Wit SZOSTAK - "Wróżenie z wnętrzności"
Jestem wielbicielem twórczości Szostaka (dwa razy 10 gwiazdek za "Sto dni bez słońca" i "Oberki do końca świata") więc ucieszyłem się z jego nowej książki. I nie zawiodłem się, bo wielką radość miałem, ino, że teraz z recenzją mam problem, bo pan doktor filozofii zdrowo namieszał. Przeczytałem trochę recenzji i zdecydowałem się Państwu przedstawić fragmenty z Nowackiego i Czechowicza, z którymi się zgadzam. Dariusz Nowacki pisze:
„...W swojej najnowszej powieści Szostak mówi o sprawach elementarnych - uciekaniu od świata i siebie, braku porozumienia między ludźmi, przeróżnych wymiarach samotności, a nade wszystko o kłopotach z wysłowieniem tych doświadczeń. Szuka nowej drogi dostępu do tych spraw, komplikując opowieść. I ten wysiłek - czysto artystyczny, rzadko dziś podejmowany - należy docenić...”
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75410,19271958,wrozenie-z-wnetrznosci-nowa-ksiazka-wita-szostaka-glos.html#ixzz4AosvZu5g
Natomiast u Jarosława Czechowicza znajduję:
„.... motyw odchodzenia podkreślany jest tu równie mocno, co samo życie w formie wędrówki, wiecznej ucieczki i niemych powrotów. Szostak pięknie pisze o tym, że wciąż coś unieważniamy, wciąż tworzymy nowe porządki. Stale podróżujemy z tym męczącym balastem, jakim są nasze wspomnienia i uczucia. Bo to powieść o mitologizacji ludzkiej egzystencji. Historia wędrowania między prywatnymi Troją i Itaką. Mamy też trzech mężczyzn i trzy próby eskapizmu, gdy chce się być znikąd, a trafia się w bardzo konkretne miejsce. Błażej wybiera trudną emigrację wewnętrzną. Jego brat Mateusz - odcięcie od dotychczasowych dokonań na rzecz Poświatowa, swego domu dworca na odludziu, miejsca spoza, oddalonego od przepełnionego słowami świata. Ojciec obu braci ucieka, przekraczając granice państw...”
Cały tekst: http://krytycznymokiem.blogspot.ca/2015/11/wrozenie-z-wnetrznosci-wit-szostak.html
Aby nie wracać już do wspomnianego przez Czechowicza wątku mitologicznego, to Odyseusz (ojciec - bohater) wyszedł groteskowo żałośnie.
Mimo zgody z powyższymi cytatami, całościowo odczytałem Szostaka odmiennie; mianowicie jako HOŁD ZŁOŻONY KOBIETOM w ogóle, a matce bliźniaków, żonie Marcie i pisarce Sarze w szczególe. Dwudziestopięcioletnia kobieta zawierzyła swojemu pięćdziesięcioletniemu profesorowi, wyszła za niego za mąż, urodziła bliźniaki i otworzyła przewód doktorski, lecz małżonek postanowił zostać bohaterem i zostawił żonę z sześcioletnim przychówkiem, a i mitem bohatera, bo bezpieczeństwo wymagało ucieczki za granicę. Dzielna kobieta wypruwa sobie żyły, z przewodem otwartym (ha, ha!), by utrzymać synów. Nie bez kozery eksponuję otwarty przewód doktorski, gdyż autor opisuje jej śmierć następująco (s.195,6 wg e-booka):
„....życie wyciekło przez otwarty przewód i wyprute żyły”
Lecz nim umarła, całe życie się poświęcała tworzeniu wizerunku bohatera męża, genialnego rzeźbiarza syna Mateusza, mimo, że jego dzieła wzbudzały wstręt i obrzydzenie, aż po troskliwą opiekę nad niekontaktowym Błażejem.
