Joanna KUCIEL – FRYDRYSZAK - "Słonimski
Heretyk na ambonie"
Na okładce, pod tytułem, cytat z Michnika:
"Patriota i kosmopolita, socjalista i liberał, liryczny poeta i autor felietonowych dowcipów. Sprzymierzeniec rozumu i wróg dogmatów.."
Bardzo trafna charakterystyka; takiego, i ja zapamiętałem. Zaglądam do mojego "Pod Ręcznika":
„SŁONIMSKI Antoni /1895-1976/: “Wychylałem się, wychylam i będę się wychylał. Ale za burtę nie wyskoczę”. Żałował swoich ataków na MIŁOSZA /w 1959 r./, i wiosną 1976 ogłosił list publiczny „List do Miłosza”. Przed wojną, po ogłoszeniu wiersza pt „Dwie ojczyzny” został pobity przez nacjonalistę IPOHORSKIEGO, zastrzelonego w czasie okupacji za współpracę z Niemcami”.
Ale najpierw o autorce i książce.... Niestety, nic nie znalazłem, jedynie z dat wydedukowałem z dużym prawdopodobieństwem, że autorka dobiega 40 (w 1997 wyróżnienie w "Trójce"). No cóż, porwała się na wyjątkowo ambitne zadanie, bo Słonimski złożoną postacią był.
Jak się wywiązała z tego zadania, to jedno, a jak ja mam napisać ciekawą recenzję - to drugie, i wcale nie łatwiejsze od pierwszego. Autorka zebrała olbrzymi materiał, jakoś się z nim uporała, aby teraz cały zwalił się na moją głowę powodując, już nie wiem, migrenę czy globusa.
Wy, Państwo, też dostaniecie, i to już po pierwszym cytacie, w którym Słonimski prowokuje, ale w jakimś stopniu (wg mnie b. dużym) ma rację, którą mu przyznacie jeśli odrzucicie obłudę i political correctness nakazujące nasze dziatki bezkrytycznie kochać. Wspomnę, że po przyjeździe do Kanady interesowałem się różnymi religiami i u baptystów wysłuchałem wspaniałego kazania pastora na temat syna marnotrawnego, w którym wskazał genezę zła w żądaniu syna na początku opowieści, słynnym „Daj mi”, bo dziecko nie ma żadnego prawa żądać, ani twierdzić, że mu się należy.. A Słonimski rąbie (s. 13):
"Dzieci są zakałą ludzkości. Jest to klasa nie produkująca, pasożytnicza, uprzywilejowana, chorowita, samolubna, pozbawiona wychowania i wykształcenia, niegrzeczna i brudna".
Kto oburzony i dalej uważa, za dzieci t r z e b a kochać, choć nie bardzo wiadomo dlaczego i po co, niech dalej nie czyta, bo to dopiero początek bezeceństw. Na razie jednak zajmę się pierwszą, wielką miłością Słonimskiego, dla której pisał (s. 43):
Gdy cię spotkałem raz pierwszy,
Mokre pachniały kasztany.
Zbyt długo mi w oczy patrzałaś -
Ogromnie byłem zmieszany.
I chwała autorce, że o tej miłości, muzie skamandrytów, Marii Morskiej napisała. Jej życie było tak fascynujące, że pozwalam sobie, na podstawie Wikipedii, parę słów napisać:
Maria Morska, właściwie Anna Frenkiel, wnuczka rabina, córka lekarza, nazywana Niutą, ur. 1895 (jak Słonimski) zaczęła grać w lubelskim kabarecie 'Wesoły Ul' u boku Hanki Ordonówny, po przeniesieniu się do Warszawy została deklamatorką utworów skamandrytów w warszawskiej kawiarni 'Pod Picadorem'. Łączył ją platoniczny romans z Antonim Słonimskim, podkochiwała się w niej Anna Iwaszkiewicz, przyjaźniła się z Marią Pawlikowską – Jasnorzewską i Ireną Krzywicką. W 1914 roku jej mężem został matematyk, profesor Bronisław Knaster. Od 1933 roku publikowała w 'Wiadomościach Literackich' felietony społeczno-polityczne jako 'Marjusz Dawn'.... ..Po wybuchu II w. św. wyjechała do Lwowa, gdzie ukrywała się w jednym pokoju wraz z mężem i kochankiem, lekarzem Hermanem Rubinrautem. Losy tej trójki zainspirowały Irenę Krzywicką do napisania opowiadania 'Zamurowany świat'. Zmarła w W-wie w 1945 r.
Przyznacie Państwo, że ta plejada sławnych nazwisk jest nader interesująca. Starając się wyłowić perełki, skaczę po tematach z nadzieją, ze Państwo mnie wybaczycie, bo muszę teraz przytoczyć wizję Słonimskiego z 1934 !!!! roku („Heretyk na ambonie” s.58), (tutaj s. 66):
„Może pewnego poranka płacić będziemy pieniądzem międzynarodowym i w komisariacie na Brackiej wydadzą nam dowód osobisty obywatela Stanów Zjednoczonej Europy, [..] Zniesienie zbrojeń, granic i barier celnych, pieniądz ogólnoświatowy i ogólnoświatowa rada gospodarcza normująca produkcję i organizująca konsumpcję wszystko to nam jest znacznie potrzebniejsze od lig napaści i obrony powietrznej.”
