Patrzę na LC, a Maludy ma już 7 pozycji, każdą grubo powyżej 7/10. To ja tylko przypomnę, że równo rok temu „zauroczyła” mnie opowieścią o Wiszni, której dałem 10/10 i wypisałem wiele pochwał. Poprzednio, w recenzji „Zesłanej miłości”, konstatowałem:
„… Oprócz zdolności literackich wykazała się niesamowitą
skrupulatnością i pracowitością w uwiarygodnieniu postaci historycznych, jak i
przebiegu zdarzeń….”
Teraz
to szczególnie trudny
sprawdzian dla autorki,
bo każdy Polak
ma, lub wydaje
mu się, że
ma, pewien zakres
wiadomości o „okupacji”
sowieckiej w Polsce,
więc historia Lerskiej (wywózka do
Kazachstanu, armia Berlinga)
czy Zarzecznego (Powstanie Warszawskie),
jak i ich
wspólna (w PRL),
poddana jest czytelniczej
weryfikacji i krytyce
wszystkowiedzących
czytelników. Trzeba dużo
odwagi, by podjąć
tak kontrowersyjny temat.
Gwoli
dokładności podaję, że
na LC, po
5 miesiącach od
wydania, książka ma 7.15 (61 ocen
i 27 opinii), a
więc, jak na
mój gust, za
mało, lecz liczę
na to, że
moja recenzja zwiększy
znacząco ilość czytelników,
jak i wpłynie
na ilość gwiazdek. (Ilość fanów
autorki wzrosła w ciągu roku z 20
do 37)
Od
pierwszej strony czyta się
„lekko, łatwo i
przyjemnie”, a po 10%
tekstu
trafiam na stwierdzenie
znane mnie, jak
i autorce, a
dzięki temu i
jej bohaterowi Zarzecznemu,
lecz nie znane
ogółowi społeczeństwa bądź
udającemu nieświadomość, co
szczególnie ujawnia się
w oskarżeniach o
kolaboracje z kacapami:
„….rząd
londyński wyraźnie nakazał, by zaprzestać bojkotu, sabotażu i zajmować
wszelkie możliwe stanowiska, wszędzie wprowadzać swoich ludzi. To pewnie
mogę…”
Niezwykle istotne jest
to umyślnie niedokończone
zdanie: „To pewnie
mogę…” uruchamiające wojnę
polsko-polską we wzajemnym
opluwaniu się, a
poniekąd rozstrzygniętą przez
kryterium Bartoszewsliego: „Przyzwoitość”.
Boleśnie rzetelna Maludy
nie mogła nie
skomentować kąśliwie końca
wojny:
„…Rosjanie wkroczyli do Berlina, w pierwszych
szeregach szło Wojsko Polskie, a w Warszawie nikt na to nie zwracał
uwagi. Nikt z tej okazji nie pił wódki, a w powietrze nie
leciały wystrzeliwane na wiwat serie z pepesz. Ot, życie…”
Bo panuje do
dzisiaj niesprawiedliwość, że
tacy sami nieszczęśnicy z
sowieckich przesiedleń bądź
łagrów są diametralnie
różnie oceniani zależnie
od tego czy
zdążyli załapać się
do Andersa czy
przyszli z Berlingiem.
To „Ot, życie…”
prowokuje mnie do
wspomnienia, że równo
rok później Wlk. Brytania
zakazała Polakom uczestnictwa
w defiladzie z
okazji pierwszej rocznicy
zakończenia wojny. Ot, życie…
Po 30% tekstu wyjaśnienie
tytułu:
„…gdy okazało się, że to będą Rosjanie, roiliśmy,
że sami się wyzwolimy i przyjmiemy ich jako gospodarze wolnego kraju.
I tylko kupa nieszczęść z tego wynikła. To miasto jest
gruzowiskiem, my jesteśmy gruzowiskiem, bo nie potrafimy żyć, tylko wspominamy
i wspominamy….”
Stara
maruda ze mnie,
więc wyrażę swoje
odmienne zdanie na
temat referendum „3x TAK”,
które reżim ładnie
rymował: „..Niemcom na
wspak”, a Maludy
przytacza jego pytania
i wyraża konkluzję:
„…Wszem wobec ogłoszono, że trzy razy „tak” powiedziało prawie
siedemdziesiąt procent społeczeństwa, ale wszyscy wiedzieli, że to kłamstwo….”
Autorka i Paczkowski
z IPN. A
ja, trzyletni brzdąc
w 1946, słyszałem
w domu, że
władza była przygotowana
do fałszerstwa, lecz
fachowa propaganda oraz
zmyślne pytania spowodowały,
że duża część
społeczeństwa, w dobrej
wierze odpowiedziała „tak”
i fałszerstwo nie
było potrzebne. Oczywiście,
jest to przeciw
ogólnie panującemu zdaniu,
lecz proszę Państwa
o przeczytanie pytań
i podanie powodów
głosowania na „nie”
z przyczyn merytorycznych, a
nie politycznych. Nie
wierzę, że w
ubeckim państwie większość
społeczeństwa chciała manifestować
swoje antyreżimowe nastawienie.
Pamiętam raczej ogólnospołeczny strach
i konformizm. Ale
to drobiazg, bo
z autorką zgadzam
się we wszystkich
trudnych interpretacjach faktów
i nastrojów.
Szczególnie cennie autorka
opisuje kontakty z
bezpieką bez wiedzy
partnera, co mnie
przypomina tragedię Jasienicy, a
z drugiej strony
rywalizację w donosach Lejzorka
i Pukie u
Erenburga. Natomiast autorka
zaskoczyła mnie stwierdzeniem, zapewne
udokumentowanym, które
wkłada w usta Ewy:
„…I wstyd też,
że sam Wyszyński powiedział, iż lepiej by było, gdyby Żydzi wynieśli się
z Polski!”
Zrobiła się
druga w nocy,
a ja czytam
ostatni rozdział, w
którym autorka wyręczyła
mnie pisząc:
„…Uzmysłowiła
mu, że z tej wojny nikt nie wyszedł bez skazy. W każdym razie
niewielu. W czasach, które teraz nadeszły, też trudno było zachować się
zgodnie z prostymi zasadami przyzwoitości. Trzeba było się godzić na
mniejsze lub większe świństwa, kiedy chciało się po prostu żyć….”
Może bym
lepiej napisał po
przemyśleniu, lecz nerwus
z natury jestem
i chcę swoim
zachwytem natychmiast się z Państwem
podzielić, a jako
stary zgred, a
więc znawca tematu,
nie mogę dać
innej oceny niż
10/10
Wysoka nota. Pozdrawiam !
ReplyDelete