Hugo STEINHAUS - "Wspomnienia i zapiski"
Steinhaus (1887 – 1972) to nie tylko wielki matematyk, to czołowy polski aforysta i niechcący kronikarz polskiego antysemityzmu. Czytelnikom nie znającym jego polecam przed przystąpieniem do tej lektury poznanie wspaniałej książki Mariusza Urbanka "Genialni. Lwowska Szkoła Matematyczna". W recenzji jej zwracałem uwagę na istotne ciekawostki:
"str.38: "Steinhaus był jednym z niewielu polskich profesorów o żydowskich korzeniach, którzy dla kariery nie zdecydowali się na zmianę wiary".
Książka jest arcyciekawa również ze względu na koligacje rodzinne, w które wprowadza nas autor, jak chociażby, że siostra Steinhausa wyszła za Chwistka, a córka za Jana Kotta."
To mała kropla w oceanie informacji zawartych we "Wspomnieniach i zapiskach" liczących prawie 600 stron, zapisanych małą czcionką. Również "Indeks nazwisk" jest sporządzony taką czcionką i ma 18 stron, co daje około 2000 nazwisk. Mamy więc lekturę wymagającą spokoju i powolnego czytania przez wiele wieczorów. Również ta szczegółowość, jak i skłonność do obfitego gaworzenia utrudnia recenzowanie tej pozycji. W dodatku, jak na początku wspomniałem, Steinhaus jest zdolnym aforystą, więc wiele chciałoby się zacytować, a założony rozmiar recenzji na to nie pozwala.
Z braku innego pomysłu wypisuję to, co mnie zainteresowało, do momentu osiągnięcia założonej obszerności. W celu oddania uroczej atmosfery całej książki, zaczynam od ironicznej uwagi związanej z Zegadłowiczem (s. 21):
"....Nastrój ówczesnej szkoły oddał znakomicie Zegadłowicz w "Zmorach" (ów pisarz, którego imieniem Wadowice nazwały jedną ze swoich ulic, a przekonawszy się, że nie pisze tak, jakby chciały Wadowice, uchwaliły, żeby tabliczkę z jego nazwiskiem usunąć...".
Aby z kolei scharakteryzować różne nastroje panujące w ówczesnej Galicji, Steinhaus używa mało obecnie używanego określenia - „tromtadracja” (s. 26):
...starosta, Władysław Michałowski powiedział w mojej obecności: 'Polska! Niech Bóg broni! To by dopiero była tromtadracja..”.
Przypominam: tromtadracja - krzykliwe i demonstracyjne głoszenie jakichś poglądów, które w rzeczywistości są często pozbawione głębszych treści.
W czasie studiów w Getyndze Steinhaus zachwycał się satyrycznym, wiedeńskim czasopismem „Fackel” i jego twórcą Krausem, a po szczegóły odsyła czytelnika do encyklopedii (s. 50 -52). Wykazuję posłuszeństwo i mam.........:
„Karl Kraus (ur. 28 kwietnia 1874, zm. 12 czerwca 1936) – urodzony w Czechach austriacki dramaturg, poeta i publicysta. Uznawany za najwybitniejszego satyryka obszaru niemieckojęzycznego w XX wieku.
W latach 1899-1936 był wydawcą i głównym autorem czasopisma literackiego "Die Fackel" (Pochodnia) walczącego m.in. ze stereotypami języka prasy. Był twórcą tzw. wiedeńskiej szkoły eseju. Zasłynął jako autor epickiegoDie letzten Tage der Menschheit (1918/19), mówiącego o zmierzchu Austro-Węgier i europejskiej cywilizacji w kontekście wydarzeń I wojny światowej. Oprócz dramatów pisał także wiersze, satyry, aforyzmy i glosy. Przez całe swoje życie związany był z Wiedniem...".
Nie mogę opuścić opisu poznania z Banachem i założenia towarzystwa matematycznego. Kraków, rok 1916, dr Steinhaus spaceruje po plantach (s. 89):
"....Chociaż Kraków był wciąż formalnie twierdzą, można było chodzić wieczorami po plantach. Podczas takiego spaceru usłyszałem słowa „miara Lebesgue'a...” - podszedłem do ławki i przedstawiłem się dwóm młodym adeptom matematyki. Powiedzieli mi, że do ich kompanii należy jeszcze Witold Wilkosz, którego bardzo chwalili. Byli to Stefan Banach i Otto Nikodym. Odtąd spotykaliśmy się regularnie, a że wtedy był w Krakowie Władysław Ślebodziński, Leon Chwistek, Jan Króo i Władysław Stożek, postanowiliśmy założyć towarzystwo matematyczne. Jako inicjator dałem swój pokój na te zebrania. Ceratowa tablicę przybiłem gwoździami do ściany. Gdy to zobaczyła Francuzka, właścicielka pensjonatu, przeraziła się...”
