Truman CAPOTE - "Harfa traw"
Wskutek niedopatrzenia, brak mojego głosu na temat twórczości Trumana Capote, staram się zrekompensować obecnie, pisząc krótkie notki o książkach, którymi fascynowałem się 60 lat temu.
Po "Innych głosach, innych ścianach", uległem urokowi "Harfy traw", o której trafnie pisze na LC "Ula_Pełen zlew", której recenzję polecam. Pozwalam sobie zacytować jej fragment:
".....kiedy w „Harfie traw” Capote „domy wieszczą nocą katastrofę nagłą bezlitosną jasnością” wiem już na pewno, że to jest jedna z tych książek, których nie wolno zbyć obojętnością.
A przecież to opowieść, której można przy pierwszym spotkaniu zarzucić naiwność… Bo kto słyszał, żeby dobrotliwa, dobrze sytuowana stara panna wraz z nastoletnim siostrzeńcem sierotą oraz służącą - bezzębną Murzynką twierdzącą zawzięcie, że jest Indianką - wyprowadzała się w środku nocy do zagubionego w Lesie Nadrzecznym domku na drzewie?..."
Aby mój zachwyt był jasny, podaję, że w tym samym czasie święcił największe triumfy "Buszujący w zbożu", a ja często wynajmowałem fiakra, by poczuć świat, w którym "zaczarowana dorożka, zaczarowany dorożkarz, zaczarowany koń..".....
Magiczny, zmysłowy świat przedstawiony w tych trzech książkach ("Inne głosy...", "Harfa traw". "Śniadanie u Tiffany'ego") świadczy o zasadniczych zmianach mentalności autora "Z zimną krwią". Ja uwielbiam tego pierwszego!
No comments:
Post a Comment