Przepiękna anegdota: gdy Słonimski.... (s. 73)
„....napisał recenzję 'Wariata i zakonnicy', którą zaczął zdaniem: 'Każda wielka sztuka deformuje życie, nie znaczy to jednak, aby każda deformacja była sztuką'. Witkiewicz wściekł się wtedy i przesłał Słonimskiemu zawiadomienie, że przenosi go na liście przyjaciół z numeru czwartego na miejsce numer trzydzieści siedem, czyli poniżej Chwistka...”
Nie mam wątpliwości, że z awansu eo ipso Leona Chwistka kpił najbardziej jego adwersarz (patrz „Pałuba”) Karol Irzykowski.
Dewiza Słonimskiego (s. 79):
„Bóg nam powierzył humor Polaków”
Gdy Słonimski pisał przez długie lata felietony w „Wiadomościach Literackich” pod tytułem „Kroniki tygodniowe” następowała ewolucja jego poglądów (s. 88):
„To w 'Kronikach' w pełni zademonstruje swój pacyfizm, nie jako odmowę walki w obronie kraju - jak często mu się zarzuca - a jako postawę sprzeciwu wobec wszelkiej przemocy politycznej i terroru państwa. Zamiłowanie do pacyfizmu stanie się jego znakiem rozpoznawczym.
'Kroniki' są doskonałym zapisem ewolucji poglądów Słonimskiego, jego rozczarowań i utraty sympatii do Piłsudskiego, gdy wychodzi na jaw, jak traktowani są więźniowie polityczni w twierdzy brzeskiej, i gdy nie ulega już wątpliwości, że polityka Marszałka zmierza w kierunku rządów autorytarnych...”
Warto tutaj przytoczyć wysoką ocenę 'Kronik tygodniowych” przez Gombrowicza ('Dziennik' (1953 – 1956, s. 216), (tutaj: s. 89):
„.....uważam za ważne i ciekawe: że Boy i Słonimski ta bodaj jedyna proza w niepodległości sprawnie funkcjonująca, była ściąganiem z wyżyn w dół na grunt zdrowego rozsądku i przeciętnego trzeźwego myślenia. Siła ich polegała na nakłuwaniu balonów – ale do tego nie potrzeba większej siły.”
Słonimski przyjaźnił się m. in. z Bolesławem Wieniawą – Długoszowskim. Przytoczmy ciekawy fragment na ten temat (s. 111):
„..O Wieniawie krążyły setki anegdot, ale Słonimski już u schyłku życia w 'Alfabecie wspomnień' odkłamywał mit Wieniawy jako bawidamka i fanfarona.
'Warto przypomnieć – pisał - że nieprawdą jest, jakoby Wieniawa po pijanemu konno wjechał na parkiety Adrii, natomiast prawdą jest, ze był tłumaczem Baudelaire'a, lekarzem z wykształcenia, dzielnym żołnierzem i szlachetnym człowiekiem'.”
Na początku recenzji wspominałem o antysemicie Ipohorskim, który miał się za polskiego nacjonalistę. Historię jego, opisaną na stronach 152 -154, autorka kończy słowami:
„...Zygmunt Ipohorski zginął w 1944 roku, zastrzelony z wyroku AK za kolaborację z Niemcami.”
Tak to bywa, gdy „zwykły” antysemityzm przykrywa się hasełkami o swoim patriotyzmie czy nacjonalizmie. W Polsce nasilający się antysemityzm po śmierci Piłsudskiego, w 1939 r wybuch wojny, a dla Słonimskiego emigracja, w końcu do Londynu, gdzie nie idzie mu dogadać się że starym przyjacielem Grydzewskim, którego instynkt samozachowawczy (chyba) pchnął w kierunku endecji.
s. 185: „Koniec wojny stawia Słonimskiego w sytuacji najtrudniejszego życiowego wyboru: czy pozostać w Londynie,,, bez większych perspektyw, czy konsekwentnie popierać Polskę, która się rodzi pod protektoratem ZSRR..”
Po przeprowadzeniu rekonesansu, licznych kontaktach, w tym z wszechwładnym Borejszą, dochodzi do powrotu w 1951 roku, który Leszek Kołakowski tak oceniał (s. 203):
„Jestem pewien, że w sumie opłaciło się zarówno Polsce, jak i Antoniemu, że do kraju wrócił”.
Rola Słonimskiego w podtrzymywania ducha inteligencji polskiej jest nie do przecenienia, brak miejsca nie pozwala na rozwinięcie tego tematu, a zdawkowo nie wypada, toteż wspomnę tylko, że ostatnie lata spędził w towarzystwie mego idola, Adama Michnika, o czym opowiada Tadeusz Konwicki (s. 299):
„Więc ten Antoni, taki cierpki, taki nieprzystępny, taki już klasyczny i legendarny, więc ten Antoni przygarnął Adasia albo go Adaś podbił i zniewolił. I odtąd już chodzili we dwóch. Do kawiarni i podważać system. Do knajpy i wysadzać państwo w powietrze”.
Gratulacje dla autorki za niesamowita pracowitość i wykazanie starań w celu uniknięcia przekłamań, tak łatwych, w przypadku kogoś tak kontrowersyjnego jak Słonimski. A minusik za prawie całkowity brak szmoncesu, z którego Słonimski (obok Tuwima) słynął.
PS. Postanowiłem dodać, że o Słonimskim mamy obowiązek pamiętać, choćby ze względu na jego "List 34" z 1964, który wymagał wielkiej odwagi, determinacji i prawdziwego polskiego patriotyzmu
No comments:
Post a Comment