Dłuższy wywód o niedocenianiu nauk zwanych potocznie teoretycznymi przez masy, Steinhaus kończy stwierdzeniem (s. 112):
„Cały ten chaos w głowach półinteligencji bierze się stąd, że nauka n a p r a w d ę n i e j e s t d l a k a ż d e g o. Dla ogromnej większości ludzi ani zagadnienia naukowe, ani metoda naukowa nie jest dostępna...”
O studentach – Żydach we Lwowie w II RP (s,118):
„.....Jako kurator Towarzystwa Żydowskich Studentów miałem do czynienia z tą młodzieżą.. ..Stanowili około 30% ogółu studentów, a ponieważ rzadko byli zwalniani od opłat, więc ich wkład stanowił około 50% tych funduszów, z których znowu większość, a więc około 90% szło na budowę domów akademickich i burs, do których oni nie mieli wstępu. Po ukończeniu studiów mieli zamkniętą karierę administracyjną, niemalże niedostępny zawód nauczycielski, a ponieważ wydział medycyny przyjmował ich zaledwie 10%, przy znacznym ograniczeniu liczby ogólnych przyjęć, więc bardzo niewielu mogło liczyć na uzyskanie dyplomu lekarskiego. Na Politechnice było dla nich nie lepiej....”
Antysemityzm powodował różne akcje, jak na Uniwersytecie Lwowskim, gdzie.... (s. 123)”
„....co parę tygodni urządzano „dni bez Żydów”, tzn. nie wpuszczano Żydów na uniwersytet..”
Miał szczęście Steinhaus, że wykładowców j e s z c z e wpuszczano. Jako przedstawiciel elity intelektualnej kraju wspominając rok 1935 stwierdza (s. 136):
„Pogrzeb Marszałka Piłsudskiego był ostatnią manifestacją potęgi państwa. Od tego momentu wszystko szło w dół....”
Co do rozwoju jednego z głównych wątków książki, to... (s.137):
„....nagminna choroba umysłów, zwana antysemityzmem, szerzyła się, i zdawało się, że zagadnienie tzw. getta ławkowego jest najważniejszym zagadnieniem życia polskiego. Przepraszam, zapomniałem o uboju rytualnym...”
W ogóle zaczyna się robić nieprzyjemnie: o ministrze oświaty, odpowiedzialnym za „getto ławkowe” Wojciechu Świętosławskim (1881 – 1968) czytam (s. 140):
„....Był to tchórz i głupiec, człowiek bez inteligencji i bez linii politycznej...”
Przykro mnie o tym czytać, gdyż nie dość, że to samo imię nosimy, to z wykształcenia też jestem chemikiem, pełnym uznania dla zawodowych osiągnięć tego niewątpliwie jednego z najwybitniejszych polskich chemików.
Teraz czarna karta II RP - obóz koncentracyjny dla opozycji w Berezie Kartuskiej (s. 141):
„...Obóz w Berezie był prowadzony w sposób okrutny; bito i głodzono w nim więźniów, przewyższał on okrucieństwem swój wzór, bawarski Dachau. Twierdzenie o pracy pożytecznej przy drogach też było fałszem. Ale najważniejsze było to, ze danie w rękę władzom administracyjnym prawa posyłania ludzi bez sądu do Berezy było zupełnym unicestwieniem konstytucji....”
Wypisałem parę cytatów z jednej czwartej książki. Kontynuacja byłaby bezsensowna, bo zanudziłaby każdego; natomiast zamieszczona ilość wydaje się być wystarczająca do wzbudzenia zainteresowania i sięgnięcia po nią.
Ze względu na liczne sprostowania dokonane przez redakcję, jak i te niedokonane, oraz w związku z tym niemożliwość uznania tej książki za obiektywne źródło historyczne, nie mogę, mimo przyjemności płynącej z tej lektury, dać więcej niż gwiazdek 7.
PS. Moja żona czytając Singera „Rodzinę Muszkatów” zauważa studentów - Żydów słuchających wykładów na stojąco. Steinhaus wyjaśnia ten bierny protest przecie ustawie z 1937 r. o „getcie ławkowym” (s. 155):
„...Na mój wykład w lutym wszedł młokos w czapeczce akademickiej, zbliżając się do katedry wskazał na stojącą przy oknie grupę i powiedział : „ci Żydzi stoją”. Miało to znaczyć że nie stosują się do przepisu, który każe im s i e d z i e ć po lewej stronie, nie stać. Kazałem mu wyjść z sali. On odpowiedział: „Kiedy mi się nie chce!”. Na to wpadła grupka z laskami, rzuciła się na stojących przy oknie.....”
Straszne!!!!
No comments:
Post a Comment