Stefano Liberti
(ur.1974) - włoski
dziennikarz, który za
tę książkę wydaną
w 2009 roku dostał
Premio Indro Montanelli. Na LC 6,49 (140 ocen i 13 opinii).
Lampedusa – włoska wyspa
pochodzenia wulkanicznego na Morzu Śródziemnym (leżąca pomiędzy Maltą i Tunezją), o powierzchni
20,2 km². Jej długość wynosi 9 km, a szerokość 3 km. Wyspa
leży na szlaku morskim, przez który do Europy docierają nielegalni imigranci z
Afryki.
We
wstępie autor pisze:
„…Ich
determinacja prawie zawsze spotykała się z moim podziwem, ich wiara w złudzenia
często wzbudzała we mnie litość i współczucie…..”
Moje
odczucia są podobne,
tylko że ja
nie widzę wyjątkowości
tej chęci migracji,
jak i oszustów
mamiących biednych ludzi
lepszym życiem. Przecież
w cywilizowanej Polsce
XXI wieku dalej
tkwi mit „Ameryki” jako
upragnionego Raju.
Liberti
zaangażował się emocjonalnie,
odwalił kawał solidnej
roboty, co nie
zmienia faktu, że
czytałem to z
sukcesywnie spadającym zainteresowaniem, bo
przecież sam przeżyłem
46 lat w izolacji
od „cudownego świata”,
od dzieciaka żyłem
marzeniami o wolności i
luksusie życia na
Zachodzie, jak i
bohaterskimi opowieściami o
Polakach, którym udało
się uciec z
tego „najweselszego baraku
w obozie Krajów
Demokracji Ludowej”, „najweselszego”, lecz
jednak „baraku”, by
wreszcie poznać „zimny
prysznic” po emigracji
z przyczyn rodzinnych
do Kanady w 1990
roku. A
teraz pędząc godziwe
życie na emeryturze
w tym najwspanialszym miejscu
na Ziemi, czytam
o Afrykanerach i
im współczuję, lecz
o wiele bardziej
interesują mnie mechanizmy
kuriozalnego nielegalnego napływu
Chińczyków na ten
kontynent, którego rządy
Stanów Zjednoczonych i
Kanady udają, że
nie widzą. Równocześnie
osobiście wysłuchałem historii
wielu imigrantów dosłownie
z całego świata (z
przewagą przybyszów ze
Sri Lanki, jak
i Afganistanu i obu, według
starego nazewnictwa, Pakistanów),
a każda
z nich zasługuje
na osobną książkę.
Reasumując,
przeczytałem z
zaciekawieniem ten reportaż,
lecz obecna rzeczywistość, po
dziesięciu latach od
jego wydania, wywołuje
refleksję, że niestety,
autor pisał trochę
„sobie a muzom”,
a zdesperowanych ludzi
topiących się na
pontonach przybywa, podobnie
jak cwaniaków żerujących
na ich marzeniach.
Czyli beznadzieja, więc
więcej niż 6/10
dać nie mogę.
No comments:
Post a Comment