Ken FOLLETT - "Igła"
Ken Follett (ur. 1949) – walijski pisarz thrillerów, powieści szpiegowskich i historycznych; omawianą wydał w 1978. W Wikipedii czytamy:
"...Jego jedenasta powieść "Igła" z 1978 przyniosła mu sławę, pierwszy raz podpisał się wtedy swoim imieniem i nazwiskiem...."
Wydawnictwo Albatros:
"Wielka Brytania, rok 1944. Trwają przygotowania aliantów do utworzenia drugiego frontu we Francji, zbliża się termin inwazji na Normandię, gdy tymczasem brytyjski wywiad wpada na trop głęboko zakonspirowanego niemieckiego szpiega o kryptonimie "Igła"...."
Lektura wymaga dobrego nastroju i właśnie w taki zostałem wprowadzony charakterystyką pana Gardena (s. 18 e-book):
"...... Był niskim eleganckim mężczyzną, który robił świetne interesy, kiedy dopisywało mu szczęście, a gdy go opuszczało, tracił wszystko..."
Oryginał!! Teraz odnotujmy znaną złotą myśl Churchilla o RAF (s. 65):
“Nigdy jeszcze w dziejach wojen, tak liczni nie zawdzięczali tak wiele tak nielicznym”.
Sensacyjny wątek nabiera rozpędu (s. 73):
"....Straciła dziewictwo bezboleśnie i z entuzjazmem. Może tylko trochę za szybko....."
Nie "za szybko", a za późno, tak rzecze stary koneser.
Fowles ma swoich czytelników za kompletnych idiotów, więc tłumaczy (s. 88):
".....Przemienianie agentów w podwójnych agentów, zamiast ich likwidacji, ma dwie podstawowe zalety – ciągnął Terry. – Jak długo nieprzyjaciel jest przekonany o działalności swych szpiegów, nie próbuje ich zastąpić nowymi, których być może nie bylibyśmy w stanie wykryć. A ponieważ to my dostarczamy informacji, które szpiedzy przekazują swym przełożonym, udaje nam się zmylić wroga i wprowadzić w błąd jego strategów.,,,"
Tylko, że jak GRU uczy, ten kij ma dwa końce, a czasem nawet więcej. A tymczasem dreszcz emocji mną wstrząsa, bo przychodzi... ....wiatr (s. 106):
"...Przychodzi głównie z północnego wschodu, z naprawdę zimnych miejsc, pełnych fiordów, lodowców i gór lodowych. Często przynosi ze sobą niepożądany śnieg, deszcz i przenikliwy chłód i mgły; czasami przybywa z pustymi rękami, żeby wyć, zawodzić i wnosić zamęt, łamiąc krzewy, zginając drzewa, smagając nieokiełznany ocean, który unosi się w coraz to nowych paroksyzmach pianą dzikiego gniewu. Wiatr jest niezmordowany i na tym polega jego błąd. Gdyby przychodził przypadkowo, pokonałby wyspę przez zaskoczenie i spowodował prawdziwe szkody, ale wyspa nauczyła się już współżyć z wiatrem, który ją ciągle odwiedza. Rośliny zapuszczają głębokie korzenie, króliki chowają się daleko w gęstwinie, drzewa wyrastają już powyginane, jakby przygotowane do chłostania przez wiatr, ptaki zakładają gniazda na osłoniętych od wiatru występach, a człowiek buduje domy solidne i małe, których ściany bez strachu witają znajome wiatry..."
I takich dyrdymał bez liku. Oczywiście, akcja powoli się rozwija i w rezultacie powstaje przygodowa książka dla dziatwy i nieoczytanych dorosłych. Proszę Panstwa! Szkoda czasu! Z dwojga złego - o wiele lepszy Suworow, wobec którego nawet GRU jest bezsilne (ha! Ha!)
Czyta się nieźle, więc żeby znowu nie walczyć z całym światem, daję 5 gwiazdek, bo nie ma o co kruszyć kopii. Jedna ze słabszych książek na temat II w. św., jakie kiedykolwiek spotkałem.
No comments:
Post a Comment