Wednesday, 10 February 2016

Danielle STEEL - "Tato"

Danielle STEEL - "Tata"

TYPOWE CZYTADŁO!
Danielle Steel (ur. 1947), autorka ponad 100 książek, czwarta na "List of best-selling fiction authors", z 800 mln egzemplarzy, za Szekspirem (2 mld), Agatą Christie (2 mld) i Babarą Cartland (1 mld). Steel ma dodatkowy atut w rywalizacji: w przeciwieństwie do pozostałych żyje i pisze. Jest tak popularna, że rekomendacji nie potrzebuje, więc mam miejsce i czas, by zaprotestować przeciw określaniu jej twórczości jako "literatury dla kobiet". (Tak napisano np w Wikipedii), Drogie Panie! Przecież takie określenie jest wobec Was obraźliwe i dyskryminujące.. Protestujcie! Nie ma "literatury dla kobiet"; jest tylko literatura dobra i zła.
Oczywiście, kryteria dobra i zła są różne. Np mimo ponad 100 tytułów Pani Steel nie dostała żadnej prestiżowej nagrody literackiej. Ale ile nagród zebrały chały, knoty i ramoty. Tak więc nawet dobrze, że odpada możliwość porównania jej z autorami tych nagrodzonych utworów.
Mnie ta książka zainteresowała ze względu na proponowany model rodziny, bardzo różny od mojego, konserwatywnego, europejskiego. Staram się oddzielać prywatne życie autora od jego dzieła, lecz informacja na okładce o elementach autobiograficznych, prowokuje mnie do ujawnienia, że autorka była szczęśliwą mężatką razy PIĘĆ. Stąd chyba ten - nazwijmy go delikatnie - chłodny stosunek do instytucji małżeństwa.
Nie pierwsza to książka amerykańska, i zapewne nie ostatnia, w której ludzie biorą ślub, płodzą dzieci i wszyscy udają, że się kochają, więc obłudnie się uśmiechają zapewniając, że "It's fine!!". No i przychodzi kryzys kobiety czterdziestoletniej, w którym już nic nie jest "correct", bo brak siły i woli, by dalej się dusić w "political correctness". Przyjmowała zrządzenia losu, w postaci kolejnych dzieci, mniej lub bardziej potulnie, a teraz, po czterdziestce, wpada w rozpacz i panikę z powodu straconych lat wskutek zajmowania się wyłącznie domem. Miała marzenia, a obowiązki domowe zmuszały do odkładania ich w nieokreśloną przyszłość. Stanowi psychicznemu czterdziestojednolatki sprzyja wiek dzieci, które już nie wymagają tak czasochłonnej opieki, bo niedługo wyfruną z domu.
Dalsze zdarzenia po odejściu żony i matki są nieistotne, bo przeróżne wersje wydarzeń jest wymyślić każdy i dlatego skupiam się na tej egoistycznej decyzji.
Podstawową komórką społeczeństwa jest rodzina i nikt nie ma szans tego zmienić. Jeśli ktoś jest innego zdania, to gorzej dla niego i jego bliskich (jeśli takowych jeszcze ma). Zanik wartości tej komórki skutkuje utratą więzi rodzinnych i żyje się, do pewnego momentu, razem, lecz obok siebie. Nie będę się nad tym rozwodził, bo każdy to widzi wokół siebie. Pomaga negatywnie w tym również kult mamony. Patrzę na swoje wnuki, które idąc ze swoją dziewczyną czy chłopakiem, gdziekolwiek, na mecz, do kina, czy na piwo, płacą osobno każdy za siebie; małżeństwo w średnim wieku na lunchu - każdy placi za siebie, a połowę płatności za wspólny dom reguluje Pan domu czekiem wystawionym na Panią.
Wszystko zaplanowane, z uśmiechem realizowane, bez miejsca na 'ułańską" fantazję. I właśnie przez to obrzydliwie nudne. Bo przewidywalne i do wymiotów przyzwoite. Bohaterka nie chce mieć dzieci, Ma 23 lata, ambicje zawodowe i prywatne. Ale boi się, i trzykrotnie rodzi niechciane dzieci. Pod presją męża i otoczenia nie potrafi tych więzów poluźnić przez 20 lat. Czy teraz ma więcej siły? Wątpię, po prostu wykorzystuje moment, gdy trafiła się wolą niebios przerwa w rodzeniu i opieki nad kolejnym niemowlakiem. Wolą niebios, bo zainteresowani potrafią się tylko po małżeńsku kopulować, ale środków antykoncepcyjnych nie umieją stosować, a sama myśl o skrobance, obecnie nazywanej aborcją, wywołuje u "konserwatywnego" mężusia (podobno wykształconego)-skrajne przerażenie. CO ZA DULSZCZYZNA!!
Czy ja ganię czy chwalę bohaterkę ? Nie mam zwyczaju leżącego kopać. Pozostanie niewolnikiem we własnym domu, w którym nawet zalążku normalnej rodziny nie ma, jest bezsensownym poświęceniem nie wiadomo w imię czego. Odejście to zdrada własnych dzieci, bo skromnych więzi wynikających ze wspólnego mieszkania, na odległość podtrzymać się nie ma, a i szansa na nowe, lepsze życie też złudna, bo jak ktoś bezdennie głupi był 20 lat, to nagle nie zmądrzeje. Tak ostro, bo setki tysięcy kobiet na całym świecie łączy karierę zawodową z obowiązkami domowymi. Naszej bohaterce z dobrobytu we łbie się przewróciło i przez 20 lat nic nie robiła, a gdy obudziła się z ręką w nocniku, to kieruje się wyłącznie egoizmem. A czym zasłużył się mąż, że tak go na starość potraktowała
Przeczytać można, może autorka dojdzie do 1 mld egzemplarzy i będzie ją stać na szóstego męża!!

No comments:

Post a Comment