Robert MUSIL - "Trzy kobiety"
Musil (1880 – 1942) - austriacki pisarz, mimo wszystko. Bo wybór miał szeroki: i kariera wojskowa, i dyplom inżyniera i doktorat z psychologii i filozofii (Uniwersytet w Graz, 1909), a on nie, pisarzem uparł się zostać. O ile debiut "Niepokojami wychowanka Toerlessa" miał w miarę udany, to dalszych sukcesów los mu poskąpił, a III tom jego dzieła życia tj "Człowieka bez właściwości" żona, wskutek kompletnego braku zainteresowania, musiała wydać sama. ...Umarł w nędzy i osamotnieniu.
Odgrzebany po wojnie, stał się pośmiertnie popularny jako przedstawiciel modernizmu (ang Wikipedia):
"Jego nieskończone dzieło "Człowiek bez właściwości" jest powszechnie uważane za jedno z największych i najbardziej wpływowych powieści modernistycznych"
Wyczytałem jeszcze, że "motywem przewodnim twórczości Musila była nuda, egzystencjalna pustka". Nie bardzo to rozumiem, ale do "nudy" na pewno wrócę.
W moim długim, dotychczasowym życiu Musil pojawił się raz, około 1966 roku, gdy toczyła się emocjonalna dyskusja wokół filmu "Niepokoje wychowanka Toerlessa" na tamte czasy bulwersującego, bo o powszechnych praktykach homoseksualnych w chłopięcym internacie w Austrii, opartego na debiucie Musila. Ale nawet wtedy nic jego nie przeczytałem.
Obecnie do zainteresowania twórczością Musila przyczynił się Egon Naganowski (1913 – 2000), krytyk literacki, autor dwóch książek o Musilu i jednej o James Joyce. Szczególnie ciekawy jestem monografii o Robercie Musilu pt "Podróż bez końca".
Naganowski jest autorem wstępu do omawianej książki, wstępu niewspółmiernie długiego i poważnego w stosunku do trzech nudnych, banalnych opowiadanek. Gdzieś tam wyczytałem:
"Trzy historie o miłości i śmierci, o trudnych relacjach kochanków czy małżonków".
Nie wiem, nie zauważyłem, może dlatego, że drzemałem. Zmagałem się z sennością niemożebnie, bo żadnej akcji nie było. W pierwszym opowiadaniu ruszyło się, równo, trzy strony przed końcem: oni poszli figlować do jaskini, a małżonek zablokował wyjście olbrzymim głazem. Boże, co za banał!!! To ja Mazepę wolę.
Podczas lektury drugiego opowiadania spać się nie da, a że właśnie coś źle nacisnąłem i cała recenzja zniknęła, to już błędu nie powtórzę i nie będę go streszczał. Pan na Zamku, żona - Portugalka, porzucona na 11 lat przez Pana wojującego z biskupem, mucha, która Pana ukąsiła, młody rodak Portugalki, oswojony wilk i kot z parchami. U Gombrowicza wszystkie elementy stworzyłyby logiczny ciąg, u Musila nie. Ino happy end, bo zabity kot był wysłannikiem Pana Boga. Nic a nic nie zrozumiałem i bardzo dobrze.
W trakcie lektury trzeciego opowiadania, pokazała się na LC entuzjastyczna ocena I tomu „Człowieka bez właściwości” i martwi mnie fakt, że o Musilu i jego dziełach tak mało wiem, a niewiele mnie czasu (i ochoty) zostało, by ten stan zmienić.
W trzecim opowiadaniu Pan, alter ego autora, zadaje się z „prostaczką”, „niepomną swych obowiązków dziewczyną” (s. 136) , która go „omotała”. Wprawdzie z tego „omotania”, to on wychodzi cały i zdrów, a ona żyje w nędzy, zachodzi w ciążę i umiera. Pomijam kwestię dziewictwo a ciąża, bo to temat niebezpieczny z przyczyn religijnych, a tematów do pseudo filozofowania Pan ma wystarczająco dużo. Mamy elementy z „Pigmaliona” Shawa i „Granicy” Nałkowskiej. Jedynym odkryciem tego opowiadania jest, że niektórzy ludzie nie pracują dla przyjemności, lecz dlatego, że muszą, z przyczyn czysto egzystencjalnych. Oczywiście nie jest to odkrywcze dla czytelnika, lecz dla autora - inżyniera, doktora filozofii, jak najbardziej.
Może nie dorosłem do Musila, może się do niego przekonam po ewentualnym przeczytaniu Naganowskiego, w każdym razie, dzisiaj uważam czas na lekturę za stracony, a bardziej dla świętego spokoju niż z racji uznania daję gwiazdek 4.
No comments:
Post a Comment