Andrzej ŻUŁAWSKI - "Jako nic"
Andrzej Żuławski (ur. 1940), syn "notorycznego" PRL-owskiego dyplomaty, i to już od 1945 roku, Mirosława Żuławskiego (1913 – 95), który był w latach 1945 -49 radcą kulturalnym w Ambasadzie w Paryżu, w latach 1949 – 52 w Pradze, w latach 1956 -65 reprezentował Polskę w UNESCO, w Paryżu, a w latach 1974 – 77 był ambasadorem w Senegalu. Podaję to, bo niewątpliwie warunki w jakich dorastał zdemoralizowały go czy też inaczej: z dobrobytu przewróciło mu się we łbie. Nie zamierzam omawiać jego życia prywatnego, lecz podaję za Wikipedią:
"Okres od listopada 2007 do listopada 2008 opisał w dzienniku pt. Nocnik; książka została wycofana ze sprzedaży po wyroku sądu, na wniosek Weroniki Rosati, poczuwającej się do pierwowzoru głównej bohaterki. 19 lutego 2014 roku Sąd Okręgowy w Warszawie wydał wyrok w tej sprawie nakazując Andrzejowi Żuławskiemu i wydawcy książki solidarną zapłatę Weronice Rosati kwoty 100 000 złotych z tytułu naruszenia dóbr osobistych, jednakże nie wycofał książki ze sprzedaży, ani nie nakazał usunięcia spornych fragmentów, co również zostało wskazane w żądaniach powódki".
Po pięćdziesiątce szukał szczęścia w literaturze, o ile dobrze wiem - nie znalazł. Omawianą napisał w 2002. Jego nazwisko dobrze się kojarzy ze względu na Jerzego Żuławskiego, autora "Na srebrnym globie", który był jego stryjecznym dziadkiem.
Bohaterem omawianej potworności jest nader prostacki i chamski hrabia, kompozytor i pederasta, który gnoi inne skądinąd wartościowe, autentyczne postacie, które a i owszem, uprawiały stosunki homoseksualne, lecz również i w innych dziedzinach miały osiągnięcia niedostępne dla autora. Wśród wskazywanych "pedałów" znaleźli się i Karol Szymanowski (1882 - 1937), i Józef Czapski (1896 - 1993), i Jerzy Andrzejewski (1909 - 1983), i Jarosław Iwaszkiewicz (1894 - 1980), i Paweł Hertz (1918 - 2001), i Henryk Krzeczkowski (1921 -1985). Natrudziłem się szukając przytoczonych dat, a to po to by podkreślić różnicę pokoleniową pomiędzy autorem a opluwanymi postaciami. A w ogóle nic mnie nie obchodzi orientacja seksualna autora i jego dewiacje seksualne. Wystarczy, że jest prymitywny i obrzydliwy. Zmuszony jestem poniekąd, przedstawić Państwu parę cytatów, abyście sami mogli stwierdzić, że to nie jest literatura, lecz bagno i rynsztok.
s. 21: "..Łono miała silnie owłosione i moczyła się, czyli nie oddawała mi się tylko z wdzięczności.."
s. 22: "...Były tam pisuary, kręcili się tani młodzikowie i rekruci na przepustkach. W rozbitym kubiku, drzwi którego przytrzymał butami, w ostrej woni szczyn i niedopałków ładny azjatycki chłopak obciągnął mi druta twardymi usteczkami..."
s. 25 "....chuj ci w dupę, pedale.."
s. 29 "...W gorącej wodzie jego ciało się rozparzało. Wielka ciemna płeć puczyła się pod powierzchnią, jej wzniesiony czub przebił wodę i wysterczał... ..Wczoraj ze swoja kobietą pirdoliliśmy się trzy godziny, powiedział. Zajebaliśmy się prawie na śmierć.. ..Zanurzyłem ręke w wodę po nadgarstek, i zacząłem pieścić mu chuja. Był to duży i gruby chuj – zastanawiałem się, ile Marek może mieć lat. Uniosłem się i rozpiąłem rozporek i wygarnąłem swojego chuja w powietrzu przy jego twarzy,... ...Przechylił się na bok, wsparł na łokciu i wziął mojego chuja w usta..."
Proszę zauważyć, że to wyciąg z zaledwie dziewięciu stron. Nie zamierzam tego dna moralnego komentować, tradycyjnie złożę gratulacje pornograficznemu wydawnictwu, tym razem - Wydawnictwu Książkowemu Twój Styl, a sam wspomnę, że jeszcze wczoraj byłem w błogim stanie czytając, a następnie recenzując zbiór opowiadań, autorki o 2 lata starszej od Żuławskiego, która wiele w życiu widziała i przeszła, a mimo to pozostała kulturalną, miłą panią. Mowa o Romy Ligockiej "Księżyc nad Taorminą".
No comments:
Post a Comment