentycznym, anegdotycznym wypisywaniem zer w liceum, którego infantylność skończyła się dwójami na półrocze. Wspomniana przez Pana "obrazowość" jest absolutnie niespójna z bardzo trudnymi (dla laika) pojęciami z najnowszej fizyki, podawanymi bez żadnych uproszczeń czy wyjaśnień.
Tłumaczyć podstawy matematyki, gdy cała reszta jest nieprzyswajalna!!!! Co do logarytmów, to właśnie one służyły do obliczeń z udziałem liczb bardzo dużych czy bardzo małych, więc nikt kto zna rachunek logarytmiczny nie ma problemu z dużymi potęgami. Zresztą cytuję autora przyznającego się do braku znajomości matematyki
Co do samego Tryona podaję z Wikipedii:
Edward P. Tryon (born September 4, 1940)[1] is an American scientist and a professor emeritus of physics at Hunter College of the City University of New York.[2] He was the first physicist to say our universe originated as a quantum fluctuation of the vacuum.[
Celowość zaś zacytowania jego postaram się wytłumaczyć. Sedno leży w komentarzu Gutha:
„Aczkolwiek stworzenie wszechświata może być bardzo mało prawdopodobne, Tryon zwrócił uwagę na to, że nikt nie policzył nieudanych prób”...
Otóż w rozmowach "u cioci na herbatce" często pojawia się pytanie dotyczące prawdopodobieństwa życia gdziekolwiek poza Ziemią. I tutaj zrobiłem pewien myślowy, może zbyt pochopny, przeskok od komentarza Gutha do prawdopodobieństwa powtarzalności w kosmosie. Wydaje mnie się, że definicja nieskończoności zapewnia powtarzalność każdego zjawiska i to umownie nazwałem „aksjomatem o nieskończoności w nieskończoności” . Ten akapit, jeżeli w ogóle, to winien się znaleźć poza obiema wersjami.
Starałem się odpowiedzieć na Pana uwagi, recenzję na LC zmieniam a pozostawiam ją na moim blogu wgwg1943 zamieszczając tam Pana uwagi i moją odpowiedź. Dziękuję jeszcze raz za zainteresowanie i pozostaję z szacunkiem - Wojciech Gołębiewski
No comments:
Post a Comment