Ten „otwarty przewód i wyprute żyły”, w domyśle flaki, Szostak wykorzystuje do wprowadzenia dwóch najważniejszych pojęć: „wewnętrzności” i „zewnętrzności”. Przeciętny człowiek żyje trochę tu, a trochę tam. W sytuacji krytycznej drogi bliźniaków się rozchodzą, bo Błażej tchórzy i skrywa się przed światem w swojej „wewnętrzności” (s. 158,2):
„...Zawsze razem, zawsze blisko, kiedyś też byłem z nimi, bo od liceum byliśmy razem, zrośnięci paznokciami, przy wspólnych ogniskach i śpiewach, pieśni w nas te same żyły i krew ta sama, ta sama wódka pita w pociągach i bramach, ale ja wysmyknąłem się im, ja Błażej, głupi Błażej, wysmyknąłem się światu i świat tego nie zauważył.... ...(s.147) Wróciliśmy do domu odmienieni, ty zakochany, a ja głupi i osobny, osuwający się w wewnętrzność bez świadomości tego zapadania się... ….(s. 233,5) Przyjechałem z Toskanii wypoczęty, z duszą zdrową i zdecydowaną, by bezpowrotnie zanurzyć się we własne wnętrze. Uznałem, że zewnętrze niewarte jest uwagi, w każdym razie niewarte takiej troski, jaką ludzie noszą w sobie zazwyczaj. Opuściłem więc słoneczne zewnętrze Toskanii i wycofałem się w mroki wnętrzności. Było mi dobrze i dziwnie zarazem, bo wszystko było nowe. Siedziałem i nie mówiłem, i patrzyłem tylko i nie ruszałem się długo z miejsca. Ludzie za dużo chodzą, za dużo mówią, za dużo machają rękami. Nie powiedziałem nikomu o swej decyzji, bo byłem już we wnętrzu, a ten, który jest we wnętrzu, nie komunikuje się z zewnętrzem...”
Musimy uwierzyć autorowi, iż zamknięcie się Błażeja nastąpiło bezwolnie, choć wcale nie wydaje się ono dokuczliwe. Egzystencję ma zapewnioną, rozumie aż za dużo i dzięki tego rodzaju izolacji ma czas i spokój na filozofowanie, które jest cenne w jego roli narratora. Wydaje się, że jemu z tym dobrze (s. 9,1):
„... mnie jest lepiej w życiu niż im, bo nie muszę wybierać.... Wybierano za mnie, odkąd okazało się, że nie nadaję się do wybierania. Żyję wolny poza wolnością, bo wolność to przymus, bo trzeba być wolnym, jak się żyje, a ja żyję i nie muszę być wolny, sobie jestem, głupi brat, na poddaszu brata mądrego. Wolność to wychodzenie na zewnątrz, to zaznaczanie siebie na zewnątrz siebie, gdzieś w świecie. A ja nie muszę siebie zaznaczać, mnie dobrze we własnym wnętrzu, niech inni męczą się na zewnątrz. Ja patrzę. Takie życie, dziwne życie, ale czyje nie jest dziwne...”
Przeciwieństwem życia Błażeja w „wewnętrzności” jest pan Fryderyk, który jej w ogóle nie ma, jest osadzony w zewnętrzności (s. 118,5):
„...Może ściągniesz tę marynarkę, mówi (Marta), nie gorąco ci, pyta, nie bój się, nikt nie patrzy. Ale pan Fryderyk siedzi spocony i biały, biały jest na zewnątrz i pod spodem, choć pod spodem go nie ma i gdyby ściągnął wszystkie białe tkaniny z siebie, toby zniknął na swoim krześle, tak bardzo go nie ma.
...A Marta się nim bawi, bo pan Fryderyk, jak każdy człowiek, który jest tylko na zewnątrz, słucha tego, co się dzieje na zewnątrz, i żyje tak, jak mu zewnętrze każe.... …..(s.121) Pan Fryderyk ma bardzo rzadką konsystencję, dlatego musi ją podtrzymywać stelażami, które podpatruje u innych. Są ludzie o konsystencji gęstej, ubitej, i są ludzie o konsystencji rzadkiej. Są tacy, którzy mają na zewnątrz twardą skorupę, a pod spodem galaretę, i tacy, którzy wokół głazu oblepili się substancją rzadką i niepewną. Pan Fryderyk trafnie rozpoznał własną konsystencję i tak konsystuje zgodnie z nią przez lata, opięty ubraniami, manierami i elegancją. Wnętrzności jego pływają w kruchym naczyniu, podatne na wszelkie wpływy...”
