Wznowiona po
26 latach, czyli
gdy autorka (ur.1959)
miała 35 lat, a
więc jest poniekąd
usprawiedliwione, że nie
dorównuje późniejszym pozycjom
przeze mnie recenzowanym
(„Pusty las” – 8, „Fałszerze
pieprzu” – 10). Autorka pozostawia
treść bez zmian,
aktualizując ją we
wstępie:
„…Tak, wyraźnie widać, że epidemia COVID-19 uruchamia te
same stare scenariusze. Zaraza na przykład zawsze była postrzegana jako kara.
Wydaje się nam, że takie podejście dotyczy tylko światopoglądu religijnego,
jesteśmy przerażeni padającymi z ambon oskarżeniami, że za epidemię
odpowiadają „gender i LGBT”, ale czy jednocześnie sami też nie uważamy, że
obecna pandemia jest karą? Karą za zmiany klimatyczne, za niszczenie przyrody
i okrucieństwo wobec zwierząt, za pogłębiające się podziały społeczne, za
bezduszny kapitalizm i rozpasany konsumpcjonizm? Wydaje mi się, że właśnie
w tych kategoriach myślimy, kiedy patrzymy dzisiaj na naszą planetę,
nagle – tak nam się zdaje – wolną od smogu, oddychającą, wyzwoloną.
I oczekujemy – wielu z nas – że ukarani za to wszystko, po
pandemii zmienimy świat na lepsze. W kulturze zaraza zawsze była bowiem
postrzegana jako reakcja jakiejś siły wyższej na złamanie tabu, kara za
symboliczną obrazę bóstwa. W mitach i dawnych podaniach ludowych
często przewija się wątek epidemii jako kary za przelanie krwi brata lub ojca,
znieważenie grobu, ograbienie kościoła z relikwii. Krótko mówiąc, zaraza
od zawsze była sankcją za gwałt dokonany na narodowym, religijnym czy
plemiennym prawie. To wierzenie, sięgające archaicznych pokładów kultury,
odnaleźć można także teraz, w pozornie zdesakralizowanych formach….”
Ze
względu na coraz
liczniejsze wizje świata
po pandemii szczególnie
podoba mnie się
ironia: „…, po pandemii zmienimy
świat na lepsze..,,. Polecam lekturę,
choć chwilami wydaje
się przeintelektualizowana (7)
No comments:
Post a Comment