Charles NICHOLL - "Leonardo da Vinci, Lot wyobraźni"
Nicholl zaserwował nam biografię m o n u m e n t a l n ą: ponad 700 stron profesjonalnej oceny dzieł geniusza, tak doskonałą, że przytłaczającą czytelnika. Powiedzmy jednak szczerze: wszyscy podziwiają wszechstronność geniusza, ale mało kogo interesują szczegóły dotyczące jego tytanicznej pracy. Dla tych mniej wytrwałych postanowiłem wyłuskać ciekawostki, które czynią jego osobę nam bliższą. Więc najprzód - nie tylko bękart, ale jeszcze mańkut; w dodatku bez znajomości szkolnej łaciny.
Fizycznym tatusiem był ser Piero da Vinci, mamusią Caterina, biedna plebejuszka, którą wydano za mąż, za Accattabriga, czyli awanturnika (s.45):
"...ten, który szuka (accatta) zaczepki (briga)"
Naprawdę nazywał się przepięknie: Antonio di Piero Buti del Vacca. Prawdziwy ojciec, ser Piero, interesował się synem, zorganizował naukę na wsi, a gdy Leonardo ukończył 14 lat (w 1466) (s.83):
"...Pewnego dnia ser Piero zaniósł kilka szkiców syna do Andrei del Verrrocchia, z którym był w przyjaźni, i spytał, czy warto Leonarda uczyć rysunku. Zdumiony niezwykłym talentem chłopca Andrea namówił Piera, by zachęcił syna do nauki przedmiotu. Po omówieniu warunków terminu zachwycony decyzja ojca Leonardo został uczniem w pracowni mistrza..".
A teraz wypada przyswoić język wtedy używany, by zrozumieć niuanse edukacji Leonarda. Gdy mówimy, że Leonardo „trafił do pracowni” Andrei, to chodzi nam o bottegę (s.113):
„..Bottega była nie tylko warsztatem i wytwórnią sztuki, ale także miejscem spotkań i dyskusji artystów, plotkarskim forum oraz kuźnią nowych technik i idei. Dla niewykształconego Leonarda była uniwersytetem...”.
Może i kuźnia, może i uniwersytet, ale z mojej strony to podziw dla pracowitości ludzi tamtych czasów. Nicholl opisuje wszystkie czynności towarzyszące powstaniu dzieła sztuki, w tym skomplikowane sporządzanie farb i uświadamia mnie do jakiego lenistwa doprowadził nas postęp cywilizacyjny, gdy wszystko mamy „gotowe”. Z tą bottegą jeszcze jeden problem - seksualny; autor nie może się zdecydować, czy na wzór Sokratesa kopulującego Platona, mistrz Andrea czynił to z Leonardem, czy też ino czeladnicy chucie rozładowywali w homoseksualnych igraszkach.(ok.s. 115).
Tak czy inaczej młody Leonardo był wciągany przez młodych florentczyków w hedonizm, o czym pisał sam Machiavelli (s. 123):
„...Bardziej niż dotąd rozwiązła młódź zaczęła ponad miarę wydawać na stroje, biesiady i zbytki, próżniacząc się i trwoniąc pieniądze na hazard i kobiety...”
Takim to dobrze... Barwny opis życia we Florencji wzbogaca biografię Leonardo, z którą zostawiam Państwa sam na sam, tłumacząc tylko, ze stosunkowo niska ocena (7 gwiazdek) spowodowana jest fragmentami nudnawymi dla czytelnika – dyletanta, jakim ja się czuję
No comments:
Post a Comment