Cała fabuła jest konsekwencją nieszczęsnego spotkania w Toskanii. Świat bliźniakom runął, gdy brutalnie obalony został mit OJCA – BOHATERA, tworzony od wczesnego dzieciństwa (s. 301,9):
„...O starciu tytanów śniliśmy w dzieciństwie, starciu równych z równym, na wyżynach świata, kiedy dorośniemy i będziemy w stanie dorównać naszemu tacie. Marzyliśmy o byciu tytanami, kiedy przegrywaliśmy każdy pojedynek na wiedzę, na inteligencję i przenikliwość. Tata zawsze poza naszym zasięgiem, wszechwiedzący i panujący dobrotliwie nad naszą ignorancją, nauczający i wprowadzający w świat. Wracaliśmy, pokonani, do naszego pokoju i czekaliśmy, aż urosną nam mięśnie, by tatę pokonać, by stanąć i spojrzeć mu w oczy, przeciwstawić własną wiedzę jego wiedzy, własny osąd jego osądowi, przeciwstawić i wygrać. Ale do walki tytanów nigdy nie doszło, bo nasz tata musiał uciekać przed służącymi bezpieczeństwa i pozostawił po sobie zmarmurzony mit bohatera narodowego, bojownika o sprawę polską wędrującego po świecie. Nie było pojedynku tytanów w Toskanii i nie było nigdy potem....”
Bo w Toskanii spotkali szarego przegranego nieudacznika. Błażej uciekł w „wewnętrzność”, a Mateusz zaczął rzeźbić symboliczne wnętrzności, osiągając szczyty sławy, umożliwiając matce na przerzucenie uwielbienia z ojca, obecnie losera na syna geniusza. Lecz ten osiągnąwszy szczyty odczuł miałkość i bezsens przebywania w tej „zewnętrzności”, porzucił wszystko, kupił dworzec kolejowy nomen omen POŚWIATÓW i tam przeniósł się z żoną, dziećmi i bratem. I zaczął życie na pograniczu dwóch światów. Według narratora Błażeja (s. 238.1)
„….Mateusz jest mądry i dlatego krąży między światami, bo wie, że życie w samych wnętrznościach nie jest mądre. Mateusz na zmianę męczy się i wypoczywa, tworzy i niszczy, zamyka i otwiera. To jest życie, to jest oddech, to jest oddalanie się od świata i powrót do niego, pulsacja życia...”
W końcu dochodzi do spotkania, które Błażej tak relacjonuje (s.233,5):
„...Mateusz zrobił spektakl ze swojej drogi do wnętrza, rozpisał ją na serię dramatycznych gestów, bo nie był jeszcze gotowy, by wejść wewnątrz, dalej nie jest gotowy, więc potrzebuje spektaklu, i stąd bolesne i raniące mijanie Dawida i Daniela, stąd spojrzenie zimne i niewidzące, stąd chłostanie Fryderyka i odzieranie go z pana, skrawek po skrawku, boleśnie i publicznie. Spektakl należy do zewnętrza i w prawdziwym wnętrzu nie ma miejsca na spektakl, na przedstawianie życia, na gesty i słowa Mateusza, we wnętrzu spektakl niepotrzebny. Chciał być Mateusz zarazem wewnątrz i na zewnątrz, chciał wejść we własne wnętrzności wedle praw świata zewnętrzności. Dlatego się męczy i co chwilę, jak w tym tygodniu, wynurza się na zewnątrz, by zaczerpnąć powietrza. Błąka się na granicy światów, a to jest niebezpieczna gra, bo granice są ostre i groźne. Choć może jego życie zawsze było takim właśnie błądzeniem, skakaniem pomiędzy światami, ciągłą zmianą ogniskowej. Mateusz dawno wytyczył sobie własne szlaki, tajemne dukty, na które nie mam wstępu, bo on jest w świecie, a ja w sobie. Co mogę powiedzieć o Mateuszu, skoro dzielą nas morza i burzliwe cieśniny, na których każdy statek się rozbije?..”
Co dalej będzie z braćmi, i nie tylko nie mogę powiedzieć, by nie psuć Państwu lektury. A powiedziałem przecież, że najważniejsze są tu kobiety, przede wszystkim główna bohaterka Marta. Jej życie i romanse są fascynujące, to ona stanowi wzór odpowiedzialności i miłości; jest zawieszona między rzeczywistością a „wnętrzościami” braci. Jedno powiem: mężczyźni - mimozy, i bez opieki i pomocy kobiet niczego by nie osiągnęli
No comments:
Post a Comment