Sunday, 6 September 2020

Aleksandra Katarzyna MALUDY - „Gruzowisko”

Patrzę  na  LC,  a  Maludy  ma  już  7  pozycji,  każdą   grubo  powyżej  7/10.    To  ja  tylko  przypomnę,  że  równo  rok  temu  „zauroczyła”  mnie  opowieścią  o  Wiszni, której  dałem  10/10  i  wypisałem  wiele  pochwał.   Poprzednio,  w  recenzji  „Zesłanej  miłości”,  konstatowałem:

„… Oprócz zdolności literackich wykazała się niesamowitą skrupulatnością i pracowitością w uwiarygodnieniu postaci historycznych, jak i przebiegu zdarzeń….”

Teraz  to  szczególnie  trudny  sprawdzian  dla  autorki,  bo  każdy  Polak  ma,  lub  wydaje  mu  się,  że  ma,  pewien  zakres  wiadomości  o  „okupacji”  sowieckiej  w  Polsce,  więc  historia   Lerskiej (wywózka  do  Kazachstanu,  armia  Berlinga)  czy  Zarzecznego (Powstanie  Warszawskie),  jak  i  ich  wspólna  (w  PRL),  poddana  jest   czytelniczej  weryfikacji  i  krytyce  wszystkowiedzących  czytelników.   Trzeba  dużo  odwagi,  by  podjąć  tak    kontrowersyjny  temat.   

Gwoli  dokładności  podaję,  że  na  LC,  po  5  miesiącach  od  wydania,  książka  ma  7.15 (61 ocen i 27 opinii),   a  więc,  jak  na  mój  gust,  za  mało,  lecz  liczę  na  to,  że  moja  recenzja  zwiększy  znacząco  ilość  czytelników,  jak  i  wpłynie  na  ilość  gwiazdek.  (Ilość  fanów  autorki  wzrosła w ciągu  roku  z  20  do  37)

Od  pierwszej strony  czyta  się  „lekko,  łatwo  i  przyjemnie”,  a  po  10%  tekstu   trafiam  na  stwierdzenie  znane  mnie,  jak  i  autorce,  a  dzięki  temu  i  jej  bohaterowi  Zarzecznemu,  lecz  nie  znane  ogółowi  społeczeństwa  bądź  udającemu  nieświadomość,  co  szczególnie  ujawnia  się  w  oskarżeniach  o  kolaboracje  z  kacapami:
„….
rząd londyński wyraźnie nakazał, by zaprzestać bojkotu, sabotażu i zajmować wszelkie możliwe stanowiska, wszędzie wprowadzać swoich ludzi. To pewnie mogę…”

Niezwykle  istotne  jest  to  umyślnie  niedokończone  zdanie:  „To  pewnie  mogę…”  uruchamiające  wojnę  polsko-polską  we  wzajemnym  opluwaniu  się,  a  poniekąd  rozstrzygniętą  przez  kryterium  Bartoszewsliego:  „Przyzwoitość”.

Boleśnie  rzetelna  Maludy  nie  mogła  nie  skomentować  kąśliwie  końca  wojny:

„…Rosjanie  wkroczyli do Berlina, w pierwszych szeregach szło Wojsko Polskie, a w Warszawie nikt na to nie zwracał uwagi. Nikt z tej okazji nie pił wódki, a w powietrze nie leciały wystrzeliwane na wiwat serie z pepesz. Ot, życie…”  

Bo  panuje  do  dzisiaj  niesprawiedliwość,  że   tacy  sami   nieszczęśnicy  z  sowieckich  przesiedleń  bądź  łagrów     diametralnie  różnie  oceniani  zależnie  od  tego  czy  zdążyli  załapać  się  do  Andersa  czy  przyszli  z  Berlingiem.   To  „Ot,  życie…”   prowokuje  mnie  do  wspomnienia,  że  równo  rok  później  Wlk. Brytania  zakazała  Polakom  uczestnictwa  w  defiladzie  z  okazji  pierwszej  rocznicy  zakończenia  wojny.  Ot, życie…

Po  30% tekstu  wyjaśnienie  tytułu:

„…gdy  okazało się, że to będą Rosjanie, roiliśmy, że sami się wyzwolimy i przyjmiemy ich jako gospodarze wolnego kraju. I tylko kupa nieszczęść z tego wynikła. To miasto jest gruzowiskiem, my jesteśmy gruzowiskiem, bo nie potrafimy żyć, tylko wspominamy i wspominamy….”

Stara  maruda  ze  mnie,  więc   wyrażę  swoje  odmienne  zdanie  na  temat  referendum  „3x TAK”,  które   reżim  ładnie  rymował:  „..Niemcom  na  wspak”,  a  Maludy  przytacza  jego  pytania  i  wyraża  konkluzję:

„…Wszem wobec ogłoszono, że trzy razy „tak” powiedziało prawie siedemdziesiąt procent społeczeństwa, ale wszyscy wiedzieli, że to kłamstwo….”

Autorka  i  Paczkowski  z  IPN.  A  ja,  trzyletni  brzdąc  w  1946,  słyszałem  w  domu,  że  władza  była  przygotowana  do  fałszerstwa,  lecz  fachowa  propaganda  oraz  zmyślne  pytania  spowodowały,  że  duża  część  społeczeństwa,  w  dobrej  wierze  odpowiedziała  „tak”   i   fałszerstwo  nie  było  potrzebne.   Oczywiście,  jest  to  przeciw  ogólnie   panującemu  zdaniu,  lecz  proszę  Państwa  o  przeczytanie  pytań  i  podanie  powodów  głosowania  na  „nie”  z  przyczyn   merytorycznych,  a  nie  politycznych.  Nie  wierzę,  że  w  ubeckim  państwie  większość  społeczeństwa  chciała  manifestować   swoje  antyreżimowe  nastawienie.  Pamiętam  raczej  ogólnospołeczny  strach  i  konformizm.    Ale  to  drobiazg,  bo  z  autorką  zgadzam  się  we  wszystkich  trudnych  interpretacjach  faktów  i  nastrojów.  

Szczególnie   cennie   autorka  opisuje  kontakty  z  bezpieką  bez  wiedzy  partnera,  co  mnie  przypomina  tragedię  Jasienicy,  a  z  drugiej  strony  rywalizację w  donosach  Lejzorka  i  Pukie  u  Erenburga.   Natomiast  autorka  zaskoczyła  mnie  stwierdzeniem,  zapewne  udokumentowanym, które  wkłada  w usta  Ewy:

„…I wstyd też, że sam Wyszyński powiedział, iż lepiej by było, gdyby Żydzi wynieśli się z Polski!”

Zrobiła  się  druga  w  nocy,  a  ja  czytam  ostatni  rozdział,  w  którym  autorka  wyręczyła  mnie  pisząc:

„…Uzmysłowiła mu, że z tej wojny nikt nie wyszedł bez skazy. W każdym razie niewielu. W czasach, które teraz nadeszły, też trudno było zachować się zgodnie z prostymi zasadami przyzwoitości. Trzeba było się godzić na mniejsze lub większe świństwa, kiedy chciało się po prostu żyć….”

Może   bym  lepiej  napisał  po  przemyśleniu,  lecz  nerwus  z  natury  jestem  i  chcę  swoim  zachwytem   natychmiast  się  z  Państwem  podzielić,  a  jako  stary  zgred,  a  więc  znawca  tematu,  nie  mogę  dać   innej  oceny  niż  10/10 

1 comment: