Thursday, 1 October 2020

Mario Vargas Llosa - „Burzliwe czasy”

Ustawiam chronologicznie książki dotychczas przeze mnie oceniane:

1969 Rozmowa w "Katedrze" - gwiazdek 6
1981  Wojna  końca  świata 5                                                                                                                 1984 Historia Alejandra Mayty 5
1987 Gawędziarz 5
1997 Listy do młodego pisarza 2
2006 Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki 1
2010 Marzenie Celta 7
Wnioski z powyższego - żadne, chyba, że "pańska łaska na pstrym koniu jeździ". Uzupełniam: w 2010 dostał na starość Nobla, a na LC ma 30 książek z ocenami od 5,75 do 7,95.

Skoro,  jak  widać,  nie  przepadam  za  noblistą,  to  czemu  przeczytałem  tyle  jego  książek?  To  wpływ   mojego  super  inteligentnego  znajomego,  który  na  LC  pisze  pod  hasłem  „Jonasz”   i  stara  się  przekonać  mnie  do  tego  autora  (on  „Rozmowie  w  Katedrze”  dał  9/10,  a  „Marzeniu  Celta” – 10/10).

Po  czterech  latach  przerwy  biorę  się  z  rezerwą  do  tej  lektury,  napisanej  w  2019  roku,  przez  83-letniego  pisarza.    Stary  i  schorowany  jestem,  więc  z  radością  znalazłem  recenzję   Andrzeja  Kaniewskiego,  zbieżną  z  moimi  odczuciami,  na: 

https://www.fakt.pl/hobby/ksiazki/mario-vargas-llosa-i-jego-powiesc-o-gwatemali/zt4gwg1#slajd-3

„Kłamstwa, seks i zamachy stanu

Ambitny, lecz naiwny prezydent chciał, żeby jego kraj miał gospodarkę opartą o amerykańskie wzorce, a wielka amerykańska firma wreszcie zaczęła płacić w jego ojczyźnie, Gwatemali, podatki. Ale Amerykanie nie mieli takiego zamiaru. Rozpętali więc kampanię PR, w której łgali, że Gwatemala to przyczółek ZSRR. Od tego zaczyna się najnowsza powieść Mario Vargasa Llosy. Czy warto ją przeczytać?

Cenię i szanuję Mario Vargasa Llosę. Peruwiański pisarz, laureat nagrody Nobla, swoimi powieściami wypełnił mi niejeden dzień. „Pantaleon i wizytantki”, „Ciotka Julia i skryba”, „Pochwała macochy”, „Zeszyty don Rigoberta” czy „Dzielnica występku” to książki, do których chce się wracać. Za to na pewno, niestety, nie sięgnę ponownie po jego najnowszą powieść „Burzliwe czasy”. Choć niektórzy pieją nad nią z zachwytu, ja mam o niej kiepskie zdanie.

To prawda, Llosę czyta się z przyjemnością. Potrafi ubawić, zaskoczyć konstrukcją książki, skłonić do zadumy. Przez „Burzliwe czasy” brnąłem jednak niczym przez gwatemalską dżunglę. Z mozołem i pragnieniem, by jak najszybciej wyrwać się z jej skomplikowanego i dusznego labiryntu, wydostać na świeże powietrze innych książek Peruwiańczyka i innych pisarzy. Skąd takie odczucia?

Wynikają przede wszystkim z konfrontacji z chaosem, jakim jest ta opowieść. Reklamuje się ją jako historię brawurowego kłamstwa, które było tak doskonałe, że stało się prawdą. To – głosi dalej reklama – historia uwodzicielskiej i zmysłowej kobiety; relacja z jednej z największych akcji CIA w Ameryce Łacińskiej, w której ta piękna kobieta uczestniczyła. Rzecz o zamachach stanu, dyktatorach polityce i zdradzie. Ostatecznie zawiera w sobie tyle wątków, że aż za dużo. Przez co czytelnik miota się od jednego wątku do drugiego, przemieszcza się w czasie w tę i z powrotem, bohaterowie wchodzą na plan pierwszy, by po chwili niespodziewanie, niemal w pół słowa zniknąć, i potem pojawić się znowu. Jeśli ten chaos był zamierzony – to gratuluję. Ale magnesem na czytelnika, moim zdaniem, nie jest.

Llosa zmieszał w „Burzliwych czasach” historyczną prawdę i fikcję, a z tej mieszanki wyszła niestety niezbyt smaczna potrawa. Być może jednak komuś zasmakuje. Jego prawo.”

 

A  ode  mnie  znowu  5/10

 

 

No comments:

Post a Comment